Kristoff zamknął oczy, aż mu się zmarszczyły powieki. Magiczne leczenie miało swoje zalety, ale wciąż było totalnie nie do pojęcia dla młodego, co i jak. Jakieś światło w niego wnikało, a potem gdzie ono się podziewa? Wychodzi podczas oddychania, albo wypróżniania? Zostaje już na zawsze we krwi? Wolał nie widzieć tego i nie myśleć o oddziaływaniu magii na ciało. Bo przecież jak to możliwe, że się leczy, a nie ma żadnych skutków ubocznych. Na domiar złego, wywoływało to dość przyjemne uczucie jak ta cała magia przemieszczała się po ciele i leczyła. Trzeba będzie później się pomodlić... - Szanowny piromanto, przy opcji wyleczenia światłem, wiedz, że zawsze wybiorę to ponad ogień. Jednak będę pamiętał o tym w przyszłości, bo kto wie jakie walki jeszcze stoczymy.- odpowiedział Gummiohr na propozycję zasklepienia ran przez Warmunda.
Wisiorek mu się bardzo spodobał, też skojarzył go z morzem, a że jego dziadek był marynarzem, to pamiętał wiele opowieści. Wysłuchał wszystkich, w tych maga ognia, i dorzucił swoje trzy grosze do rozmowy. - Mój dziadzio był marynarzem i pływał po wodach między Ostlandem a Norską, ale też parę razy dopłynął do Tilei i Estalii. Obił mi się o uszy ten cały Stormfels, ale kojarzył mi się z rekinem. Jednak moja pamięć w tym zakresie nie jest świetna, bo byłem mały jak słuchałem tych historii.- tu Ostlandczyk wyprostował się i momentalnie spoważniał gdyż kontynuował wypowiedź już o bardziej przyziemnych sprawach. - Zgadzam się, że trzeba to zgłosić do ratusza. Na pewno musimy się udać też posłuchać wieszcza, który pojawia się na Dzbanach, a potem go wyśledzić. To musi być powiązane. Może to ten sam osobnik i poznamy go po głosie? Kto zabiera ze sobą medalion? Może trzeba go jakiemuś kupcowi pokazać? Albo ludziom w więzieniu? Może szalony mag od konstruktu będzie coś wiedział. Octavio bym nie ufał... - trochę rzucał pomysłami, a trochę po prostu głośno myślał. Na koniec zwrócił się jeszcze bezpośrednio do szefa. - Szefie ja chętnie pójdę na Dziurawe Dzbany i powęszę tam. Może się tylko przebierzmy, żeby nikt nas nie rozpoznał. Poszlibyśmy może w cztery osoby i na miejscu rozdzielili się na dwie grupki, żeby jednak nikt sam nie został. |