|
Sesje RPG - DnD Wybierz się w podróż poprzez Multiwersum, gdzie krzyżują się różne światy i plany istnienia. Stań się jednym z podróżników przemierzającym ścieżki magii, lochów i smoków. Wejdź w bogaty świat D&D i zapomnij o rzeczywistości... |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
19-12-2023, 14:19 | #11 |
Moderator Reputacja: 1 |
__________________ Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura. |
22-12-2023, 07:29 | #12 |
DeDeczki i PFy Reputacja: 1 |
|
03-01-2024, 18:36 | #13 |
Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez Arvelus : 03-01-2024 o 22:17. |
09-01-2024, 18:43 | #14 |
Reputacja: 1 |
|
07-02-2024, 16:56 | #15 |
Reputacja: 1 |
|
17-02-2024, 19:16 | #16 |
Reputacja: 1 | Słowa zwiadu ludzi Treggita się potwierdziły. Strażników w tartaku było dużo i byli czujnik a ponadto byli było wyznaczone kilka patrolujących drużyn jeszcze utrudniających zbliżenie się, ale nie mieli w sobie dość kompetencji aby dostrzec Wciąż-Nienazwaną Kompanię nim ta dążyła się wycofać kilkanaście metrów. Czas się dłużył. Nie chodziło tu o zaufanie do Anathemy, wszyscy wiedzieli, że jest kompetentna i w infiltracji posiada nienturalne zdolności przed którymi bardzo ciężko się chronić… jednak nigdy nie dało się uniknąć ryzyka. Można nie popełnić żadnego błędu i wciąż przegrać. Można zrobić wszystko jak należy i wciąż zostać wykrytym, a nie wiadomo było jakie potworności kult krył w swoich magazynach. W końcu standardem w historiach i opowieściach były kulty przywołujące demony… Nie minął jeszcze kwadrans gdy zrobiło się jakieś poruszenie. Dwóch mężczyzn wybiegło z budynku do którego zabrano Wdowę, wbiegli do innego. Zaraz potem wybiegło z niego pięciu innych rozbiegając się i wydając rozkazy. Nie wiadomo skąd zaczęły bić dzwony alarmowe. Wszyscy dobyli broni, szukali bezpieczeństwa w grupach i wytężali wzrok spodziewając wypatrując zagrożenia, podczas gdy kilku weteranów wbiegło do magazynu z którego pierwotnie wybiegła tamta dwójka. Du Zan pociągnął nosem. Dym. Towarzyszył mu dźwięk wzmożonego ruchu i szczęk dobywanej broni. - Zakładam że to nasz znak. Niepełnosprawni przodem. - oznajmił i poderwał się od ziemi by szybkim truchtem ruszyć w kierunku z którego dobiegał go odgłos ludzkiej aktywności. Zakuty w pełen pancerz ciężkozbrojny Zharrmus od kiedy zniknęła Zjawa w głębi ich pozycji czarował i majstrował nad swoim ekwipunkiem. Musiał to robić w oddaleniu gdyż słowa jego zaklęć musiały być głośne, a i przepuszczanie magicznej energii przez swoje ciało sprawiało że widok był co najmniej… efektowny. Gdy powrócił rynsztunek nosił już wyraźne runiczne znaki. Krasnolud był gotowy więc gdy Ślepa Pięść ruszył naprzód, Zharrmus popędził zaraz za nim, choć dużo mniej finezyjnie - bardziej zdecydowanie. Upatrzył sobie miejsce z którego będzie miał widok na wybiegających spomiędzy budynków przeciwników. Mari przypatrywała się zamieszaniu uważnie, trochę za mało mrugając. Wraz z postępem wydarzeń cicho, szeptem komentowała towarzyszom wyniki obserwacji. Zdenerwowanie staży - co było raczej oczywiste - ale fakt, że straże wyglądają na podwojone względem normalnego stanu. Kilku przyćpanych wojowników, ale nie do granicy obłędu, tylko pośród słabszych jednostek. Ci silniejsi byli spokojniejsi i opanowani. Oszacowała też krzepę przeciwników - wyglądali na dość silnych. Stojący obok niej Treggit dodawał też swoje uwagi, oceniając bardziej stopień wyszkolenia. - Ci słabiej opancerzeni są niewiele bardziej doświadczeni od zwykłego rekruta, ale zwróćcie uwagę na ich broń. Nieco zmodyfikowana, dodatkowe zadziory zostawią mocno krwawiące rany. Inni mają za sobą niejedno starcie, a tych puszkach czują się jak w drugiej skórze. Sądząc po zużyciu pancerzy i tarcz, są nawykli do przyjmowania nawet ciężkich ciosów. Gdy tylko usłyszał dźwięk alarmu, uniósł drobną dłoń, powstrzymując towarzyszy. Trzy sekundy później gdzieś dalej rozległ się wizg i seria wybuchów. Uśmiechnął się. - Moi drodzy, czas na nas. A skoro o tym mowa… - po tych słowach wyciągnął przed siebie dłoń w misternej rękawicy. Kilka prostych gestów (i setki obliczeń) później szczurak wraz z Varlukiem i Du Zanem znajdowali się już kilka kroków dalej, a ich ruchy były szybsze niż zazwyczaj. Gdy postanowili ruszyć, kobieta nie ruszyła się z miejsca. Zamiast tego zaczęła używać magii, przy okazji pokazując w towarzystwie jeden asów z rękawa. Do tej pory zawsze używała słów zaklęć, jak dużo liczba magów. Lecz teraz bez najmniejszego problemu użyła magii w kompletnej ciszy. Wraz z kolejnym gestem i energicznym ruchem dłonią, jakby czymś rzucała, własny cień oderwał się od kobiety i pofrunął po ziemi w stronę przeciwników, pęczniejąc… Być może Mari nawet się lekko uśmiechnęła widząc efekt swej magii, czarne macki które chwyciły przeciwników z zaskoczenia, blokując też drogę między budynkami. Może się uśmiechnęła, może nie - to wszystko przepadło w opowieści. Kobieta zapisała kiedyś notatkę przy pewnej natrętnej myśli “jestem wieloma rzeczami”. W tej chwili zapragnęła być aspektem pewnej konkretnej rzeczy, a mianowicie czegoś, co zwykle trudno dostrzec. Cienie stężały wokół dziewczyny, jej umysł dotknął fragmentów zewnętrznej świadomości, ruchy - chociaż i tak gładkie i ciche, nabrały dodatkowej subtelności. Po wszystkim będzie musiała zanotować to w swoim dzienniku. Ruszając szybkim krokiem po skosie, nie chcąc być zauważona, może nawet licząc, że przeciwnicy nie dojrzą jej udziału w szturmie, podtrzymywała siłą woli zaklęcie ciemności, zastanawiając się nad tytułem notatki. Ślepy mnich kontynuował trucht w kierunku południowym, z pędzącym Treggitem ledwie dotrzymującym mu kroku. Nienawidził teleportów, zawsze tracił po nich orientację w przestrzeni, ale teraz wyczuwał obecność towarzyszy i na podstawie ich postawy wiedział gdzie jest przeciwnik. Skupił się, rozłożył szeroko dłonie i wypuścił z nich skondensowane Ki. Powietrze wokół niego zafalowało, jakby zostało nagle podgrzane przez piaski pustyni. Treggit i Varluk przez moment poczuli jakby coś próbowało wedrzeć się do ich umysłów by czynić tam spustoszenie, ale wrażenie szybko minęło, gdy mnich opanował swoje moce. Nacierający obok mnicha krasnolud odpuścił ustawianie się przy przejściu które Mari poszczuła mackowatą ciemnością. Za to skierował się na wrota magazynku które zamknięto przed nimi. Zamachnął się dwuręcznym młotem który pomknął prosto w centralną część bramy przebijając ją na wylot. Broń wróciła do ręki kowala a ten już zbierał się by przywalić w nią solidną szarżą ciężkozbrojnego. Mari ruszyła dalej, po cichu, lekko odłączając się od głównego szturmu, będąc jednak w bezpiecznym pobliżu. Wciąż podtrzymywała magię ciemności która sądząc po odgłosach właśnie obijała nerki, łamała żebra i stawy oraz w inny, równie nieprzyjemny, a co gorsza dość powolny sposób mordowała trójkę przeciwników. Właśnie z powodu takich chwil często odradzała innym używania tej magii gdy komuś zależało na wizerunku - była naprawdę pomocna, lecz jakby sama ciemność nie kojarzyła się źle, to jeszcze większośc bojowych efektów była po prostu makabryczna. Magia zniszczenia też taka bywała, lecz przynajmniej nie rozwlekać postawienia się nad ofiarą do tego stopnia. Przez myśl przeszło jej również, że kultyści robią duży błąd ukrywając się w budynkach. Oni byli specjalistami którzy chcieli się przy okazji czegoś dowiedzieć, lecz regularny oddział o bardziej wojskowym usposobieniu najpewniej po prostu spaliłby wszystkie zabudowania barykadując drzwi. Du Zan skupił swoje Ki i zaczął biec. Momentalnie zmienił się w rozmytą plamę i wbiegł po pionowej ścianie na dach budynku, z ciężkimi krokami od których struktura zdawała się trząść. Zatrzymał się o krok od jednego z przeciwników i posłał w jego kierunku chmurę mieszającej zmysły energii. Pechowy przeciwnik spróbował zamachnąć się a kierunku mnicha, ale zachwiał się, upadł na plecy i zaczął opętańczo śmiać. Kiedy Ślepa Pięść ruszyła do góry Varluk popędził przed siebie przebijając przez uszkodzone wrota, zaskakując tym znajdujących się w środku kultystów. Dodatkowy teleport od Treggita pozwolił krasnoludowi jeszcze się zbliżyć do przeciwników, którzy nie stracili jednak rezonu wystrzeliwując w niego ostre jak brzytwa, uformowane magią okruchy. Negocjacje, proponowane w tej sytuacji? Wąsiki Treggita zafalowały, co można było u niego odczytać jako niezadowolenie. Kultyści mieli ogromną przewagę liczebną, a podstawowym atutem jego drużyny było zaskoczenie. Każda sekunda zwłoki zmniejszała ich szanse na sukces, więc tylko w jeden sposób negocjacje mogły skończyć się inaczej niż ich śmiercią. - Odrzućcie broń i połóżcie się twarzami do ziemi! Wtedy porozmawiamy! - Jednocześnie sięgnął po jedną z trzymanych na bandolierze flaszek i cisnął nią w zgromadzenie kultystów, obryzgując ich kwasem. Dobre potwierdzenie tego, że nie zwykła prośba to za mało. Ślepa Pięść stęknął w odpowiedzi na salwę pocisków która rozorała mu skórę. Ból to tylko iluzja. Skupił swoją mistyczną energię na dłoniach i wyprowadził serię krótkich i szybkich ciosów w kierunku leżącego. Wyglądało to jakby boksował powietrze, ale gigantyczna energia ciosów wygenerowała falę uderzeniową która poniosła opętanego szaleństwem wroga w kierunku granicy dachu, wytrącając mu po drodze broń z dłoni. Chwilę później podążył za zmasakrowanym ciałem, zeskakując z dachu by ukryć się przed wrażymi salwami. Pociski waliły gęsto od strażników rozmieszczonych na dachach i kultystów wewnątrz budynku. Varluka salwa przyprawiła o kilka broczących krwią ran, jednak ten twardo stanął na ziemi. Dzięki krasnoludzkim sztukom tajemnym wzmacniającą więź z ziemią zaczerpał energii która zaczęła natychmiast zasklepiać jego rany. On sam sięgnął w głąb swej duszy gdzie Praojciec umieścił ogień z serca wulkanu. Skóra krasnoluda przybrała kolor rozgrzanego do czerwoności żelaza, zaś włosy i broda wystające spod hełmu przeistoczyły się w najprawdziwsze płomienie. Wydobył z siebie kilka słów w krasnoludzkim wymieszanym z ignisem. Szybkim gestem wyrzucił przed siebie jedną dłoń manifestując strumień ognia który pochłonął jednego z przeciwników. Mari wciąż poruszała się cicho w pewnej odległości od głównych wydarzeń, a przynajmniej na tyle aby być nie tylko bezpieczną, ale i niezauważoną. Wciąż trzymając umysłem magię ciemności, gdy tylko pierwsze echa zaklęć do niej dotarły, myśli zajęły się również dodatkową czynnością - badaniem słabości wrogiej magii. Kształtu zaklęć, tego jak unikający odłamów towarzysz się uchylił - widząc pewne subtelne, ezoteryczne regularności. Kompletnie nie zaskoczyło ją uderzenie w szczurokształtnego kompana po tym jak się odezwał - chociaż skala efektu robiła wrażenie. W międzyczasie jeden cel uciekł jej z plamy ciemności… Ale na to miała już plan. …miała plan. Przystanęła moment, lekko skrzywiła się na widok uciekających kultystów oraz niedoszłej ofiary oglądanych przed ścianę żrących nieczystości. W ciszy, bez słowa zamachnęla w powietrzu gesy mocy, wciąż skradając się w kierunku przeciwników. Plama ciemności zafalowała i ruszyła w nowe miejsca, nasycona dodatkową energią, rosnąć obszarem, a macki utkane z mroku stały się grubsze i żwawsze. Skoro wrogowie skupiali się poza widokiem, a przynajmniej uciekali - wycentrować zaklęcie ciemności tak aby miało szansę ich dosięgnąć, poza nieszczęsnym weteranem którego czeka powtórka z już rad odbytej przygody. Gdy ognista magia zrobiła swoje, wulkaniczne dziedzictwo Varluka przestało się manifestować. Krasnolud jęknął z bólu, ale z powrotem pewnie chwycił dwuręczny młot. W samą porę, bowiem jeden z krwawych konstruktów przed którymi ostrzegł ich wcześniej Tregitt oto wlał się przez drzwi i pognał w ich stronę. Z drugiej strony magazynu zmaterializował się sam szczurak, jakby czekając na tą sytuację. Szybki rzut oka na golema pozwolił mu wyznaczyć kilka słabych punktów, które niezwłocznie przekazał towarzyszom. Mnich skrócił dystans do konstrukta. Czuł wirującą falę krwi jako brudną plamę w obszarze które omiatał swoim Ki, a powietrze wypełniał zapach żelaza. Przypadł do ziemi i wyprowadził niskie kopnięcie. Fala powietrza pod ciśnieniem przepchnęła kilka metrów i obaliła konstrukta, wzburzając krew na podobieństwo sztormowego morza. Teraz z przeciwnikiem między sobą a Varlukiem dwójka bohaterów zmasakrowała istotę, szybko rozpraszając magię i zmieniając konstrukta w mokrą plamę na podłodze. Ostatnio edytowane przez Stalowy : 17-02-2024 o 19:37. |
17-02-2024, 20:10 | #17 |
Moderator Reputacja: 1 |
__________________ Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura. |
19-02-2024, 18:03 | #18 |
DeDeczki i PFy Reputacja: 1 | Ślepa Pięść na moment zamarł w perfekcyjnym bezruchu. Skupił się na sobie i świecie dookoła, by wystrzelić nagle w chaosie momentum. Wyglądało to tak jakby na chwilę jednego oddechu rozszczepił się, a wąski korytarz wypełnił się półprzejrzystymi mirażami mnicha. Każdy z nich robił co innego. Dwa atakowały sponiewieranego wroga pod stopami, ale ten w desperacji odbijał uderzenia tarczą. Kolejne, wraz z oryginalnym ciałem, rzuciły się w kierunku demona, zrywając po drodze zasłonę odsłaniając demona przemienionego. Futro i ciało zastąpione zostało żużlem i skałą. Oczka nie świeciły się już pomarańczowym sprytem, ale błyszczały jak rozświetlone od środka ogniste opale. Kły i szpony szliście jaśniały poszarpanym obsydianem, a mimo to wciąż ociekały posoką. Demon może nigdy nie był istota ciała i krwi, ale teraz oddalił się od tego jeszcze o kolejny duży krok. Du Zan się nie wachał i zasypał go kanonadą uderzeń od których korytarz zaczął drżeć. |
21-02-2024, 11:41 | #19 |
Reputacja: 1 | Varluk wyprowadził na zewnątrz kultystę i Malika… i szybko stanął między nimi czując głęboką antypatię, mogącą szybko przerodzić się w przemoc. Malik zdawał się potężniejszą istotą, ale też był solidnie poturbowany po walce z golemem, to też weteran nie czuł się na przegranej pozycji z ewentualnym starciu. - Raz. Ja tu jestem najmitą. Płacili dobrze za nic nie robienie, ale też wiedzieli jakie mam podejście… tego Wnuka ciężko oszukać, a z jego szefem w ogóle się nie widziałem. Widziałem co robią, a przynajmniej tego część, ale czemu to robili to cholera wie. Porywali bezdomnych, coś im robili, w jakiś trans wprowadzali i potem niemal wszystkich odsyłali do Zielonej Bramy, praktycznie bez wspomnień. A! Pierwsza część odurzenia odbywała się za zamkniętymi drzwiami. Przestałem się interesować po pierwszej zrypie. Tych co zostali zbierali do podziemi… ciekawostka: wykopali je kilka miesięcy temu. Pierwotnie ich nie było, to wiem od innych co stacjonowali przede mną. Tam ich karmili, tuczyli a potem zbierali do pokoju którego strzegliśmy. Wyganiali nas zawsze za kotarę nim otwierali drzwi ale raz udało mi się podejrzeć. Taki ciekawski ja… wtedy też zobaczyłem demona. Ledwie się w portasy nie posrałem… bydlak od razu mnie dojrzał. Te czerwone oczka… brrr… Szczerze mówiąc krasnolud nie był w stanie wyobrazić sobie jakby się zachował gdyby człek i ghul rzucili się na siebie - prawdopodobnie zatłukłby jednego i drugiego. Ważne że najmicie rozwiązał się język, chociaz to co powiedział zapewne usłyszałby też od upiorzycy. Konieczne więc skonkretyzowanie tematów. - Aye, szkaradne bydle z tego demona. - rzekł Varluk - Powiedz coś więcej o tym Wnuku. Mieli jeszcze jakiś liderów? Też ich tak familijnie wołali? Albo wypowiadali jakieś dziwne imiona, dziwne słowa? - Kimże jesteś? - zapytał demoniczny głos zza grubego dębowego drewna, obijanego żelazem i szczerymi intencjami - Na pewno nie owym, którego pozory starasz się wykreować. Ową prawdę bym poznał. Aczkolwiek KOGO pozorujesz… Wiedza to potęga. Strzeż jej dobrze. - sposób mowy demona sugerował, że to jakiś cytat, z odległych czasów, odległych lat… może takich co dopiero miały nadejść? -[i] Nie jestem ochoczy oddać klucza do tej potęgi bezinteresownie. I nie, gryzoniu z pustynnymi bombami… Niechaj to zstąpi na ciebie jak deszcz, gdyż nie zamierzam opuszczać tej krainy. Mam tu swoje nieukończone sprawy, wymagające mego wpływu... I nie myl mojej zdolności do pertraktacji z uległością. Dla sprawy zatrzymania mnie w tej chwili, w tym czasie jaką ofiarę jesteś gotów zaryzykować? I wiedz, że ofiarą twoi towarzysze będą. Czy metafizyczność spotka zjawa, utkana z cieni i enigmatycznych mocy? Czy ślepiec o niechlujnej technice, mający przed sobą długi i pełną glorii drogę do perfekcji? Może krasnoluda zakutego w stal, obrońcę nieugiętego i lojalnego? Czy dziewkę której nie znam, co się za plecami tylko kryła? Czy ty sam… wybierz przeznaczenia trojga z nich, bo to będzie minimalny koszt zatrzymania tu demona! W najmroczniejszym zakamarku losu kilku spośród was stanie się moimi żywymi trofeami! Wówczas poznacie, że moje retoryczne poszukiwania nie pozbawiają mnie ani odrobiny demonicznej… pasji! Wiedza, której podział stanie się orężem w rękach obu stron, w zamian za uniknięcie konfliktu który mógłby permanentnie naruszyć tkankę naszej egzystencji! To jest układ! Przyjmijcie go, zaproponujcie lepszy albo szykujcie się na ponowne wzniesienie mieczy! Szczurak pokręcił głową ze zrezygnowaniem, posyłając zmęczone spojrzenie w stronę, z której usłyszał głos zjawy. Milczał przez moment, po czym odezwał się do demona. - Uległość jest ostatnią rzeczą, jakiej się po tobie spodziewam. Mam też pełną świadomość balansu sił w obecnej sytuacji, nie jest to dla mnie nowość, co znając mój lud, pewnie dobrze wiesz. Czemu więc miałbym zatrzymywać cię chociaż na chwilę dłużej niż sam to zaproponowałeś? Nie ukrywam też, że twój przedłużony pobyt w Drugim Eshal niespecjalnie jest mi na rękę, ale nie zamierzam podejmować w związku z tym niesprowokowanych działań, a tym bardziej nie chcę cię widzieć uwięzionego - zamilkł znów, rozważając następne słowa - Ewentualnie wesprzeć cię swoimi środkami, jeśli to miałoby przyspieszyć domknięcie twych spraw. Twój wstępny układ przyjmuję: nie dążymy do konfliktu, dzielisz się zaoferowaną wiedzą i opuszczasz to miejsce wkrótce po naszym stąd odejściu. Popraw mnie, jeśli nazbyt to uprościłem. Cóż by był jednak ze mnie za kupiec, gdybym nie zapytał, czy jest coś jeszcze, co mógłbym ci jeszcze zaoferować? Oczywiście, poza ofiarami z samego siebie i moich towarzyszy - dodał dość lekkim jak na tą sytuację tonem. Mari zza rogu - trochę paranoidalnie nie stojąc na linii strzału względem drzwi - przekazała w prostym systemie gestów który kiedyś opracowali (a który niechybnie bazował na znakach używanych przez gildie złodziejskie) symbol pogoni, ofiary, zasadzki i drużyny - demon stwierdziwszy, że podoba się mu w okolicy najpewniej prędzej czy później zacznie eliminować przeszkody, w tym taką która mogła go - sporym kosztem - ubić. Po chwili jednak dodała jeszcze jeden gest. Osłabienie. Być może długa niewola i eksperymenty na jego cielsku sprawiły, że teraz nie jest w pełni sił, nawet jeśli tylko mentalnych. Szczurak odpowiedział gestami walki i śmierci oraz targu, czasu i szczęścia - mieli teraz do wyboru albo niemal pewny zgon w bitwie, lub pokojowe załatwienie sprawy, a potem czas na przygotowanie się na atak, który mógł, ale nie musiał nastąpić. Później zadał nieme pytanie: czy Mari ma pewny sposób na wygraną? Mari odpowiedziała szybkim gestem dnia, może kilku, przygotowań i zasadzki. Potem podała gest teraz i niskie szanse (co było wprost gestem trefnej roboty). Treggit kiwnął głową, pokazując znak przypału - za duże ryzyko, za mały zysk. Mari kiwnęła głową nie wtrącając się w negocjacje. W czasie kiedy jego towarzysze negocjowali z demonem, Du Zan kumulował siły. Zbierał obecne w drobnych ilościach energie świata natury. Nawet w tak splugawionym miejscu były obecne. Du Zan buzował wręcz od siły, która szukała drogi do ujścia. Mnich niemałym wysiłkiem woli skupił się i ruszył w kierunku towarzyszy, mackami ki szukając ich magii. Był jeszcze za daleko, ale wyczuwał już Mari. Wykonał ręką kilka gestów, nauczonych go przez szczurołaka. “Siła, dwa, magia” - wzmocnię twoje zaklęcia i je skopiuję - starał się przekazać. Baronessa śledziła wzrokiem wymianę bezgłośnych komunikatów. Bynajmniej nie miała w planach poświęcać swej egzystencji w obecnym czasie i miejscu. Po zwycięstwie kultyści narysują kolejny krąg przywołań. Daremna ofiara. Otchłań pęczniała mnogością inwentarza, bogactwem wyboru. Treggit negocjował chłodną kalkulacją. Przysługa za przysługę, towar za monetę. Brakowało emocji, istotnej dźwigni w handlu. Jedna, przeważająca unosiła się w tle. Należało ją ledwie złapać i zacisnąć, by ograniczyć chęć Przyzwanego do przemierzania Sfery Materialnej. Ból Ego z mimowolnie odśpiewanej partii w chórze Wielogłosu. - Demon wędrujący przez krainy widokiem niecodziennym, pełnym grozy - odezwała się ku wyraźnej niechęci Szczuraka i zapewne Mari, gdzieś w dali wierconej zażenowaniem. - Dobry by *Pozór* zbudować, wzmocnić i utrzymać. Rządzić przez strach i nadzieję. Kto wszakże nalegał na zerwanie kajdan? Rola, którą ci napisano. Którą odegrasz ku ich przyjemności. Wzmacniając u władzy... a teraz już milczę. Jak grób. Pokazała symbol ciszy i mogiły. Pojedynczego aktora oraz Baldpawa. - Pomoc rzeczesz, dwunogi gryzoniu… Zgoda. Dostrzegam, że powiększyliście dystans. Otworzę drzwi, gdyż jest niewygodnie tak głęboko analizować wasze wykrzykiwane słowa - ogłosił demon, a następnie zrealizował swoje plany... Drzwi uchyliły się na odległość około stopy, nie eksponując samego demona, lecz prezentując tańczące w głębi wyładowania błyskawicowych ścian Wdowy. - Cofnijmy się na moment. Jestem… na wasze tłumaczyłoby się Akata, Nie-Wybrany, czy Od-Wybrany? Unchosen lepiej przekazuje odpowiednie emocje. Z kim mam przyjemność? - Mów mi Treggit - szczurak przedstawił się, skłaniając się lekko. Mari w milczeniu przysłuchiwała się przedstawieniom, sama nie miała zamiaru łatwo sprzedać swego miana, nawet pomimo butnym pierwszym odezwaniu się do demona - uchodzić za kogoś ważnego. Mnich powstrzymał się przed okazaniem gniewu, gdy demon powiedział że jego technika jest niechlujna ale… musiał przyznać mu rację. - Porzuciłem swoje imię wraz z wzrokiem Yao Mo. - odparł Pięść, przywołując swój ojczysty język. - Możesz nazywać mnie Ślepcem. - Nie posiadam zrozumienia, z jakiego powodu BOKKEROLE zdecydowały się uwolnić mój byt. Zakładam, że antycypowali, iż dokonam waszego unicestwienia, a następnie, po osłabieniu, pozwolę sobie ponownie być ujętym... prawdopodobnie przy niebiernej interwencji Ojca. Stanowi to inicjalną fazę faktów, o których nawet nie jesteście świadomi, iż pragniecie je poznawać. Początkiem był Ojciec. Z biegiem czasu wykształcił się Syn, ale w pewnym punkcie został on zdetronizowany do Wnuka a jego ówczesny tytuł przyjął inny GAT. Teraz noszący imię Syna jest herezjarchą, zdrajcą, kłamcą i okrutnikiem w szeregach BOKKEROLI... Dla Ojca byłem narzędziem. Przez moją więź z Kotlinami Śmierci zamierzał zaspokoić Wieczny Głód. - Nie jestem w stanie dociec jakie rezultaty przewidywali… ów Wieczny Głód jest doskonale ponadczasowy. Bestia Rzeźnicza pozostanie wiecznie nieusatysfakcjonowana. Syn chyba to pojął. Pragnął uwolnić mnie, ofiarowując cały kult jako ofiarę, aby samemu zostać moim wybrańcem. Jeszcze przez tydzień lub dwa mógłbym go skłonić, aby zgodził się na to zgodnie z moimi warunkami, bowiem ten zuchwały kont zbyt wiele sobie wyobraża... - W innej sferze dyskursu: szczenięta wyłaniające się z wnętrz ofiarnych trzewi sugerują, iż wpływy Gnollego Księcia manifestują się z wyjątkową siłą w tej krainie. Przypuszczam, że podobnych miejsc musi istnieć więcej, a prawdopodobnie stosują one analogiczne metody. Jest to jeden z moich... bardziej fundamentalnych celów. Chcę odnalezienia moich braci i zbadania, czy te rytuały dokonały nad nimi tego samego, co ze mną. Za pomoc w tym celu… możecie spodziewać się wymiernej wdzięczności… - Przez “tą krainę” rozumiesz tą sferę planarną, czy jedynie okoliczne księstwa? Ma to znaczenie w kontekście ekstensywności poszukiwań - powiedział z uśmiechem szczurak. Czuł, że stoi już na nieco pewniejszym gruncie - Posiadam pewne możliwości jeśli chodzi o pozyskiwanie informacji, mogę więc rozesłać wici, wyszukując analogicznych wydarzeń jak te tutaj. Przeszukamy też te podziemia, może uda się znaleźć jakieś wskazówki. Ale to jeszcze przed nami, wróćmy do twej opowieści. Czy dobrze rozumuję, iż w szeregach kultu istniał swego rodzaju konflikt między kiedyś-Synem, teraz Wnukiem, a nowym Synem? Zgaduję też, że obaj zostali obdarowani Ojca pewnymi mocami magicznymi? - Jestem tu od niedawna. Trzy tygodnie temu zostałem tu przysłany - odpowiedział Varlukowi najemnik. - I rozumiem, bardzo… bardzo dogodnie - wtrącił się Malik przestając na chwilę wydłubywać niewygodne ścięgno spomiędzy zębów, a jad w jego głosie mógłby powalić byka - odcinali cię od wszystkich informacji i nie bardzo wiedziałeś co się dzieje i tak naprawdę byłeś pasywnym obserwatorem, prawda? Najemnik uśmiechnął się z wyrazem twarzy “a tu cię mam, mendo”. - Starali się. Ale ta głowa jest ciekawska - postukał się palcem po skroni - poza Wnukiem jest jeszcze Syn. Orsii Ulf vel Vivar. Nie znam tożsamości Wnuka. Wydaje mi się, że może być po prostu nikim… albo nie ma rozdmuchanego pod niebiosa ego każącego mu ogłaszać wszem i wobec, że jest lepszy od wszystkich wokół… - weteran wzruszył ramionami - Erik w ogóle jestem. Erik Birger. Jeśli mnie zabijecie prześlesz chociaż mój żołd mojej rodzinie? - starał się wyglądać dziarsko i odważnie, ale musiał przełknąć ślinę w połowie zdania. To był w sumie wciąż młody mężczyzna. Nie sięgał połowy trzeciej dekady życia. Varluk spojrzał poważnie na człeka. Ten podał nazwisko a to już było dużo. Grupa miała środki by zweryfikować prawdziwość tych słów. Pytanie czy „syn” był na tyle arogancki by używać prawdziwego nazwiska. Jestem Płomień. Wytężaj pamięć Eriku a sam im te pieniądze zaniesiesz. - Varluk nie miał oporu by przedstawiać się w ryzykownej sytuacji tłumaczeniem jednego członu swojego nazwiska - Skoroś ojcem to widzisz zapewne że to dość skromna ta kultystyczna familia. Były jakieś przesłanki by mieli jeszcze jakiegoś „ojca”, „matkę” czy „dziada”? Przez kogo was najmowali i skąd? Mieli jakiegoś emisariusza? Słyszałeś czy mieli podobne miejsca w innych miastach? - “Ta kraina” - odpowiedział demon Treggitowi daleko głębiej w podziemiach - jak można z wysoce prawdopodobnym przekonaniem domniemywać, roztacza się na przestrzeni obejmującej najbliższą setkę, a być może dwie setki kilometrów… W scenariuszu gdzie Bestia Rzeźnicza nabywa tak wyraźnych wpływów w całej to sferze znamionowałoby akwizycję potęgi kreującej zagrożenie dla reszty Otchłani co z kolei konkretne istoty demoniczne z pewnością by aktywnie korygowały. Niemniej jednak, jestem w stanie jedynie przybliżonym oszacować, czy mówimy o trzech lokalizacjach przeprowadzania rytuałów w zasięgu dwóch dni marszu, czy wręcz o czternastu punktach w przestrzeni czterech dni… i mówię tu o dniach mego marszu, nie wspieranego magicznym podmuchem. Interakcje pomiędzy Synem a Wnukiem wykazują zdecydowane napięcia. Jeden nie uznaje drugiego, uważając go za intruza, podczas gdy drugi gardzi pierworodnym, roszcząc sobie prawo do wyższości. Ojciec, z kolei, prezentuje się jako postać obdarzona potężnymi zdolnościami kapłańskimi, być może nawet demonologicznymi, aczkolwiek brak mi informacji dotyczących relacji z niższymi bytami. Jednakże, jasno wykazuje panowanie nad potężnymi energiami emanującymi od samego Gnollego Księcia. Czy jest on zwykłym warlockiem? Magia Syna również emanuje wyraźnymi znamionami magicznej esencji demonicznej, jednakże moja wiedza w kwestii zdolności Wnuka jest ograniczona, gdyż nigdy nie zdecydował się podzielić ze mną zasobem swoich umiejętności." Anáthema parsknęła w ostatnim rozrachunku. Niedorzeczność. - Nie przeczę, chwiejna ma głowa miewa problemy z pojmowaniem, lecz jeśli mnie słuch nie pomylił... - zaczęła. - Yeenoghu, za pośrednictwem czarnoksiężnika, którego mocą obdarzył, kultu który zbudował, pragnie zwiększyć swe wpływy w Materialnej. Prawdą, że wielu zza granic dzieli ową obsesję, by się do niej przedostać. Siać śmierć i zniszczenie. Uczynić wdzięcznym placem zabaw. Przechodziła do mniej oczywistego rozdziału. - Natomiast demon, zwany jego Pazurem, pragnie kult zniszczyć, czarnoksiężnika zabić, plany Yeenoghu pokrzyżować, uwolnić swych braci z Hierarchi, którzy podobnie, zostali potraktowani jako wytrychy we wrotach wymiarów? Czy to aby nie oznacza buntu przeciwko Rzeźniczej Bestii, jej ambicjom? Jeszcze jedna, wyrwana z kontekstu rzecz interesowała Wdowę. - Uwolnili cię, więc wyrwałeś ich śmierci, czyż nie? - oceniała ile są warte ustalenia pomiędzy Mięsem i Akatą. Malik dłubał w uchu niezręcznie wyglądając na niepocieszonego nie będąc w stanie nic dodać do dyskusji. - Wierzysz w choćby jedno jego słowo? To jeden z nich. Jeden z kultystów co regularnie przychodzili wycinać moje martwe mięso by, jak się do siedmiu piekieł okazuje, karmić nim jakiś nieszczęśników… jakim cudem wszyscy nie zdechli w tym procesie przekracza moje pojmowanie. - To przez niedokrwienie czerepu - zadrwił Erik wskazując sobie palcem między oczy - Główka źle pracuje gdy się posokę odetnie od niej. - Ty mały… - - DOŚĆ! - huknął Varluk uderzając młotem o posadzkę, aż kamień zadudnił powstrzymując Malika w półkroku. Najemnik miał już wzniesioną tarczę i opuścił ją dopiero gdy nieumarły się… nie “rozluźnił” ale porzucił bojową postawę. Tę z której dało się wyskoczyć jak spuszczona sprężyna. - Mamy sposoby na sprawdzenie jego słów… Jeżeli kłamie, to cenę za kilka dodatkowych dni życia zapłaci każdy kto jest mu drogi. - No ale skoro już kwestia została podniesiona… grzecznie proszę o odpowiedzi… i pukiel włosów by było z czego czarować. - Jakie odpowiedzi? Tu nie było nawet pytania! - Resztki adrenaliny dopiero opuszczały krew Erika - Hélv-ti bjart, lát þat skjóta ok rýna mik…- wywarczał do siebie - Chcesz żebym powiedział ci czemu możesz mi ufać? Może dlatego, że ładnie proszę i nie żywię się ludzkim mięsem? Bo podałem ci moje imię i bardzo konkretne imię szefa kultystów? Może odwołując się do sympatii, bo być może mam szczęście i sam kiedyś byłeś najemnikiem i znasz jak to jest “po prostu być na robocie”? Albo masz rodzinę dla której pełnych brzuchów, dachu nad głową i lepszej przyszłości już jesteś gotów ryzykować nawet WŁASNE życie i wtedy przymknięcie oka na kwestie dobra i zła obcych ci ludzi staje się odleglejsze i łatwiejsze do zignorowania… dla ludzi urodzonych jak ja czy moja Astrid nie ma taniego sposobu aby nasza Sigrun, Thuram czy Olaf… - zawahał się na chwilę szukając słów - by ich dzieci urodziły się już jak ludzie i nie musiały nigdy martwić się o pełne brzuchy czy dach nad głową… - Nie wypowiadaj MURWO NIEDORŻNIĘTA tego imienia na głos! - Wywarczał na krótki moment gubiąc wszelką elokwencję i zdolności retoryczne. Odchrząknięciem je odzyskał. - Niechże nie rozbrzmiewa ono i zgładź je nawet z jałowych pustkowi gdzie twoje myśli rozbrzmiewają - zrobił najdrobniejszą pauzę aby obelga miała czas przebrzmieć - gdyż nie bez celu obdarzamy demoniczne książęta, arcydiaby, archanioły, czy też bóstwa, licznymi tytułami. Imiona tych bytów magnetyzują ich uwagę, zaś my, zdecydowanie, nie pragniemy przyciągać jego spojrzenia. Demon zamilkł na kilka chwil mamrocząc coś niezrozumiale pod nosem. - Wstrzymajmy się z osądem. Wasza zjawa nie tylko nie przyniosła korzyści, lecz także skierowała jednego z tych bokkeroli w niezwykle gwałtowną podróż ku Otchłani albo Piekłom... O wiele korzystniejsze byłoby dla niego, gdyby to była Otchłań – z tego miejsca będzie łatwiej mi go wydobyć. Lecz zauważyłem, że wielu z tych jednostek bardziej ochoczo uległoby nieubłaganym rządom piekielnych istot. Cóż... Pozostaje nam obserwować, aż się to rozegra. Lecz w ostatecznej konkluzji… wyrwę. Znów krótka pauza przerwała wywód demona nimi wrócił do nieodpowiedzianego jeszcze pytania - Czy rzeczywiście zarzucasz mi jakąkolwiek lojalność wobec Władcy Ruin? Nieobecny jest w tych przestrzeniach. Dopóki przebywam w sferze Materialnej, a on zanurzony jest w Otchłani wraz ze swymi chropowatymi podwładnymi, niech sobie próbują we mnie znaleźć jakiekolwiek oddanie, głupców to przedsięwzięcie i zamierzam, by taki stan trwał. Mogłoby wydawać się, że słysząc wybuch demona Mari uśmiechnęła się pod nosem. Rzeczywiście, imiona miały moc, ale też gdy pierwszy raz ona go wywołała, demon tak nie zaregował. Był albo zajęty walką albo też… cóż, jedyne czego można było być pewnego w kwestii demonów to nasiona pierwotnego chaosu w ich naturze bytu które prędzej czy później się odezwie. Dlatego też zawsze wolała rozmawiać z diabłami, od biedy czartami - przynajmniej rozmowa niosła za sobą ten delikatny posmak słownej szermierki. W przypadku demonów szermierka ograniczała się do wyzwisk i opowiadania tego jakie męki zgotuje się oponentowi, implikując w dyskusji przewagę czystej mocy. Nie czuła potrzeby informować demona, że gdyby miała jakiś interes w tym i sposobność, sama dałaby jego przeklętego ducha na tacy jego pana lub wroga jego pana - ale na to pierwsze nie miała czasu ni celu, a na to drugie - dość osobistej mocy. Ale też tak rodzą się pomysły… - Czasu pod dostatkiem, a i tak go szkoda, by się uczyć listy nadętych przydomków... - Anáthema sceptycznie wyraziła preferencje skłaniające się ku prostszym formom. Odgryzła za wyzwiska. - Mnie przekonał - uzyskała co pragnęła, w poruszonym aspekcie. - Gdzie znaleźć w demonie więcej szczerości niźli wyzierająca nienawiść? W drugim zawód mieszał się z podziwem. - Tylko jednego? Cóż za uciążliwe do ubicia karaluchy... dobrze, może nadepnięty zaśpiewa przyjemnie dla uszu. Wyższy gatunek biegający w maskach obrzędowych. Drogi pamiętniczku, wczoraj byłem Synem, dzisiaj jestem Wnukiem, nieustannie Młotem, wciąż niezmiennie Tłukiem. Przetrząśnijmy ruiny w poszukiwaniu śladów o innych. Treggit opierał się o swoją laskę, przysłuchując się słowom demona, słusznym podejrzeniom Anathemy oraz wybuchowej reakcji Akaty. Pełne dezaprobaty cmoknięcie zabrzmiało nieco dziwnie z jego pyszczka. - Nasz rozmówca ma w tej kwestii rację – zwrócił się w końcu do widma – Nawiązując do Reguły Trójek, trzykrotne w krótkim odstępie wspomnienie Yee.. go imienia – uśmiechnął się złośliwie – przez jedną osobę mogłoby zwrócić na ciebie jego uwagę. Towarzystwo istoty w jakiś sposób z nim powiązanej tylko zwiększa to prawdopodobieństwo. - Po trzykroć Shelyn, czeka w gotowości. Byś biegał za ręce po łąkach kwiecistych. Wianki plótł i wiersze miłosne. Stąpał w kroplach rosy srebrzystej. Obawiaj się, istoto Otchłani... - duch wizją tortur szyderczą we flakach demona zamieszał, by zwrócił wszystko co zeżarł. Demon tylko odchrząknął protekcjonalnie, przynosząc na myśl rodzica odpuszczającego dyskusję z nieograniętym dzieckiem… w jakiś sposób miało się również wrażenie, że towarzyszyło temu machnięcie ręką. Szczurak nie komentował kwestii lojalności. Ta u demonów kończyła się tam, gdzie możliwość ukarania jej braku lub rozbiegały się wspólne cele. Poza tym, udzielenie im informacji na temat potencjalnych innych komórek kultu niespecjalnie działało na korzyć Rzeźniczej Bestii – a były zbyt niedokładne jak na celową dezinformację. - Rozumiem, że twoim obecnym celem pozostaje polowanie na Syna, tak? Czy podobne zamiary masz w stosunku do Wnuka? – zapytał demona – Rozpocznę proces zbierania informacji na temat pozostałych lokalizacji, ale jeśli mam się z tobą podzielić ewentualnymi wynikami, potrzebuję kanału kontaktowego. Czy masz zamiar przebywać w konkretnym miejscu, lub odwiedzać jakieś miejsce w regularnych odstępach czasu? Zgaduję też, że dysponujesz mocą pozwalającą ci przebywać niezauważonym w otoczeniu śmiertelników? - Zostanę zauważony jedynie, gdy zechcę być zaobserwowanym. Co do tego nie musisz się niepokoić. Gdyby ktoś podarował mi odrobinę swej posoki lub pukiel włosów, czy fragment mięsa, kontakt wówczas przybierze postać trywialną i dostępną na wezwanie… - zaproponował Akata. - Nie - Mari powiedziała do towarzyszy zanim zdołała się drugi raz ugryźć w język, ale też zanim ktoś mógłby przystać na taki pomysł.. Pierwszy raz ugryzła się przed głośnym, akademickim stwierdzeniem, iż najpewniej demon jest zmiennokształtny i albo przybiera postać otoczenia (co już widzieli) albo też może przybrać ludzkie kształty, co w zasadzie było jedną z bardziej powszechnych sztuk. Tym razem nie wytrzymała. - Możesz dać nam swój pazur, skoro jesteś pazurem swego pana, widzę w tym pewną poetykę i moc - stwierdziła szczerze. Słowom Mari towarzyszył cichy chichot Treggita. - Wybaczcie - powiedział w końcu - Ale musicie przyznać, że obie te propozycje są równie mało prawdopodobne. Oczywiście nie śmiałbym odrzucić próbki twej tkanki, gdybyś to ty taką zaoferował, Akato. Sam jednak, jak i zapewne moi towarzysze, jako krusi śmiertelnicy, jesteśmy zbyt przywiązani do integralności swych cielesnych powłok. Jeśli to ci nie odpowiada, możemy ustanowić skrzynkę kontaktową chociażby w tym miejscu. Tyrada rozemocjowanego Eryka była dla Varluka dobrym dowodem na jego prawdomówność. Draństwem było naciskanie na najbliższych, to prawda, z drugiej strony ghul miał rację - wszystko pokazywało że kultyści byli dość plugawą grupą. Jaki problem by powszechne wśród nich było krętactwo? Natomiast to o czym powiedział najemnik było też czymś co rezonowało u Varluka. Nie dał tego po sobie poznać. - Eryku. Powtórzę. Czy są jakieś przesłanki że są inni przywódcy, nie tylko Wnuk i Syn? Czy są jakieś przesłanki że działali też w innych miastach? - krasnolud pytał spokojnie ale stanowczo - W jaki sposób zrekrutowali ciebie i pozostałych najemników i czy wiesz kto się tym zajmował? - A… to… - młody Birger podrapał się po potylicy nieco speszony swoim wybuchem, który okazał się nie na temat - nie wiem niestety. Nie byłem przy naradach, mi tylko przekazywano rozkazy… i też nie oczekiwałem by to było coś co mi się przyda więc moja ciekawość zeszła na drugi plan po pierwszym… upomnieniu jakie dostałem. To była słodka, prosta i dobrze płatna robota aż do wczoraj, kiedy ogłosili stan gotowości… hmmm… - zmarszczył brwi dodając dwa do dwóch w głowie - wiedzieli, że przyjdziecie. Nie wiem jeszcze co o tym myśleć… a zrekrutowali mnie przez pośrednika. Technicznie jestem niezrzeszony, ale mam w miarę stały kontakt co wynajduje mi zlecenia i bierze nierozsądny procent, ale zlecenia zwykle są z tych lepszych niż gorszych iii… - skrzywił się drapać za uchem jelcem miecza - … na prawdę bym preferował nie napuszczać was na niego… to zimny profesjonalista i jest dupkiem, ale sporo mu zawdzięczam i na każde zlecenie jak… to - wskazał obszernym ruchem cały Stary Zrąb - miałem zlecenia typu obrona dziecka przed powalonym ojczulkiem… autentyczna historia i to nie jedna. To nie jest zły człowiek… może jedynie mógłby przystopować z doktryną “bez zbędnych pytań”. Varluk zastanowił się chwilę. Z głębi podziemi nie dochodziły odgłosy walki, krzyki czy inne wezwania, ale czas był najwyższy zdecydować co dalej. Eryk nie wyglądał na gnoja czy bezdusznego najemnika. Ba, wyglądał na silnorękiego do wynajęcia który nawet cieszyłby się z roboty którą może się pochwalić bardziej niż “wypełniony kontrakt”. - Sytuacja wygląda tak: Wnuk zarządził wycofanie i wypuszczenie demona z okowów. Raczej zakładał że albo się przez ciebie przetoczymy albo zje cię demon. - krasnolud podrapał się opancerzoną dłonią po nosalu przyłbicy jakby była jego prawdziwym nosem - Jeżeli gdzieś trafisz na niego lub pozostałych… hmmm… możesz zostać uznany za zbyt wiele wiedzącego. Praca dla księcia wymagała od niego elastyczności. Sama drużyna w której działał była tego dobrym dowodem gdyż pozostali jej członkowie byli postaciami… hmmm… co najmniej dyskusyjnymi. Po prawdzie to krasnoludowi zrobiło się trochę szkoda chłopaka. Jednocześnie wydawał się zachowywać zimną krew, pomimo… niedogodnej sytuacji w jakiej się znalazł. No i pracował myśląc o utrzymaniu rodziny a nie samego siebie. Zakiełkował mu pewien pomysł. Gryzło się to trochę z planami wypowiedzenia umowy z Księciem, ale z drugiej strony… byłby w stanie w razie czego załatwić temu człekowi coś lepszego gdyby sam nie był w stanie tego ogarnąć. - Dobra. Powiedziałeś dość. Możesz iść, zostaw mi kilka swoich włosów, jak rzekłem. Myślę że mówisz prawdę, więc potem je po prostu spalę. I nasze losy potoczą się swoimi drogami. Erik westchnął spuszczając z siebie napięcie głębsze niż dawał po sobie poznać. - Dziękuję, bogowie… jak ja dziękuję… - gdy sięgał do swoich włosów aby odciąć kosmyk Malik wyglądał jakby miały mu zaraz zęby popękać od tego z jakim gniewem je zaciskał. - Ale… - rzekł krasnolud - Możemy zrobić też tak że dam ci stałą pracę z jasnymi zasadami, z możliwością zadawania zbędnych pytań. Z zatrudnieniem natychmiast lub gdy ułożysz sobie wszystko by twoja reputacja nie ucierpiała. Hmmm… Pensja… hmm… jaki masz kontrakt? - Heh- uśmiechnął się werbalnie demon zza drzwi - Nie macie prawa zrzucać mi winy za moje próby... kiedyś nawet odniosły sukces... a wasze powłoki mogłyby się korzystnie rozwijać. To wasze wole byłyby okazem moich malwersacji, gdybym otrzymał ochoczo ofiarowaną krew. Za siedem dni. Przeszło dwa tysiące kroków na zachód i dodatkowe tysiąc na południe od tego miejsca. Nie mam pewności co tam znajduje się teraz, nie jestem zaznajomiony z topografią tej krainy, więc jeśli posiadasz lepszą sugestię, to jestem otwarty na dyskusje. Jednakże to miejsce niekoniecznie będzie wolne od zagrożeń… - He? - zapytał bezdźwięcznie Erik, po czym szybko zdał sobie sprawę ze słabości swojego głosu, pokręcił głową gwałtownie, odchrząknął i gdy zaczął na nowo jego głos brzmiał silnie i dumnie. - Płacili mi setkę tygodniowo. Kontrakt tyczyło ochrony Starego Zrębu… to chyba już się przedawniło. Jeśli byście spalili resztę to na pewno - wymamrotał kaszląc w dłoń - A tak i tak są klauzule pozwalające mi negocjować jego zerwanie… wasza drużyna jest wysoko ponad deklarowanym poziomem zagrożenia. Optymistycznie potrzebuję dwóch dni aby dotrzeć do Lubberg i zamknąć kontrakt… przepadnie mi wtedy ostatnie pięć siódmych tygodniowego żołdu prawdopodobnie, bo płacili mi go tutaj… - Cóż za lojalność… - zadrwił Malik - zupełnie nie idzie się spodziewać powtórzenia tego numeru gdy tylko będzie to wygodne… - Erik udał, że go nie słyszy. - Potem dwa dni aby wrócić jeśli będziecie tutaj. Wzięty mam zapas, więc może bym się w 3 dni uwinął. - Ok. To skoro puszczacie nawet kultystów wolno, to rozumiem, że niewinne ofiary także zostaną zwolnione, co nie? To ja będę już szedł… - zadeklarował ghul i już zrobił pierwsze ćwierć kroku, ale… był w tym ostrożny. Wypatrywał najpierw reakcji. - Porozmawiaj z Upiorzycą przed odejściem. - krasnolud zwrócił swoje pancerne oblicze w kierunku ghula - Jest dobrze obeznana w obyczajach panujących na powierzchni. Wiesz… biegający po okolicy samopas czciciele demonów, syny czy inne wnuki na których będziesz się mścić szybko się skończą i będzie trzeba sobie znaleźć jakieś inne zajęcie… Krasnolud pozostawił wyraźne niedopowiedzenie. Tym niedopowiedzeniem było też to że od tego innego zajęcia może zależeć czy następnym razem Varluk z resztą nie dostaną zlecenia na pałętającego się samopas ghula. - Oh nie, kurwa nie… - zaśmiał się krzywo ghul - Mowy nie ma… ja stąd się wynoszę. Widziałem co potraficie i rzuciłem okiem na to skurwysyństwo na dole… znam swoją ligę… jeśli pójdzie po mojej myśli to nigdy więcej się nie zobaczymy ani nie zobaczę kultystów! - Zatrzymał się dziesięć kroków dalej i spuścił ramiona - Ale podziękuj czarownicy za uwolnienie mnie. Dała mi szansę, a to nie jest częste gdy jest się… mną - wznowił marsz nim po raz drugi się zatrzymał patrząc bezsilnie w nocne niebo - gdzie jest zachód? Nie do końca do końca wiem gdzie jest “tutaj”... - W tamtym kierunku - odpowiedział Erik - Ale tam masz całe pasmo górskie niedaleko. Widmowe Grzbiety są ciężkie do przebycia nawet bez wiwern i trolli tam urzędujących. Możesz woleć iść na północ przez Norden aby je ominąć, ale to są tygodnie drogi. Ghul prychnął, ale wymamrotał pod nosem coś co chyba było zdawkowym podziękowaniem i ruszył na północny zachód. Najwyraźniej jeszcze nie podjąwszy decyzji. Krasnolud skinął głową. Nie był pewny co począć z ghulem który nie był bezmyślną bestią, ale wyglądało na to że ten miał sporo oleju w głowie. I wiedział czym by się skończyło zbyt częste obcowanie z ludźmi. Chodzę po świecie ponad sto lat, a wciąż mnie zadziwia tym i owym. - rzekł Varluk - Dobra. Trzeba przygotować plan na wypadek gdyby reszcie się nie udało poskromić demona. Hmmm… bacz na to co się wokół dzieje, będę potrzebował chwili spokoju |
28-02-2024, 07:41 | #20 |
Reputacja: 1 | Mari rozejrzała się po tartaku i śladach walki, a konkretnie ku jednym śladzie - płonącym magazynie. Prawdę mówiąc nie trzeba było nań patrzeć, bijące zeń ciepło, gryzący dym oraz trzask płomieni wystarczał. Dziewczyna powoli obróciła głowę w stronę krasnoluda z miną kogoś, kto patrzy na dziecko które za bardzo nabałaganiło. - Potrafisz to ugasić? - zapytała go beznamiętnie, bez złości, ale z pewnym rozczarowaniem. Krasnolud wraz ze swoim nowym podwładnym grupowali właśnie więźniów którzy otumanieni środkami odurzającymi mieli problemy z motoryką. W sensie Varluk wyprowadzał a Eryk pilnował by się nie rozeszli. Widzę dziecko że masz za dużo czasu wolnego i ci się nudzi. - odparł krasnolud do Mari - Potraktuj gaszenie magazynu jako bojowe zadanie specjalnie dla ciebie. Cichy świst powietrza wypuszczanego przez nozdrza był pierwszą odpowiedzią Mari w postaci westchnienia zrezygnowania i znużenia. - Varluku, podobno cechą najlepszych piromantów jest spalać dokładnie tylko to czego potrzebują. Nie rozumiem dlaczego ty tego nie robisz? - Bo nie jestem najlepszy. - aktualnie przenoszony delikwent wymagał przerzucenia przez ramię, a że był zarzygany i śmierdział to nie poprawiało krasnoludowi humoru - Skończ pyskować i do roboty. To było dość charakterystyczne dla młodej wiedźmy, potrafiła jednocześnie wbić szpilkę w delikatne struny ambicji rozmówcy, ale też komplementować go - gdyż rzeczywiście uważała krasnoluda za jednego z lepszych piromantów, co zresztą kiedyś mu powiedziała. Schowała się w drzwiach jeszcze nie zajętego przez ogień magazynku, kilka chwil zbierając myśli. - Każdy głupiec może spróbować podpalić świat, ale trzeba mędrca aby wywalić wyłącznie dzikie trawy… Powiedziała znowu cicho i beznamiętnie, jak zwykle swym komentarzem zahaczając o dużo szerszy kontekst niż się mogło wydawać gdy jej ścieżki rozumowania rozlewały się poza koryto przyziemnej dyskusji. Po kilku gestach i wypowiedzianej inkantacji na koniec której sięgnęła w dłonią w niebo, runął deszcz, zaczynając od małej mżawki aby po chwili stać się solidnym deszczem na obszarze tartaku. Du Zan “obserwował” rozmowę towarzyszy. W śmieciach walających sie po okolicy znalazł solidny kawał drewna, który mógł mu posłużyć za kostur. Zmiana ułożenia ciała, kilka głębszych oddechów i zmienił się z morderczego mistrza sztuk walki w ślepego bezdomnego. - Ogień i woda. - wyszeptał z odrobiną tęsknoty w głosie - Jak zawsze przypominasz mi o obowiązkach. - mruknął już do siebie, po czym zwrócił się do towarzyszy - Wybaczcie, to częściowo moja wina. Pierwszy raz splatałem Ki z magią Varluka na taką skalę, nie byłem wstanie opanować inferna które zapłonęło w moich żyłach. Mari chyba uśmiechnęła się lekko, podtrzymując magię deszcze mimochodem, patrząc jak powiększają się wokół kałuże. Lubiła zapach deszcze, zresztą palące się drewno również było miłą wonią. - Bardzo dobra robota - powiedziała bez entuzjazmu do towarzyszy, a przynajmniej bez sztucznego - mimo odrobiny bałaganu, każdy spisał się bardzo dobrze. Nie podoba się mi jednak ten najemnik. Ufamy mu czy przy najbliższym obozowaniu chcemy przesłuchać go pod przymusem prawdy? - Musimy go przesłuchać. Zbyt wiele rzeczy mi tutaj nie pasuje. - zgodził się z propozycją mnich. Anáthema była wdzięczna za stłumienie intensywnych płomieni. Raziły oczy przywykłe do życia wśród cieni. W świecie gdzie posługiwano się językiem, który potrafił nazwać ciemność co najmniej trzema tuzinami zwrotów. W zależności od drobnych, na pozór niedostrzegalnych niuansów. Zapatrzenie w jęzory ognia potrafiło przywołać przebłyski przeszłości, wraz z nimi głęboko pogrzebany lęk przed rozpalonym niebem. Nie chciała. Rozmówiła się z Malikiem nim odszedł. W tej dziwnej ich mowie trupów. On jeden, z całego galimatiasu osób i zdarzeń przyciągał wdowie zainteresowanie. Coś proponowała, ghul kręcił zaprzeczająco głową, strachliwie, jakby to baronessa miała z trzy metry wzrostu i patrzyła na niego z góry. Zeszli na swobodniejszy temat, gdzie ogr ożywiony opowiadał, pomagając sobie szerokimi gestami muskularnych łap. Malował krajobrazy i wskazywał położenia. Kilka razy padło słowo Otturach. Następnie silne uderzenia pięścią w ziemię, wskazywały opis mniej przyjaznych zdarzeń. Wymienili ostatnich kilka zdań, rad, grzecznościowych formuł i rozeszli, każde w swoją stronę. Przysnuła się, niczym nocna mara, upiór pogorzeliska, w stronę kamratów obecnej dekady. - Byłaby lepsza, gdyby udało się powstrzymać zerwanie pieczęci - wewnętrzny krytyk nie potrafił przyznać racji. - Cóż jednak zrobić gdy mierzy się z bezdenną głupotą ludzi, którzy wpuszczają demona do swojego domu. Głupoty kryjącej się za obliczem wspomnianego najemnika i trzech jego kompanów. Co innego ochrona za najemniczy pieniądz, co innego wykonanie rozkazu, którego skutki pozostają nieobliczalne. Uzmysłowiła, że troskę o dobrostan Sfery Materialnej podszywał tlący się gdzieś wewnątrz sentyment. Mari poczekała, aż teren wystarczająco mocno namoknie niwelując ryzyko rozpowszechnienia się pożaru na większy obszar. Można było zauważyć gdy przestaje podtrzymywać magię - deszcz z chwili na chwilę osłabł. - Został nam jeszcze człowiek na dole. Mamy go jak wyciągnąć z tych podziemi czy go wyteloportowywać? Zapytała z miną wyrażającą pewne znużenie. Treggit, wyraźnie zmęczony po targach z demonem, chował się przed deszczem pod daszkiem. Nie uśmiechało mu się suszenie futra, a jeszcze było trochę roboty. - Jest parę rzeczy, które musimy poprawić - skwitował pochwałę Mari - Rozbiliśmy tą komórkę, ale nie zlikwidowaliśmy jeszcze przywódców, mogą wrócić. Co do tamtego upasionego, wyciągnę go, ale przygotujcie wóz, nie uśmiecha mi się teleportowanie go cala drogę do miasta. Tempo i tak będziemy mieć powolne, biorąc pod uwagę więźniów. Mari przyjęła deklarację Treggita z ulgą, odejmując jej obowiązków tego typu. Chwilę zamyśliła się nad krytycyzmem drużyny wobec siebie, ale chyba przyjęła to ze zrozumieniem. |
| |