Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-02-2024, 16:05   #154
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 34 - 2521.05.03-04; bkt; ranek - południe

Miejsce: pd-zach Ostland; Las Cieni; droga Speck - Wendorf; leśna droga
Czas: 2521.05.04; Angestag; ranek - popołudnie
Warunki: - ; na zewnątrz: półmrok, deszcz, łag.wiatr; nieprzyjemnie (0)


Wszyscy





link: https://i.imgur.com/edAEWYl.jpeg


Padało. Znowu. Poranek jaki ich zastał w Speck był co prawda pochmurny ale nie padało. W nocy padało i kto miał wartę zaraz po północy to mógł o tym rano zaświadczyć. Gdy ruszyli z nadbrzeżnej wioski i wkroczyli w mroczny las to nawet się rozpogodziło. Pomiędzy ponurymi koronami drzew widać było całkiem słoneczne prześwity. Trochę tego wiosennego, słonecznego blasku docierało nawet na ubłocony, leśny padół jakim wiodła przesieka. W miarę jednak jak zbliżało się południe niebo pochmurniało ponownie. A ze dwa pacierze później spadł z tych stalowych chmur zimny deszcz znów mocząc wszystko i wszystkich. A tym razem w przeciwieństwie do tego nocnego zwiadowcy regimentu von Falkenhorst byli wystawieni na jego działanie i nie mogli zagrzebać się w sianie, otulić kocem i schronić pod dachem stodoły.

Poranne wycieczki wokół Speck nie przyniosły żadnych rewelacji. Ot spotkali kogoś kto wybrał się po chrust, dzieciaka wypasającego kilka chudych świń, ciekawską wiewiórkę jaka zerkała na nich z bezpiecznej gałęzi drzewa. Ale nic niezwykłego. Przygoda Tobiasa z końcówką polowania rysia na sarnę chyba było tu najbardziej ekscytujące. Las w bezpośrednim sąsiedztwie wioski nie krył w sobie żadnych niespodzianek czy niebezpieczeństw. A dalej nie było sensu iść jeśli chcieli wrócić na śniadanie i poranną zbiórkę. Przynajmniej wstali całkiem wypoczęci. Siano w połączeniu z własnymi kocami i suchością strychu stodoły całkiem przyjemnie grzało. Nawet szczeliny przez jakie czuć było chłodny, nocny powiew tego nie psuły. Na nocnych wartach też nic się nie wydarzyło godnego aby to potem opowiadać. Uśpiona wioska była monotonną, mroczną ciszą. Po północy jeszcze dodatkowo działał tak deszcz jaki usypiał i wygłuszał wszystkie słabsze dźwięki. Monotonne bębnienie kropel deszczu o dach stodoły działał kojąco. Psy po gospodarzy nie szczekały a zwykle one pierwsze wyczuwały obcego czy inne zagrożenie. Na tym właśnie zapewne bazował Kolesnikow nie widząc sensu aby mniej skuteczne dwunogi też miały nie spać skoro mieli tyle czworonożnych strażników. Nie zabronił tego robić ochotnikom ale sam nie zamierzał się tym zajmować. Do rana nic nie przerwało tej nocnej monotonii.

Wieczorne rozmowy Stefana z mieszkańcami czy poranne Duivela jak na okoliczności wojny to też wydawały się dość rutynowe. Owszem jak wieczorem włócznik rozpowiedział o swoich leczniczych umiejętnościach to okazało się, że roboty to ma na cały wieczór. Ledwo skończył wizytę w jednym gospodarstwie już go wołano do sąsiadów. Okazało się, że tu jest ktoś kogo boli brzuch, tam komuś złamana ręka się paskudziła, jeszcze ktoś dostał podejrzanej wysypki. Tak, miał całkiem sporo do roboty. W międzyczasie dowiadywał się historii z tym związanych. Większość była od tutejszych mieszkańców Speck. Dowiedział się jak to Hans podczas naprawy dachu spadł z niego i się potłukł, jak Gerhard w swej chytrości zeżarł coś co mu szkoda było wyrzucić i teraz to odchorowywał, jak Maria źle podeszła do krowy i ta ją kopnęła albo jak utopce wciągnęły młodego Jurgena bo tylko chodaki przy brzegu po nim zostały. Ci spoza Speck opowiadali podbne rzeczy tyle, że zwykle nie ze Speck.

Kislevska rodzina miała najstarszą córkę brzemienną. Jej mąż został w Kislevie powołany do wojska i nie wiedzieli co się z nim dzieje. A ona sama miała ciężarne boleści. Trudno było się z nimi dogadać bo Stefan nie mówił po kislevsku a oni w reikspiel. Na szczęście gospodarz u jaki ich przetrzymał od paru dni trochę znał wschodni język i jakoś przez niego oraz na migi próbowali się dogadywać.

Jakiś starzec z gromadką wnuków i dzieci jakie zgarnął po drodze pochodził z pogranicza i dotarł z tymi dziatkami aż tutaj. Chciał dotrzeć do jakiegoś miejsca gdzie było bezpiecznie aby uciec przed tą wojenną zarazą. Zastanawiał się czy wystarczy do Kienbaum czy jednak trzeba będzie opuścić granice Ostlandu i udać się za granicę. W jego mniemaniu już teraz był tak daleko od rodzinnych stron jak nigdy wcześniej i to wydawało mu się strasznie przerazające. Ale wróg jaki najechał jego rodzinne strony jeszcze bardziej więc wciąż ze swoją dzieciarnią parł na zachód.

W kontekście Wendorf niewiele się dowiedzieli. Dla mieszkańców Speck to było jedno z trzech okolicznych miast i to chyba to najmniej istotne bo nie dało się tam jak do Ristedt czy Kienbaum dopłynąć łodzią tylko trzeba było iść cały dzień w głąb lasu. Więc gdy tylko była taka możliwość to wybierali któreś z nadrzecznych miast a nie to trzecie. Trafił się ktoś kto był tam w Marktag na targ. Czyli musiał wyjść w Aubentag aby dotrzeć tam na wieczór, przenocować, od rana stać na targu aż do zmierzchu bo nie było szans w pół dnia wrócić do Speck. Więc dopiero w Backertag rano stamtąd wyszedł i wrócił tutaj krótko przed zmierzchem.

A myśliwych to w Speck nie było. Czasem ktoś zasadzał sidła na króliki czy wiewiórki ale w pańskim lesie nie można było bez zgody pana polować na coś większego. To i nie chcieli mieć kłopotów. Poza tym mieli rzekę i ryby. Co się poświadczyło i wczoraj na kolacji i dziś na śniadanie jak podano im świeże, smażone ryby i rybną polewkę. I zagrożenia no tak, banici tu byli na trakcie jesienią. Ale pan skrzyknął obławę i ich wyłapał i potem na zimowym festynie pięknie kołem kat połamał i powiesił ku przestrodze. Potem to raczej nie. Zima już była teraz się skończyła no ale wojna się zaczęła. Tam głębiej to wiadomo, zła pełno. I orki, i zwierzoludzie, i odmieńcy, i banici no ale to pod wioskę nie podchodzili. Napady no tak, czasem się zdarzały na podróżnych. Ale takiego dużego wojska to chyba nie napadną. Dla mieszkańców Speck oddział Kolesnikova jawił się jako całkiem spore wojsko.

Jak zareagowali na pojawienie się reszty regimentu tego już zwiadowcy nie wiedzieli bo ruszyli w tą wąską, błotnistą przesiekę. Wieczorem herszt Hochlandczyków poslał umyślnego do Petry gdy pokazały się ogniska na horyzoncie. Ten wrócił jak już było ciemno. Droga w jedną stronę konno zajęła mu kilka pacierzy więc nie chciał czekać do rana. A odpowiedź od szefowych była równie krótka jak meldunek, że wszystko na razie w porządku. Ustami posłańca kazała im ruszać z rana do Wendorf. W ten ponury poranek też widzieli ze strychu stodoły dymy z licznych ognisk regimentu. Więc tam pewnie też się sytuacja nie zmieniła. Z rana mieli jakieś dwa, trzy dzwony przewagi marszu nad nimi ale z czasem pewnie to się zwiększy bo taka duża kawalkada zwykle poruszała się bardziej ślamazarnie od małej grupki jaka nie miała ze sobą wozów, zwierząt i nie musiała czekać aż kolejny oddział zbierze się do wymarszu aby zająć swoje miejsce.

A jak zwiadowcy wyszli ze Speck i zagłębili się w las to stracili i ten symboliczny kontakt z macierzystym regimentem. Wedle wskazówek Teodeberta i mieszkańców mieli szansę dotrzeć do Wendrof przed zmrokiem. Wystarczyło nie zbaczać w jakieś boczne odnogi drogi jakie miały prowadzić do pojedynczych leśnych farm, siół smolarzy, leśników i tego typu miejsc zagubionych wśród leśnej głuszy niegodnych miana wioski. Przynajmniej zdaniem mieszkańców Speck. Przeszli z połowę dnia gdy się rozpadało. I jeszcze ze dwa pacierze w tym deszczu gdy znaleźli kapliczkę Sigmara Wędrowca jaka symbolicznie stanowiła półmetek pomiędzy Speck a Wendorf. Jednak tu czekała ich niemiła niespodzianka.

- Barbarzyńcy! Heretycy! Bluźniercy! Spalić ich! Ha! Mówiłem wam! Tolerujecie tego plugawca w swoich szeregach i zobaczcie! Zobaczycie do czego to prowadzi! Nie ma tolerancji dla takich abominacji! Trzeba je wypalić do cna ogniem i żelazem! - Teodebert w pierwszej chwili był przerażony tym odkryciem. A zaraz potem zaczął złorzeczyć na głos i podbiegł do przewróconej figury Sigmara. Była wyrzeźbiona z jednego, solidnego pnia drzewa więc rozmiarami przypominała dorodnego męża. A rysy miała z grubsza ciosane przez lokalnego artystę. Ale solidna, męska twarz, młot spoczywający u stóp mężczyzny, królewski diadem na czole i klamra pasa z kometą z dwoma płomieniami zdradzały, że to posąg Sigmara. Jednak teraz leżał on w błocie jak jakiś pachoł. I to nie mógł być przypadek. To nie deszcz podmył ziemię w jakiej on pierwotnie stał i nie wiatr go obalił. Na drewnianej piersi posągu ktoś wyrył nożem gwiazdę Chaosu. Padający deszcz nie zdołał zmyć paskudnych fekalii jakimi ktoś dodatkowo zbezcześcił posąg. Inne symbole wyryte na posągu też wyglądały złowrogo.

Na ziemi było sporo śladów. Widocznie ktoś tu sobie zrobił dłuższy przystanek pewnie aby obalić i zbezcześcić ten posąg. Ale nocny i obecny deszcz uczyniły je nieczytelnymi wgłębieniami. Trudno było coś z nich odczytać. Nie dało się odczytać skąd lub dokąd przyszli. Jak wnioskował Kolesnikow zapewne nie do Speck bo by się ich spotkało a żadnych śladów po drodze nie widzieli.

- To co teraz? - zapytał niepewnie któryś z banitów.

- Mieliśmy sprawdzić drogę do Wendorf. Więc pójdziemy sprawdzić drogę do Wendorf. - odparł brodacz po chwili zastanowienia. Jego ludzie nie tryskali radością z tego powodu. A objaw świętokradztwa wyraźnie ich zdeprymował.

- Chcesz iść tam dalej? A jak oni tam będą? - zagadną go kolejny najwidoczniej nie uśmiechała mu się myśl spotkania z kimś takim jaki tu pewnie wczoraj buszował.

- Trzeba. Właśnie po to nas wysłali abyśmy sprawdzili takie rzeczy. Na razie nic nie widzieliśmy. Co chcesz zameldować? Że ktoś obalił posąg? Kto? Ilu? Co mają? Nie wiesz? No to idź się dowiedz do licha cieżkiego po co zgłaszałeś się do zwiadowców jak nie umiesz tej roboty? - herszt leśnych banitów zapytał towarzysza gdy widocznie wydawało mu się, że jest w stanie przewidzieć co mogą się ich w sztabie pytać gdyby teraz zawrócili aby o tym zameldować.

- Dobrze ale pomóżcie mi podnieść ten posąg. Nie możemy go tak zostawić. - Teodebert wskazał na obaloną rzeźbę jaka była wyższa od dorosłego człowieka. I wyglądała na bardzo ciężką. Nie było dziwne, że na twarzy Hochlandczyków pojawił się sceptycyzm.

- Zostaw to. Reszta i tak idzie za nami to go podniosą. My mamy swoją robotę do zrobienia. Idziemy dalej. - rzekł ich herszt czym wywołał istną lawinę lamentów od sigmaryty. - Nie mamy lin ani wolnych koni. Ani łopat aby wykopać nowy dół. Ten stary zobacz jak się rozmył. Trzeba wykopać nowy. Zajmie nam to tyle, że reszta nas dogoni. To nie nasza robota. - próbował tłumaczyć lider zwiadowców. Jednak Teodebert był nieprzejednany. W końcu Stefan machnął na niego reką mówiąc coś w stylu, że jak chce to niech zostanie ale reszta idzie dalej.

- Ty zaprzańcu! Gniew boży cię dopadnie! Zostawić tak naszego kochanego Patrona w tym chlewie i błocie! - złorzeczył im w plecy sigmaryta jaki zdecydował się zostać przy zbeszczeczonej kapliczce nawet jeśli miałby zostać sam. Jeszcze jakiś czas słyszeli jego krzyki ale te umilkły w monotonnym szumie deszczu o liście i ziemię. Jednak teraz atmosfera się zmieniła.

- Elfy do przodu. Stefan weź swoich i na lewo. Urlich dwóch i na prawo. Tobias weź dwóch ze sobą i zostańcie trochę z tyłu. Te zasrańce wciąż mogą gdzieś się tu kręcić. - gdy już zostali bez bogobojnej duszy Kolesnikow zaczął się zachowywać jak na dowódcę zwiadu przystało. Podzielił niezbyt liczne siły na mniejsze grupki aby nie dać się zaskoczyć. A przynajmniej zmniejszyć na to szanse.

Atmosfera się zmieniła. Teraz po minięciu zbezczeszczonej kapliczki ten sam las zrobił się jakiś bardziej ponury. Bardziej złowrogi. Deszcz wydawał się sprzyjać napastnikom jacy mogli się czaić za każdym kolejnym drzewem. Wydawało się, że to sam pradawny las ich obserwuje. Wwierca się wzrokiem w kark czy szyję. Ale jak się odwracali to nie byli w stanie nic dostrzec. Jakiś ruch gałęzi wywołany lekkim wiatrem czy uderzeniem kropel deszczu. I tak krok za krokiem, pacierz za pacierzem, coraz głębiej w tą leśną głuszę. Szarpało to nerwy. A na dłuższą metę było nużące. Nie dało się zbyt długo utrzymać takiej koncentracji więc zwiadowcy liczyli na swoje doświadczenie w takich sprawach. Inną sprawą było, że przy takim deszczu i wilgoci cięciwy łuków rozmiękały czyniąc je mniej użytecznymi albo w ogóle. Nawet psy idące na smyczy węszyły czujnie, strzygły uszami i wyglądały na zdenerwowane.

W pewnym momencie psy zaczęły warczeć i zjeżyła im się sierśc. Obnażyły kły wyczuwając jakieś zagrożenie. Zaczęły ujadać alarmując nie tylko Jeagera i jego pomocników ale i resztę grupy. Kolesnikow idący drogą w centrum grupy zatrzymał się i spojrzał w ich stronę.

- Co się dzieje?! - krzyknął do nich. Kuzynki Duivela też się zatrzymały rozglądając się dookoła. Podobnie jak pozostałe grupki. I zaczęło się zaraz potem gdy zasadzkowicze widocznie zorientowali się, że zostali wykryci.

Stefan dojrzał ruch z głębi lasu. Kilka wilczych kształtów pruło wprost na niego nie przejmując się ani mijanymi krzakami ani błotem bryzgającym spod łap. Przy tej prędkości to miał szansę wystrzelić raz czy dwa zanim go dopadną.

Idący ze swoimi kuzynkami Duivel też to dostrzegł. Widział z pół tuzinka wilków lub podobnych stworzeń jakie prują na nich przez leśne ostępy z lewej strony. Wydawało mu się, że za nimi dostrzega jedną czy dwie humanoidalne sylwetki jakie pewnie je właśnie spuściły ze smyczy.

Tobias jaki z dwoma myśliwymi szli na końcu grupy widział jak z pół tuzina ogarów pędzi ku grupce Stefana jaka była najbliżej ich celu. Ale dostrzegł też kilka innych kształtów. Tym razem humanoidalnych. Kilka z nich, jeszcze na pograniczu leśnej, deszczowej widoczności mijało ich zapewne aby odciąć im odwrót albo zaatakować od tyłu.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem