Armod rozglądał się w poszukiwaniu kolejnych wrogów. Niestety wszystkie świecące bydlęta uciekły. Wrócił do wozu i spojrzał na szefa. Pokiwał z uznaniem głową, jak zwykle porażony grą aktorską szefa.
-
Wilki uciekły - klepnął Margo w ramię a ten powoli, z majestatem opadł na bok. -
Koniec występu. Kurtyna. - ale Margo nie wstawał.
Odłożył miecz na wóz i wlazł na kozioł.
"Chyba się przeląkł i kojfnął" - przemknęło przez myśl. Pamiętając nauki szamana złapał Margo za głowę i już miał mu wdmuchnąć życiodajne powietrze wprost w otwarte usta, gdy nagle szef krzyknął:
- Kurwa! Co ty robisz? Maluję się służbowo do sztuki, a nie dlatego że jestem chłopofilem. - Odpychał Armoda -
Wiedziałem, że chodzisz na cmentarze, ale myślałem, że uczciwie groby okradasz, a ciebie do umrzyków ciągnie! Udawałem tylko, przecież wilki padliny nie jedzą! - Jedzą, szefie - odparł z szerokim uśmiechem Armod, rad iż nauki szamana okazały się skuteczne.