Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-02-2024, 18:03   #18
Sindarin
DeDeczki i PFy
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
Ślepa Pięść na moment zamarł w perfekcyjnym bezruchu. Skupił się na sobie i świecie dookoła, by wystrzelić nagle w chaosie momentum. Wyglądało to tak jakby na chwilę jednego oddechu rozszczepił się, a wąski korytarz wypełnił się półprzejrzystymi mirażami mnicha. Każdy z nich robił co innego. Dwa atakowały sponiewieranego wroga pod stopami, ale ten w desperacji odbijał uderzenia tarczą. Kolejne, wraz z oryginalnym ciałem, rzuciły się w kierunku demona, zrywając po drodze zasłonę odsłaniając demona przemienionego. Futro i ciało zastąpione zostało żużlem i skałą. Oczka nie świeciły się już pomarańczowym sprytem, ale błyszczały jak rozświetlone od środka ogniste opale. Kły i szpony szliście jaśniały poszarpanym obsydianem, a mimo to wciąż ociekały posoką. Demon może nigdy nie był istota ciała i krwi, ale teraz oddalił się od tego jeszcze o kolejny duży krok. Du Zan się nie wachał i zasypał go kanonadą uderzeń od których korytarz zaczął drżeć.
Demon był jednak nieugięty. Ciosy Ślepej pięści zdawały się zssuwać po twardej niczym adamantyt skórze. Masa i gibkość istoty powodowały że uchylała się przed kolejnymi próbami wybicia jej z równowagi, ale w końcu, jeden z miraży przemknął za plecy demona i prostym kopniakiem w staw kolanowy obalił demona na ziemię. Z cichym pyknięciem klony Du Zana zdematerializowały się.
Korzystając z tego że mnich wstrzymywał demona na progu korytarza Varluk skupił się gromadząc płynącą z jego wnętrza energię. Paradoksalnie jego zasoby magiczne były jak złogi - gdy się ich pozbywał mógł łatwiej czerpać z wewnętrznego ognia. Niestety to wszystko nie przychodziło mu tak łatwo jak niektórzy sądzili. Aż syknął z bólu który go przeszył gdy uwolnił przygotowany czar.

Mari sięgnęła do głębi swej pamięci jak tylko zobaczyła demona, sięgnęła głębiej niż typowy śmiertelnik. Lawina wspomnień, myśli cudzych i własnych, bezkresne biblioteki kosmosu, a pośród nich wsparcie do własnej wiedzy.
Spojrzała na damona, i już znała go, znała jego pana i miejsce w hierarchii jego sługg - po środku.. Skierowała się do towarzyszy.
- Rani go broń święta oraz zimne żelazo, jest kompletnie niewrażliwy na trucizny i gromy! Dość odporny na kwas, zimno i ogień! Potrafi panować nad umysłami, zsyła koszmary!
To wkrzyczawszy ile sił w płucach przelotnie spojrzała na swoje dłonie. Wciąż były słabe. Wciąż na dnie serca spoczywał niepokój, wciąż nie była tym kim być powinna. Jednak duma pozostawała niezmienna. Odruchy, zwyczaje. Odezwała się do demona, przechodząc na język Otchłani:
- Synu Yeenoghu, Nie-Wybrańcu, nie pozwoliłam Ci wkroczyć do tego wymiaru! Znajdziesz tu tylko kolejne poniżenie! Znowu atakujesz w imieniu tych którzy cię wezwali, i znowu odejdziesz nienasycony zemstą! Ale możesz ich wydać!
Wiedziała, że odzywanie się do demona jest ryzykowne, ale to był krok to tego kim powinna być. Wydała moc aby wzmocnić więź między sobą a krasnoludem, wspierając jego magię i ruszyła znowu myślami w inny rejon.
Rejon gdzie tańczyły łuski, gdzie rzeczywistość skręcała się w siedmiokrotną spiralę życzeń. Rejon gdzie rezydował jeden z aspektów Węża, tego który strzegł wymiarów. Poczuła drobny opór wchodząc w to myślami jakby nie była tu chciana. I czuła pytanie.
Dlaczego wybrała akurat tą drogę pozyskania tego co potrzebuje? Mogła sięgnąć tysiąca innych mocy, myślopłaszczyzn czy własnej teorii.
I gdy wiedza napełniała umysł Mari, ona odpowiadała wielkiemu, mądremu Wężowi. Ponieważ chciała go znowu zobaczyć i zatańczyć pośród jego spirali.
Spojrzała znowu na swe dłonie. Były słabe. Ale umiała już odpędzać istoty nie należące do tego planu.

- Jestem jego PAZUREM, jaga kont! - poprawił demon (a Marii odniosła wrażenie, że została sam jej byt został obrażony) ścierając się z klonami Du Zana, uderzając jednym o ścianę z mocą od której kamienie zadrżały - Nie jestem ugh… - stęknął gdy oberwał w podbrzusze, aż się kamienne ciało osypało - … pewien, czy zauważono… - wymachnął piekielnym biczem rozbijając ognisty pocisk Varluka -... że to nie ja byłem inicjatorem starcia z wami! I takowoż też bezkrytycznie SZCZAM na bieżące cele dotychczas okupujących te podziemia MIĘS! Tożto nie jest w żadnej mierze moja potyczka… - niemal recytował bardziej przemowę niż przepychankę słowną między uderzeniami, poświęcając w pewnym momencie nawet ćwierć sekundy na szybki pseudo-gest… którego znaczenia nie dało się rozpoznać, bo Du Zan bezlitośnie wykorzystał go by powalić demona ciosem pod kolano. Demon warknął w bezsilnym proteście przeciw grawitacji i znów zakręcił biczem odganiając od siebie Ślepą Pięść pod groźba poszatkowania, co oboje doskonale wiedzieli byłoby bardzo opowiadającym demonowi układem. Kopnięciem kamiennych kończyn zatrzasnął drzwi do sali dając sobie tym odrobinę dystansu.

Treggit odchrząknął - demon był niewątpliwie potężnym przeciwnikiem, ale jasno dał do zrozumienia, że nie jest do nich wrogo nastawiony. Zatrzaśnięcie za sobą drzwi wydawało się być tego kolejnym potwierdzeniem, dawało im też chwilę na złapanie oddechu. Szczurak ruszył w ich stronę powolnym krokiem, ostrożnie omijając trupy i resztki golemów. Po drodze sięgnął w bok i z miniaturowego portalu wyciągnął niewielki notesik - efekt porannej wizyty w bibliotece oraz wyjątkowo stymulującej konwersacji z Mari na temat planów niższych, potęg w nich panujących i ich zwyczajów. Wszak jeśli mieli mieć do czynienia z mrocznym kultem, nie mógł wykluczyć wymuszonych negocjacji z jego patronem. Co prawda to przeczucie nie sprawdziło się w pełni, jednak poczyniony wysiłek nie poszedł zupełnie na marne.
Przejrzał je szybko i odezwał się do demona, jednocześnie przekazując towarzyszem wiadomość gestami: Wstrzymać się!.
- Khotsong - pozdrowienie w otchłannym (którego fonetyczny zapis odczytał) było zarówno wyrazem ostrożnego szacunku, jak i groźbą późnej śmierci (bo czego innego można było się spodziewać po języku demonów?) - Pazurze Yeenoghu - kontynuował we wspólnym - Rzeczywiście, natura naszego spotkania była efektem pomyłki, tą jednak można łatwo naprawić. Także i nasze obecne cele nie mają związku z tobą. A w takim układzie, myślę, że możemy zapewnić sobie obopólne korzyści - zakończył, chcąc się najpierw upewnić, że demon jest w ogóle zainteresowany rozmową.

Mari uśmiechnęła się pod nosem słysząc obelgę. Przyrównanie jej do ulubionego zwierzaka - w formie obelżywe - było czymś odświeżającym. Przywykła, że w obelgi stanowią zasadniczą część nie tylko komunikacji w Otchłani ale też nawet dyplomacji, jako pokaz werbalnej siły - a właśnie bezwzględna siła była zwykle największym argumentem.
Mruknęła do Tergitta ciszej, nie krzycząc.
- Używa zapożyczeń z qlippoth - stwierdziła krótko licząc, że jej towarzysz zrozumie idące za tym implikacje natury kulturowej.

Gdy towarzysze starali się nawiązać porozumienie z demonem (wyraźnie było widać że przy maksymalnym wysiłku nawet była duża szansa że nie wyjdą z tego żywi) Varluk zacisnął zęby z powodu rozchodzącego się po ciele bólu. Kątem oka dostrzegł wielkiego ghula który parę chwil wcześniej mówił że pomógł Anathemie a teraz stał, cały ubabrany we krwi… i rzeczywiście nie próbował wykorzystać sytuacji że byli skupieni na kimś innym. Krasnolud gdyby miał czas na teatralne gesty pozgrzytałby zębami na tolerancję na dziwacznych sojuszników jaka mu się wykształciła od kiedy działał w tej drużynie.
- Co tak się czaisz jak pół dupy zza krzaka?! - zawołał na ghula - Chodź no tu, mam dla ciebie bojowe zadanie! - dodał rzucając odwieczną ojcowską formułką.
Pośród zamieszania pałętał się jeden wojak który służył kultowi. Nie wyglądał na fanatyka, a był wyraźnie speszony całą sytuacją.
- Ty! - krzyknął na zbrojnego człeka - Jeżeli chcesz żyć gadaj co tu odpierdalacie i po co wam demon! Albo mój kolega ghul będzie miał cię na przekąskę!
Na podparcie jego słów z bocznego korytarza wyłoniło się ociekające krwią monstrum. Z wyjątkową jak na swoją aparycję elokwencją przeprosił Treggita i rzucił do najemnika.
- Więc powiedz co chcemy wiedzieć… albo cię zjem?
Pomimo wszystko nie wydawał się jakoś nawykły do zastraszania werbalnego. Natomiast sam najemnik chyba miał już tego wszystkiego dość.
- Z wielką kurwa chęcią! To nie na ten żołd! Tuczą bezdomnych i karmili tego demona. Mają swoją filozofię i z dupy wzięty cel, możemy o tym pogadać potem?! - zapytał wskazując gestem łokcia drzwi za którymi wciąż był bardzo wolny demon.
Krasnolud skinął głową.
- Chodźcie obaj ze mną. - zakomenderował, a do Treggita wykonał gest dłonią. Żaden z nich nie protestował… przeciwnie, z wielką chęcią opuszczali podziemia, ale… wojownik definitywnie utrzymywał bezpieczny dystans od Malika, a Malik posyłał mu… spojrzenia.

Po drugiej stronie drzwi demon pozwolił nadwymiarowej płynnej ciemności Anathemy się pochłonąć dla dodatkowej kryjówki. Mroczne macki ledwie go łaskotały i nie bał się ich ani trochę, ale uduszenie również nie groziło przez długie minuty. Poprzez falującą ciemność przebiły się migotliwe gwiazdki kolejnego zaklęcia pod nią rzuconego gdy Wdowa przerwała zaklęcie. Demon zaklął czując jak jest wynoszony na powierzchnię. Niegłupi śmiertelnicy…
- Bez wątpienia! - Zakrzyknął demon zza drzwi - Niestety, z waszej obecności dedukuję, że zwolennicy lokalnego kultu daleko są już po przekroczeniu granicy metafizycznej i osobiście nie będę miał okazji ich osobiście przez nią przeprowadzić w podzięce za ten SKOURUDEL - warknął zupełnie bez maniery słowo które Marii bez problemu zrozumiała jako jeden z kilkuset sposobów na określenie ekskrementów… ten konkretny tyczył się tych wydalanych niekonwencjonalną metodą… - co mi w gardziel na siłę wtłaczali! O, i również za to upokorzenie pozbawionej wolności! Udało się wam schwycić Syna?! Najbardziej niedorzeczny z nich wszystkich. Choć nie zaszalałbym za nim przechodzącym pod moim podniebieniem, to jednak moje uszy chętnie przysłuchałyby się jego agonii!
- Zakładam, że to jakże odkrywcze miano kryje ich przywódcę? - Treggit był już w konwersacyjnym nastroju, nie zwracając specjalnie uwagi na to, co dzieje się dookoła - Niestety, z moich informacji wynika, że opuścił kompleks przed atakiem. To jednak chwilowa niedogodność, lub też możliwość dla ciebie na urządzenie sobie polowania. Intryguje mnie, co w ogóle, poza oczywistą głupotą, stało za tym samobójczym pomysłem, by cię tutaj uwięzić i wmuszać… co właściwie ci wciskali?
- Pękających od tłuszczu, utuczonych jadłem z ghulowego mięsa i zgniłego zboża ludzi - Anáthema nie głośno odpowiedziała za demona, gdy przechodziła koło szczuraka. Temat drażniący i nieprzyjemny, chyba że jest się Malikiem. Stanęła nieopodal, wsparta o ścianę, splatając ramiona na piersi. Przysłuchiwała. Płomienie okolicznych pochodni zafalowały przytłumionym światłem. Cienie wędrowały w jej stronę, wypełniając wyrwy rannego ciała.
- Kokony, z których wygryzają na świat poczwary gnolli.

Dialog przez zamknięte drzwi nie był łatwy. Wymagał by go wykrzyczeć, a i tak trzeba było się z uwagą wsłuchiwać w słowa.
- Szczenięta wyłaniają się z ich wewnętrzności? - zapytał demon tonem nie pozwalającym poznać czy było to szczere zdziwienie czy jedynie szyderstwo - Hu hu hu… wydarza się, wydarza... wygląda jakoby posiadali więcej rozumu, niż nawet MOJA osobista ocena by wskazywała. Lecz milczę! Nie bez pewnego układu... nie potrzebuję z wami utarczki. Jestem przesycony. Mdłości mnie wciąż wzbierają od tego nieczystego substytutu, jakim mnie tu żywią… i skazują. Nie, nie to słowo… jakim mnie skażali. Te umysły, które pochłaniałem... nadal we mnie tkwią głęboko w metafizyczności. I towarzyszy im wiele innych. To mnie... nieistotne. Nie dla was ta wiedza. Muszę... sam ze sobą się zmierzyć. Przywrócić moją siłę. A wy nie jesteście byle kim, hu hu hu... z pewnością nie byle kim. Być może pokonam was, być może ostatni z was skieruje mnie ku Otchłani, głęboko do Kotlin Śmierci, gdzie Kły tego, co nazwano Bestią Rzeźniczą, zakują mnie w kajdany i wyślą jako mięso na rajdy. Jednak ta wizja zaczyna ostatnio jawić mi się coraz bardziej... unikalna. Nie, znów nie to słowo... możliwa do uniknięcia. I zaczynam doceniać walory materialnej. A więc... opowiem wam czego pragniecie wiedzieć o MIĘSACH co zajmowały te obszar. Bah... dorzucę coś, czego nawet nie zdajecie sobie sprawy, że pragniecie wiedzieć. Następnie odejdziecie... zostawicie mnie, a droga do wolności będzie otwarta, a ja niedługo po was pójdę. Rozstaniemy się w różne strony i zatracimy nasze istnienie w zapomnieniu. Dodatkowo możecie być pewni, że Syn nie przetrwa długo.
- Jest to zaiste kusząca propozycja - odpowiedział z namysłem Treggit, a jego dłonie przekazywały informacje towarzyszom “Akceptujemy układ? Alternatywy? Bez słów!”
- Wszak są pewne wątki, które chciałbym w niej nieco doprecyzować. Naszym ostatecznym celem jest dobrobyt tego skrawka materialnej, na którym się właśnie znajdujemy. Dlatego też rozejście się w swoje strony i wzajemne zapomnienie może wymagać od ciebie opuszczenia tych stron. Przed lub po rozprawieniu się z Synem, wedle twej woli. Mogę nawet zaproponować jakieś konkretne obszary, które mogą cię zainteresować, wraz z wiedzą na ich temat.

Mari wsłuchiwała się w wymianę zdań jednocześnie kończąc ostatnie momenty swej medytacji, sięgając umysłem kolejnej porcji wiedzy. Słysząc co kult zrobił demonowi, przez jej twarz przebiegł kwaśny uśmiech - tym razem całkiem wyraźny dla postronnych. Trochę było jej żal, że brakuje jej czystej mocy na stworzenie geasa, a i… Uśmiechnęła się pod nosem. Wciąż brakowało jej czystej mocy, ale gdyby chcieli, mogła coś zdziałać, stworzyć słabszy pakt. Tylko, że za bardzo nie chciała ujawniać się w mocy. Na razie milczała.
- Zatracimy nasze istnienie w zapomnieniu? - Wdowa wyraziła zdziwienie. Słowa były jak żywo wyjęte z proroctwa. - Plugawe istoty, których kształt i istnienie odzierają z poczytalności i wspomnień. O tysiącu głosów, każdy szepczący gromem egzystencji, zagrażający samemu istnieniu. Odpieczętujcie swoje serca a zaleję je myriadami słów i znaczeń, każde z nich przepowiednią i odkupieniem poprzez MNIE! - wybrzmiało.
- Kim... jestem? - za zagadką kryło się coś dużo bardziej niebezpiecznego niż sam demon i zniszczenia, które mógłby poczynić na ziemiach hrabstwa. Anáthema chciała znać odpowiedź, jeżeli byt z otchłani był władny jej udzielić.
 
Sindarin jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem