Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-12-2023, 14:00   #166
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację


Nachodził wczesny wieczór. Główny rynek miasta Haenstradt zapełniał się mieszkańcami. Bądź co bądź czekało ich widowisko pełne cudów. I to za darmo. Trzeba przyznać że tłumek zebrał się spory, różnych stanów i ras. Młodzi i starzy. Wpatrywali się w “arenę”... środek rynku na kształt okręgu, który miał być miejscem występowania kolejnych artystów. Eshte miała zaś występować na końcu. Możliwe, że Paniunia chciała ją w ten sposób upokorzyć, ale tak naprawdę uczyniła kuglarce przysługę. Dzięki temu elfka przyjrzy się konkurencji i będzie finałem tego pokazu. Bo jej występ będzie zachwycający, tego była pewna.
Spojrzenie artystki uciekło ku zbudowanej dla możnych trybunie. Tam siedzieli którzy mieli oceniać jej występ. Tam siedziała Paniunia, zdecydowanie za blisko Ruchacza. Oj będzie mu musiała pokazać co sądzi o tej bliskości jak wrócą do jej wozu. Wtedy mu pokaże, wtedy go zwiąże i… uszy zaczęły się gorące, policzki czerwienić i ogólnie robiło się kuglarce lepko i ciepło gdy pomysły… podsyłane przez Panią Ognia pojawiały się w postaci wizji w jej głowie. Pomysły tej lubieżnej bestii sprawiały, że ich dotychczasowe sekscesy wydawały się przy nich niewinnymi igraszkami. Skąd się brały takie pomysły?! I czy były w ogóle możliwe do zrealizowania?
- Wszystko w porządku? - zapytała wróżka, a elfka potrząsnęła głową energicznie. Oczywiście że wszystko było w porządku. Absolutnym! Po prostu za ciepło jej było pod płaszczem. To wszystko! Nie było innych powodów!

Rozejrzała się więc po widowni by znaleźć cokolwiek co odciągnie ją od lepkich myśli, związanych z Ruchaczem i sznurami. Z wróżką na ramieniu zauważyła go. Uśmiechał się bezczelnie będąc po drugiej stronie wianuszka gapiów otaczających obszar występów artystów. Samozwańczy mistrz ognia, sekretarz i coś tam jeszcze… czego nie zapamiętała. Podobnie jak jego imienia.
Dumny jak paw w bogato zdobionej szacie spoglądał na kuglarkę z pobłażliwym uśmiechem. Będzie patrzył, będzie oceniał i jeśli będzie miał okazję… wytknie każde niedociągnięcie jej występu. Jej konkurent do tytułu zwycięzcy.

Sztukmistrzyni także się uśmiechnęła, ale było to krzywe i dość… parszywe wykrzywienie warg.
Ten udawany elf mógł sobie podbierać jej żywioł i popisywać się swoim tytułem, ale mimo to nie uważała go za jakiegoś wyjątkowo groźnego rywala w turnieju. Bardziej za… o! za utrapienie. Utrapienie, które musiała pokonać zanim któryś szlachciurek założy jej tiarę na głowę i nazwie Królową Kuglarzy. Ha, ciekawe w jaki sposób wtedy będzie na nią spoglądał.

Występy tradycyjnie zaczęły się od występu wokalnego. Kolejny bard, tym razem romantyczny przystojniak… z lutnią. Jego występ był przeciętny. Pieśń łatwo wpadała w ucho, była melodyjna i przyjemnie się tego słuchało. Nie zmieniało to faktu, że wpadając jednym uchem wypadała drugim. Nic w tym występie nie zapisało się w pamięci tak bardzo, jak urokliwe oblicze barda. I piski zachwyconych nim fanek. Zdecydowanie robił wrażenie, zwłaszcza na niewieściej części widowni. Większe niż jego piosenka.
- Może ja mogłabym się zgłosić co? Jestem równie dobra jak on… oooo… a może dałby się namówić na duet. Uuuu… albo mogłabym go śledzić, z pewnością jest wysłannikiem Pierworodnego. - pomysły wpadały do głowy Trixie i wypadały jej ustami. Lubieżny uśmieszek świadczył jednak o tym, iż nie bierze owego artysty za agenta wielkiego złego elfa, a raczej za doświadczonego uwodziciela. I że liczy na przyłapaniu go na małym tete-a-tete z którąś z fanek. Bezwstydna podglądaczka.
Eshte nabawiła się tymczasowej głuchoty podczas występu barda, ale mimo to słowa wróżki zdołały się przedrzeć do jej spiczastych uszu. Miały talent do wyłapywania banialuk.
- Och! Duet?! Naprawdę, Trixie? - oburzyła się, wprost nie mogąc uwierzyć w to co słyszy. - Naprawdę zostawiłabyś mnie dla tego… tego… - Przymrużyła ślepia, przez krótką chwilę zastanawiając się do czego przyrównać tego ckliwego grajka. - Szczurzego wąsika?
- Nie zostawiłabym… ale umie grać i przyciągać spojrzenia. Mogłabym u ciebie grać i z nim potem… nie tutaj… za duże tłumy. Nie lubię przyciągać za bardzo uwagi.-
zaczęła się tłumaczyć wróżka. - Ale może po tym całym konkursie?
- Cóż, jeśli naprawdę wolisz występować z takim gogusiem, zamiast z Królową Kuglarzy… -
powiedziała Eshte, zawieszając przy tym dramatycznie głos. Duma nie pozwalała jej tego przyznać otwarcie, ale było dla niej oczywistym, że chciała, aby Trixie wybrała występy z nią i tylko z nią.

Kolejny występ należał do grupy akrobatów. Dwójki artystów i dwójki młodzieży asystujących tej parze. Ubrani pstrokate stroje, weseli, szybcy, zwinni.


Nieźli, całkiem nieźli. Nawet bardzo dobrzy. Oczywiście nie potrafili niczego, czego by elfka nie potrafiła odtworzyć. Ona również była tak zwinna, ale… ich była dwójka, a w porywach i czworo. Dobrze wyćwiczonych, dobrze zgranych ze sobą. Dzięki czemu czasami potrafili się niemal spleść w jeden czteroręki, czteronogi organizm. Dzięki przewadze liczebnej mogli zrobić to czego kuglarka nie była w stanie… będąc tylko jedną akrobatką.

Ich przewaga liczebna oznaczała również, że w razie wygranej (która oczywiście nie miała nastąpić) będą musieli się podzielić i tytułem, i tiarą także. A raczej nie byli na tyle zwinni, aby wszyscy jednocześnie mieli zmieścić pod nią swoje głowy.
Zresztą, w oczach Eshte nawet nie robili niczego wyjątkowego. Sama potrafiła wykonać wiele z tych akrobatycznych figur i to przy jednoczesnym używaniu magii, aby wprawić publikę w jeszcze większy zachwyt. Pewnie te ich podskoki, wygibasy i rzucanie sobą nawzajem nadal mogły zadziwić sztywne szlachciurstwo, ale na sztukmistrzyni nie robiły większego wrażenia. Widywała już wcześniej podobne grupki, nie raz będące całymi akrobatycznymi rodzinami.

- Oooo… może powinnaś włączyć do swojej sztuki swojego męża. W końcu wspólne zapasy ostatnio wam nieźle wychodzą. - skomentowała to Trixie. Jej tylko jedno w głowie.

- No ja jednak mam nadzieję, że nie jest to turniej, w którym nagradzają tego rodzaju… występy - odburknęła elfka, jakoś tak wcale nie podzielając entuzjazmu małej bardki. Wprawdzie rumieniec bezczelnie zakradł się na jej policzki, ale nie było to spowodowane wizjami o nich, żonie i mężu, popisującymi się akrobatycznymi figurami, które przecież wymagały dużej, dużej bliskości obu ciał. Eshte nie dopuściła do siebie takich myśli. O wiele bardziej zaczęła ją niepokoić myśl o tym, jak często Trixie była świadkiem tych ich wspólnych… zapasów. Sztukmistrzyni uwielbiała mieć widownię, ale nie w takich… takich wielce wstydliwych dla siebie sytuacjach.

Zanim pojawił się kolejny konkurent do diademu, powietrze zrobiło się dziwne. Tak jakby nabrało metalicznego posmaku. Jak przed… burzą z piorunami.
Nim jednak zjawił się sam artysta, jego pomocnicy zaczęli rozsypywać na arenie opiłki żelaza i metalowe płytki. Dziwne.
Potem pojawiły iskierki… na ciele elfki, na pancerzach rycerzy, na włóczniach. Na wszystkim co metalowe. Niegroźne iskierki, acz niepokojące.
W końcu wkroczył on. W otoczeniu błyskawic i piorunów. Mały łysawy siwy gnom.


Bardzo stary i targający coś co wyglądało trochę jak runiczny kostur, trochę jak… szczypce kowalskie. Jarzyły się magią jak i błyskawicami.
- Oto przyszłość… oto potęga rozumu! Potęga elektromagnetyzmu! - wrzasnął głośno i zakręcił nimi nad głową. Metalowe opiłki uniosły się z ziemi i zawirowały wokół niego wraz z lewitującymi kawałkami metalu. Pomiędzy nimi przeskakiwały błyskawice.
A po chwili dyrygowania ich “tańcem”, stary gnom zaczął z pomocą swojego kostura tworzyć z nich różne twory. A to stado ptaków szybujące na niebie, a to gigantyczną metalową pięść, a to wir metalowych elementów w chmurze błyskawic (to mu wychodziło najczęściej), a to zamek… a to…
… wrzask. Jednej niewieście stojącej zbyt blisko tego artysty urwało wszystkie guzy, spinki, szpile… wszystkie metalowe elementy utrzymujące jej strój i fryzurę w całości odfrunęły do chmary metalowych opiłków starca i biedaczka jedynie dłońmi podtrzymywała rozpadającą się suknię. Także i rycerze stojący blisko występującego artysty, a zakuci w zbroje, musieli wyraźnie starać, aby nie zbliżyć się do gnoma… ciągnięci jakąś niewidzialną siłą. Podobnie i Eshte… odruchowo chwyciła za kapelusz. Tak na wszelki wypadek.

Czy ten… czy ten łysawy gnom, pod swoimi krzykami i machaniem dziwacznym narzędziem, był także zwykłym złodziejaszkiem? Cóż, nie byłoby to aż tak zaskakujące dla elfki. Spotkała w życiu niejednego kuglarza, który zręcznymi ruchami dłoni, ślicznym uśmiechem czy magicznymi sztuczkami odwracał uwagę publiki od umykających im drogocenności. Jednak żaden z nich nie robił tego z podobnym… szaleństwem.
Eshte na wszelki wypadek wolną ręką przytrzymała mocno przy sobie swoje obręcze. Też tak na wszelki wypadek, gdyby ten wąsacz sobie ubzdurał, że je porwie i zaszkodzi występowi sztukmistrzyni. Ha, dobre sobie!

Potem gnom uniósł swój kostur w górę i zaczął ściągać błyskawice z nieba, wprost na siebie. Uderzały z olbrzymią siłą… jednakże zamiast spopielić śmiałka rzucającego
im wyzwanie, spływały do ziemi, przeskakując po otaczających go tańczącym wirem kawałków metalu niczym woda w górskim wodospadzie.

Występ ten zakończył się… ciszą. Publiczność oszołomiona i zszokowana tym pokazem potęgi, po prostu wpatrywała się w starego gnoma z zachwytem. Nawet gadatliwa Trixie zamarła z otwartymi ustami. Dopiero po chwili ciszy jego występ publika skwitowała burzą oklasków.

Cały ten gwar, zdecydowanie zbyt głośny jak na gust zazdrosnej elfki, zagłuszył jej cmoknięcie przez zaciśnięte zęby. A także przekleństwo, które padło w następnej chwili.
Och, ten gnom był dobry. Nawet ZA dobry. Pewność tego, że swoimi akrobacjami i ogniem wygra ten turniej, że przyćmi swą sztuką każdego z pozostałych artystów, nieco przygasła pod każdą błyskawicą spektakularnie uderzającą w małego wąsacza. Nie byłoby dla niej problemem, gdyby rzeczywiście go spopieliły, ale zdawał się nad nimi panować w niezwykły sposób. Wprawdzie jej mężuś też coś tam czasem błyskał, ale nigdy nie robiło to aż takiego wrażenia.
- I co, tiarę założoną na ten łysy łeb? - burknęła kpiąco pod nosem i wśród całych tych oklasków mogła ją co najwyżej usłyszeć mała Trixie. Sama Eshte zaczęła się trochę jakby… pocić, chociaż własny występ dopiero miała przed sobą.

Minęła chwila nim publiczność ochłonęła po tak intensywnym widowisku. Bądź co bądź występ gnoma był dosłownie wstrząsający. I wzbudził szczególne zainteresowanie niektórych rycerzy.
Kolejny zaś występ zaczął się od mgiełki, zielonkawych kłębów mgły rozlewającej się po placu przeznaczonym na występy. Ścieliła po ziemi wypełniając cały plac i gdy scena była gotowa… weszła ona. Bladoskóra, ciemnowłosa… ubrana w zielone szatki ledwo okrywające wydatny biust i spódnicę nie zasłaniającą kształtnych nóg. I zaczęła tańczyć i śpiewać do egzotycznej muzyki granej gdzieś z tłumu. O ile wyuzdane wyginanie ciała można było nazwać tańcem.
Jej ciało wiło się, jej dłonie wodziły po krągłościach zmysłowo i wyuzdanie. Cóż… Eshte przecież nie zniżyłaby się do czegoś… takiego.

Elfka splotła ręce na piersi i fuknęła sobie pod nosem, może i cicho, ale włożyła w ten odgłos wiele swego oburzenia.
Czy aby jej mężuś się nie przesłyszał? Czy to na pewno jest turniej o tytuł króla albo królowej KUGLARZY? Bo pojawienie się tej tutaj laluni sprawiło, że całość bardziej zaczęła przypominać jakiś pokaz talentów wszystkich i żadnych! Kto będzie kolejny? Jakaś elfeczka, której niezwykłą sztuką będzie znikanie swoich fatałaszków? Och, a może jedna z tych kobiet, co to potrafią na własnym tyłku balansować kieliszkiem, jednocześnie napełniając go trunkiem z butelki? Pfff, doprawdy, teraz każda byle kręcidupa nazywała się kuglarzem.

Ów taniec robił się dla Eshte… kłopotliwy. To jak tancerka dotykała swojego ciała, przypominało kuglarce dłonie Ruchacza wodzące po jej ciele. Budziło rumieniec na policzkach. Niemniej ten występ, choć z pewnością spodoba się męskiej gawiedzi nie powinien być konku…
Trixie pisnęła ze strachu i w pośpiechu schowała się za plecami kuglarki. W zielonej mgle pojawiły się węże… duże, zielone i wijące wśród oparów. To one tak przestraszyły wróżkę.
Było w nich coś nienaturalnego. Z początku kuglarka wzięła je za iluzję… ale później nie była tego tak pewna. Węże otaczały tancerkę, jak drapieżniki ofiarę. Było ich trzy, pięć, dziewięć.
Ta jednak się tym nie przejmowała nie przerywając ni śpiewu ni tańca. W końcu zaczęły się po niej wspinać ujawniając swoją widmową naturę.


A kobieta nadal tańczyła na wpół nimi opleciona, traktując ich jak swoich przyjaciół i wykorzystując w tańcu… ba same gady zaczęły wić i splatać się ze sobą, niby tańcując. Spoglądały na widownię, w tym kuglarkę swoimi zimnymi oczami… o nie… to nie była iluzja.
Te dziwne mgliste gady były prawdziwe… i były niebezpieczne. Tego elfka była pewna.
Węże przyprawiły ją nie tylko o zimne dreszcze, ale również o odrobinę… ekhm… pokory. Ale naprawdę zaledwie odrobinę! Wyglądało bowiem na to, że jednak ta tutaj kręcidupa potrafiła nieco więcej niż tylko wić się i macać w wyuzdanym tańcu. Może jednak należało jej się miejsce pośród rywali Eshte do korony i tytułu. Tylko miejsce. W końcu jakieś byle widmowe padalce nie mogły się równać z prawdziwym talentem sztukmistrzyni Meryel!

Mgła gęstniała, gady wiły się w coraz większej liczbie wokół tancerki. Coraz trudniej było dostrzec wijące się jej ciało. Coraz bardziej zdawało się ono równie gadzie, jak węże które ją otaczały. A może to tylko było złudzenie? Trudno powiedzieć. Niemniej gdy czasem spojrzenia elfki i tancerki się spotykały, Eshte mogłaby przysiąc że kobieta miała gadzie oczy.
W końcu tancerki nie było widać w ogóle. Otaczał ją żywy mur wijących się węży. Nagle muzyka zamilkła… Węże zaczęły znikać, podobnie jak mgła. Rozpływały się. Niemniej gdy znikły węże i rozwiała się mgła, tancerki już nie było.
Odnalazła się w tłumie obserwującym, zdecydowanie zadowolona ze swojego występu i wrażenia jakie zrobiła na widowni.

Kolejnym konkurentem do tytułu i tiary był elfka, ubrana w błazeński strój i noszącą upiorny makijaż. Żonglerka noży. Zaczęła swój występ normalnie, skacząc zwinnie i wykonując proste akrobacje… jednocześnie żonglując zakrzywionymi ostrzami. Prosty występ z pozoru. Trudny w praktyce… żonglerka ostrzami połączona z akrobacjami wymagała sporych umiejętności. Nawet jeśli nie była tak widowiskowa jak poprzednie występy.
Potem… kobieta zaczęła… połykać noże. Jeden po drugim. Eshte oczywiście słyszała o takiej sztuce, ale w jej rodzinnej trupie cyrkowej nikt tego nie potrafił. Kuglarka po raz pierwszy widziała słynny numer z połykaniem noży.
Przyglądała się temu z niemałym i dość… upiornym zafascynowaniem, jak w oczekiwaniu na zbliżające się nieszczęście. A przecież w tym przypadku nawet jedna pomyłka zakończyłaby się wyjątkowo makabrycznie. Byłby to występ, który z pewnością na długo wypaliłby się w pamięci zebranych. I zadziwiająco Eshte nie miałaby nic przeciwko – w końcu to nie tak, że ktoś założyłby tiarę na głowę zakrwawionej pożeraczki noży.
- Uuu… a to ją nie boli?- zapytała zaciekawiona wróżka.- Czy to jest zdrowe? Czy my nie powinnyśmy spróbować?
- I co potem? Będziemy występować z takim samym talentem jak ta tutaj? -
zapytała sztukmistrzyni powątpiewającym tonem. Skrzywiła się jednocześnie, obserwując kolejne ostrze powoli znikające w ustach żonglerki. - Zresztą, wolałabym nie być znana z posiadania tak głębokiego gardła…

Kolejna osoba samą swoją obecnością, wzbudziła oburzenie i złowrogi szmer. Kuglarka znała te spojrzenia. Znała tą wrogość. Zazwyczaj spodziewała się jej w małych wioskach i karczmach ukrytych w dziczy. Tym razem to jednak nie kuglarka była obiektem tej wrogości. I tym razem… elfka mogła nawet zgodzić się z tłuszczą. Rogi, czerwona skóra, ogon długi i wijący. Diablęta zdarzały się rzadko… rodziły się po prostu. Ponoć ta skaza wynikała z zetknięcia matki lub ojca z demoniczną magią. Tak mówili uczeni. Magia naznaczyła ich i objawiała się w och potomku. Lud miał na ten temat inne zdanie. To były demonie bękarty i rzadko dożywały dorosłości. Ginęły na stosach, od sztyletów lub w “wypadkach”. Jednakże jeśli im się udało dożyć… to budziły lęk. Bo zawsze posiadały potężne moce i potrafiły się bronić.

I ta kobieta z pewnością potrafiła radzić sobie z zagrożeniami. Szła dumnie ignorując wrogie spojrzenia i kąśliwe komentarze.
Stanęła na przed hrabią i jego gośćmi. Skłoniła się, uniosła skrzypce i zaczęła grać.


Szybko i energicznie wodziła po smyczku wywołując melodię. Brzmiało to nawet nieźle, widać że diabliczka zna się na muzykowaniu. Ale co w tym wszystkim było warte występowania tutaj?
Świat nagle zaczął zmieniać się wokół kuglarki. Gdy diabliczka grała, kolory robiły się jakby żywsze. Pojawiły się kolorowe cienie i sylwetki. Kryły się pomiędzy gawiedzią, zasłuchaną w muzykę graną przez skrzypaczkę. Kuglarki strój zaczął zmieniać kolory migotać, nogi wyrwały ją z szeregu i rzuciły elfkę ku skrzypaczce… przebierały szybko w pląsach zupełnie ignorując wolę samej elfki. Nie tylko ona miała ten problem… także inni ludzie dołączali do szalonego tańca.
Miasto się rozmyło, znikło… tańczyła wraz z innymi mistycznymi istotami w takt szalonej nerwowej melodii. Tańczyła z kolorowymi satyrami, nimfami, najadami, elfami obojga płci, w kolorowych kanionie z którego ścian wystrzeliwały kolorowe płomienie i gejzery. Tańczyła do melodii wokół… tańczyła właściwie wokół niczego. Skrzypaczka znikła, pozostała tylko jej melodia rozbrzmiewająca w powietrzu.
Kuglarka mogła fukać i narzekać, ale nie mogła nic zrobić… uwięziona w iluzji i podskakująca i tańcząca w dzikim tańcu jak jakaś dzikuska. Jedynym pocieszeniem był fakt, że nie była jedynym więźniem diabliczki. Niewielkim co prawda.
W końcu… muzyka umilkła i kuglarka zorientowała się, że stoi w kręgu osób wokół mistrzyni smyczka. Równie zakłopotanych i zdezorientowanych co ona.
Pewną niewielką satysfakcję sprawił Eshte fakt, że jednym z tancerzy w kręgu był ten samozwańczy rywal do jej tiary, ognisty sekretarz… nieudolnie próbujący ukryć swoje zawstydzenie pod zadziorną miną.

Oj, nie spodobał się elfce ten występ. I nie miało to nic wspólnego z niechęcią wobec rogatej rasy tej bardki. Mogła być najprzystojniejszym elfem, a sztukmistrzyni i tak nie pochwaliłaby tego całego skrzypienia.
Krytykowała już wcześniejszych artystów, bo ich popisy były banalne, bo co poniektórzy za mocno polegali na rozbieraniu się ku uciesze widowni, bo jeden z drugą sprawiali wrażenie zbyt dużego zagrożenia do tiary i tytułu. Ale tym razem powód, przez który skrzyżowała ręce na piersi i wydęła wargi w niezadowoleniu, był zgoła inny. W ostatnich tygodniach zbyt często była manipulowana do działania wbrew samej sobie. A chociaż taniec był czymś niewinnym w porównaniu do tego, co robił z nią pyłek wróżki, byle uśmiech Gównojada albo podszepty Ognistego Pasożyta, to pewnie wystarczyła jedna zmiana w nutach, aby muzyka zmusiła wszystkich do rzucenia się sobie do gardeł… albo co gorsza – do majtek! Pan Hrabia powinien rozkazać swoim ludziom połamanie tych skrzypiec, zanim tamtej przyjdą do głowy podobne pomysły!

Podobnie zaskoczona i skonfundowana była i widownia, więc nic dziwnego że i diabliczkę i jej przymusową grupkę tancerzy jedynie niewiele oklasków pożegnało.
Kuglarka więc bez kłopotów wróciła na swoje miejsce. Potem zaś przyglądała się jak kilka gnomów rozmieszczało podłużne tuby z metalu dookoła areny na której występowali artyści. Trixie przyleciała i wylądowała na ramieniu i zaczęła gadać o diabliczce, ale złowrogie spojrzenie kuglarki szybko ją uciszyło. Artystka wcale nie miała ochoty rozpamiętywać chwili podczas której była kukiełką. Zdecydowanie tych chwil było ostatnimi czasy zbyt wiele. I biedna jakoś wcale nie nabierała doświadczenia w obronie przed tymi ciągłymi napaściami manipulacji.

Wszystkie te przygotowania były związane z przybyciem kolejnego “artysty”. Choć trudno to było nazwać artystą… czymkolwiek było.
Zakuty w potężną ciężką zbroję rycerz przypominał bardziej stalowego ogra niż człowieka.” Uzbrojony” był w dziwną rurę i trzymał małą tarczą w drugiej dłoni.
- Czy to na pewno jest bezpieczne?- ów rycerz-ogr spytał swoich małych pomocników. Gnomy zaś zapewniały iż jest to całkowicie bezpieczne. Ale tłumek dookoła cofnął się. Także i Trixie schowała się za plecami Eshte, która spoglądała podejrzliwie na te dziwaczne tuby i na wszelki wypadek też wykonała kilka kroków w tył. Wynalazki gnomów słynęły z wybuchowych awarii.

I eksplozje rzeczywiście nastąpiły. Jedna po drugiej eksplodowały wyrzucając z siebie kule kolorowych fajerwerków w powietrze. A rycerz zaczął w nie strzelać własnymi… fajerwerkami. Tuba rycerza niczym metalowy smok, przy każdym strzale dymiła parą i dymem przez co obszar wypełniła szara mgiełka na której tel wybuchające fajerwerki robiły


Kolorowe iskierki, huk i dym wypełniły okolicę, a rycerz stał się niemal mosiężnym golemem poruszającym się pośród tych eksplozji i kolorowego chaosu.
W który to tłumek był wpatrzony jak w obrazek. A gdy ostatnia tuba eksplodowała i ostatni fajerwerk zestrzelony przez rycerza wybuchł kolorową fontanną tęczowych iskierek publika eksplodowała brawami.

Niewiele brakowało, a także sztukmistrzyni Meryel zareagowałaby na ten występ z trochę zbyt dużym entuzjazmem. Lubiła fajerwerki. Lubiła to, że głośno wybuchały i zakrywały niebo wysypem rozmigotanych kolorów. Niestety jej samej umykała sztuka tworzenia takich pióropuszy barw. Dlatego na ten popis spoglądała po trochu z zachwytem w oczach, a po nieco większym trochu z zazdrością. Być może też powinna kupić u gnomów takie tuby zamiast kolejnych kapeluszy. Ha! Cóż za szalona myśl!

- Nooo… było to… wybuchowe. Ale my ich pobijemy, prawda?- krzyczała podekscytowana Trixie, bo wszak nadchodził czas występu kuglarki.

- Oczywiście, że tak! - oświadczyła Eshte bez cienia wątpliwości w głosie. Wprawdzie niektórzy kuglarze rzeczywiście okazali się godnymi rywalami jej sztuki, ale nie zaliczała do nich tego tutaj gadającego garnka. - Było to dość widowiskowe, ale brakowało temu występowi oryginalności i fantazji. Nawet Thaaneeekryyyst potrafi strzelić fajerwerkami, a nie jest żadnym artystą, co nie?

- Acha…- więcej wróżka nie powiedziała, bo już sprzątnięto po poprzednim występie i czas był na Eshte.

Elfka więc wyszła na środek areny. Okryta ciężkim męskim płaszczem z czarnego aksamitu ozdobionego złotymi lamówkami i subtelnie wijącym się złotym haftem nadającym płaszczowi nutki mistycyzmu. Występ czas zacząć!


 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 14-12-2023 o 14:04.
abishai jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem