Armond drzemał oparty o skrzynię, gdy nagłe zdarzenie wyrwało go ze snu. Znając tradycje jakie na traktach panują, ujął rękojeść miecza i wyjrzał zza pleców, siedzącego na koźle Margo. Dojrzawszy bestię, i szefa wyciągającego samopał stanął za nim z gotowym do pchnięcia mieczem, albowiem wierzył w zdolności pryncypała strzeleckie. Co prawda do niedawna wierzył też w umiejętności strzeleckie Adelarda. Lecz samopał miał te właściwość, iż skierowany w odpowiednią stronę trafiał więcej niż w środek tarczy. A warunki pogodowe nie wskazywały na wicher mogący odchylić pocisk.