Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-12-2023, 10:06   #4
Lord Melkor
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację



Karanthir wciąż czuł się rozdarty na dwie części. Z jednej strony, po tym jak już trochę przyzwyczaił się do palących promieni znienawidzonego przez jego pobratymców słońca, wraz ze światłem dnia paliła go ciekawość tego bezkresnego świata z otwartym niebem. Z drugiej strony słyszał też gdy niekiedy budził się w nocy w ciemnej kajucie drwiący śmiech swojej matki i sióstr, co przypominało mu też o dotyku wężowego bicza na plecach. Nie było to w porządku, one przecież już nie żyły, z tego co wiedział nikt z Domu D'Suld poza nim samym nie przeżył nocy w której ich zdradził za podszeptem Jarlaxa. Ten śmiech kpił z jego dziecięcej naiwności, przypominając mu dlaczego musi ukrywać kim jest. Pierwszy raz, kiedy pokazał się na powierzchni jako drow, mieszkańcy tamtej nędznej wioski prawie go zlinczowali. Żałował wtedy, że nie miał dość mocy, żeby puścić tamte miejsce z dymem. Kto wie, może kiedyś tam wróci?

Tamta czarująca kobieta o anielskiej krwi obiecywała mu miejsce dla takich jak on i opowiedziała tym swoim śpiewnym głosem o księżycowej bogini Selune. Karanthirowi nie było to wcale niemiłe, ale nie był gotów by jej tak po prostu zaufać. Z tego co wiedział, wszyscy bogowie chcieli władzy nad śmiertelnikami i ich duszami, a ich kapłani pragnęli władzy i mocy. Ciekawe jak zareagowałyby Aurora gdyby wiedziała, że choć nie modli się już do Pajęczej Królowej to zawarł pakt z samą Glassyą, Księżniczką Dziewięciu Piekieł? Czy nadal oferowałaby swoje wsparcie i gładkie słowa? Wątpliwe..


***********************************************

Na początku niewiele wychodził ze swojej kajuty. Oprócz wystawienia na słońce, przez pierwsze dni czuł się słabo i stracił apetyt. Marynarze nazywali to "morską chorobą" i śmiali się z jego braku doświadczenia na morzu. Po jakimś czasie, po kuracji ziołowym naparem poczuł się lepiej i zaczął więcej wychodzić na pokład, choć zwykle wieczorami. W widoku skąpanego w księżycowym świetle bezkresu było coś hipnotyzującego, co się mogło kryć w tej raz spokojnej, raz burzliwej toni? Pewnie gdyby nie opuścił swojego domostwa w jaskini Menzoberranzan, nigdy nie zobaczył by tego widoku.

Oczywiście innym pokazywał się w magicznym przebraniu młodego elfa z powierzchni, o jasnej skórze i zielonych oczach, w zielono-białym dobrze wykonanym płaszczu o charakterystycznym dla elfów kroju. Pochodzenie z Evermeet i młody wiek mogły uzasadniać jego ignorancję. Natomiast towarzystwo wyglądającego na kruka chowańca sugerowało czarodziejską profesję. Za podszeptem swojej patronki zainteresował się diabelstwem w którym miała płynąć krew Mefistofelesa i zagadnął go raz przy śniadaniu.

- Jakie nadzieje wiążesz z podróżą na północ Oryonie? Przyznam, że nigdy nie byłem w tych krainach. Chciałbym wierzyć, że ludzie w Dolinie nie są barbarzyńcami który oceniają innych po wyglądzie… spojrzał na zdradzające diabelskie pochodzenie rysy jego rozmówcy.

Ciekawość młodego czarnoksiężnika budził również ten duergar Thanix. Jego rasa znała się z drowami, choć nie zawsze były to kontakty przyjazne to pamiętał wizyty kupców mrocznych krasnoludów u swojej matki.
- Jesteś chyba daleko od domu, podobnie jak ja. Nie przeszkadza ci światło słońca? I zakładam, że musiałeś kiedyś poznać moich dalekich krewniaków, drowy? - Nie mógł powstrzymać się od zagadnięcia krasnoluda gdy raz spotkał go po zmroku spacerującego po pokładzie. Czy mógł mu zdradzić kim jest naprawdę?

***************************************

Kiedy ich statek został zaatakowany przez gobliny, na początku planował trzymać się z dala od walki. W końcu nie miał pojęcia o morskich bitwach. Kiedy ten szlachcic o którym plotkowali marynarze, chyba jakiś renegat, przejął dowodzenie, wyjął swój łuk i podążył zgodnie z jego rozkazem na basztę, wydawało się to sensowne. Zdecydował się na razie unikać przywoływania mocy swojej Pani, natomiast udało mu się chyba położyć z łuku przynajmniej jednego z wrogich łuczników. Odetchnął z ulgą, gdy wyszli z bitwy w jednym kawałku, choć stracili część załogi. Ale dotarli do Targos, więc nie był to już jego problem.

- Czyżbyśmy wplątali się w jakąś prawdziwą wojnę? - spytał się Nolana, kiedy schodzili na ląd. Tamten wydawał się wiedzieć co robi, więc postanowił na razie się go trzymać.



 

Ostatnio edytowane przez Lord Melkor : 29-12-2023 o 13:12.
Lord Melkor jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem