Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-12-2023, 10:21   #5
Sindarin
DeDeczki i PFy
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
Czego by nie mówić o księciu, dbał o swych krewniaków, nawet jeśli ci nie tyle nie zabiegali o jego troskę, co wręcz aktywnie się jej sprzeciwiali. Ale cóż miał zrobić – jeśli jedna owca ze stada zaczynała chorować, należało ją wyleczyć, i to niezależnie od tego, jak bolesna, czy upokarzająca była kuracja.
Tym razem chorobą trawiącą Zieloną Bramę był kult, o którym wiadomo było tylko to, że odpowiadał za zaginięcie już kilkunastu osób. Młode dziewczyny, bezdomni - pozornie nie było tutaj żadnej korelacji, żadnego sensu. Kurację, czy raczej skalpel, stanowi oni, przedziwna zbieranina indywiduów, zatrudniona przez Douglasa, by wyciąć, wypalić tego raka. Co robił tam on, prosty alchemik i sklepikarz o jakże żałosnej, szczurackiej proweniencji, to, przynajmniej z początku, wiedział tylko książę. Ale to w końcu Treggit sam stawił się u niego kilka lat temu, składając ofertę nie do odrzucenia: usługi jego i całej jego siatki w zamian za… nic, poza niezadawaniem pytań. Alchemik nie miał zamiaru dzielić się z vel Yorkiem szczegółami swych potwornych wizji, więc ten potrzebował nieco czasu, by pogodzić się z niespodziewanym sojusznikiem. Od tamtej chwili upłynęło już sporo wody, relacja z księciem stała się mniej napięta, lecz Treggit wciąż widział twarz każdej z bab tak, jakby dopiero co odzyskał przytomność.

***

Minął dobry tydzień, zanim udało mu się umieścić człowieka wewnątrz, a i tak wylądował w najdalszym kręgu kultu, praktycznie bez dostępu do cenniejszych informacji. Nie było to komfortowe, ale musiało wystarczyć: sam był zbyt rozpoznawalny (szczurak o jakimkolwiek statusie był wręcz anegdotycznym widokiem), a poza tym, nie miał zamiaru płaszczyć się przed kimkolwiek, ten etap życia miał już za sobą. Teraz miał od tego specjalistów… Ta komplikacja jednak szybko okazała się mniejsza, niż podejrzewał, dzięki Anáthemie, która była w stanie sprawnie infiltrować wewnętrzne eszelony kultu. Zev dalej okazywał swoją użyteczność, działając jako pośrednik między upiorem a resztą grupy, a także zdobywając bardziej przyziemne informacje o mniej ważnych członkach kultu, ich powiązaniach, miejscach spotkań i celach. Tak jak tych dwóch, którzy nieco za dużo gadali w sklepie, a potem udali się do karczmy napić…

