Jadarit uśmiechnęła się odrobinę szerzej i odrobinę bardziej drapieżnie. Gęste, czarne rzęsy zatrzepotały niewinnie, jak motyle skrzydełka.
- Dlaczego nie uważasz, panie, że przywiodła mnie tu zwykła sympatia i chęć spędzenia czasu z tak wspaniałym dżentelmenem? – spytała słodkim głosem, jednak na widok jego spojrzenia zachichotała i pokręciła głową – No dobrze, może nie tylko. Hm… Widzisz, panie, tych dwóch mężczyzn siedzących przy tamtym stoliku, naprzeciwko nas? Jeden z nich to mój pracodawca. Niewiele o nim wiem, tak samo, jak o jego towarzyszach. Wolałabym mieć ich na oku. A z mojego wcześniejszego miejsca nie mogłam obserwować go bez wzbudzania podejrzeń.
Cóż, jak mówią, półprawda to tylko pół i prawda.
- Ale gdzie moje maniery. Jestem Jadarit Ane Leraje. Rzeczywiście, przed chwilą zajmowałam się interesami. Ostatnio coraz rzadziej zdobyć można uczciwą prace. A tu taka niespodzianka.
Zamilkła na chwilę, i, nie spuszczając oczu ze szlachcica, upiła łyk brunatnego napoju z pucharu.
- Ale, przecież widziałam, panie Rodericku, że pan również był bardzo zainteresowany naszymi sprawami. Nie spuszczał pan z nas oka. Czy się mylę?
__________________ Tyger! Tyger! burning bright
In the forests of the night
What immortal hand or eye
Could frame thy fearful symmetry? |