Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-01-2024, 18:44   #13
Morph
 
Morph's Avatar
 
Reputacja: 1 Morph nie jest za bardzo znany



Nieumarłe ptaszyska przestały stanowić zagrożenie. Duet, książe żywiołu i krasnoludzki kowal z talentem do magyi, uporał się z wynaturzonymi istotami, szybciej niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. Na pewno tym faktem mocno zdziwili się zamieszkujący zrujnowaną gospodę, ludkowie na których czele stał zażywny staruszek.
Wszyscy oni, jak jeden mąż, przyjmowali już zakłady, który z tajemniczych przybyszów, który nawiedził ich siedlisko, padnie pierwszy.

Cichy jęk zawodu wydobył się z kilkunastu małych gardeł.
- Wielkich rzeczy dokonaliście, zacni panowie - odezwał się zażywny staruszek , jako pierwszy odważnie opuszczając swoją kryjówkę - Jekem Teekli, co sto sezonów z okładem już przeżył, nigdym żem nie widział, aby jaki człek starcie z Jamach'i przeżył…
- Z dwoma! Z dwoma Jamach'i, - dodał jeden z karzełków stojący za jego plecami.
- Tak, tak! Dobrze mówi. Z dwoma. Sam widziałem. Na własne oczy - dorzucił inny.
- Cichajcie bracia - upomniał ich staruszek.
- Mówiłem ci, żebyś się nie odzywał. Zawsze nam wstyd przynosisz. Seniora naszego nie szanujesz.
- Toś to ty zaczął. Ja ci tylko przytaknął.
- Cicho! Teraz ja mówię - zapiszczał głośno Teekli i uderzył swoim małym kosturem w ziemię - Wybaczcie zacni panowie, ale podniecenie u mych braci wielkie i języków swoich na wodzy utrzymać nie potrafią.
- Gniewać się nie mamy na co - odparł Alleus - Powiedz mi lepiej panie Teekli, gdzie my właściwie jesteśmy.
- W siedlisku naszym - odparł błyskawicznie staruszek - Ongiś gospoda tutaj stała, co się “Shkarpa” zwała. Wieki temu to było, kiedy ostatni gość tutaj jakiś toast wzniósł i wybornym trunkiem się raczył.
- To żem w pogorzelisku jakieś karczmy stoję, to widzę, panie Teekli. Mnie interesuje szersza perspektywa. Co to za kraina? Jak się te góry nazywają? Kto władzę tutaj dzierży i kto używania magyi zakazał używać?

Staruszek podrapał się po swej praktycznie pozbawionej włosów głowie i rzekł, po chwili namysłu.
- Trudne to pytania, zacny panie. Lepiej nam będzie ogień rozpalić, strawy naszykować i w blasku płomieni opowieści wysłuchać.
- Opowieści! Opowieści! - zapiszczały radośnie wszystkie karakany, skacząc z ekscytacji w górę.






Gdyby nie ognia blask, to wszędzie nieprzenikniona ciemność by panowała. Szare, jak popiół niebo, iście brunatną barwę przybrało i dla obu awanturników jasnym się stało, że najbliższe godziny w towarzystwie Khuukhduunów spędzą. Członkowie Wielkiego Ludu, jak sami o sobie mówili, przy bliższym poznaniu okazali się naprawdę pociesznymi i rzec można nawet sympatycznymi istotami. Ich zachowanie w dużej mierze przypominało sposób bycia kilkuletnich dzieci. Jedynie senioru klanu, Teekli, cechował się większą powagą, mądrością i zrozumieniem świata. Nic zatem dziwnego, że to on przewodził tej niezwykłej grupie liliputów.

Drwa w ognisku, które pośród ruiny rozpalono, przyjemnie trzaskały. W oddali gdzieś, hen, hen wysoko, pomruki groźne dało się słyszeć.
- To duchy góry warczą - wyjaśnił Teekli.
- Jak się bardzo zeźlą, to ogniem w niebo plują - dodał, jakiś inny pokurcz.
- Prawda to - potwierdził staruszek - Usiądźmy, bo nos mi mówi, że shishiliqi już gotowe. Aż mi w brzuchu burczy, tak wspaniale pachną. Dobrze się ten nasz Gumrik sprawił.
- Gumrik, to shishliqi tylko upiekł. To ja i Tuurik szczurów na łapaliśmy.
- Dobrze, dobrze. Ty też się doskonale spisałeś, Radriku. Bez twoje pomocy, nasi goscie nie mieli by co jeść.




Genasi Alleus, książę żywiołu Powietrza, herbu “Dwa Wiatry” oraz krasnoludzki, wielce utalentowany czarodziej, Irnus siedzieli wraz z tuzinem liliputów, którzy Wielkim Ludem się mianują, wokół niewielkiego ogniska.
- To opowiadaj, panie Teekli. Czekamy - rzucił Hardstone, spoglądając podejrzliwie na ofiarowany mu przed chwilą shashliq ze szczurzego mięsa.
- Dobrze, zacni panowie - odparł staruszek odrywając z wyraźną lubością mocno zwęglony kawałek pieczystego ze swojego patyczka.

- Jeszczem młodym był kiedy pierwszy raz o Płonących Szczytach usłyszałem. Mój senior o nich, co wieczór gadał i przestrzegał nas młodych, żeby się nigdy w wysokiego góry nie zapuszczać. Powtarzał, że tam na wysokościach podłe duchy mieszkają, co wściekłe na świat cały i że oddech ich tak cuchnący i trujący, że od tego całe niebo posiwiało. WIele sezonów później dopiero żem się dowiedział, że te duchy to się Vulcanus nazywają. Nigdy żem ich nie widział, ale kilka razy ich płonące żywym ogniem oddechy, co pod samo niebo strzelają widziałem.
- Czyli to pasmo to Buring Peaks… - zamyślił się Alleus - Nic mi to nie mówi. A tobie, Irnusie?
- W wielu górach wędrowałem, ale o Płonących Szczytach nigdy nie słyszałem.
- Niedobrze, oj niedobrze - zasmucił się genasi i pokręcił głową z grobową miną - A kto władzę na tych ziemiach ma?
- Kas Krwawa Dłoń - odpowiedział ledwo słyszalnym szeptem Teekli, a wszyscy jego ziomkowie na dźwięk tego imienia, choć malutcy byli, to jeszcze o połowę się ze strachu, skurczyli.
- I to on zakazał magyi używać? - dociekał Alleus, który nijak nie mógł pojąć, jak to się stało, że od swojej bogini odłączony został.
NIe tylko jednak brak błogosławieństw martwił księcia. Wszystkie poczynione przez niego eksperymenty wyraźnie wskazywały, że magyia w tej krainie w bardzo osobliwy sposób działa. Słyszał on co prawda, że magyia w zależności od Planu różne odchylenia i fluktuacje może mieć. Jednak nikt, nigdy mu nie powiedział, że istnieje miejsce w Wieloświecie, gdzie moc bóstw, dostępu nie ma. Część używanych przez niego i Irnusa zaklęć wydawało się działać, inne z kolei albo nie przynosiły żadnego efektu, albo te efekty były nieoczekiwane lub opóźnione i osłabione. To wszystko wskazywało na to, że ich pijacka eskapada zakończyła się z jakiegoś powodu, przeniesieniem na inny Plan. Pytaniem otwartym pozostawała kwestia, czy to faktycznie tylko zwykły przypadek, nieszczęśliwy zbieg okoliczności, czy może czyjaś złośliwa interwencja.
- Tak - odparł Teekli, wyrywając genasiego z zamyślenia - To właśnie on wydał dekret o absolutnym i całkowitym zakazie magyi. Wyjątek stanowią jedynie ci, którzy zdobyli wysokie rangi w jego armii lub wykorzystują ją na polu bitwy. Tam.. - starzec znowu ściszył głos - tam.. Nie ma żadnych praw i zasad.
- Na polu bitwy, powiadasz - wtrącił Irnus - Skoro są jakieś pola bitwy, to niechybny znak, że ten was Kas Krwawa Dłoń musi mieć jakiegoś rywal. Kto jest jego wrogiem?

Gdy padło to pytanie, każdy jeden Khuukhduun, pobladł i wcisnął głowę w ramiona. Nawet najmądrzejszy i najrozsądniejszy z nich Teekli, długo milczał, nim w końcu odważył się zabrać głos.
- O to lepiej nie pytać, zacny panie.
- Też mi odpowiedź. Wiedza i jej posiadanie, to nic strasznego - żachnął się krasnolud, który przez zbyt wiele osób w swoim życiu był zniechęcony do poznawania świat, a przede wszystkim zdobywania znajomości magyi.
- Oj, mylisz się, zacny panie. Bardzo się mylisz. Skoro jednak takiś ciekawy, to powiem ci, kto od niepamiętnych czasów wojuje z Kasem Krwawą Dłonią. Jest nim Władca Pajęczego Tronu, Pan Wszystkiego Co Tajemne i Ukryte, Spętany Bóg, który swoje królestwo ma po drugiej stronie gór.

Lodowaty wicher zadął silnie i porwał słowa starca hen wysoko w górę, a snop iskier, jaki wzbił na kilka długich chwil oślepił wszystkich, co przy ognisku siedzieli.
- Widzisz panie - upomniał Irnusa, Teekli - Tego imienia lepiej nawet głośno nie wypowiadać, bo to tylko nieszczęście może przynieść i nigdy nie wiadomo, kto słucha. Ubiliście, co prawda te wstrętne Jamach'i, jednak to nie znaczy, że następnym razem też się wam uda.
- Te ptaszyska, to jego sługi? - dopytał Alleus.
- Tak powiadają, nie kto inny przecież armia Nieumarłych kieruje.
- Armią NIeumarłych - powtórzył mimowolnie genasi.
Przez kilka chwil wszyscy trwali w milczeniu. Alleus widząc, że większość Khuukhduunów już zasnęła, szepnał do swego kompana:
- Coś mi się zdaje, drogi Irnusie, żeśmy do niezwykle tajemniczego i niebezpiecznego miejsca trafili.

 
__________________
“Living and dying we feed the fire,”
Morph jest offline