***

Był wczesny wieczór gdy krasnolud i dwóch człeków wyszło z gospody. Parę mocnych napitków dało się we znaki delikwentom - nie trudno było wychwycić w ich mowie coś co dało się uznać za obraźliwe. Gospodarz nawet kiwnął głową gdy Zharrmus warknął na ludzi by wyszli z nim na zewnątrz. Dla dwu napitych kamratów perspektywa tłuczenia się po mordach z jakimś krasnoludzkim kupcem czy tam innym mieszczaninem nie wydawała się zła. Ładne ubranie oraz zadbany wygląd sprawiały że Zharrmus nie wyglądał na specjalnie groźnego.
Po wymianie uprzejmości Zharrmus splunął na ziemię krwią i śliną. Jego gęba solidnego odpoczynku i przemycia. Koszula zdecydowanie potrzebowała natomiast prania i szycia. Przez głowę przemknęła mu myśl że Truddi da mu do wiwatu jeżeli znów będzie musiała doprowadzać do porządku jego ubrania.
Uliczka nie była oświetlona, więc było ciemno. Człecy leżeli za drewnianym boksem na odpadki z którego co jakiś czas dochodziły piski szczurów.
- Dobra bitka… - mruknął Varluk - Wybaczam wam. Macie na zgodę.
Odpiął od spodni manierkę z trunkiem i na siłę wlał jednemu i drugiemu do ust.
- Pijcie pijcie… zasługujecie… - mamrotał krasnolud.
Piski szczurów ucichły, gdy usłyszał cichy, miarowy stukot metalu o bruk. Nie musiał nawet unosić głowy, by rozpoznać, kto zbliża się z drugiego końca uliczki. Drobna, sięgająca ledwie metra wzrostu postać wydawała się jednocześnie tutaj pasować, jak i być wyjątkowo nie na miejscu. Wszak wszyscy w Drugim Eshal, jak i sąsiednich królestwach dobrze wiedzieli, że jeśli komuś trafi się ta wątpliwa przyjemność trafienia na szczuraka, a do tej rasy należał przybysz, to będzie to w ciemnym zaułku, rynsztoku czy innej równie paskudnej lokalizacji. Ten jednak wyglądał, jakby właśnie wracał z audiencji u księcia (czy też, jak mówiło przysłowie, otwarcia kanału) - jego strój był wyjątkowo elegancki i gustowny, a przede wszystkim bogaty. Krzykliwy dublet barwy ciemnego pomarańczu, ledwie przysłonięty pięknie wykonanym płaszczem i podkreślony grubym naszyjnikiem ze znakiem cechowym alchemików, pasujące do niego ciemnozielone spodnie oraz trzewiki, a także misternie zdobiona laska o metalowym okuciu, wszystko to jasno sugerowało osobę o wysokiej pozycji społecznej i sporym majątku. Coś, co nie powinno łączyć się z przedstawicielem tej “podrzędnej” rasy.
Treggit spokojnym krokiem podszedł do nieprzytomnych i od niechcenia trącił jednego z nich czubkiem laski. Uśmiechnął się, głaszcząc po szaro umaszczonym futrze na brodzie. Chociaż wielu trudno było to przyznać, jego twarz, jak na szczuraka, wyglądała nawet dość sympatycznie - mniej pobliźniona, niewykrzywiona cierpieniem, gniewem i strachem, budziła nieco większe zaufanie.
- Jeszcze zipią, dobrze - rzucił niskim głosem, niepasującym do postury - Chcecie ich przesłuchać tutaj, czy w jakimś bardziej ustronnym miejscu? Mam czujki u wylotów ulicy, w razie czego zaniosą pijanego kolegę do domu.
Oczy Zharrmusa zwróciły się pytająco na Mari.
- Długo ci to zajmie? - mruknął.
Mari obserwowała nierówną walkę dwój kultystów z krasnoludem (nierówną, gdyż było ich tylko dwóch, co oznaczało, iż miał zdecydowaną przewagę) z zacienionego rogu. Oczy dziewczyny podążały za ruchami walczących z fachową precyzją i skupieniem. Gdy Varluk rozgromił kultystów, a na na scenie pojawił się również Treggit, powoli, nieco nawet jakby się ociągając.
- Połowę już mam, za kilka chwil będę elaborowała - powiedziała równie monotonnie i jakby nie zwracając uwagi na sedno pytania po prostu zaczęła wypowiadać słowa mocy wraz z towarzyszącymi im gestami. Głos dziewczyny nabrał dziwnej, wewnętrznej siły, stając się jednocześnie odrobinę śpiewny, lecz w dość niepokojący, tajemniczy sposób. Procedurę powtórzyła kilka razy na jednym i drugim kultyście. Za każdym razem czuć było uwalnianą czystą moc do otoczenia.
- Gotowe - powiedziała na koniec - wątpię czy coś więcej z nich wyrwiecie - trudno było powiedzieć czy była to celowa zmiana z “wyciągnięcie” czy przejęzyczenie - zakładam, że Treggit ma akurat małą, tajemniczą fiolkę która dolana do piwa zapewni im jeszcze lepszą dziurę w pamięci? Czy też zostawił ją w drugim fraku? Jeśli tak, dajcie mi kilka chwil na zaklęcie amnezji.
Powiedziała to głosem kompletnie nie zainteresowanym sytuacją, czekając na odpowiedź aby udać się z towarzyszami w bardziej ustronne miejsce do omówienia faktów.
Varluk tylko prychnął z rozbawienia gdy usłyszał o „wyrywaniu”. Tym razem zaciekawiony spojrzał na szczurzaka alchemika. Ten uśmiechnął się dobrotliwie.
- Do wypalenia dziury w płacie czołowym wystarczyłoby trochę kwasu, ale to mało finezyjna metoda. Upozorowanie pijackiego wypadku, czy nawet przedawkowania, dałoby lepszy, permanentny efekt - stuknął laską o bruk i cmoknął w zamyśleniu - Ale rozumiem, że chcemy zachować ich przy życiu, żeby nie wzbudzać podejrzeń kultu. W takim wypadku… - wyciągnął pazurzastą łapę, odzianą w kunsztowny, stalowy karwasz, pokryty dziesiątkami run. Prosty gest później powietrze przed alchemikiem rozstąpiło się w miniaturowym portalu, do którego włożył dłoń.
