Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-11-2023, 20:05   #15
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację


Koszmar jakoś dobrze znajomy i nieznany. Znów została pogrzebana żywcem, tym razem głębiej… i pod tonami skał, a nie martwymi ciałami. Niemniej reszta była jej dobrze znana. Ciasnota, głód i strach.
Pobudka jak zwykle była taka sama. Niemniej wkrótce po niej zadzwonił Joshua. Telefon był krótki. Książę miał dla niej misję do wykonania. Jaką? Tego nie chciał zdradzić przez telefon.
Niemniej była ona ważna i wymagała dyskrecji.
Podsłuchując tę rozmowę ghul zasugerował, że… może… skoro wykonuje tak ważną misję dla Księcia. Może mogłaby uprosić go o jakąś zapłatę za wykonywane zadanie.
Bo ileż można pracować pro bono?


Joshua nakazał jej przyjechać do Róży jak najszybciej. Ponoć już tam na nią czekał.
Cóż… z pewnością czekała na nią Miracella. Uśmiechnęła się i rzekła do caitifki by ta udała się za nią na górę. Poszły po schodach kierując się do gabinetu Lukrecji.
Był tam Joshua i oczywiście była tam i sama Ventrue. Oraz William. Oraz bibliotekarka Nadia z niedużą papierową teczką trzymaną w dłoniach.
- Mamy dla ciebie zadanie wymagające zarówno dyskrecji jak i taktu. Uważasz, że poradzisz sobie?- zapytał wprost szeryf.
Ann nie spodziewała się tego.
- Tak. - odpowiedziała wprost z pewnością - Jakie to zadanie?
- To dość… delikatna sprawa.- zaczął ostrożnie William. - Skontaktowaliśmy się z księciem Nowego Jorku w sprawie draugów, ale z uwagi na delikatną naturę tej informacji i cóż… liczne sposoby na podsłuchanie jej… zdecydowaliśmy się na posłańca który wyjaśni sytuację bezpośrednio księciowi Nowego Jorku i jego świcie. Przekazaliśmy że wyślemy kogoś, ale nie wyjawiliśmy kogo, ani z czym właściwie się tam wybiera. No i… cóż… ty najmniej rzucasz się w oczy.
- Naprawdę? - Ann otworzyła oczy zaskoczona - Chcecie bym to ja tam pojechała rozmawiać?
- Przekazać wieści i odpowiedzieć na pytania. - wtrąciła Nadia.- Nie dopisuj do tego dodatkowej wagi. Nasz wspaniały książę nie raczył jeszcze wyłożyć problemów na tacy przed tobą.-
- Pojedziesz incognito… - odparł Joshua. - … i nieoficjalnie. Co prawda nie powinnaś się pojawić w Nowym Jorku, ale… służby szeryfa przymkną oko na ten detal. Zresztą ktoś z nich cię zgarnie by zaopiekować się tobą podczas tej wizyty. Niemniej jakby ktoś inny cię pytał to… przybyłaś z własnej inicjatywy, by zrobić to co zwykle robisz w mieście.
- Dobrze…
- Musisz być ostrożna. Pamiętaj że choć służby szeryfa mogą przymknąć oczy na twoje pojawienie się przed czasem, to inni… nie muszą. I mogą skorzystać z okazji na ubicie cię w majestacie prawa. - przypomniała jej Nadia.
- Pojedzie z Jackie i jej ekipą. To da jej czasową ochronę przed przypadkowym atakiem.- wtrąciła Lukrecja, a bibliotekarka burknęła. - “Czasową”... super…-
- Niestety nie możemy ruszyć naszych sznurków w samym mieście, by nie przyciągnąć do ciebie uwagi. Oficjalnie to będzie samowolka.- wyjaśnił William. - W razie jednak kłopotów… dzwoń do La Belli.
- Rozumiem. - skinęła głową.
- Pojedziesz z Jackie Santaną. To piosenkarka z klanu Malkavian, która od czasu do czasu koncertuje w mojej siedzibie. Zapewne widziałaś ją wczoraj. Nic nie wie o tej misji, ale zgodziła się zawieźć cię do miasta.- wyjaśniła Lukrecja i skinęła głową ku Nadii. Bibliotekarka podeszła do caitifki i podała jej kopertę.- Tu jest dokumentacja przeznaczona dla Księcia. Dotyczy ona istot i wydarzeń w których uczestniczyłaś. W razie czego spal ją… nikt inny bowiem nie powinien jej widzieć.
Ann spojrzała na Lukrecję.
- Czego powinnam oczekiwać na miejscu przy Księciu?
- Nic… przekażesz kopertę, wyjaśnisz sytuację, odpowiesz na pytania i zostaniesz odesłana do domu. - wzruszyła ramionami Ventrue.- Jesteś zapowiedzianym posłańcem. To posłańcy robią.-
- Masz jeszcze jakieś pytania dotyczące misji?- wtrącił Joshua.
- Czy jest coś, o czym nie powinnam wspominać?
- Nie. Nie wydaje mi się byśmy mieli coś do ukrycia. - zastanowił się Joshua. - W tej kwestii.-
- W razie czego zdaj się na swoje przeczucie. - dodał William.
- Jackie odjedzie za półtorej godziny. Jak masz coś wziąć z domu, to masz czas na to.- wtrąciła Lukrecja.
- A czy jest zaplanowane jak mam wrócić do Stillwater? - Ann spojrzała na Joshuę.
- Nie… ale coś załatwimy.- zapewnił ją Joshua.



Po ustaleniach bezklanowa ruszyła za Joshuą i zbliżyła się do niego, gdy był na schodach prowadzących do głównej sali na parterze.
- Książę, mam jeszcze jedną sprawę do ciebie konkretnie.
- O co chodzi?- zapytał Kainita.
- Wiesz, moja praca nie oferuje mi wielkich zarobków, A potrzebujesz ich więcej niż kiedy mieszkałam z Williamem. - kobieta zaczęła powoli - zastanawiałam się czy byłaby opcja, aby moja wyprawa w interesach dla miasteczka oferowała mi także finansowe zadośćuczynienie.
- Acha… no cóż… ma to sens. Hmm… niech będzie. Dostaniesz zapłatę. Co powiesz na tysiąc?- zapytał po długim rozmyślaniu.
- Półtora. - nagle wypaliła dziewczyna.
- Półtora jeśli wykonasz zadanie śpiewająco. - zgodził się… tak jakby szeryf.
- Deal. - pokiwała głową.


Różowłosa Kainitka która przedstawiła się melodyjnym głosem jako “mów mi Jackie” okazała się sympatyczną osobą. Niezbyt gadatliwą, ale podczas podróży z powrotem cały czas nuciła różne melodie… wyraźnie nasłuchując. Podróż w vanie pomalowanym w nazwy heavy metalowych zespołów trwała dość długo. Jackie nie była dobrym kierowcą i wiedziała o tym. Pogoda nie zachęcała do szaleństw, więc Jackie jechała powoli swoim autem, a jej zespół siedział z tyłu dyskutując nad dalszymi planami muzycznymi. Wyglądało na to że zespół Jackie, “Mists of Mind” jest dość popularny w undergroundowych kręgach muzycznych Nowego Jorku. I grają po różnych nocnych klubach i pubach. Unikali przybytków mainstreamowych i trzymali się z dala klubów tanecznych. I mieli zapełniony grafik aż nowego roku.


Nowy York. Nowy York.


Znowu tu była. W mieście pełnym życia, świateł, krwi tętniącej w żyłach mieszkańców, zarówno tych żywych jak i nieumarłych.


Przejeżdżali kolejnymi ulicami kierując się do centrum miasta. Jackie nuciła pod nosem różne melodie, przeskakując nagle z jednej w drugą. Ann rozglądała się. Wszak była tu nielegalnie i jedynie służby szeryfa przymykały na jej wybryk oko. Co z Nosferatu? Tremere? Co z Brujah?
Tego nie wiedziała.
- Hmm… muszę podrzucić chłopaków do ich lokum w centrum. A potem mogę podwieźć ciebie. To gdzie cię wysadzić? - odezwała się nagle Jackie.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem