Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-02-2024, 13:44   #4
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Przygodo, witaj!
Tymi słowami Skamos przywitałby wkroczenie na pokład "Jenivere", gdyby był młodszy o dobre dziesięć lat. Teraz jednak był dorosły i opanowany, więc ograniczył się do lekkiego uśmiechu, gdy wszedł na pokład, w tym samym momencie żegnając się z dotychczasowym ustabilizowanym życiem i wkraczając na ścieżkę prowadzącą ku przygodzie i możliwości rozwinięcia swych umiejętności i wiedzy.
W gruncie rzeczy na wspomniane ustabilizowane życie nie mógł narzekać - było miło, wesoło, przyjemnie. Nie był najstarszym z synów, nie musiał zadbać o przedłużenie rodu czy tracić dni i nocy na dbanie o rodzinny majątek. Miał czas na spotkania z przyjaciółmi, zabawy, dziewczyny... Chociaż z nimi niekiedy wiązały się kłopoty. Co prawda Skamos nie kłusował na cudzych terenach (to, że sam miał rogi nie znaczyło, że miałby innym rogi przyprawiać), ale panienki miewały ojców-wujów-braci... Aż w końcu stało się jasne, że warto zniknąć na parę miesięcy, niż dać się zakuć zbyt wcześnie w małżeńskie okowy. No a w innych miejscach świata też (być może) znajdą się panny, chcące spędzić kilka chwil z przystojnym (według niektórych) młodzieńcem.
Ale i tak najważniejsze były przygody.

* * *


Rejs był spokojny (parę starć z piratami i mały sztorm stanowiły tylko urozmaicenie podróży), towarzystwo miłe (i zróżnicowane), załoga niezła (jeśli się nie plątało jej pod nogami w nieodpowiednich chwilach). No i nie trzeba było zachowywać się jak uosobienie doskonałości. Co prawda rozrywek zbyt wiele nie było, ryby nie zawsze chciały wbić się na haczyk, a chętnych do gry w dragonchess zbyt wielu nie było, ale Skamos nie narzekał. Bawił się dobrze, w portach, do których zawijali, można było znaleźć takie czy inne przyjemności, a z każdym dniem Eleder było coraz bliżej.
Ale jednak tam nie dotarł...

* * *

Skamos zakaszlał... Żołądek ponownie się zbuntował, skurczył... Ale niewiele z siebie mógł wyrzucić...
Zaklinacz uniósł nieco umęczone ciało. Czuł się jakby przejechało po nim kilka ciężko załadowanych wozów... Z trudem usiadł, ignorując ból głowy i zawroty.
Niewiele pamiętał z tego, co działo się zanim wylądował na piasku - okropny ból w żołądku, walka każdego z każdym, ciemność...
A potem gorące promienie słońca.

- Przeżyliśmy - powiedział, spoglądając na tych, których fale wyrzuciły na brzeg.
A skoro wszyscy żyli to znaczyło, że trucizna nie miała ich zabić. Ktoś chciał ich sprzedać w niewolę?
Trudno ocenić.

Ale truciciel był daleko, a tu pojawiło się inne niebezpieczeństwo - garstka przerośniętych skorupiaków uznała, że na plaży pojawiło się smaczne jedzonko. A pierwszy raczek był z pewnością samcem obdarzonym dobrym gustem, bowiem konsumpcję zaczął od Aerys.
Na to jednak nie można było pozwolić i z Skamos z chęcią przyłączył się do walki z napastnikami... ale niestety - jego usiłowania na nic się nie zdały. jeden ognisty pocisk haniebnie chybił, drugi musnął skorupę innego raka, nie zostawiając na niej nawet rysy.
- Szlag by... - syknął Skamos, widząc to, że okazał się całkiem nieprzydatny.
Na szczęście kompanom poszło lepiej i raki zostały wyeliminowane.

- Świetnie! - Zaklinacz ze szczerym uznaniem skomplementował sukces pozostałych. - No i dzięki udanemu polowaniu mamy coś, co z pewnością będzie zdrowsze niż to, co nam podali na statku. - Spojrzał w stronę wraku. - Może tam będą jeszcze nasze rzeczy. - Poparł Hagrę. - Wygląda na w miarę cały.
- Przejdę się kawałek brzegiem - dodał. - Może morze wyrzuciło na piasek coś ciekawego.
 
Kerm jest offline