Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-12-2023, 01:44   #344
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację


Powrotna wspinaczka na strome wzgórze skróciła oddechy Jehana i wykręciła kolejną już garść szklących się kropel potu na alabastrową twarz. Próby wyrównania oddechów na szczycie wzniesienia spełzły jednak na niczym. Wręcz przeciwnie, przybrały jeszcze płytsze i cięższe staccato gdy Demarque i Assegai zaczęli po raz wtóry ścierać się o to, który z nich mógł poszczycić się tutaj większym autorytetem, zapewne kompensując tym całym pozowaniem braki w pewnych materiach. Obserwującemu żywą dyskusję zza schronienia szerokich pleców perpignańskich oficerów Baudelaire'owi serce zagroziło wyrwaniem się z młodzieńczej piersi, gdy dostrzegł znajomą czerwoną mgłę w spojrzeniu Zbrojmistrza, oczyma wyobraźni widząc już pozbawionego głowy Sangliera upadającego w wypaloną letnim żarem trawę. Gorąc pod porcelanową skórą tylko przybrał na intensywności, gdy sierżant Renton zdawał się być gotów wykonać kapitańskie rozkazy i pójść za nim wprost w paszczę lwa, wdać w bitwę z napiętymi harapami ku uciesze Żerców w dole i niezdrowej przyjemności Bordenoira.

I chociaż krwawe starcie obu stron odbiłoby się Perpignanowi nie tyle już czkawką, co solidnym refluksem, Jehan gotów był wstrzymać się od interwencji mającej złagodzić zaogniającą się sytuację, śledząc ją tylko rozpalonym zielonym spojrzeniem. Cokolwiek kierowało nim przy tej impulsywnej decyzji - czy to czysta ciekawość, czy pragnienie rozrywki, czy zmęczenie bezcelowymi przepychankami wojskowych - nie zostało jednak zaspokojone. Kuoro Wanadu - "przeklęty pan Wanadu, niszczyciel dobrej zabawy i pogromca uśmiechów dzieci!" - zainterweniował, własnym ciałem rozdzielając gorące głowy i wyrzucając z gardła ciąg słów w yorubie. Jehan zastrzygł uszami, jakżeby nie mógł, ale było to zaledwie nie do końca kontrolowanym odruchem, bowiem choćby starał się jak mógł, nie byłby w stanie zrozumieć niczego poza paroma nazwami własnymi. Skorzystał tylko z okazji że cała uwaga skupiła się na Afrykanach i chwycił kapitana Confinhala za łokieć, szepcząc mu do ucha parę prędkich słów.

Gdy Wanadu przemówił ponownie, już w znajomych mu nutach frankijskiego, Baudelaire nie mógł powstrzymać się od zdawkowych kiwnięć głową. Neolibijski pragmatyzm, trzeźwy osąd, rozsądny umiar i odwołanie się do wspólnego wroga zasługiwały na takową aprobatę, aczkolwiek Jehan uznał ofertę zwrócenia wolności niewolnikom za nader hojną i, łagodnie mówiąc, kuriozalną. Nie był do końca pewien powodu tego retorycznego wybiegu - bo szczerze wątpił w prawdziwość tych słów - w obliczu zawartego porozumienia, które nie wymagało już takich manipulanckich sztuczek. Kuoro najwyraźniej chciał z jakiejś przyczyny uśpić czujność anabaptystów. O ile to było w ogóle możliwe. Do tego to jawne obwieszczenie woli konsulatu, jakby sama Elani wybrała go na swojego rzecznika... To najbardziej pobudziło zainteresowanie Bordenoira.

Jehan westchnął wieloznacznie pod nosem i przetarł czoło, ucinając swój ciąg myślowy. Zmęczenie zaczynało coraz mocniej dawać się mu we znaki.

Pan Wanadu mądrze prawi. Prawdziwy wróg nie stoi z nami na tym wzgórzu, a zwracając się przeciw sobie nawzajem tylko wzmocnimy jego pozycję. Wspólny wróg. Zagrażający interesom Perpignanu, Trypolisu i Tuluzy jednako — przy tym ostatnim nie omieszkał zerknąć w stronę Sangliera, który był zbyt przywiązany do swojego pochodzenia, a za mało do swojego powołania. — Jeśli jednak tak silnie pragniecie przelewu krwi, przelejcie ją jak przystało na prawdziwych wojowników. Na ubitej ziemi w Czarnym Kręgu, jak równy z równym, bez reperkusji dla waszych braci i sióstr. W przeciwnym razie nie mitrężmy cennego czasu i zakończmy tą farsę.

Widmo cienia - czy to dezaprobaty, czy zniecierpliwienia, czy czegoś jeszcze innego - przemknęło przez twarz młodego Bordenoira.

"Z takimi sojusznikami..." sarknął w myślach.
 
Aro jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem