Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-12-2023, 13:02   #180
psionik
 
psionik's Avatar
 
Reputacja: 1 psionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputację
"Następny dzień" był dla Amosa bardzo ciężki. Nie pamiętał zbyt wiele z tego co się stało po wyjściu od hrabiego. Kojarzył, że gdy inni kierowali się do swoich zajęć, półork skierował się bezpośrednio do karczmy. Jak przez mgłę pamiętał, że chyba zaczął od rumu. Przy niewielkiej liczbie gości zdołał wypić dobrych kilka kolejek zanim ludzie zaczęli się schodzić. Żeby nie pić na smutno, chyba zaliczył turniej siłowania się na rękę, a przynajmniej jego oblała prawica tak mu mówiła.
Zbudził się gdzieś na tyłach karczmy, gdy poranny chłód był zbyt uciążliwy, a wilgoć nie pozwalała spać. Chwiejnie wstał i obszedł karczmę, wszedł cicho (chyba) do izby głównej, a potem nie-bez-trudu po schodach na górę do swojego pokoju. Po drodze oparł się o potężny słup nadziewając się niemal na wystające drzazgi i fragmenty drewna. Tak, chyba urządzili konkurs rzucania toporkiem i chyba właściciel nie był zadowolony. Kładąc się na swojej pryczy przypomniał sobie, że chyba zgubiła im się siekiera i mieli rzucać karłem.

Został obudzony brutalnie przez huk szeptu za drzwiami i rozdzierający jęk przesuwanych drzwi. Nakrył się poduszką, ale nie pomogło. Był ranek, być może późny. W zasadzie to było tak jasno jak wtedy kiedy urwał mu się film, co znaczyło że musiał spać od co najmniej popołudnia. Niezbyt chwalebny rekord, ale pił niemal od południa.
Amos siedział przez dobre paręnaście minut na łóżku patrząc tępo gdzieś przed siebie zanim powoli ruszył się poganiany dźwiękami z dołu. Niezgrabnie przebrał się w świeże ciuchy uderzając o kolejne meble gdy próbował zjąć wilgotną koszulę, lub buty, ale udało się. Poprawił swoje gęste czarne włosy, które wróciły do standardowego nieładu chwilę później i zszedł powoli na dół.
Na widok małego karczmarza zrobił najbardziej przepraszającą minę na jaką było go stać i podszedł do szynkwasu.
- Najmocniej prze-hyk-praszam. - wybąkał. -...z-za wszoraj. - Przyłożył palec do ust. - N-ni-komu.. nic. - machnął ręką w teatralnym geście oznaczającym "nie", po czym wyjął cyklopią monetę i podarował ją karczmarzowi. Coś kojarzył, że mógł taką podarować mu jeszcze wczorajszego popołudnia, ale nie miał głowy do tego, żeby to rozpatrywać. Dał się poprowadzić do stolika na którym po chwili zapachniało świeżą jajecznicą i piwem.
Amos pokiwał głową i westchnął sięgając po kufel. Wpierw klin, później ś śniadanie.

Gdy wychodził z drużyną, czuł się już lepiej, chociaż podróż była dla niego bardzo męcząca. Wiedział jednak, że do południa mu przejdzie, musi tylko przebrnąć przez rewolucje w żołądku i pot spływający po ciele, a także pilnować, żeby nogi nie poplątały się zbytnio.

Gdy doszli do statku Amos był zdruzgotany. Statek był zniszczony, nie było co ratować. Ani stępki, tylnicy, masztu, z salingu też niewiele zostało. Poszycie zniszczone kompletnie, nie wspominając o dziobownicy zwisającej smętnie na skale wraz z pękniętym bukszprytem. Paskudny widok.
- To jak panowie? - zapytał Zod występując krok przed drużynę - Ja przodem? Tylko jakbym się poślizgnął i wpadł gdzieś gdzie jest głębiej bym prosił o pomoc. Pływam całkiem nieźle, ale raczej nie w tych blachach - postukał się kciukiem po pancerzu, który jeszcze niedawno miał na sobie nieumarły rycerz, a po pół nocy przeróbek nadawał się i na większego o głowę Zoda.
- Poczekajcie chwilę - odparł nekromanta, układając dłonie w mistyczne symbole. - Grupa, Obrona, Wytrwałość. - oznajmił i towarzysze poczuli znajome już uczucie defensywnej magii. - Mam jeszcze… nowy wynalazek. Myślę że najlepiej będzie zademonstrować. -

Jin sprawnie wyjął z bandoliera przygotowane wcześniej okłady z trollową krwią, naciął swoje przedramię i przyłożył jeden z nich do rany. Krwawienie ustało natychmiast.
- Proszę spójrzcie na to. - poprosił i ponownie przyłożył skalpel do przedramienia. Zacisnął zęby i z cichym stęknieciem przejechał po skórze, spory kawałek od okładu. Linia cięcia zamknęła się ułamek sekundy po tym jak odjął ostrze od skóry, nie pozostawiając śladu.
- Trollowa regeneracja. Niestety jest ograniczona, zagoi kilka mocniejszych cięć, potem się wyczerpie i będzie wymagać ponownej aplikacji. Nie znosi też bólu, ale to akurat zaleta. Jeśli panowie są chętni… - zaproponował, szukając w twarzach towarzyszy przyzwolenia.
- Ja się na to piszę - stwierdził Zod wzruszając ramionami w wręcz teatralnym geście “udaję, że mi nie zależy”. Jin kiwnął głową i szybko zaaplikował okład towarzyszowi.
- Trolowa? - Mag nie wydawał się przekonany.
- No nie wiem.. chociaż przechodzenie przez te fale pewnie nie będzie takie łatwe.. myślicie że mogą tu na nas czekać jakieś piranie? Może coś jest w wodzie przez co ludzie nie mogą wyjść?
- Piranie? Nie. Może rekiny? Żadnych merfloków i innych inteligent rybo-stworów też raczej nie powinno być, bo ludzie z Pridon’s Heart by słyszeli. -
odpowiedział Amos.
- To dobrze, że nie będziemy pływać - uśmiechnął się pod maską Zod - I, że mamy porządne buty… przy odrobinie szczęścia nie zmoczymy się bardziej niż do kolan..
- Poczekajcie. - odpowiedział Amos, który od dłuższego czasu przyglądał się wodzie.
- Za kilka godzin będzie odpływ, woda będzie płytsza. Nie dojdziemy suchą nogą, ale nie powinno być głębiej niż do pasa. Szalupa jest zniszczona, więc tędy nie uciekli. Mogli spróbować płynąć wpław, ale jeśli nie dotarli do Pridon’s Hearth, nie liczyłbym na szczęśliwe zakończenie dla załogi. -
Pirat splunął do wody przyglądając się paskudnemu stanowi pięknej krypy jaką kiedyś było Kobaltowe Oko.
- Ci, którzy przeżyli musieli próbować dostać się na brzeg, ta łajba jest w fatalnym stanie. Pewnie porwał ich sztorm i zginęli. Miejmy nadzieję, że ich zwłoki nie przebudziły się, by pilnować, tego co im za życia powierzono. - powiedział półork.
- Dobry pomysł. - zgodził się alchemik, zrzucając plecak na ziemię.
Pozostało czekać.

 
psionik jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem