Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-09-2007, 19:54   #55
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Vintilian zaczął ponownie cucić mężczyznę.
-Macie jakąś propozycję?-zapytał kontynuując próbę cucenia, lecz widząc, że nie przynosi skutku, wstał i odszedł kawałek.
-Wiele się nie dowiedzieliśmy zna, kto jakiś sposób na przywrócenie mu przytomności?-zapytał Albreht, wyjmując fajkę, którą za chwilę schował, widząc, że jest nie zapalona.
-No owszem można by mu nóżki podpiec ale traciło by sens jego ratowanie, no jeśli nikt nie zna sposobu to pomóżcie załadować bo na mojego konia. Rajtarski nawet dodatkowego obciążenia nie poczuje-dodał z dumą w głosie.
-Niech sam podniesie tyłek i łaskawie da sobie pomóc! Mamy go niańczyć?!-zapytała Vanessa, a po chwili Vin zapytał ją.
-Niby jak ma się podnieść i dać sobie pomóc jak jest nie przytomny?-było to pytanie retoryczne, gdyż każdy wiedział, że nieprzytomna osoba nie kontroluje swojego ciała.
-Przepraszam, mógłbyś się odsunąć?-zapytała go zirytowana i spojrzała mu w oczy. Vino patrzył bez mrugnięcia, a w środku niego nie było żadnych emocji. Nie było radości, smutku, strachu, odwagi. Nie było nic oprócz spokoju, a w jego oczach czaiła się pusta, grożąca pochłonięciem.
Półelf zauważył nerwowe przełknięcie śliny Vanessy, co spowodowało wykwit delikatnego, obojętnego uśmiechu.
Po chwili kobieta otrząsnęła się i przywołała swój wyraz obojętności na twarzy.
Niektórzy są tak strasznie przewidywalni-pomyślał, czując jak Vanessa chce go odsunąć z drogi, a Vintilian stwierdził, że jej na to pozwoli, więc odsunął się tak jak ona tego chciała.
Vintilian patrzył jak kobieta klęka przy mężczyźnie i delikatnie unosi jego głowę.
Czyżby chciała go pocałować?-zapytał sam siebie, lecz po chwili dodał w myślach.
Nie, na pewno nie. Wilk w owczej skórze dalej pozostanie wilkiem i nie ważne będzie to jak wygląda i zachowuje się. Ważne będzie to kim naprawdę jest-pomyślał i za chwilę jego domysły potwierdziły się. Półelfka wymierzyła trzy policzki nieprzytomnemu mężczyźnie.
Nagle owy człowiek niespodziewanie otworzył oczy, a Półelfka puściła go i odeszła od niego.
-Brawo!-powiedział, a w jego głosie oraz w nim samym tkwiła tylko radość oraz spokój, który po chwili całkowicie wyparł pierwsze z emocji.
Wszyscy czekali aż nieznajomy dojdzie do siebie, a gdy tak się stało, rzekł:
-O cholera, ale mnie wszystko boli...-powiedział, próbując usiąść przy drzewie, a następnie spojrzał na wszystkich, zatrzymując wzrok na Kate, a Vino odnotował to w pamięci i już w jego głowie układał się plan.
-Oh, dziękuje wam, przyjaciele... gdyby nie wy... pewno bym sie tutaj wykrwawił-powiedział, patrząc na swoją rękę.
-Nazywam się Marc l'Ensis i jestem Handlarzem. Może widzieliście, napadło mnie trzech takich bandytów... na koniach byli. Nie wiem czego ode mnie chcieli, bo nic w zasadzie nie miałem przy sobie, prócz paru złociszy. Właśnie wybierałem się w taką jedną podróż... Mogli mi konia chociaż nie kraść...-westchnął, zaciskając pięść, w której znajdował się kamień i próbował dyskretnie schować go do kieszeni. Oczywiście nie uszło to uwadze Vintiliana.
Oczywistym jest, że kłamie lub nie mówi całej prawdy. Trzeba go będzie jeszcze "dopytać"-pomyślał.
-A wy jak się zwiecie? I co tu robią tak śliczne panie?-zapytał, wyciągając rękę tak, by ktoś pomógł mu wstać, lecz zamiast tego podszedł Albreht z zapaloną fajką, przyklęknął przy Marcu i wydmuchnął mu dym w twarz.
-Oj, źle rozpocząłeś z nami rozmowę ziomku, bardzo źle od razu od kłamstwa. Wszyscy tu obecni wiedzą, iż nie jesteś tym, za kogo chcesz być uważany. Też wykonujesz zadanie wszyscy widzieliśmy kamyczek w twoim ręku-powiedział szlachcic, ignorując wyciągniętą rękę, po czym dodał:
-My tu cię ratujemy gdyż niechybnie byś zdechł na tej drodze bez pomocy, a tu taka wdzięczność. Będziesz łaskawy odpowiedzieć na parę pytań. Gdzieś to się wybierał, co wiesz o Sandriel-cała ta sytuacja rozbawiła Vina, ale nie dał po sobie tego poznać.
Po chwili do akcji weszła Vanessa, która pociągnęła mężczyznę za lewą rękę, przyciągając go do siebie, a następnie walnęła go pięścią w brzuch.
Nagle rozbawienie Vintiliana sięgnęło szczytów i by nie parsknąć śmiechem, zaczął udawać napad kaszlu.
Półelf widział jak Marc klęczy przed Vanessą trzymając się za bolący brzuch.
-Nadal jestem dla Ciebie "piękna"?-zapytała, a Vina nawiedził kolejny "niekontrolowany" napad kaszlu.
-A teraz mów prawdę, nie mam zamiaru bawić się z Tobą, a moi towarzysze także zapewne wyrośli z dziecinnych zabaw-rzekła zimnym głosem Vanessa, a w tym czasie Mag zdążył zapanować nad radością i ponownie uspokoił się.
-Spokój!-rzekł ostro.
-Nie po to używałem zaklęć, byście teraz zabili go jak tamtego poprzedniego-powiedział, po czym zobaczył zdziwienie towarzyszy.
-Chodzi mi o tego, który umarł z bólu!-dodał, po czym mrugnął tak, by nie widział tego Marc.
-Ja wszystko potrafię zrozumieć...-urwał, udając zmieszanie.
-Przepraszam, ciągle mam im za złe to co zrobili, nie powinienem mówić tego przy poszkodowanym-powiedział do mężczyzny.
-Vanesso, musimy porozmawiać-podszedł do niej, ciągnąc ją za rękę, a następnie odeszli kawałek.
-Ja wszystko potrafię zrozumieć, ale obciąć bambusa tak, by jego koniec był ostry i zawiesić człowieka nad nim to przegięcie! Dobrze, gdyby to jeszcze było za coś poważnego, ale dlatego, że oszukał cię w karty, w które nie grałaś na pieniądze! Już lepsze są te twoje nożyki do tortur!-krzyczał na Półelfkę, a gdy zakończył, mruknął:
-Graj ze mną. Wracamy, a jak będziemy przy nim, ty zacznij mówić-rzekł, a potem wrócił do Marca.
-Bardzo pana przepraszam. Moi towarzysze są za bardzo... "porywczy"-powiedział, po czym uśmiechnął się.
 
Alaron Elessedil jest offline