- … to powinno zadziałać - powiedział, wyciągając znikąd niewielką sakiewkę, którą rzucił Mari - Nazwijmy to amnezją w proszku. Należy rozprowadzić go na czole delikwenta i pobudzić magią umysłu, ustalając, które wspomnienia należy wymazać.
Kobieta przyjęła woreczek cicho ruszając ustami.
- Dlaczego to nigdy nie są ciastka… - szepnęła do siebie, może tylko odrobinę mniej monotonnie niż zwykle i osłaniając jedną dłonią od poruszeń powietrza, drugą naniosła pył na czoła ich ofiar. Faktycznie aktywacja była dość posta, tak samo jak kilka chwil skupienia w których postarała wyfiltrować chwile przesłuchania. Bójki z krasnoludem i wizerunku samego krasnoluda oczywiście nie była w stanie dosięgnąć, ale też nie uznała tego za istotne.
Oddała alchemikowi resztki proszku po zużyciu ich na dwóch celach, wyprostowała się i szepnęła ni to do nich, ni do siebie.
- Idziemy.
I… faktycznie ruszyła. Tylko po to aby odejść kilka zakrętów w milczeniu nim zaczęła charakterystyczny dla siebie monolog tonem który niezbyt pasował do jej młodej twarzy. Brzmiała trochę jak nauczyciel.
- Obydwu lekko kuleje na prawą nogę, widać to było tylko w walce dość wyraźnie. Mogłoby się wydawać, że to ich specyfika pracy, może schorzenie, nuta przypadku, ale nic z tych rzeczy. Nie przy tych ruchach, postawa kręgowa jest właściwa. To wygląda jak fachowe uszkodzenia które nie pozostawiają zbytniego śladu, ale przypominają o sobie, nawet jeśli podświadomie. Wydaje się mi, że muszą mieć na usługach wykwalifikowanego kata i w ten sposób egzekwują wewnętrzną dyscyplinę. Co trzeba przyznać - coś jakby nuty podziwu wżarło się w pauzę monologu Mari - robią bardzo sprytnie. Każdy normalny specjalista przyzwyczajony jest do dyscyplinowania palców, rąk, tam gdzie ludzie muszą pracować to pleców. Nie tylko torturujący był fachowy, ale i zleceniodawca myśli o dyskrecji. Z tego co zauważyłam po pozostałych aspektach działania ich organizmów, takie pionki mają dostęp do w miarę regularnej dostawy środków alchemicznych poprawiających kondycję. Może nawet Varluk zauważyłby to, byli odrobinę zbyt twardzi, mimo, że nie bili tak mocno. Trochę żółwie - dziewczyna zawahała się jakby szukała innego słowa, z innego narzecza - tyle jeśli chodzi o pierwszą część przesłuchania. Co do umysłów, wiedzą niewiele, bardziej są w całej organizacji dla zysku, akceptując warunki i tak lepsze niż to co mają poza nią. Może nawet mają rację? Nie mają zbyt silnej woli, ale też mogłam to źle ocenić z powodu ich upojenia, to ułatwia uroki. Obydwaj twierdzą, że ich patronami są byty z Zewnętrza a ich głównym zadaniem jest osłona porwań. Nie odbywają się żadne konkretniejsze ceremonie lub na nie ich nie zapraszają, nie licząc jednej orgii.
Mari skończyła wciąż powoli spacerując z towarzyszami pozornie bez celu.
- Hyy… zażywanie specyfików, cielesne kary, brudne sprawki i okazyjne grupowe chędożenie. Klasyk. - mruknął Varluk - Z namierzeniem kata może być ciężko, bo mało kto się chwali tego typu zdolnościami… ale alchemików w mieście jest najpewniej ograniczona ilość. No i będzie dużo łatwiej ich namierzyć.
Krasnolud zastanowił się gładząc brodę.
- Wrócę do gospody i rozpytam się o aptekarzy i alchemików. Poza tym… nie chcę by gospodarz wezwał straż skoro nie wracam długo. - Varluk palcami zbadał twarz - Chyba dostatecznie dostałem by wyglądać autentycznie pytając o środki.
A wymówka że żona by go jeszcze bardziej obiła za branie udziału w burdach było prawdą. Na szczęście miał swoje sposoby by wracać do domu zawsze w pełni zdrów.
Mari na pytanie o środki znowu skierowała milczące, pytające spojrzenie na ich szczurokształtnego kompana, który przez moment stukał pazurem o gałkę na końcu laski.
- Jeśli zaopatrują się u cechowych, wystarczyłoby przejrzeć księgi rachunkowe. W takiej sytuacji można będzie wykorzystać zarejestrowany zwiększony popyt na toniki do oszacowania zarówno czasu, jak i potencjalnych lokalizacji spotkań. To oczywiście pod warunkiem, że nie preferują partaczy - ostatnie słowo wypowiedział wręcz z odrazą - Mari, co wyciągnęłaś o tej orgii? Jakieś szczegóły, uczestnicy? Może to i typowy sposób łapania narybku w kultach, ale i tak mogą w tym być potrzebne informacje.
- To była nagroda - kobieta powiedziała powoli - nie uznałam tego za aż tak interesujące. Przy głębokiej penetracji zapotrzebowanie na czystą moc rośnie nieliniowo, prawie kwadratowo względem otrzymywanych porcji informacji - Mari wyjaśniła znowu wchodzać w dziwny, akademicki ton.
Zamyśliła się chwilę, spojrzała na boki aby ktoś ich obserwował, nadstawiła słuchu. Lecz oczywiście nikogo nie było - dziewczyna złapała własne myśli.
- Dalszą rzecz zostawiam wam, jak będziecie czegoś potrzebować, dajcie znać. Mam przeczucie - nie powiedziała jednak o jego źródle - co gdyby był to jakiś wabik na nas? Lub na kogokolwiek? Dym i lustra… Nie pokazujcie swoich atutów. Nawet jak nikt nie patrzy… Może to paranoja.

***


Wynajęty pokój w karczmie zawalony był papierami – rachunki, raporty, listy, notatki, mapy, słowem każdy skrawek informacji, który udało im się zebrać na temat kultu. Różne komórki, pozornie kompletnie ze sobą niepowiązane. Członkowie z nizin i wyżyn społecznych, porwania młodych dziewcząt i dekadenckie orgie, eksperymenty z magią i narkotykami na bezdomnych, bluźniercze rytuały w kopalniach, kaci dyscyplinujący kultystów… Wyglądało to niczym nie jedna układanka, ale kilka wymieszanych ze sobą – a jego zadaniem było ułożyć z tego sensowną całość.

Było to z początku nieco onieśmielające, ale szybko zidentyfikował jeden punkt wspólny, jakże mu bliski, a jednocześnie wzbudzający coraz większy gniew na tą bandę. Każda zaraportowana, na pozór niepowiązana z innymi działalność kultu wiązała się z jakiegoś rodzaju środkami odurzającymi, zarówno alchemicznymi, jak i magicznymi. Za każdym razem kultyści próbowali w jakiś sposób przekraczać granice: ciała, świadomości, zmysłów, rzeczywistości. Było to dobre potwierdzenie tego, co Mari wyciągnęła z umysłów przesłuchiwanych – kult powiązany był z Zewnętrzem.
Następne godziny przynosiły kolejne, powolne sukcesy. Analiza map aktywności przyniosła potencjalną lokalizację centrum decyzyjnego. To otwierało kolejne pytanie: kto zasiadał w owym centrum? Niższe szeregi kultu oddawały cześć bytom z Zewnętrza, ale czy mogli mieć pewność, że odnosiło się to do samej wierchuszki? Czy byli najbardziej fanatycznymi wyznawcami, a może mieli znacznie bardziej pragmatyczne podejście, wykorzystując oddanie sługusów do bardziej materialnych celów?

Tyle pytań, a odpowiedzi leżały gdzieś w głębi tych gór papierów…
 

Ostatnio edytowane przez Sindarin : 12-12-2023 o 13:57.
Sindarin jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem