Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-12-2023, 15:58   #8
Cai
 
Cai's Avatar
 
Reputacja: 1 Cai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputację
Anáthema zmierzała na spotkanie z kompaniją sposobem ludzko zwyczajnym. Spacerem przemierzając ulice Zielonej Bramy. Z włosami upiętymi pod kapturem płaszcza chroniącego przed niesprzyjającą aurą. Narzuconego na mało wyrazisty strój mieszczanki. Powszechny ubiór nie był czymś co założyła by bez sprzeciwu. Aczkolwiek plebejski sznyt stanowił jedynie efekt magiczny nałożony na zwyczajową suknię baronessy. Jednako zmieniał wrażenia dotyku, zapachu, nawet dźwięku, który materiał wydawał. Po prawdzie, przez to drażnił.

Pogoda w Eshal o tej porze roku nie afiszowała się ze słońcem. W każdej chwili można było spodziewać się mżawki bądź większych opadów, mimo to wdowa wybrała drogę okrężną. Nie na wypadek bycia śledzoną. Umyślnie pobłądziła, atakowana z wszechstron intensywnymi barwami, dla innych będących jedynie pospolitą miejską szarówką. Przyglądała się z boku życiu mieszkańców. Przysłuchiwała pobieżnie problemom, które wyrzucone na głos nabierały lekkości. Przypatrywała budynkom. Nie zachwycały. Drewniane, toporne konstrukcje, czasami na podmurówkach, bielone wapnem. Drogi bliżej rynku i portu wybrukowane, w pozostałych dzielnicach w przewadze będące ubitą ziemią. W niewłaściwym miejscu znajdowała się obecnie cywilizacja. Świat się uwstecznił, zmalał. I nawet minione lata nie pozwoliły mu dogonić dawnego siebie.

Odnalazła miejsce umówionego spotkania, mało przestronne, wręcz klaustrofobiczne. Nie pozwoliła długo cierpieć swym kręgom szyjnym, wygiętym zbyt niskim stropem w siedzibie Treggita. Mieszkanie przystosowane pod lokatora sięgającego wraz z uszami niewiele ponad pas opinający surkot, zmuszało do przyjęcia przygarbionej postawy. Wdowa wyjęła spod burego płaszcza urnę, w której przybyła do Zielonej Bramy. Ustawiła na stole, robiąc miejsce pomiędzy szeleszczącymi stosami ksiąg rachunkowych, spisów i map. Z kolejnymi uderzeniami serca gubiła materialną naturę. Pogłębiająca przezroczystość usuwała przesłonę, którą stanowiła w dostrzeganiu szczegółów umeblowania ściany poza nią. Zakapturzona postać zafalowała i rozmyła się w niebyt, wciągnięta w cmentarną popielnicę.
- Ambicja szlachcica spłynęła krwią jego rodu. Krzyk rozpaczy matki zbyt cichy, by ściągnąć lawinę inkwizytorskich młotów. Bogowie są gnuśni. Nic się nie zmienia. Więcej czerwieni by napędzić żarna? - głos płynął z żałobnej skorupy. Anáthema potrafiła wnikać w różne przedmioty, ten nazywała swoim azylem, przy którego udziale czyniła to bez wysiłku. Z wiekuistym spokojem oczekiwała na potwierdzenie lub zaprzeczenie idei przekucia w narzędzie w rękach kata.

Mari nie było wygodnie u ich szczurokształtnego kompana, nawet mimo swego mikrego wzrostu jak na człowieka, wciąż było to jak... na człowieka, czyli o wiele za dużo dla miejsca przystosowanego do ras wielkości takich, jak ich druh. Jednakże doceniała pokrętny humor, czający się w drużynie zgarbionej w ciasnej norze, planującej dalsze działania.
Gdy Anáthema odezwała się, Mari wysłuchała jej słów, lecz po wszystkim zareagowała przelotnym spojrzeniem na urnę, w którym można było dostrzec zmieszane ze sobą nuty lekkiej irytacji, współczucia, ale też zażenowania.
- Te środki o których wspomniałeś - kobieta zaczęła powoli, monotonnie - myślisz, że to na mikstury czy na bomby i inne pułapki?

Dla innych “mysia nora” Treggita była utrapieniem. Dla Zharrmusa… cóż… przypominała dawne czasy gdy musiał robić w kopalni. Przypominała też jakim koszmarem było walczyć w tak ciasnej przestrzeni. Przypominała też ból pleców i nóg. Przypominała też koszmar kiedy coś na ciebie idzie, a ty nie masz pełnej swobody ruchu.
Krasnolud odrzucił te wspomnienia skupiając się na rozmowie. Siadł na podłodze by spokojnie móc wytrzymać całą naradę.
- W tym siedzą zbyt ważne osobistości by ktokolwiek w okolicy otwarcie się połasił podnieść na nich rękę. Musiałoby dojść do czegoś, że sam włodarz by ruszył tyłek, a on z tego nie słynie. - pogładził swoją brodę odnosząc się do słów Anathemy - Raczej to my jesteśmy tutaj inkwizycyjnym młotem.
 
Cai jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem