Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-01-2024, 22:16   #19
Alex Tyler
Młot na erpegowców
 
Alex Tyler's Avatar
 
Reputacja: 1 Alex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputację


Tamtego dnia o brzasku pochmurne niebo nad Targos miało intensywną barwę lapis-lazuli. Z ciemnomodrego firmamentu kaskadami opadały strumienie śnieżnych płatków, okrywając wszystko, w tym głowy przebywających na zewnątrz, kredową pierzyną. Przewijająca się ściana kryształowych drobin skutecznie przesłaniała widok, ograniczając zasięg widzenia i utrudniając odróżnianie detali otoczenia. To i niewielka ilość dochodzącego z góry słonecznego blasku sprawiała, że szczególnie problematyczne było dostrzeżenie czegokolwiek dla przez tych, którzy nie byli obdarzeni infrawizją.
— Zdecydowanie najpierw musimy ruszyć, odeprzeć ich atak. Ty — urękawiczona dłoń Nolana wycelowała palec wskazujący w symbol miasta Targos widniejący na piersi Jona, z pozostałej przy życiu dwójki strażników był on w wyraźnie lepszej kondycji. — Zaprowadź nas na miejsce, tam, gdzie powinna być reszta waszych ludzi. Thanixie, jeżeli znajdziemy tam jakieś tunele, to musimy je natychmiast zawalić, żeby zatrzymać siły nieprzyjaciół. Podołasz temu, czy musimy posłać po tego Joruna?
Nolan Hornraven: Charyzma (Perswazja) [PT 20]: 23 – Zdany!

Uczciwy Jon spojrzał z wymowną troską w stronę swego rannego kompana, Reiga, i po chwili gryzienia się z myślami westchnął ciężko.
— Tak, panie — odpowiedział, strażnik najwyraźniej uznał wtedy Hornravena za jakiegoś dostojnika. Dlatego chcąc nie chcąc przechylił się do woli potencjalnie wpływowego i apodyktycznego człowieka z południa. — Reig, schowaj się do chaty, póki nie wrócę. Starczy, że trza nam będzie pochować Brohna. Nie daj się zabić.
— Może i nie jestem w pełni sił, ale dzięki pomocy łaskawej pani czuję, że dam jeszcze do wiwatu każdemu pokurczowi, który poważy się na mnie tknąć. Ruszaj śmiało druhu — zapewnił go kompan.
Tymczasem były szkutnik zwrócił się do stojącej obok młodej kobiety o chłodnej powierzchowności, acz najwidoczniej gołębim sercu. Nienaturalna, bezkresna toń jej doskonale czarnych oczu zdawała się obrazować najgłębsze otchłanie Planu Cienia, nie pozwalając mu utrzymać kontaktu wzrokowego na dłużej niż parę chwil.

— Auroro, tam najprawdopodobniej będzie więcej rannych strażników. Dzięki łasce twej Pani moglibyśmy im pomóc. Mam nadzieje, że nam potowarzyszysz — ukłonił się w stronę bladej kapłanki i ruszył powoli do przodu, zrównując się ze strażnikiem Jonem.
— Łaska Księżycowej Panny zarezerwowana jest dla każdego, kto niesie nadzieję i jej poszukuje — rzekła dobrze mu znanym z czasu podróży „Wredną Jędzą” nieziemskim, głębokim i balsamicznym głosem. — Nie wolno mi odmówić w sytuacji, gdy Targos desperacko potrzebuje jej boskiego przewodnictwa.
Usatysfakcjonowany z jej odpowiedzi pirat poprosił upadłą aasimarkę, by w miarę sił wspomogła błogosławieństwami tych z towarzyszy, których wytypował fachowym okiem jako najbardziej narażonych na ryzyko w przypadku śmiertelnego starcia. Zgodziwszy się, sferotknięta wzniosła ku ginącej za horyzontem tarczy Selûne umieszczony w srebrnej oprawie kamień księżycowy, czyniąc rytualne gesty i recytując słowa modlitwy:

Użycz nam światła, Panno Księżycowa,
By w mroku ukazała się do domu droga.
Ze ścieżki nie daj nam zbłądzić w potrzebie,
Jaśniejąca niczym gwiazdy na niebie.

Tak jak poprzednim razem, gdy kleryczka zwróciła się do swej boskiej patronki, zupełnie znikąd objawiła się jasnosrebrzysta łuna, tym razem otaczając blaskiem Oryona, Karanthira i Zor'aytha. Dotknięci magią objawień mężczyźni poczuli nagły przypływ wigoru i determinacji. Lecz nawet tak pozytywna ingerencja wyższego bytu w jestestwo githzerai wywołała u niego instynktowny dyskomfort, wszak pochodził on z ludu, który odrzucał kult bóstw, traktując go jako odmienną formę niewolnictwa, którą to od czasu wyzwolenia z jarzma Łupieżców Umysłów gardził do cna.
— Często tutaj taka pogoda? Gobliny mogą zaatakować znienacka. Potrzebujemy być od nich szybsi i gotowi na wszystko — zwrócił się do zdrowego strażnika Nolan, obserwując jednocześnie stonowaną reakcję zamaskowanego mnicha.
— Lepiej wam będzie się zacząć się przyzwyczajać, południowcy — odezwał się zamiast zapytanego Reig. — Lathander szczędzi nam światła, za to Auril obdarza czule lodowatymi pocałunkami. Jeśli się nie zahartujecie to zwyczajnie pomrzecie.




Po dłuższej wymianie zdań praktycznie wszyscy bohaterowie mojej opowieści doszli do porozumienia, ustalając, że wpierw udadzą się na północny wschód, zająć największym zgrupowaniem sił nieprzyjaciela. Po drodze mieli jednak wstąpić do położonego na północ magazynu, w którym podobno przebywał zaopatrzony w lecznicze wyciągi komendant portu, Magdar Shenlen.

Inne zdanie na temat dalszych poczynań drużyny okazał się mieć duergar Thanix, który nie znajdując zrozumienia dla swej propozycji, odłączył się od reszty, ruszając w odwrotnym kierunku coby samopas poszukać śladów grasujących po okolicy żółtoskórych najeźdźców. Pozostali zgodnie z planem udali się wzdłuż wydeptanej w śniegu ścieżyny, mijając po drodze domostwo o rozebranym dachu, w którym chwilę wcześniej zadekował się Redwaters. Szli na tyle wolno by nie zostawić w tyle skradającego się diabelstwa. Ponad nimi szybował kruk Karanthira wypatrując niebezpieczeństwa. Wkrótce trafili na solidny budynek, zbudowany z bloków kamienia i wielkiego, drewnianego dachu. Szerokie drzwi prowadzące do wnętrza okazały się jednak zamknięte. Na pukanie, a później łomotanie nikt nie odpowiadał.
— Co jest w tym magazynie i czy zawsze był zaryglowany? — zapytał przewodnika Mistrz Bitew.
— Przeróżne towary spływające do Targos, głównie rzeką i jeziorem, część z nich należy do Kompanii Kupieckiej Gallawaya — wyjaśnił Uczciwy Jon, po czym na jego twarzy wymalował się wyraz niepokoju. — Nie wiem, dlaczego jest zamknięte o tej porze. Może Magdar wyrwał się do pomocy miastu? W końcu to kawał chłopa i umie robić mieczem. Tak czy inaczej, potrzebujemy tego wyciągu dla Reiga. Wolałbym, żebyście nie wyważali drzwi, ale może w żyłach któregoś z was płynie krew złodziei z Luskan i bylibyście w stanie otworzyć zamek w mniej agresywny sposób?
Zor'ayth: Zręczność (Narzędzia Złodziejskie) [PT 15]: 23 – Zdany!

Na szczęście dla stojących bezradnie u progu magazynu poszukiwaczy przygód Zor'ayth okazał się niezwykle biegły w otwieraniu zabezpieczonych drzwi. Momentalnie ujął smukłymi dłońmi posiadany wytrych i napinacz, po czym w mig rozprawił się ze średnio skomplikowanym zamkiem zastawkowym. Ratując tym samym istików z trudnego położenia. Jednak w momencie gdy wszyscy z ulgą przyjęli ciche kliknięcie, znamionujące uwolnienie drzwi, ich uszu dobiegła również zbieranina gardłowych głosów. Wypowiadały one charczące i skamlące głoski łączące się w słowa w nieznanym języku. Pośród nich wybijało się przede wszystkim jedno, powtarzane niczym echo: „Kherk-nor!”. Zaledwie jedno uderzenie serca później w ich kierunku poleciały goblińskie strzały.



Thanix: Mądrość (Sztuka Przetrwania) [PT 10]: 16 – Zdany!

Szary krasnolud, puszczając mimo uszu słowa smukłego i zamaskowanego towarzysza, ruszył pomału na południe. Komuś z jego ludu niewielka ilość światła wcale nie przeszkadzała, dziecię Podmroku potrafiłoby sobie poradzić nawet w kompletnej ciemności, jedyny problem stanowił śnieżny opad ograniczający widoczność i zasypujący ślady, których poszukiwał. Poruszając się powoli i czujnie obserwując ziemię, Thanix szybko natrafił na pozostawione w głębokim śniegu tropy. Po dłuższych oględzinach wywnioskował na ich bazie, że przez doki miasta Targos nie przechodziło zbyt wielu ludzi, co było dość zaskakujące dla miasta portowego tej wielkości. Musiał za to trwać w tym miejscu intensywny rozładunek statków przywożących drewno, które było następnie wleczone do żurawia w północnej części doków. Dostrzegł też, że parę statków z portu zostało wyciągniętych na plażę. Jak i również to, że dookoła doków porozrzucane były szczątki domów – niektóre z nich wyglądały, jakby zostały odarte z drewna, inne zaś jakby zostały spalone i porzucone. Nie umknęły mu także odciśnięte w białym posłaniu ślady goblinów. Tropy największej grupy zdawały się przychodzić z północno-wschodniej części doków, okrążać je i skręcać na południowy wschód, w kierunku latarni morskiej Targos.

Próbując przejść obok rampy do wciągania łodzi, Thanix usłyszał wybrzmiewające nieopodal krasnoludzkie przekleństwa i odpowiadające na nie skamląco-charczące głosy. Zbyt wiele razy był na wspólnych patrolach z przybranym ojcem, by ich nie rozpoznać. A przede wszystkim nie zidentyfikować dobrze mu znanego zwrotu Kherk-nor, co wiedział, że znaczy „atakować”. Uświadomił to sobie jednak zbyt późno. Pierwsza podstępnie wypuszczona strzała trafiła go u nasady karku. Wojownik poczuł bolesne ukłucie, a następnie gorącą krew zalewająca przemarźnięte plecy. Kolejne dwa pociski również jakimś cudem znalazły drogę przez szczelny mur z tarczy i ciężkiego pancerza. W tym samym momencie znienawidzony wróg górskich krasnoludów wynurzył się spośród śniegów i wyciągniętych na brzeg łodzi, by opaść na ciężko ranionego duergara.



 

Ostatnio edytowane przez Alex Tyler : 30-01-2024 o 17:56.
Alex Tyler jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem