Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-01-2024, 22:52   #19
Hazard
 
Hazard's Avatar
 
Reputacja: 1 Hazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputację
Sundown

Bohaterowie ogarnęli się w końcu po tym dość krótkim, acz bardzo intensywnym wydarzeniu, które zwieńczyć miało ich podróż tego dnia. Ponownie wskoczyli w siodła, tym razem bacznie obserwując swoje wierzchowce.

Jadąc mieli okazję na spokojnie przyjrzeć się wiosce. Nie dostrzegli jednak nic, czego nie widzieliby wcześniej. Promienie zachodzącego słońca znikały za horyzontem, a wioskę zaczynał powoli otulać mrok, który utrudniał dostrzeżenie czegoś szczególnego. Jednak w tej scenerii, widniejący na odległym wzgórzu symbol sprawiał ponure wrażenie, jakby zły omen.

Thomas wytężał wzrok, jednak nigdzie nie mógł znaleźć żadnych znaków czy choćby śladów wskazujących na obecność w wiosce "jego ludzi".

Pomimo niepokojącej atmosfery, reszta drogi minęła im bez niespodzianek. Zbliżywszy się do wioski, bohaterowie mogli dokładniej przyjrzeć się nielicznym zabudowaniom, które nie wyróżniały się niczym szczególnym na tle innych wiosek, które mieli okazję widzieć. Ot co, typowa wioska. A przynajmniej taka się wydawała.

Pojedynczy mieszkańcy byli widoczni na głównej drodze prowadzącej przez wioskę, jednak nikt szczególnie nie palił się, by przywitać przybyszów. Jedni przyglądali się bohaterom z bezpiecznej odległości, inni, którzy akurat stali na trajektorii ich drogi, nagle zdawali się przypomnieć sobie, że mają jakąś ważną rzecz do zrobienia gdzieś indziej. I w taki właśnie sposób podróżnicy zostali powitani w wiosce. Jak na tak ekscentryczną grupę, chyba powinni się cieszyć. W końcu nie zostali ani obrzuceni kamieniami, ani otoczeni gromadą dzieci, cieszących się na przybycie cyrku.

Sami odnaleźli karczmę. Nie był to jakiś wielki wyczyn, ponieważ znajdowała się na głównej drodze, prowadzącej przez wioskę. A drogi były raptem dwie. Mieli okazję zobaczyć jeszcze jedno rozwidlenie, z którego mniejsza droga odbijała na wschód, w stronę dziwnych ruin i chyba jedynego budynku, który w pełni zbudowany został z kamienia - kościoła, jak się domyślali.

Sama karczma z zewnątrz niczym się nie wyróżniała. Był to częściowo murowany, częściowo drewniany dwupiętrowy budynek, nad wejściem którego widniał szyld przedstawiający kobietę na miotle, pod którą widniał napis "Tawerna Pijanej Czarownicy". Z wewnątrz dochodził umiarkowany karczmiany rumor, nie głośny tak jak w centrach większych miast, lecz zdecydowanie wyróżniający się na tle tej cichej wioski.

Bohaterowie przywiązali swoje wierzchowce do poręczy przed wejściem, po czym sami wkroczyli do środka. Gdy wszyscy przekroczyli próg, wydarzyła się rzecz dość typowa. Typowa i dla tawern postawionych na takim odludziu i dla opowieści takich jak ta. Mianowicie nastała chwila napiętej ciszy. Siedzący przy stolikach bywalcy – w większości przypominający najzwyklejszych farmerów i farmerki – zaprzestali rozmów i rzucili w ich stronę podejrzliwe spojrzenia. Jednak, jak i zwykle bywa w takich sytuacjach, chwila ta minęła szybko, a gawiedź wróciła do swoich własnych spraw, jedynie łypiąc wzrokiem od czasu do czasu na przybyłych.

Karczma nie była zbyt duża, jednak od razu można było poczuć w niej domową atmosferę. Raptem kilka stolików rozrzuconych zostało po kwadratowym pomieszczeniu tu i tam. Ściany ozdobione zostały typowo wiejskimi ornamentami – tu i ówdzie wisiały kosze z wysuszonymi kwiatami, koło od wozu, jarzmo wołu czy nawet fragment pługu.

Po przeciwległej do wejścia ścianie znajdował się bar, za którym stał czarnoskóry mężczyzna. Był łysy, jednak jego twarz zdobiła krótka spiczasta siwa broda, zdradzająca jego podeszły wiek. Miał na sobie białą koszulę oraz przykrywającą ją częściowo skórzaną rozpiętą kamizelkę - po sporych wielkości brzuchu widać było, że czasy kiedy mógł spokojnie zapiąć wszystkie jej guziki dawno minęły. Na widok bohaterów mężczyzna kiwnął głową przyjaźnie, a w jego oku pojawił się błysk zaciekawienia.

Na jego widok od razu zaczęło nasuwać się mnóstwo pytań. Osób o takiej karnacji nie sposób było znaleźć w tych rejonach świata.

Zaś w rogu pomieszczenia, na niewielkim podeście stał młody blond włosy chłopczyk. Miał ładną buzię, która ewidentnie nie zyskała jeszcze męskich rysów. W rękach trzymał drewnianą lirę, którą nerwowo próbował nastroić. Towarzyszyły mu przy tym dokuczliwe komentarzy trójki innych chłopców w podobnym wieku, którzy siedzieli przy stoliku tuż pod miniaturową sceną.

- No co jest niedojdo! Zagrasz w końcu, byśmy mieli się z czego pośmiać, czy tchórzysz!? - krzyknął jeden z chłopców - rudowłosy grubasek. Pozostała dwójka dopingowała go, krzycząc "Tchórz! Tchórz!".

"Ta dzisiejsza młodzież", chciałoby się rzec.

Jednak, po pierwszym, dość powierzchownym rzucie okiem, miejsce wyglądało przyjemnie i bezpiecznie. Zapach piwa i wina w powietrzu dodatkowo zapewnił bohaterów, że znaleźli się we właściwym miejscu. W końcu mogli odsapnąć.
 
Hazard jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem