Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-09-2007, 23:54   #63
kitsune
 
kitsune's Avatar
 
Reputacja: 1 kitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwu
Stare Miasto, ul. Dekerta – ul. Nowomiejska, 1 IX 1944 17.-17.15

Walczyliśmy dzisiaj o bloki pod skarpą wiślaną. Nazwaliśmy je „Pekin” i „Madryt”. Jeszcze nie wiem skąd te nazwy się wzięły. Zapytam o to „Wiernego”. Niemcy dzisiaj nacierali na nas z szaloną wściekłością z użyciem ciężkiego sprzętu. Myślałem, że nas zasypią kulami, tworząc z nich dla nas nadwiślane kurhany. Strzelali do nas nawet z kanonierki, która pływała po rzece. Już od kilku dni nie słychać walk na prawym brzegu... Wciąż nie mogę zrozumieć o co chodzi bolszewikom? Jest z nimi Berling. Dlaczego nie szturmują miasta??
W wieczory takie jak dzisiaj, gdy gwiazdy widać tak dobrze, myślami jestem pod Kawęczyńskim niebem. Oby Matuś pochowała Anielę i Jadwinię w piwnicy, przed swołoczą ruską... Dawno rodzeństwa nie widziałem. […]
Wczoraj bagnetem zadźgałem człowieka. Dostał w szyję. W wieku mojego ojca z wyglądu. Poprawiłem w plecy, gdy upadł na twarz. Bagnet wykrzywił się na mocowaniu. Innego rannego Gefrajtera zdzieliłem kolbą w kręgosłup. Słyszałem trzask krzyża. Ledwo stamtąd uciekłem! Wielu naszych poległo. Resztę dnia przeleżałem wśród gruzów nieopodal Zamku, który wpadł w końcu w ręce wroga. Modliłem się, żeby nikt na mnie nie nadepnął, kiedy udawałem martwego, wśród innych nadpalonych ciał kolegów. Jeszce nigdy tak bardzo cały nie zdrętwiałem. Czułem się jak bezradny zając... Albo trup. Tak, całkiem żywy trup...
Mam dosyć serdecznie Chmury, denerwuje mnie przy każdej okazji... Zakompleksiony szczeniak z miasta... Czyszczenie broni pomaga mi nie myśleć.
Pamiętnik „Daniela’, wpis z 17 sierpnia.



Sytuacja na Starówce, 1 IX 1944, wieczór.
1. Barykada na skrzyżowaniu Nowomiejskiej, Freta, Mostowej i Długiej.

2. Właz na pl. Krasińskich.
3. Szpital na Długiej 7.
4. Sztab zgrupowania "Róg".
5. Alternatywny właz na ul. Miodowej.


- Pluton do mnie! Dwójkami! „Drągal” kaem na przód, „Jonasz” z „suką” na tył. „Chmura” dasz radę? To dobrze. Środek z Browningiem. Przygotować peemy chłopcy…. I granaty. Mostowa padła. Barykada wzięta. Przebijamy się na nową pozycję. Obwiązać ekwipunek, żeby mi nic nie stuknęło, nie zabrzęczało. – „Wierny” wydawał spokojnym głosem rozkazy. W oczach płonęła mu gorączka. Trzeci dzień niemal bez snu dawał znać o sobie. – „Czarny” jak ręka?
„Czarny” prychnął i niemrawo poruszył postrzelonym ramieniem:
- Jak nowa panie poruczniku. – Śmiał się jakby szedł na potańcówkę.
- I doskonale.”Oldze” pomoże „Dyzio”.
Młodzik rozczarowany przewiesił przez plecy MP-40 i pomógł wstać dziewczynie.
- Nikogo nie zostawiamy.
Zabrali wszystko, upakowali nawet butelki zapalające. Niektórzy wzięli pod dwie, trzy. Strach myśleć, co będzie, jak zabłąkana kula strzaska je. Podobne sceny rozgrywały się teraz na reducie „Kmicica”. Porządkowanie resztek plutonu, zbieranie broni, wydawanie pospiesznych rozkazów. Nikt w sumie nie wiedział, jaka dokładnie była sytuacja. Wróg naciskał coraz mocniej. Padł cały obszar na północ od Mostowej, odkąd zgrupowanie „Radosław” ewakuowało się. Padła barykada „Wigier” na Mostowej. Równie dobrze te 300-400 metrów, które w prostej linii dzieliły ich od docelowego skrzyżowania, mogły być najeżone pozycjami wroga. Niemal z każdej strony słyszeli odgłosy broni maszynowej, moździerzy, czołgów.


Oddział „Wiernego” wyruszył wzdłuż Nowomiejskiej, kryjąc się w pod ruinami kamienic. Gdzie można było żołnierze „Wigier” przechodzili z kamienicy do kamienicy, tylko w ostateczności wychodzili na otwartą przestrzeń ulicy. Wróg musiał coś wyczuć, bo na pozostawione przez nich pozycje na Dekerta spadł grad pocisków moździerzowych. A potem nawała artyleryjska ruszyła na północ. Każdy wiedział, co to znaczy. W ślad za nawałą posuwał się kolejny atak niemiecki. Przy skrzyżowanie Nowomiejskiej z Krzywym Kołem do „Wiernego” dołączyło około piętnastu chłopaków od „Kmicica”. Dwóch z nich niosło ciężkiego, rozłożonego na części Vickersa, inny rurę od PIATa. Pozostali byli uzbrojeni w karabiny i peemy. Porucznik „Kmicic” w przybrudzonej ceglanym pyle panterce i głębokim hełmie Luftwaffe stanął przed „Wiernym”:
- Jak tam,Tadek? – mimowolnie poprawił wiszącego na ramieniu STENa.
- Jak zawsze… - „Wierny” nawet nie spojrzał na kolegę, lustrował przez lornetkę leżące w oddali zabudowania Nowomiejskiej i Freta. – A u ciebie?
- Podobnie, na tygrysy mamy VISy, na stukasy dwa kutasy… - z wyraźnym rozgoryczeniem zarymował „Kmicic”, a potem zażenowany dodał, patrząc na "Basię” . – Przepraszam.
Obok obu oficerów przeszedł w kompletnej ciszy Chmura, a za nim „Dyzio”, podtrzymując „Olgę”. Dwóch chłopców „Kmicica” weszło do kamienicy na piętro, chcąc z góry zlustrować sytuację. „Wierny” schował lornetkę pod materiałem bluzy i klepnął „Kmicica”:
- Ruszamy. Po obu stronach ulicy. Skrzyżowanie wydaje się czyste. Nasza barykada i nic więcej.


Ulica po trafieniu z moździerza Karl.

A potem świat zawirował i rąbnął „Wiernego” w twarz. Porucznik podniósł się, czując żelazisty posmak krwi na języku. Oszołomiony rozejrzał się wokół. Usta „Kmicica” otwarte do krzyku. Leżąca „Olga” i próbujący ją podnieść „Dyzio”. Powstaniec od „Kmicica” skulony pod ścianą z rękoma na uszach. Kamienica 50 metrów od nich dosłownie wyparowała. Jej resztki unosiły się jakieś 200 metrów ponad nimi i właśnie zaczynały spadać. „Jonasz” wiedział co to, widział już efekt strzału taką bronią. Któryś z łączników ze Śródmieścia wspominał o pocisku z gigantycznego moździerza, który uderzył w knajpę „Adria” i nie wybuchł. Chłopcy z Śródmieścia potem szkopom oddali materiał wybuchowy z pocisku. Po kawałku. W granatach własnej roboty. „Chmura” ogłuszony zerwał się na równe nogi, zebrał kilku powstańców wokół siebie i zajął pozycję zrujnowanej witrynie. „Basia” schowała się za nimi. Szczęśliwie rannych nie było. Serce jej biło jak oszalałe. „Wierny” zaczął na powrót słyszeć. Wszystkie dźwięki powróciły doń, wpierw niewyraźne, chaotyczne, splątane, by wyklarować się po minucie lub dwóch. W uszach wciąż mu dzwoniło. Wydawał rozkazy, czując, jak drży mu głos:
- Pojedynczo skokami naprzód!
Ruszyli. Widoczność była koszmarna. Wszędzie dym i ogień. Eksplozje artyleryjskie zagłuszały komendy obu oficerów z „Wigier”. „Daniel” ubezpieczał marsz oddziału ze snajperki. W pewnej chwili chłopak wycelował i strzał z jego karabinu przebił się nawet przez nawałę artyleryjską. W oddali, jakieś 150 metrów od nich zamajaczyło w pyle i dymie kilkanaście ludzkich sylwetek. Niemcy odcięli ich od skrzyżowania!



Moździerz Karl/Thor (Ziu).


Stare Miasto, ul. Długa 7, szpital powstańczy.
„Grom” odnalazł „Jastrzębia”. Faktycznie, odnalazł „Junaka”. Chłopak leżał na brudnym. Całą pierś miał obandażowaną. Pamiętali, iż trzy tygodnie temu chłopak „Basi” oberwał kilka kul ze szmajsera. Wyglądał jakby to było wczoraj. Blady, wychudły. „Jastrząb” pochylił się nad kumplem i rzucił do „Groma”:
- Krystek, bierzemy go. Pod ramiona. Panie Boże spraw, by wytrzymał…
Jak powiedział, tak zrobili. Unieśli ostrożnie „Junaka”. Chłopak jęknął przez sen, a potem otworzył oczy. Powiódł nieprzytomnym spojrzeniem po twarzach kolegów:
- „Grom”? … „Jastrząb”? …
Pokiwali tylko głowami, przerażeni tym, co kryło się w brązowych oczach „Junaka”. Pewność nadchodzącej śmierci.


Widok z Śródmieścia (wieżowiec Prudential) na umierające Stare miasto.
 
__________________
Lisia Nora Pluton szturmowy "Wierny" (zakończony), W drodze do Babilonu


kitsune jest offline