Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-01-2024, 10:51   #2
psionik
 
psionik's Avatar
 
Reputacja: 1 psionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputację
Dzień zaczął się paskudnie tak samo jak poprzedni. I ten wcześniej. Był jak Stara Korvosa - szary i nijaki. Od czasu spalenia jego warsztatu, Anthony Tigglon Junior był zdołowany. Zauważył nawet kilka nowych siwych włosów! Czyżby to początki procesu Wybielania? Tony w panice przeglądał się z rana w lustrze. Musiał zacząć działać. Pieniędzy ubywało z każdym dniem, dawne życie zostało dosłownie spalone wraz ze sklepem i warsztatem alchemicznym.
~ Może to czas wyruszyć na przygodę? ~ zastanawiał się siedząc w karczmie.
Wino było paskudne. Dawno nie pił nic podobnego, nawet jego własne wyroby były lepszej jakości!
Właśnie, a może zająć się fermentowaniem win? Nie, to trwa zbyt długo, wymaga sprzętu, magazynu... ochrony.
~ Nie, nie, nie ~ gnom ukrył twarz w dłoniach. Przeczesał swoje gęste czarno-siwe włosy pozostające w ciągłym nieładzie i przetarł okulary o okrągłych szkiełkach i grubych miedzianych ramkach. Spojrzał ponownie na wino.
Nie, musiał dorwać Lamma. Potrzebował tylko znaleźć pracę, ale jak trudne może być znalezienie pracy dla tak zdolnego alchemika? Otóż, wcale trudne jeśli się nie chce wchodzić w konszachty z ludźmi pokroju Gaedrena.

Z zamyślenia wyrwała go urocza rudowłosa dziewczyna, która przyniosła piwo i liścik. Rozglądając się nie dostrzegł nikogo, kto zwróciłby na niego uwagę, skinieniem przywitał się, lub w jakikolwiek inny sposób wskazał, że jest sponsorem tego kufla. Skonfundowany, Anthony sięgnął po kufel. Był zimny i zdecydowanie za duży, więc musiał go trzymać w dwóch rękach. Piwo smakowało podobnie do wina. Lokalne szczyny nie umywały się do prawdziwego kunsztu piwowarskiego krasnoludów! Ha, pewnie nie mają nawet prawdziwych kadzi!
Przez chwilę gnom zastanawiał się, czy nie doprawić alkoholu własnymi ekstraktami, ale zrezygnował z pomysłu. Wolał nie szastać odczynnikami i składnikami dopóki nie znajdzie zatrudnienia gwarantującego zastrzyk brzdęku. Z zaciekawieniem spojrzał na kopertę.
Obrócił ją zręcznie w palcach i obwąchał starając się wyłapać każdy szczegół, który mógłby mu pomóc rozwikłać zagadkę tajemniczego nadawcy.
Nie wyczuł zapachu trucizny, ani innych charakterystycznych odczynników. Otworzył powoli kopertę i wysypał zawartość na stół. Pojedyncza karta, nic więcej. Wyglądała jak karta z deku kart harrow. Podniósł ją, obwąchał, przeczytał. Kolory wróciły na twarz gnoma, jego długa uporządkowana broda i elegancko zakręcone wąsy jakby również zyskały głębszej czerni. Co to ma znaczyć? Jasne, historia z jego sklepem na pewno obiła się echem po mieście - dosłownie i w przenośni, ale ktoś musiał wiedzieć, że stał za tym Lamm.
Gnom podrapał się po swoim długim nosie, który zawsze zaczynał go swędzieć gdy tylko pakował się w tarapaty. No ale, czy nie jest to to, czego szukał? Raczej nie była to pułapka. Nie w stylu tej łajzy. Obrócił kartę...
- Heh, jestem jednorożcem? - stwierdził na głos. Jednorożce, mityczne piękne bestie, dobre, prawe, mające wedle wierzeń wrodzony kompas wskazujący dziewice.
Jego wiedza dotycząca kart i wróżb nie była zbyt duża, nie miał pomysłu co symbolizuje, ale z chęcią się tego dowie. Może po drodze uda się zahaczyć o jakąś świątynie, lub mistykalii?
Upił jeszcze szczynowatego piwa i zeskoczył ze swojego zydelka lądując na gustownych, czarnych, skórzanych kozaków. Poprawił brązowo-żółtą kamizelkę w kratkę, strzepując niewidoczny kurz. Sprawdził, czy koszula nie wyszła z modnych, acz wygodnych spodni w kolorze ciemnego brązu. Poprawił granatowy krawat, wyciągnął mankiety białej koszuli i zarzucił na siebie marynarkę dwurzędową w kolorze spodni. Upewniwszy się, że wszystko leży elegancko, założył ciemnobrunatny płaszcz, nałożył na głowę lekko sflaczały cylinder, schował kartę do kieszeni wewnętrznej marynarki, złapał laskę i stukając radośnie wyszedł z karczmy.

Miał jeszcze sporo czasu, wedle jego wiedzy i czasomierza mógłby pokonać drogę do Lancetowej i z powrotem i jeszcze mieć czas by zdążyć na czas. Stara Korvosa nie należała do najbezpieczniejszych miejsc, toteż nie było powodu, żeby się szwendać bez celu. Postanowił więc udać się do świątyni, gdzie ktoś mógłby udzielić mu informacji na temat znaczenia karty. Pewnie mógłby udać się do jednej z szeptach, lub wróżek, ale musiał rozsądnie manewrować skromnym budżetem, a to oznaczało darmową poradę. Wybrawszy kierunek, ruszył zamaszystym krokiem.


 
psionik jest offline