Statek "Gwiazda Oceanu"
Gdzieś na Atlantyku.
Trzech obcych sobie facetów, bardzo późną porą zawitało na 4-ty pokład luksusowego statku… a właściwie to na schodach owego czwartego pokładu, bowiem dalej nie chciało ich przepuścić dwóch gości z obsługi.
Azjata, starszy wiekiem kowboj, i jakiś brodaty-wytatuowany-bysio spojrzeli po sobie… a trochę już starsza, choć nadal nawet atrakcyjna, i przede wszystkim cycata blondynka, kłóciła się z trzecim typem z obsługi parę metrów dalej w korytarzu:
- Zostawiłam w automacie 345 dolców do jasnej cholery! Co mnie jakaś ewakuacja!! Tam jest moja kasa, I chcę ją odzyskać! - Kobieta gestykulowała palcem przed samym nosem zmieszanego delikwenta.
- Proszę pani, trzeba opuścić ten pokład, i iść w górę…
- Nigdzie nie idę!
No i w ciągu kilku sekund zrobił się mały burdel.
Kowboj twierdził, że ta blondi to jego żona, a w automacie niby i jego kasa… Azjata chciał komuś nieść pomoc, wyjaśniając, iż jest lekarzem… a wytatuowany bysio chciał koniecznie wiedzieć o co kaman, i to bez ściemniania!!
Wśród zaś licznych próśb, nalegań, dyskusji, i innych takich, w sumie coraz bardziej się jednak zaostrzających, wszystko zmierzało do… rękoczynów??
Wtedy jednak…
-
Khhht, potrzebujemy pomocy!! - Odezwała się krótkofalówka jednego gościa z obsługi -
Pasażerowie nie są martwi! Khht, oni wszyscy ożyli, i nas zaatakowali!! Jezu… wracamy… khhht.
….
Po kilku minutach wrócili. Jedynie we dwóch. Dwóch ludzi, z trzech drużyn strażaków, którzy zeszli na niższe pokłady! Obaj mężczyźni byli zasapani, poszarpani, i pokrawieni?? Na ich twarzach zaś malował się strach.
- Co się stało?
- Co się tam na dole dzieje? - Zaczęto ich wypytywać, sadzając na schodach, a ktoś wepchnął Ryu apteczkę w dłonie, skoro niby był lekarzem.
- Resztki zielonych oparów… wszędzie cisza…
- Wszyscy martwi. Zabici we śnie.
- A potem… ożyli. I się na nas rzucili… warczeli…
- Zaczęli szarpać, i gryźć!
- Tak… oni… oni chyba chcieli… nas zjeść?
Wszyscy zbaranieli. Co ci strażacy opowiadali??? Ale faktycznie, jeden został ugryziony w nadgarstek, drugi nie miał palca!!
- Gdzie nasi lekarze?
- Już tu idą, obudzeni o 2 w nocy kilka minut potrzebują…
- Jezu, co robimy? I nadal brak kontaktu z mostkiem? - Załoganci zaczęli dyskutować między sobą, a trzech męskich pasażerów dowiedziało się o nowej, również niepokojącej sprawie.
~
- Geeez gościu, pierdolisz jak potłuczony - Mruknął w końcu jeden z towarzyszy
Marka, podchodząc do niego, i ściągnął swoją maskę przeciwgazową.
W tym czasie, po przetrząśnięciu ciała zastrzelonego załoganta, znalazły się z jego portfela 52$, elektroniczna karta z numerem 9(numer pokładu??), jakiś zwykły klucz, zapalniczka, i napoczęta paczka fajek.
- Widać, że mało wiesz, więc jesteś jednym z tych prostaków, co to mają ledwie milionik dostać? Jest tajny pokład, jako -1, w części niedostępnej dla pasażerów, jak i załogi, hehe - Gadał dalej typek przy Marku - A już niedługo nas zabierze łódź podwodna, i finito! Więc nie panikuj, i… w sumie trzymaj jadaczkę, hehe.
Trzeci z terrorystów, zbliżył się do pozostałych, przysłuchując się, jednak jakoś maski nie ściągał.
- A kto powiedział, że wy przeżyjecie? - Przez filtr dało się słyszeć kobiecy głos, i szczęk jej MP5, które przeładowała, lufę kierując prosto w nich… fuck.
~
Zmajstrowanie, a po chwili i odpowiednie wykorzystanie mp4, nie było dla
Emmy większym problemem. Jednak w eterze panowała dziwaczna cisza, co było raczej nietypowe, jeśli obecnie na statku trwała jakaś akcja odnośnie jakiejś sytuacji awaryjnej?
Dziewczyna więc siedziała na łóżku, ciężko rozmyślając co dalej, z “szumiącym” mp4 w dłoni, gdy w końcu…
-
Khhht, potrzebujemy pomocy!! - Ktoś tam się odezwał -
Pasażerowie nie są martwi! Khht, oni wszyscy ożyli, i nas zaatakowali!! Jezu… wracamy… khhht.
Emma zamrugała kilka razy oczami, wpatrując się w mp4. To co usłyszała, brzmiało tak nierealnie, zupełnie jakby było wyjęte prosto z jej gier komputerowych?!
Godzina 03:00
Ledwie kilka minut po powrocie dwóch rannych strażaków, z dolnych pokładów zaczęli nadchodzić… dziwnie mruczący, i cicho jęczący, bladzi pasażerowie.
Przy pomocy tych ledwie pięciu obsługantów, szybko zatrzaśnięto wszelkie drzwi na schodach, po czym i je zamknięto na klucz. Starano się także zablokować wszelkie przejścia z pokładów poniżej 4… zjawiło się również dwóch lekarzy, którzy zabrali poszkodowanych strażaków.
- Proszę wracać na wyższe pokłady. Proszę wracać do swoich kabin. Staramy się opanować sytuację, musimy nawiązać kontakt z mostkiem, z resztą załogi. Blablabla… - Marudzili załoganci, starając się odesłać
Louisa, Ryu, Samuela z żoną, w cholerę.
A “Gwiazda Oceanu” sobie spokojnie płynęła przez Atlantyk, niby nic…
***
Komentarze za chwilę