Pierwszy poziom polarnej bazy
Otwarte siedem sekund wcześniej drzwi zasunęły się ponownie przy wtórze zgrzytu rzadko używanych mechanizmów.
- Zabezpieczone! Zablokuj je w tej pozycji!
Lodowaty pot zrosił czoło sierżanta, a po jego kręgosłupie przebiegł dreszcz do złudzenia przypominający dotyk setek pokracznych dłoni biobotów. Upewniwszy się, że żaden biobot nie zdołał opuścić sarkofagu bezimiennej kobiety, Leclerc opuścił lufę broni ku podłodze i wycofał się w kierunku pokoju kontrolnego.
Valeri tkwiła w miejscu wstrząsana drgawkami neuralnego sprzęgu, z zamglonymi oczami i niteczką śliny cieknącej z kącika ust. Jöel mógł sobie tylko wyobrażać, co działo się w umyśle pilotki i jak dalece uszkodzone oprogramowanie mogło jej zaszkodzić w trakcie połączenia, przy którym nikt nie był w stanie jej asystować,
- Mal, mamy jebany problem! - sierżant wyminął ewidentnie sparaliżowaną lękiem wysłanniczkę Ciobanu i przechylił się ponad konsoletą Reyesa - W tym pokoju są bioboty, takie same jak na Rao! Jak to kurwa możliwe? Produkują się tam ze zwłok tej kobiety, którą widziałeś w wizji. Nie żyje, a jej zwłoki przerabiają się na bioboty. Sto razy przerabialiśmy protokoły kwarantanny po Rao, jak to jest możliwe?
- Takie same jak na Rao? - palce Malcolma nie przestawały tańczyć na klawiaturach systemu monitoringu, poruszając się w szalonym rytmie wprowadzanych jedna za drugą sekwencji kodu.
- Pamiętam jak wyglądały te na Rao, to ten sam rodzaj - sarknął Jöel - Czy to możliwe, żebyśmy przez cały ten czas nie zauważyli źródła infekcji na pokładzie? Jak przenieśliśmy ten syf z Rao przez Kenertunu aż tutaj? To wręcz niewiarygodne!
Sierżant odwrócił głowę w stronę Bushe, zlustrował ją pełnym bezradności spojrzeniem. Wiedział, że jakakolwiek próba przytrzymania Valeri, każda wręcz forma kontaktu fizycznego mogła zostać niepoprawnie zinterpretowana przez jej rozkalibrowany system zmysłów i zaowocować bodźcem o trudnych do przewidzenia konsekwencjach, od ataku epilepsji po długotrwałą katatonię.
- Nie ma takiej możliwości, abyśmy to przenieśli - powiedział Malcom wypowiadając słowa z żelazną pewnością siebie - Sam wielokrotnie sprawdzałem systemy.
Eleutheria była czysta, kiedy startowaliśmy z Kenertunu. To nie my jesteśmy źródłem.
- Ale prawdopodobieństwo… - Jöel urwał w połowie zdania widząc jak palce Reyesa zatrzymują się ponad klawiaturą, a w oczach młodego hakera pojawia się znajomy błysk ostrzegawczej przygany - Jesteś pewien?
Malcolm nic nie odpowiedział, powrócił do prowadzonego w zawrotnym tempie kodowania dając tym samym do zrozumienia, że uporczywe wiązanie biobotów w polarnej bazie ze źródłem na Rao nie ma w jego opinii żadnego uzasadnienia.
- Zostań przy niej i pilnuj, ale nie dotykaj! - Leclerc najchętniej potrząsnąłby Toską, aby wyrwać ją z otępienia. Zbyt wysoki stres w jednej chwili przeistoczył bystrą i energiczną kobietę w żywego manekina, nie stanowiącą w kryzysowych warunkach wartości większej niż żywa tarcza podczas wymiany ognia - Daj nam znać jak tylko wyjdzie z transu. Malcolm, potrafisz mi wytyczyć bezpieczną trasę przez niższe poziom? Straciłem drona, a jeśli nie odzyskamy statku, utkniemy tu na dobre. Planuję zejść piętro niżej, żeby pozyskać jakieś zapasy, jakąś żywność i medykamenty. Liczyłem na nią, ale nic z tego nie będzie, a ciebie wolę mieć na monitoringu. Dasz radę spuścić mnie o jedno piętro windą?
Uwięzione za drzwiami celi śmierci bioboty wciąż pozostały w potrzasku, ale Leclerc nie miał złudzeń, że odpowiedzialne za ich tworzenie nanoroboty mogły opuścić pomieszczenie bez większego trudu. Ta świadomość rodziła dodatkową presję i wymuszała szybsze działanie.
- Jeśli Rao i ten biegun to dwa niepowiązane ze sobą źródła bioinfekcji, wyczerpaliśmy dożywotnio limit pecha pakując się ponownie w to samo gówno. To wręcz nieprawdopodobne. I co gorsza, to katastrofalne zagrożenie dla populacji Orusa. Nie wiem, czy zdołamy zejść do banków danych, ale wolałbym nie czekać z zabezpieczaniem najbliższych pięter.