Wątek: Tacy jak ty 2
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-09-2007, 21:16   #870
Blacker
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
- Oh, wreszcie ktoś dobrze wychowany! – uśmiechnął się pociesznie Verion.
- Nie oceniaj jednak nas, najniższego rzędu wedle naszych stwórców
- Jako sam stwórca, wiem co nieco o powstałych z mojej mocy „dziełach” – pocieszył przyjaznym tonem. – Wszystko co powstaje z mego chaosu, nie zostało stworzone na moje podobieństwo, by jak najbardziej różnorodne, mogło kreować jak najbardziej urozmaicony chaos. Zresztą, jestem teraz silniej po stronie Phibriza niż kiedykolwiek! – zapewnił wesoło.
- Mój stworzyciel był wrogiem Valgaava, ale to nie znaczy, że i ja nim jestem.
- Legion...? – uśmiechnął się odkrywczo Verion, kiedy spojrzałeś mu w oczy.
- Wiedz, że mimo naszej zerowej siły także możemy coś zmieniać.
- Oczywiście – poparł, i miałeś wrażenie, że doskonale cię rozumie.
- Ciebie to najpewniej bawi...
- Bynajmniej! – przerywa ci. – Ja, na ten słodki przykład, zmieniłem tak wiele, iż teraz będąc Kiharą, muszę ukrywać własną egzystencję przed całą resztą chaosu. Przed tym, któremu byłem bezgranicznie wierny i oddany.

Tak, jego tożsamość została odkryta - najpewniej ten skurczybyk przeanalizował jego chaos i wyczuł swoją cząstkę - można by powiedzieć, że był on jego praprzodkiem - do którego jednak nie odczuwał nawet najmniejszych więzi rodzinnych, wręcz przeciwnie. Jego część jednak mówiła mu, że niezależnie od tego, czy są przyjaciółmi czy wrogami, z nim najlepiej potrafiłby się dogadać, nieważne, czy to w dźwiękach walki czy przy trunku (który niestety, na nich nie działał)

Gnom doznawał kryzysu osobowości, anioł sprowadził towarzystwo, a Valgaav z Verionem wymieniali się uprzejmościami. Nie przykładał zbyt wielkiej wagi do ich rozmowy, dopóki nie padło w nich jedno słowo. ,,Oko światła" - artefakt pożądany tymczasem przez niego bardziej, niż cokolwiek innego. Dusza Starfire, ogromna potęga i symbol, jakim był sam w sobie dałyby mu ogromną potęgę - wystarczającą, żeby rozpocząć ogromną falę, falę dusz i umysłów, zapoczątkować nowy nurt w historii. Zmienić wszystko, albo zginąć próbując - nie liczył się wynik, był on wręcz sprawą drugorzędną. Najważniejsze było to, by to on był tym, który spróbuje - a demony nigdy nie zapominają, jego imię być może stanie się przez to symbolem, który poderwie innych do tego wielkiego dzieła.


Jedno jest pewne. To wszystko musi się zmienić, czego świadome były wszystkie demony. I być może, jak już powiedział był on tylko pomniejszym demonem, nawet nie był nim w pełni ale już dokonał więcej, niż którykolwiek z jemu podobnych - no bo który z nich spotkał kiedyś Veriona, uważanego za zniszczonego? Czy kiedykolwiek stał na krawędzi konfliktu dwóch takich potęg? Raczej nie.


Verion opowiadał, Astaroth słuchał uważnie. Wszakże, najpewniej skończą naprzeciw siebie, ale on także znał uczucie, jakie dawała biel, kiedy była absorbowana przez demona. Widać spotkał on istotę czystej bieli, skąd naprawdę mógł jej zaczerpnąć - przy jego opisie już i tak niezbyt biały (szary?) anioł bladł jeszcze bardziej - biel, którą od niego brał nie dość, że była słaba to jeszcze bez przekonania, jakby idee dawno już zostały zapomniane i nikt ich nie przestrzegał


Potem Verion przeszedł do rozgrywki, chcąc wyłudzić do Valgaava oko światła, szantażując go smoczym jajem. Astaroth zamarł w oczekiwaniu - gdyby smok miał mu przekazać artefakt gotów był przeteleportować się i zniszczyć jajo, choćby się to dla niego miało skończyć tragicznie. Dzięki chaosowi jednak, nie był zmuszony do podjęcia tak radykalnych kroków, jajo było martwe, więc nie istniało ryzyko. Niestety, kiedy już miało dojść do konfrontacji, najpewniej zakończonej widowiskowym zniszczeniem miasta i ogromem niewinnych ofiar - oczywiście, jeśli ktoś przeżył wywołaną przez niego w mieście zarazę. Znaleźli się w sekwojowym lesie, niezbyt przypominającym miejsce starcia. Powoli ruszył w stronę krzaka, pogładził go delikatnie ręką. Życie... żywioł pana jego stworzyciela, lorda demonów. Biel z fioletem także dają życie, o czym przekonał się tworząc swoje chimery. Jednak teraz odesłał je w bezpieczne miejsce - nie miał zamiaru ich narażać, to była jego walka.


Wyjął dwie szable, rozpalił je ogniem i stanął u boku Valgaava

- Jeśli mogę coś zrobić, powiedz mi - i nie zapominaj, że nawet najsłabsi mogą się liczyć

Po czym metodą ,,transu" przekazał Verionowi

- Tak, byłem Legionem, ale teraz jestem Astarothem, opętańcem z celem, który sam wybiera swój los
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline