Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-01-2024, 11:37   #4
Cioldan
 
Cioldan's Avatar
 
Reputacja: 1 Cioldan nie jest za bardzo znany
Gdy Rolandowi Faire-Obtenir, żona Amelia urodziła drugiego syna, ten był pewny, że zostanie żołnierzem. Miał już przecież dziedzica w postaci pierworodnego, więc cóż innego mógłby robić drugi? Raczej nie zostanie na służbie u rodzeństwa jak siostry. Z takim przeświadczeniem żył Adélard Manford - bo tak dali mu na imię, a właściwie dwa, bo jako rodzina nowobogacka, aspirująca do miana szlachty nadawali podwójne imiona, jakby miało to zwiększyć prestiż. Najmłodszy z rodu Faire-Obtenir od początku jednak nie wykazywał zbyt dużych chęci do bitki czy noszenia drewnianych tarcz i szabel, po prostu był słaby. Przyjaźnił się natomiast z dziećmi wieśniaków i służby, a nie innych wyżej postawionych w randze społecznej. To ich legendy, opowiadania i światopogląd ukształtowały poglądy jakże odmienne od reszty rodziny. Tak też dołączył do zakapturzonych gdzie zabierał bogatym i rozdawał biednym... Po wielu przygodach i dziwnych wydarzeniach, już na wygnaniu w Wiessenlandzie zachciał zmienić swoje życie. Tutaj nie spotkał nikogo pokroju tajemniczego przywódcy zakapturzonych (w zielonych rajtuzach i równie zielonej czapce, o inicjałach RH), a reszta jego ekipy w nowym miejscu zajmowała się już tylko zabieraniem... i to nie tylko bogatym. Adelard nie chciał być złodziejem. Zabrał więc swój przydział, jaki jeszcze dostał na odchodne od ojca (razem z notatką typu "idź i nie wracaj! WYRZEKAMY SIĘ") czyli wóz, konia i różne przydasie. Za swoje natchnienie do zmian wybrał ogłoszenie o najmie do cyrku!

***

Tak już wędrowali trupą jakiś czas. Ćwiczyli występy, a Abelard starał się dopieścić swój popisowy numer. Strzelał z 15m do jabłka postawionego na głowie stracha na wróble (czasami stało po prostu na paliku wbitym w ziemię). Jego elfi łuk wyglądał na bardzo solidny, choć już kilka lat temu zauważył, że jakoś łatwiej trafia mu się w różne przedmioty czy owoce, niż np. w jelenia czy sarnę. Jego kompan z zakapturzonych, który był elfem, podarował mu ten łuk umierając i dzieląc się jakże ważną uwagą - historii tego łuku i tak nie zrozumiesz. Bertończyk nie zajmował sobie jednak przesadnie tym głowy. Podczas jednej z prób, podszedł do niego zaciekawiony widz. Mocno pijany krasnolud oznajmił - nigdy nie zdobędziedzieciecie publiczośścii, dopóty dopóty nie trafisz w głowę na japku. Szczstczelaj we mnie! No w jaapko! DAWAJ!!-. Adelard nie wiedział, czy szalony krasnolud się z kimś założył, ale stwierdził, że kiedy jak nie teraz. Położył jabłko na jego zarośniętej głowie, cofnął się 10 metrów, wziął strzałę, napiął cięciwę i .... jakiś inny odważny widz, kopnął go od tyłu w zgięcie kolan. Manford się wygiął, a strzałę posłał w górę. Krasnolud z jabłkiem na głowie, otworzył szeroko usta i przyglądał się wciąż. Nagle wykrzyczał - Orzesz ty psia jucho!!- nagle adrenalina zabuzowała i przejął kontrolę nad wiotkością swego języka. Zagubiona strzała w tym czasie trafiła w jabłko, ale pionowo z góry, leciutko raniąc, ale też przytwierdzając się do pijanego ochotnika. Krasnolud dorwał swój topór i ruszył na żartownisia, który wybił strzelca z równowagi. Po chwili obaj zniknęli gdzieś, a Abelard zaczął się zastanawiać ~ to dobry pomysł na skecz, muszę poćwiczyć strzelanie do celu z wielką parabolą!~

***

Przedstawienie szło świetnie. Już tak tylko ze dwie strzały zostały do zamknięcia okręgu. Adelard odwrócił się do publiczności, uśmiechnął i wyciągnął przepaskę na oczy. ~ w końcu coś ciekawego~ pomyślał. Popatrzył w niebo, latało parę nietoperzy, wiatr był niewielki, gdzieś dalej leciał kruk, ale już pewnie spać do gniazda, nie przeleci nad ogniskiem. Warunki były dobre, choć niektórzy siedzieli dość blisko ogniska, ale to nic takiego. Zakrył w końcu oczy, wyciągnął strzałę i jakby w zwolnionym tempie oddawał strzał. W końcu strzała świsnęła...
Publiczność się zachwyciła, ale już po chwili dochodziły krzyki przerażenia, wrogości... Adelard zdjął przepaskę i zobaczył leżącego chłopa ze strzałą wbitą w głowę. Pierwsza myśl Bretończyka ~ tej strzały to już nie odzyskam~ świadczyła raczej o tym, że sam był w szoku. Musiał działać i to szybko. Lydia przerażona biegła w jego kierunku, a Ricardo coś najpierw przeklął z tłumem, a teraz... zaczął swój występ, czy po prostu dobierał broni, tak na wszelki wypadek...
- KTO ZMIENIŁ LOT STRZAŁY?! Tam leci kruk!! To pewnie jakaś wiedźma i jej MAGIA!! Brać ją!- sam nie spodziewał się swojej reakcji, ale w sumie pierwszy raz przez przypadek zabił człowieka. No może drugi lub trzeci, ale tym razem było inaczej. Rozejrzał się po ziemi czy nie ma nigdzie jakiegoś rannego nietoperza. Podświadomie też był raczej pewny, że nikt mu nie uwierzy, a śmierć widza to nie przelewki. Wziął strzałę i wycelował lekko do góry jakby chciał dokończyć okrąg, ale wzrokiem ogarniał czy nikt ich nie atakuje...


 

Ostatnio edytowane przez Cioldan : 10-01-2024 o 11:43.
Cioldan jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem