Gdy wjechali do miasta Olga ucieszyła się, że nikt się nią nie interesuje. Przynajmniej nie w stopniu nadmiarowym. Jej myśli kręciły się wokół ciepłego posłania, dobrego piwa. Przed karczmą uwiązała konia.
- Kal coś ty tam wywinął? - pokręciła głową, zabrała swój plecak i sięgnęła po topór. Wydawał się wyjątkowo nieporęczny w takich momentach, ale dziewczyna zaczepiła go do plecaka, tak, żeby był pod ręką i w miare szybko mogła go sięgnąć. Odwróciła się i…stylisko topora uderzyło o poprzeczną belkę, do której przywiązała konia. Olga przewróciła oczami, jakby znów przytłoczyły ją trudy związane z posiadaniem magicznej broni. Odeszła nieco na bok, wzięła topór i… zaczęła do niego mówić ściszonym głosem.
- Nie rób mi tego! Nie możesz wszystkiego utrudniać. Nie chcemy kłopotów.
Dwuręczny topór zmienił się w mgłę, a po chwili z tej samej mgły w dłoni Olgi powstała solidna drewniana pałka z rzemieniem i niewielkim stalowym okuciem na końcu.
- No. Dzięki mała - powiedziała z wyraźnym zadowoleniem przypinając Nesteę w nowej formie do pasa. Przez to jednak do karczmy wchodziła ostatnia z ich drużyny. Pozwoliła innym pomówić o noclegu. Nie czuła się też na siłach, żeby wytarmosić za uszy małych cwaniaków naśmiewających się z kolegi. Zajęła jeden ze stolików czekając aż dziewczyny załatwią temat noclegu. Ułożyła plecak pod nogami, pogładziła czule swoją nową okutą pałkę a potem wyjęła z plecaka talię kart i zaczęła tasować. W zasadzie bez celu. Była gotowa zagrać z każdym, jeżeli ktoś z lokalnych ją poprosi. A jeżeli nikt nie poprosi, to zawsze zostawały jej towarzyszki gdy będą czekać na posiłek. Towarzyszki i Thomas.