Widząc jak jakiś wieśniak ruszył na niego, Bretończyk przez przypadek wycelował prosto w niego. Nie musiał już napinać łuku, bo uczynił to wcześniej, także gdy tylko usłyszał krzyk człowieka o bracie, Adelard puścił cięciwę niby z przerażenia, ale jednak celował w nogi. Nie chciał przecież nikogo ubić. Widział, że Armond wyrwał jakąś belkę, więc sam po oddanym strzale zaczął biec gdzieś za wozy, tak aby się ukryć bądź 'pobawić w chowanego'.