Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-01-2024, 20:13   #4
Alex Tyler
Młot na erpegowców
 
Alex Tyler's Avatar
 
Reputacja: 1 Alex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputację

We wschodnim Cheliax na odludnych terenach Gór Aspodell znajduje się skromnych rozmiarów twierdza-klasztor, wyciosana z czarnego niczym bazalt kamienia budowla o doskonałej symetrii i surowej estetyce. Mieści się tam siedziba Zakonu Oka. Militarnego zgromadzenia żeńskiego założonego przez Selynę Vrae, jedną z oryginalnych towarzyszy Seldinina Choaza z czasów Pierwszej Krucjaty Mendeviańskiej i tym samym współzałożycielki Zakonu Bożego Szpona. W 4668 AR porzuciła ona Cytadelę Dinyar, by założyć swój własny oddział o unikalnej filozofii i systemie szkolenia. Vrae była prawdziwym wzorem cnót Rycerza Piekieł, aczkolwiek od zawsze wyróżniała się kilkoma specyficznymi poglądami. Między innymi wierzyła, że kobiety są posłuszniejsze i znacznie lepiej wywiązują się ze swoich obowiązków, dzięki czemu zdecydowanie bardziej nadają się do roli nieugiętych strażników prawa. Uważała również, że proces treningu rekrutów trzeba rozpocząć jak najwcześniej, najlepiej wykorzystując do tego sieroty, dzieci porzucone przez rodziców lub zniewolone, zaś żelazną dyscyplinę Rycerzy Piekieł należy dodatkowo wzmacniać ścisłą ascezą i monastycznymi praktykami. Zanik więzi rodzinnych, długa izolacja, znaczne wyrzeczenia i zero przywiązań do materialnych spraw miały według niej czynić przyszłych wojowników jeszcze bardziej lojalnymi i skupionymi wyłącznie na wyższym celu. Zakon Oka w 4669 AR stał się faktem, ucieleśniając wszystkie idee Selyny. Nie porzucił jednak swych korzeni, wciąż zachowując kult, część symboliki i gros idei wywodzących się z Zakonu Bożego Szpona. Organizacja Vrae, mimo bardzo skromnych rozmiarów, stała się dość szybko słynna z powodu swoich Piekielnych Rycerek, ekstremistycznych i monastycznych wojowniczek (we własnym gronie określających się bitewnymi zakonnicami) dających w całym Avistanie świadectwo fanatycznej i niezachwianej wiary w Boży Szpon.

Jedną z takich świętych justycjariuszek była siostra Rita Marvella, w momencie rozpoczęcia tej opowieści od pół roku dokonująca swego „Długiego Marszu”. Obowiązkowej, wieloletniej i samotnej krucjato-pielgrzymki mającej na celu niesienie prawa tym, którzy go nie zaznali, twarde zaprowadzanie porządku Bożego Szpona w Golarionie i odwiedzanie miejsc świętych dla bóstw konstytuujących ten panteon. W czasach gdy Zakon Bożego Szpona i pokrewny mu Zakon Oka angażowały się w święte wojny w Mendevie i Molthune, siostra Rita obrała zupełnie inny kierunek. Przez ostatnie sześć miesięcy zupełnie niezrażona skalą wyzwania z niespotykaną sumiennością i determinacją wypełniała nałożoną jej misję bezlitośnie wymierzając sprawiedliwość wszystkim napotkanym wrogom prawa i porządku. Jakiś czas temu nogi zaprowadziły ją do varisiańskiej Korvosy, choć wtedy jeszcze nie wiedziała, jak dużą rolę przyjdzie jej odegrać w dziejach tego miasta i królestwa...








Umieszczony w Banku Abadara imponujących rozmiarów złoty posąg przedstawiający boga miast, prawa, kupiectwa i bogactw stanowił dzieło wybitne, obficie ociekające zbytkiem, splendorem i majestatem. Wykonano go z rzadko spotykanym rzemieślniczym kunsztem, niewątpliwie po to by nader wymownie ucieleśniał wszelkie dobrodziejstwa cywilizacji i wzbudzał odpowiedni respekt u wszystkich odwiedzających świątynię. Tego wieczora u jego błyszczących stóp spoczywała samotna kobieta żarliwie recytująca szeptem religijne formuły z ciałem ułożonym w modlitewnej pozie. Jej młode, pozbawione wyrazu oblicze ozdobione było parą wnikliwych oczu o głębokim kolorze wypolerowanych szafirów. Zdawała się mieć niewiele ponad dwadzieścia wiosen, a mimo to szereg podobnych rozpadlinom blizn brutalnie przecinał jej delikatną młodzieńczą twarz. Pod lewym okiem jakby inkaustem na pergaminie nakreślony miała tatuaż w kształcie okręgu zawierającego ciemną pięcioramienną gwiazdę o wykręconych ramionach. Spod szkarłatnego zakonnego welonu, którym opatuliła swą głowę, niczym górskie strumyki wypływały pojedyncze pasma sięgających poza ramiona włosów, równo przyciętych z monastycznym rygorem i śnieżnobiałych niczym mroźne pustkowia Wysokiego Lodu. Kobieta mierzyła niemal sześć stóp i obdarzona była sylwetką dzikiej pantery, muskularną i emanującą zręcznością oraz naturalnym i drapieżnym wdziękiem. Dla bezpieczeństwa zakuła ją w łuskowy pancerz w odcieniu intensywnej czerni, przyozdobiony złotymi symbolami oka, licznymi dewocjonaliami oraz przypieczętowanymi religijno-prawnymi formułkami, spisanymi na pożółkłym pergaminie. Pod nim wdziała szkarłatny lniany habit, skrojony specjalnie tak by nie ograniczał w najmniejszym stopniu ruchów noszącej. Na szyi nosiła budzący instynktowny niepokój wisior z czerwono-czarnym symbolem. Zaledwie po pobieżnych oględzinach łatwo byłoby odgadnąć, czym się musiała trudnić, posiadała bowiem przy sobie kilka sztuk broni. Z której to najbardziej wyróżniało się montante zatknięte w skórzaną pochwę przerzuconą przez plecy. Był to długi na pięć i pół stopy dwuręczny miecz wykuwany jedynie w Piekielnym Cheliax. Poza nim kobieta posiadała krótki łuk refleksyjny osadzony razem ze strzałami w skórzanym sajdaku i sztylet o wąskim ostrzu. Z tego, jak się ogółem prezentowała, widać było wyraźnie, że darzy wielkim umiłowaniem harmonię i perfekcyjny porządek. Żaden element jej ubioru czy ekwipunku nie był bowiem brudny, zaniedbany ni poluzowany. Każdy stanowił wręcz idealnie dopasowaną część spójnej całości.

„Szczęśliwi, których droga nieskalana,
którzy postępują według Prawa Bożego Szpona.

Szczęśliwi, którzy zachowują Jego upomnienia,
całym sercem Go szukają...”

W pewnym momencie do modlącej powoli zbliżył się obwieszony biżuterią czarnoskóry mężczyzna z nadwagą odziany w żółtą szykowną szatę. Choć starał się nie przeszkodzić kobiecie, krocząc z zamiarem uczynienia jak najmniejszego hałasu, pogrążona w głębokiej modlitwie kobieta usłyszała go już z oddali. Zerknęła jedynie w jego kierunku i wróciła modłów.

„...Dusza moja omdlewa tęskniąc
wciąż do wyroków Twoich.
Zgromiłeś pyszałków;
przeklęci odstępujący od Twych przykazań!...”

Dopiero parę chwil później, ukończywszy doksologią, powstała i zwróciła się do religijnego dostojnika, trzymając pokornie pochyloną głowę.
— Wasza Ekscelencjo, czym sobie zasłużyłam na taki zaszczyt? — zapytała anielskim głosem, wręcz stworzonym do udziału w żeńskim chórze kościelnym.
Stojący z dłońmi złożonymi na podołku szaty Arcybankier zawiesił na niej przenikliwe spojrzenie.
— Siostro, nie umknęło mej uwadze, iż od kilku tygodni przychodzisz tu codziennie. Rano i wieczorem. Zawsze o ściśle określonej porze. Do tego modlisz się długo i żarliwie, tak jakby ciążyło ci jakieś wielkie brzemię. Jeśli to prawda, to może zechciałabyś się nim podzielić z oddanym sługą Władcy Pierwszego Skarbca?
— Tak, to prawda, Wasza Ekscelencjo — odpowiedziała uniżonym tonem. — Nieznośny jest odór bezprawia, jakie przylgnęło do Korvosy. Muszę koniecznie coś z tym zrobić. Prawo jest ojcem porządku. Odrzucenie go to zaproszenie chaosu, w którym nie ma ani życia, ani sensu. Bez niego ludzie są niczym zwierzęta.
— Szlachetne są twe pobudki, lecz zważ czy ciężar, który nakładasz na swe barki, nie jest zbyt wielki. Cywilizacja tworzona jest i podtrzymywana wspólnym wysiłkiem, nie za sprawą pojedynczych jednostek. Wszak król byłby nikim bez swych wiernych poddanych. Tak więc mimo iż borykamy się z poważnym problemem, musisz mieć zaufanie do legalnej władzy i służb porządku. Zapewniam, Varisia była i pozostanie państwem prawa. Korvosa zaś stanowi klejnot w jej koronie.
— Nie śmiałabym mniemać inaczej, Wasza Ekscelencjo — zreflektowała się wojowniczka. — Lecz zawsze można próbować uczynić więcej. Nie mogę porzucić tego brzemienia i nie zamierzam cofnąć się przed niczym. Dla mego zakonu żadna ofiara nie jest zbyt wielka, ani żadna zdrada zbyt mała. Proszę o wybaczenie, Wasza Ekscelencjo, ale nauczono mnie, że wymówki są schronieniem słabych. A zwycięstwa nie wymagają tłumaczenia, porażki zaś na nie nie pozwalają. Bezprawie natomiast musi być wytrzebione wszędzie, gdzie się na nie natkniemy. Dlatego nie poprzestanę, dopóki to nastąpi.
— Obawiam się, że nie starczy ci życia na ziszczenie swego celu. Najpewniej bardzo krótkiego życia — skwitował Arcybankier. — Ja, Karmazynowy Tron i wszyscy mu podlegli czynimy w tej sprawie co w naszej mocy, mogę cię o tym osobiście zapewnić. Ty zaś, siostro, musisz sobie uświadomić, iż przestępczość jest naturalnym następstwem istnienia cywilizacji. I pewnie nigdy nie uda nam się jej całkowicie zlikwidować. Posłuchaj więc lepiej mej rady: Abadar uczy nas rozsądnego zarządzania kapitałem. Życie jest jego walutą, dobrze ją wydaj.
— Lepiej mi umrzeć dla Bożego Szpona, niż żyć dla samej siebie — odparła bez wahania białowłosa. — Tylko w śmierci ma służba się skończy. Lecz nie lękam się, bowiem kto umarł w służbie Jemu, nie umarł na próżno. Jeśli będzie trzeba, przyjmę śmierć bez żalu, tak jak przyjmuję życie bez strachu.
— Bożego Szpona, powiadasz? — na ciemnym czole kapłana nagle pogłębiły się zmarszczki. — Zdajesz sobie sprawę siostro, że podążasz za heretyckimi naukami?
— Z całym szacunkiem, Wasza Ekscelencjo, w tej sprawie tylko Piątka może mnie sądzić. Jeśli uzna, iż czynię jej memi słowy ujmę, niechaj da znak, a własnoręcznie utnę język, który je wypowiedział.
Na obliczu kleryka wymalował się srogi wyraz.
— Mylisz się wielce, siostro, lecz ludzką rzeczą jest błądzić. Sądź przeto, jak uważasz, bylebyś tylko nie głosiła tych odstępczych nauk wewnątrz naszych świętych murów. W innym wypadku zabronię ci wstępu. A teraz wybacz, lecz gonią mnie ważkie obowiązki. Z Abadarem!
Arcybankier oddalił się pospiesznie, zostawiając kobietę z własnymi myślami.








Mimo ogromnej skali powziętego wyzwania, metodyczna i nieugięta siostra Marvella powoli, acz sukcesywnie tępiła przestępczość w Korvosie. Korzystając z wydanego przez Arbitrów glejtu, uprawniającego do prowadzenia jej misji w pełnym majestacie prawa i wsparcia straży miejskiej mogła bez przeszkód realizować swój zbożny cel. Dotychczas jedynym przestępcą, który jakoś jej się wymykał był Gaedren Lamm. Niektórzy z mieszkańców twierdzili, że udaje mu się unikać sprawiedliwości tylko dlatego, że ma układy ze strażą miejską. Jeśli tak było w istocie, to biada winnym, albowiem dla siostry Rity nie było człeka bardziej godnego potępienia niż skorumpowany przedstawiciel prawa. A jako że była z wyszkolenia podejrzliwa i niezwykle ostrożna, wyłącznie kwestią czasu było, aż ewentualni winni zostaną wykryci.

Lamm jednak nie był jedynym łotrem w Korvosie, stolica Varisii od pewnego czasu wręcz w takich obfitowała. Poczytne miejsce pośród nich zajmowały przestępcze rody Sczarni. I to właśnie ich ciemne interesy w ostatnim czasie bitewna zakonnica postanowiła ukrócić. Stając się dlań prawdziwym utrapieniem. Niezłomna, niekorumpowalna i nieustępliwa kobieta była przeciwnikiem, z którym dawno się nie mierzyli, o ile kiedykolwiek, i któremu nie bardzo umieli przeciwdziałać. Zwłaszcza że stosowała metody, które choć nigdy nie wykraczały poza dozwolone prawem granice, bywały bardzo przebiegłe i bezwzględne. Korzystając z wyszkolenia w taktyce szoku i przerażenia siostra Marvella sukcesywnie niszczyła morale przestępców i wywoływała wrażenie jakby nie była zwykłym człowiekiem, a niezwykle potężną siłą niosącą nieuchronną karę z niebios. Tym samym przy użyciu względnie małych środków udawało jej się osiągać znaczne efekty, wygrywając na całej linii psychologiczną wojnę z niezorganizowanymi, niewyszkolonymi i egoistycznymi łotrami.

Zakończony sukcesem nalot na znajdującą się w dokach Północnego Punktu wytwórnię dreszczu był efektem jej długiego śledztwa i efektywnego wykorzystania tajnego współpracownika. Dzięki czemu udało się zaskoczyć przestępców, zabezpieczyć dużą ilość wytworzonego towaru oraz składników do jego produkcji i pochwycić jednego z ważniejszych alchemików Sczarnich. Podczas wykonywania proceduralnych oględzin magazynu monastyczną rycerkę zaskoczyło dziwne znalezisko, którego widok sprawił, że natychmiast się przeżegnała. Była to karta ze stosowanej przez waryzyjskich wróżbitów talii Harrow, ta jednak zawierała wiadomość skierowaną bezpośrednio do niej dla niej. Obracając w opancerzonej dłoni kartonik młoda kobieta zastanawiała się jak i dlaczego znalazł się w danym czasie i miejscu.
Cytat:
— Dobra robota, Marvella, jestem wdzięczny za pomoc przy tej sprawie. — nagle z rozmyślań wyrwał cię sierżant Petrescu, który pojawił się naprzeciw ciebie, szczerząc w uśmiechu białe, równe zęby. — Mamy kolejny sukces, choć wciąż długa droga przed nami, żeby wyplenić ulice Korvosy z tego gówna i ze Sczarnich. O ile to się w ogóle uda. Słuchaj, jak zaprowadzimy ich wszystkich tam, gdzie ich miejsce, to będzie dla nas koniec służby na dzisiaj. Może chciałabyś wybrać się całą drużyną do karczmy i opić ten triumf? Dla takich chwil jak dzisiaj ta robota ma największy sens. Słyszałem, że jesteś powściągliwa w tych sprawach, ale może dzisiaj jednak dasz się namówić? — Uśmiechnął się. — Bez żadnych podtekstów, po prostu wspólne spędzanie czasu po dobrej akcji. Bo całkiem możliwe, że jeszcze będziemy współpracować, jeśli nigdzie się stąd nie wybierasz.
— Uczyniłam tylko to, co do mnie należało, obywatelu sierżancie. Równie dobrze moglibyście okazywać wdzięczność nożycom, że tną, jadłu, że syci, czy pióru, że pisze. Taki po prostu ich cel. Jeśli już koniecznie musicie komuś składać dzięki, to Bożemu Szponowi, za to żeśmy podołali — odparła beznamiętnym tonem i z kamiennym wyrazem twarzy wyrytym na posągowym obliczu. — Co do złożonej przez was propozycji, obywatelu Petrescu, to muszę odmówić. Zdaje się, iż to spotkanie będzie miało charakter nieformalnej biesiady, natomiast reguła mego zakonu kategorycznie zabrania mi zarówno jakiegokolwiek spoufalania się z kimkolwiek, jak i spożywania trunków. Gdybym złamała swe święte śluby, zdradziłabym nie tylko siebie, ale również mą misję, organizację i mych bogów. Popełniłabym tym samym niewybaczalny grzech. Jesteście dobrym żołnierzem, obywatelu sierżancie, wolno wam spocząć. Jednak by tacy jak wy mogli celebrować, inni winni wieść wieczne czuwanie. Tym bardziej że daleko jeszcze do oczyszczenia Korvosy ze skazy bezprawia.
Cytat:
— Znalazłaś w tym burdelu coś ciekawego? — spytał zaciekawiony, zerkając przelotnie na trzymaną przez ciebie kartę.
— Kartę stosowaną do szarlatańskich praktyk wróżebnych — oznajmiła bez ogródek. — Ta jednak jest wyjątkowa, zawiera bowiem wiadomość skierowaną bezpośrednio do mnie. Jawi mi się to tak, jakby jakaś wiedźma dworowała sobie ze mnie, bądź chciała wciągnąć mnie w łotrowską zasadzkę. Mimo wszystko udam się we wskazane miejsce. Nie zamyślam zaprzepaścić tej sposobności. Jeśli nadawca posiada jakiekolwiek informacje o Lammie, tym czy innym sposobem wyciągnę z niego zeznania.
Cytat:
— Śmierdzi pułapką na milę — odparł Jovan, drapiąc się po brodzie. — Zwłaszcza że nikt tak naprawdę nie wie, gdzie Lamm się ukrywa. A za te szarlatańskie sztuczki to bym złamanego grosza nie dał, zwykłe wyciąganie pieniędzy z naiwnych, co to przyszłość chcą poznać. Słuchaj, jeśli chcesz, możemy z chłopakami przejść się z tobą w to miejsce, do którego idziesz. Tak dla wsparcia. Pokazałaś, że potrafisz sobie radzić, ale lepiej wiedzieć, że za plecami masz kogoś, komu w razie czego możesz zaufać, no nie?
— Wasze wsparcie może okazać się pomocne, obywatelu sierżancie — oznajmiła szafirowooka chowając kartę do plecaka. — W takim razie bądźcie przed dziewiątym dzwonem w pobliżu Lancetowej 3. Tylko nie dajcie się wykryć. W razie czego dam wam znak do wkroczenia, otwierając na oścież okiennice.
W nocy właściwie nikt nie otwierał okien, więc taki sygnał wydawał się siostrze Marvelli odpowiedni. Przekazała jeszcze Petrescu parę instrukcji i dołączyła do reszty strażników, kończących właśnie czynności dochodzeniowo-śledcze.

Po wspólnym odprowadzeniu do aresztu zatrzymanych przestępców siostra Rita tymczasowo pożegnała się z oddziałem Jovana. Pozostały do wizyty na Lancetowej czas poświęciła na zwyczajową, wieczorną wizytę w Banku Abadara. Podczas sesji modlitewnej dziękowała wylewnie panteonowi za udaną akcję. Nie zamierzała jednak osiadać na laurach, bowiem była to zaledwie mała cegiełka w jej wielkiej krucjacie przeciwko korvosiańskiej przestępczości.
 

Ostatnio edytowane przez Alex Tyler : 08-01-2024 o 00:21.
Alex Tyler jest offline