Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-02-2024, 18:48   #164
Campo Viejo
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację



Wielki Czarny Las, Północny Brzeg Iseny
III Era Słońca, lato 2960



W jaskinnym półmroku skąpe światło orczych pochodni zatkniętych w skalnych rozstępach w ostatniej chwili zatrzymało w pamięci bractwa obraz niespodziewających się ataku wrogów.
Strzała leśnego człowieka wypuszczona z długiego łuku z furią ugodziła siedzącego goblina w ramię. Z impetem trafienia upadł na plecy całkiem zaskoczony.
Natomiast spuszczony z cięciwy pocisk Thovisa stalowym grotem chybił celu i z metalicznym dźwiękiem głośno odbił się od okucia leżącej tarczy.
W tym samym czasie ugodzony przez Cadoca miotanym toporkiem w między oczy mały goblin zrobił imponującego zeza, który zastygł już na zawsze na konającym nim ten zrozumiał na co patrzy.

W okamgnieniu orki i gobliny zerwały się na nogi jak spłoszone do lotu kruki. Z wrodzonym instynktem przetrwania opartym na agresji i okrucieństwie bez namysłu rzuciły się do ataku na trójkę ludzi.

Goblin ze sterczącą strzałą ramienia, jakby nic nie robił sobie z bólu i wściekle szarżował na Ridericka. Tamten odrzucił łuk i wyszarpując topór skoczył mu na spotkanie. Złożył się do ciosu i sprawnie zagłębił ostrze żeleźca w piersi szkaradnego przeciwnika. W bliska ork wyglądał jeszcze szpetniej niż te istoty młody wojownik pamiętał z Mrocznej Puszczy. Oburącz wyszarpnął oręż z konającego przy pomocy buta.

Tymczasem Rogacz zwarł się z obudzonym orkiem, który krzywym mieczem nacierał na Dunlandczyla. A Thovis skutecznie wyprowadzonym ciosem rohańskiego miecza pozbawił głowy biegnącego mu naprzeciw kolejnego orczego żołnierza.

Sługi Cienia nie zwalniały ataku i miejsce powalonego goblina zajął kolejny ork, który dzidą dokuczył Zwinnorękiemu na jego twarzy malując bolesny grymas. Rogacz zwinnie niczym górski kozioł odskoczył z głazu na głaz unikając zamaszystego cięcia krzywego miecza.
Tymczasem ostatni z małych golińskich łuczników z rogowego łęczyska wypluł czarną strzale celując z Thovisa, która odbiwszy się od rohańskiego napierśnika zostawiła na pamiątkę wgniecenie i ból, po którym spodziewał się co najmniej dokuczliwego sińca, jeśli nie pękniętego żebra. Eorling wyprowadził krótki prosty cios miecza przebijąc na wylot orka, który uprzednio chybił Cadoca. A Leśny Człowiek, który z zieloną peleryną i zbroją królewskiej straży Edoras wyglądał zupełnie jak Rohanczyk, ze swymi puklami blond loków wyzierających spod końskiego hełmu, leśnym toporem ukatrupił oraczego żołnierza z włócznią.

Ostatni z zastanych żywych na jaskinnym placu boju goblin jak jaszczurka uniknął ciosu Cadoca i jak zwinny karaluch prędko zmykał do wyjścia z groty znikając w czarnym otworze korytarza. Na nic zdał się pościg Rogacza, który nie tylko szybkością ustępował słudze ciemności, lecz również w krętym tunelu zwolnić musiał po omacku obijając się od kamiennych ścian.




Pod porwanym brudnym kocem leżała związana sznurem mała przerażona dziewczynka. Meahrwen była zbyt wystraszona i słaba, aby okazywać młodym mężczyznom emocje inne niż przygnębiające milczenie. Dopiero czułe słowa delikatnej Eiliandis wyzwoliły w dziecku łzy, gdy wtulona w uzdrowicielkę szlochała w dunladzkiej mowie, że chce do mamy.

Opuszczając Wielki Czarny Las bractwo nie oglądało się za siebie, bo każde spojrzenie w ten niemal lepki od gnieżdżącego się w nim bliżej nieokreślonego zagrożenia, przygnębiał i nieprzyjemnym cieniem kładł się po ich duszach. Cieszyli się nie tylko, że opuszczali to miejsce nim ledwie na jego granicy postawili stopy, lecz że i wszyscy w komplecie wracali razem z uwolnioną dziewczynką.




Czerwone Wrzosowiska, Północny Brzeg Iseny
III Era Słońca, lato 2960


Ocalenie dziecka wywarło olbrzymi wpływ na stan zdrowia chorej matki. Nie tylko odzyskała przytomność umysłu lecz i nabierała doskonałych rokowań na przyszłość. Trawiąca ją choroba zawała się skazana na porażkę, bo Dunlandka z determinacją i nadzieją trzymała się życia chcąc walczyć ze śmiercią.

Gospodarz dotrzymał słowa i skrupulatnie wytłumaczył lokalizację grodu Żelaznych Ludzi, co bractwo miało również na wszelki wypadek zapisane na prowizorycznej mapce, którą drwal im ofiarował.




Dwa dni zajęło kluczenie zadłuż bagnistego brzegu rzeki. Wreszcie bractwo, całkiem niespodziewanie ujrzało przed sobą na niskim katlowatym wzgórzu warownię, która na warunki miejscowego ludu, spokojnie nazywana być mogła małym miastem. Otoczona zakolem rzeki tonęła w białych oparach mgły. Rybackie łodzie pływały do rzece, drewniane chaty porastały wzdłuż brzegu podnóża wzgórza a pod jego wierzchołkiem, serce miasteczka otaczała wysoka drewniana palisada osadzona na masywnym ziemnym wale.

Na widok jadącego stępa bractwa pierwsi mieszkańcy jak stali rzucali trzymane w rękach narzędzia rolnicze i sieci, z krzykiem w popłochu uciekając ku bramie. Nim czwórka posłańców Éogara z trzepiczącym na wietrze proporcem Skaczącego Konia zbliżyła się pośród panikujących mieszkańców podgrodzia do stóp wzgórza, dzwony biły na alarm, a na murach stanęli liczni zbrojni z łukami i włóczniami.

Drogę zaś zagradzało im pół tuzina dziko patrzących im spode łbów wojowników Żelaznych Ludzi, wśród których była tylko jedna kobieta. Mieli na sobie lekkie zbroje, hełmy i plejadę różnorakich broni właściwych kulturze. Cierpliwie czekali na podjazd konnych, jakby zachęcając by weszli w zasięg stojących na murach łuczników. Większość z nich okryta była dziczymi skórami, a wyciśnięte w metalu znaki odyńca zdobiły ich hełmy. Z kolei jeden miał niedźwiedzie skóry na sobie i takiż hełm a ostatni z nich odzienie i znaki wilcze.

Cadoc z mowy ciała Żelaznych rozumiał, że wojownicy czekają na honorowe zejście z koni bractwa. A w przypadku konnego ataku, to rumaki byłby pierwszym celem Dunlandczyków, aby wyrównać szanse w boju.

Gurujący nad resztą wzrostem wojownik w niedźwiedziem hełmie, wyglądający jak dziki barbarzyńca, tubalnym głosem odezwał się we wspólnej mowie z twardym dunlandzkim akcentem.

- Czego tutaj chcecie małe słomiane kobyle zady?! - zadrwił zadziornie.



 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill
Campo Viejo jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem