Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Sesje RPG - Warhammer Wkrocz w mroczne realia zabobonnego średniowiecza. Wybierz się na morderczą krucjatę na Pustkowia Chaosu, spłoń na stosie lub utoń w blasku imperialnego bóstwa Sigmara. Poznaj dumne elfy i waleczne krasnoludy. Zamieszkaj w Starym Świecie, a umrzesz... młodo.


Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 24-02-2024, 09:02   #151
 
Mirekt13's Avatar
 
Reputacja: 1 Mirekt13 nie jest za bardzo znany
Przeziębienie powoli ustępowało kiedy Tobias siedział w izbie plecami do pieca słuchając Kolesnikowa, Teodeberta i samego gospodarza. Wdzięczny był losowi że wioski nie sięgnęły jeszcze okrutne szpony wojny i mężczyzna w miarę spokojnie opowiadał o uciekinierach ze wschodu, Swoim synu i drodze do Wendorfu. Zamierzał odpocząć jak tylko się dało i nie szwędać się z chłopakami szukając rozrywek. Nie wiadomo było jaka droga ich czeka i pogoda a ostatnie dni dały się im we znaki. Dlatego przy pierwszych oznakach znużenia zebrał się, dając innym miejsce przy piecu i udał się do stodoły i znalazłszy najsuchsze i najcieplejsze miejsce i ułożył się do snu.
Ranek był chłodny i prawie wszyscy jeszcze spali kiedy Tobias przeciągnął się na Swoim posłaniu. Cicho wyszedł ze stodoły zabrawszy łuk i kołczan i ruszył w kierunku lasu z zamiarem zrobienia zwiadu po okolicy. Tu, w leśnej głuszy czuł się najlepiej, zdala od ludzkich siedliszczy, w pieknej dziedzinie Taala. Szedł już dłuższy czas kiedy w ciszę przerwał jakiś dźwięk, nie wydany bynajmniej przez człowieka. Zwiadowca zaczął się skradać, starając się wydawać jak najmniej dźwięku. Z kierunku w który zmierzał usłyszał ciche szamotanie przez moment i wtedy zobaczył oczy drapieżnika wpatrujące się w niego,
z którego pyska ściekała krew ofiary którą miał pod sobą. Szamotanie dorodnej sarny kozła był dźwiękiem który Tobias usłyszał a myśliwym była samica rysia, wpatrująca się w zwiadowcę zastanawiając się zapewne czy intruz ma ochotę na jej posiłek. Człowiek uśmiechnął się pod nosem i wycofał się powoli, obserwując zwierzę, które poczuło się pewniej i zadało śmiertelny cios sarnie. Poluj w spokoju piękna - Tobias ruszył z powrotem do wioski a słysząc burczenie w brzuchu przypomniało mu jak bardzo był głodny.
 
Mirekt13 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 25-02-2024, 11:50   #152
 
Cioldan's Avatar
 
Reputacja: 1 Cioldan nie jest za bardzo znany
Droga do Speck przebiegła nad wyraz spokojnie. Wszyscy lekko obciążeni szli równym tempem, elfy może mogłyby nieco szybciej wędrować, ale trójka nie miała zamiaru wychylać się przed szereg. Mijali czasem grupy idące w przeciwnym kierunku, ale Mundo-naru przewidywał, że większość uchodźców udaje się do Kusel przez Kienbaum, czyli na południe. Spodziewał się większych skupisk w wiosce na rozdrożu. Chociaż ciężko było mu nazwać to rozdrożem, gdyż droga ze Speck do Wendorf niezbyt przypominała trakt prowadzący z Ristedt do Kienbaum. Po prostu ciut bardziej wydeptana ścieżka przez las. Może to była krótsza droga niż tę którą mieli do przejścia dziś, ale na pewno trudniejsza. Powinni więc jutro jeszcze więcej nadrobić nad główną grupą.

Już na miejscu w osadzie, wszystkie elfy starały się zostawać w cieniu. Zaciągnięte kaptury towarzyszyły im przez cały wieczór. Zapewne gdyby nie wojna z chaosem to mieszkańcy Speck mogliby przegonić ich widłami do lasu "gdzie ich miejsce". Podczas wieczornego posiedzenia poru śmielszych ludzi zaczępili go w dość stereotypowy sposób. Obok siedziały jego kuzynki, ale one jeszcze nie były dobrze znane w grupie. Nie brano ich nawet pod uwagę jeśli chodzi o wieczorne podboje. Może ze względu na odmienność rasy.
- Panowie, Isha i Kurnous niestety byli oszczędni jeśli chodzi o obdarowanie mnie jakimiś talentami. Ani śpiew, ani taniec, ani nawet magia.- w tym momencie złapał lekko za łuk i szczerze się uśmiechnął. - To jest mój talent i oby przekonało się o tym jak najwięcej plugastw chaosu.-
Po chwili elfy wstały od stału, podziękowały za wieczór i udali się na spoczynek. Lindara i Eponia zostały poproszone przez kuzyna o pierwsze zmiany podczas warty jaką zaproponował Stefan Jeager. Duivel natomiast głosił się na ostatnią, dlatego nie chciał siedzieć dłużej z resztą bandy.

Jeszcze przed świtem spiczastouszy wstał, ogarnął się i poszedł zmienić wartownika. Przeszedł się kawałek w głąb ścieżki, ale nie chciał też odchodzić za daleko. Ludzie wciąż migrowali i póki co nie było oznak wrogich sił.
Gdy wracał do wioski, widział jak przez las szedł Tobias i elf pozdrowił go z daleka.
W Speck podszedł jeszcze do uchodźców aby wypytać o sytuację na trakcie, w Wendorf i w Grunackeren. Chciał wiedzieć jak najwięcej by odpowiednio się dostosować do tego co mogą zastać na miejscu. Następnie wszystkie zebrane informacje przekazał Kolesnikovi. Dwie elfki dołączyły do niego i gdy już ruszali to trójką wyszli na przód. Z kapturami na głowach, tak by ludzie idący w przeciwnym kierunku nie musieli się dodatkowo głowić dlaczego te "cudaki" lezą w przeciwnym kierunku. Migranci mieli już wystarczająco dużo zmartwień. Elfy na ogół drwiły z ludzi i ich wojen, jednak teraz sytuacja była odmienna i pojawiło się uczucie współczucia u Duivela i jego kuzynek. Tymczasem skupiali się na zwiadzie i wypatrywali kapliczki Sigmara. na pewno tam przystaną na chwilę by dać czas Teo odmówić jakąś modlitwę. Oczywiście cała trójka dołączyła by do ludzi w modlitiwe, jednocześnie pozostając czujnymi.
 
Cioldan jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 25-02-2024, 13:26   #153
 
Dekares's Avatar
 
Reputacja: 1 Dekares nie jest za bardzo znany
Stefan z ulgą przyjął zmianę pogody która pomimo jego ostatniego zakupu nowej odzieży dla siebie i Wieselów ostro dała im się we znaki. Idąc traktem starał się czujnie obserwować drogę przed nimi choć wesołe zachowanie Azura biegającego wesoło z Harpią i Gryfem dookoła czasami dawało mu się we znaki i rzucał całej trójce jakiś patyk do aportowania.
Tak maszerując dotarli do Speck, które zapowiadało szanse przenocowania w komfortowych warunkach. Przysłuchując się rozmowie sierżanta z miejscowymi i jednocześnie zajmując się ich darowanym przez Petrę wierzchowcem jego nadzieje na dach nad głową zaczęły blednąć ale sytuację uratował dla nich kaznodzieja, za co Jeager w duchu podziękował Sigmarowi.
Jeager kiedy usłyszał rozkaz do nocowania w stodole natychmiast skierował się do Kolesnikova z zapytaniem:
- Panie sierżancie! - pozdrowił z wigorem przełożonego - Skoro zatrzymujemy się tu na noc to chyba czas wysłać meldunek do Panny von Falkenhorst? W końcu pod tym pretekstem wyrwałem dla nas tego konia - ostatnie zdanie dodał z porozumiewawczym mrugnięciem oka.

- No można wysłać. - uznał brodacz po chwili zastanowienia. Spojrzał na drogę jaką niedawno przyszli do wioski Speck. Była ona jednak pusta. Nie było wiadomo jak reszta regimentu poradziła sobie z przeprawieniem na południowy brzeg Wolf.

- Poczekamy jeszcze. Może się pokażą do zmroku. - herszt leśnej bandy nie wydawał się kwapić z taką inicjatywą. Zwłaszcza jak nie sposób było zgadnąć ile ich dzieli od jednostki macierzystej.

- Jak sobie Pan życzy sierżancie, choć muszę zauważyć, że im później ktoś wyjedzie tym większe niebezpieczeństwo w postaci wracania nocą. Ale dobra, co chciałbym Pan abym robił z moimi chłopakami, bo poza wystawieniem oczywiście wart i patroli może dobrym pomysłem byłoby znaleźć znających okolicę miejscowych żeby nam powiedzieli coś o tutejszym terenie i zagrożeniach? Po za tym jeśli są tu jacyś uchodźcy to mogą być bezcennym źródłem informacji na temat Wendorf a nawet Grunackeren, może poszukajmy ich i przepytajmy?

- No bardzo dobry pomysł Stefanie. Zajmij się tym. - gdy czarnobrody usłyszał co dokooptowany do oddziału jego imiennik ma do zaproponowania obrzucił jego sylwetkę z góry na dół spojrzeniem i z powrotem. Pokiwał głową w jakiej obmyślał coś pewnie ale w końcu poklepał go po ramieniu i dał mu wolną rękę w realizowaniu swoich propozycji rozmów z tubylcami.
- Tak Jest! Panie Sierżancie - odpowiedział Stefan, jednoczęsnie już myśląc jak tu najlepiej zachęcić miejscowych do rozmowy…
- No tak, na to zawsze jest zapotrzebowanie… - pomyślał spoglądając na swoją nową apteczkę.
Szybkim krokiem podszedł do gospodarza który wydawał mu się najznaczniejszym wśród zebranych kmieciów i zagadał wesoło:
Szacowny Gospodarzu! Nazywam się Stefan Jeager, chciałem jeśli nie jest to wielkim problemem zapytać się czy macie tu w Speck jakiś myśliwych których moglibyśmy wypytać się o zagrożenia na drodze? A przede wszystkim chciałem się spytać czy któryś z mieszkańców albo uchodźców nie potrzebuje opieki medycznej? Służyłem przez pewien czas w świątyni Pani Miłosierdzia więc co nieco znam się na leczeniu.
 
Dekares jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 25-02-2024, 16:05   #154
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 34 - 2521.05.03-04; bkt; ranek - południe

Miejsce: pd-zach Ostland; Las Cieni; droga Speck - Wendorf; leśna droga
Czas: 2521.05.04; Angestag; ranek - popołudnie
Warunki: - ; na zewnątrz: półmrok, deszcz, łag.wiatr; nieprzyjemnie (0)


Wszyscy





link: https://i.imgur.com/edAEWYl.jpeg


Padało. Znowu. Poranek jaki ich zastał w Speck był co prawda pochmurny ale nie padało. W nocy padało i kto miał wartę zaraz po północy to mógł o tym rano zaświadczyć. Gdy ruszyli z nadbrzeżnej wioski i wkroczyli w mroczny las to nawet się rozpogodziło. Pomiędzy ponurymi koronami drzew widać było całkiem słoneczne prześwity. Trochę tego wiosennego, słonecznego blasku docierało nawet na ubłocony, leśny padół jakim wiodła przesieka. W miarę jednak jak zbliżało się południe niebo pochmurniało ponownie. A ze dwa pacierze później spadł z tych stalowych chmur zimny deszcz znów mocząc wszystko i wszystkich. A tym razem w przeciwieństwie do tego nocnego zwiadowcy regimentu von Falkenhorst byli wystawieni na jego działanie i nie mogli zagrzebać się w sianie, otulić kocem i schronić pod dachem stodoły.

Poranne wycieczki wokół Speck nie przyniosły żadnych rewelacji. Ot spotkali kogoś kto wybrał się po chrust, dzieciaka wypasającego kilka chudych świń, ciekawską wiewiórkę jaka zerkała na nich z bezpiecznej gałęzi drzewa. Ale nic niezwykłego. Przygoda Tobiasa z końcówką polowania rysia na sarnę chyba było tu najbardziej ekscytujące. Las w bezpośrednim sąsiedztwie wioski nie krył w sobie żadnych niespodzianek czy niebezpieczeństw. A dalej nie było sensu iść jeśli chcieli wrócić na śniadanie i poranną zbiórkę. Przynajmniej wstali całkiem wypoczęci. Siano w połączeniu z własnymi kocami i suchością strychu stodoły całkiem przyjemnie grzało. Nawet szczeliny przez jakie czuć było chłodny, nocny powiew tego nie psuły. Na nocnych wartach też nic się nie wydarzyło godnego aby to potem opowiadać. Uśpiona wioska była monotonną, mroczną ciszą. Po północy jeszcze dodatkowo działał tak deszcz jaki usypiał i wygłuszał wszystkie słabsze dźwięki. Monotonne bębnienie kropel deszczu o dach stodoły działał kojąco. Psy po gospodarzy nie szczekały a zwykle one pierwsze wyczuwały obcego czy inne zagrożenie. Na tym właśnie zapewne bazował Kolesnikow nie widząc sensu aby mniej skuteczne dwunogi też miały nie spać skoro mieli tyle czworonożnych strażników. Nie zabronił tego robić ochotnikom ale sam nie zamierzał się tym zajmować. Do rana nic nie przerwało tej nocnej monotonii.

Wieczorne rozmowy Stefana z mieszkańcami czy poranne Duivela jak na okoliczności wojny to też wydawały się dość rutynowe. Owszem jak wieczorem włócznik rozpowiedział o swoich leczniczych umiejętnościach to okazało się, że roboty to ma na cały wieczór. Ledwo skończył wizytę w jednym gospodarstwie już go wołano do sąsiadów. Okazało się, że tu jest ktoś kogo boli brzuch, tam komuś złamana ręka się paskudziła, jeszcze ktoś dostał podejrzanej wysypki. Tak, miał całkiem sporo do roboty. W międzyczasie dowiadywał się historii z tym związanych. Większość była od tutejszych mieszkańców Speck. Dowiedział się jak to Hans podczas naprawy dachu spadł z niego i się potłukł, jak Gerhard w swej chytrości zeżarł coś co mu szkoda było wyrzucić i teraz to odchorowywał, jak Maria źle podeszła do krowy i ta ją kopnęła albo jak utopce wciągnęły młodego Jurgena bo tylko chodaki przy brzegu po nim zostały. Ci spoza Speck opowiadali podbne rzeczy tyle, że zwykle nie ze Speck.

Kislevska rodzina miała najstarszą córkę brzemienną. Jej mąż został w Kislevie powołany do wojska i nie wiedzieli co się z nim dzieje. A ona sama miała ciężarne boleści. Trudno było się z nimi dogadać bo Stefan nie mówił po kislevsku a oni w reikspiel. Na szczęście gospodarz u jaki ich przetrzymał od paru dni trochę znał wschodni język i jakoś przez niego oraz na migi próbowali się dogadywać.

Jakiś starzec z gromadką wnuków i dzieci jakie zgarnął po drodze pochodził z pogranicza i dotarł z tymi dziatkami aż tutaj. Chciał dotrzeć do jakiegoś miejsca gdzie było bezpiecznie aby uciec przed tą wojenną zarazą. Zastanawiał się czy wystarczy do Kienbaum czy jednak trzeba będzie opuścić granice Ostlandu i udać się za granicę. W jego mniemaniu już teraz był tak daleko od rodzinnych stron jak nigdy wcześniej i to wydawało mu się strasznie przerazające. Ale wróg jaki najechał jego rodzinne strony jeszcze bardziej więc wciąż ze swoją dzieciarnią parł na zachód.

W kontekście Wendorf niewiele się dowiedzieli. Dla mieszkańców Speck to było jedno z trzech okolicznych miast i to chyba to najmniej istotne bo nie dało się tam jak do Ristedt czy Kienbaum dopłynąć łodzią tylko trzeba było iść cały dzień w głąb lasu. Więc gdy tylko była taka możliwość to wybierali któreś z nadrzecznych miast a nie to trzecie. Trafił się ktoś kto był tam w Marktag na targ. Czyli musiał wyjść w Aubentag aby dotrzeć tam na wieczór, przenocować, od rana stać na targu aż do zmierzchu bo nie było szans w pół dnia wrócić do Speck. Więc dopiero w Backertag rano stamtąd wyszedł i wrócił tutaj krótko przed zmierzchem.

A myśliwych to w Speck nie było. Czasem ktoś zasadzał sidła na króliki czy wiewiórki ale w pańskim lesie nie można było bez zgody pana polować na coś większego. To i nie chcieli mieć kłopotów. Poza tym mieli rzekę i ryby. Co się poświadczyło i wczoraj na kolacji i dziś na śniadanie jak podano im świeże, smażone ryby i rybną polewkę. I zagrożenia no tak, banici tu byli na trakcie jesienią. Ale pan skrzyknął obławę i ich wyłapał i potem na zimowym festynie pięknie kołem kat połamał i powiesił ku przestrodze. Potem to raczej nie. Zima już była teraz się skończyła no ale wojna się zaczęła. Tam głębiej to wiadomo, zła pełno. I orki, i zwierzoludzie, i odmieńcy, i banici no ale to pod wioskę nie podchodzili. Napady no tak, czasem się zdarzały na podróżnych. Ale takiego dużego wojska to chyba nie napadną. Dla mieszkańców Speck oddział Kolesnikova jawił się jako całkiem spore wojsko.

Jak zareagowali na pojawienie się reszty regimentu tego już zwiadowcy nie wiedzieli bo ruszyli w tą wąską, błotnistą przesiekę. Wieczorem herszt Hochlandczyków poslał umyślnego do Petry gdy pokazały się ogniska na horyzoncie. Ten wrócił jak już było ciemno. Droga w jedną stronę konno zajęła mu kilka pacierzy więc nie chciał czekać do rana. A odpowiedź od szefowych była równie krótka jak meldunek, że wszystko na razie w porządku. Ustami posłańca kazała im ruszać z rana do Wendorf. W ten ponury poranek też widzieli ze strychu stodoły dymy z licznych ognisk regimentu. Więc tam pewnie też się sytuacja nie zmieniła. Z rana mieli jakieś dwa, trzy dzwony przewagi marszu nad nimi ale z czasem pewnie to się zwiększy bo taka duża kawalkada zwykle poruszała się bardziej ślamazarnie od małej grupki jaka nie miała ze sobą wozów, zwierząt i nie musiała czekać aż kolejny oddział zbierze się do wymarszu aby zająć swoje miejsce.

A jak zwiadowcy wyszli ze Speck i zagłębili się w las to stracili i ten symboliczny kontakt z macierzystym regimentem. Wedle wskazówek Teodeberta i mieszkańców mieli szansę dotrzeć do Wendrof przed zmrokiem. Wystarczyło nie zbaczać w jakieś boczne odnogi drogi jakie miały prowadzić do pojedynczych leśnych farm, siół smolarzy, leśników i tego typu miejsc zagubionych wśród leśnej głuszy niegodnych miana wioski. Przynajmniej zdaniem mieszkańców Speck. Przeszli z połowę dnia gdy się rozpadało. I jeszcze ze dwa pacierze w tym deszczu gdy znaleźli kapliczkę Sigmara Wędrowca jaka symbolicznie stanowiła półmetek pomiędzy Speck a Wendorf. Jednak tu czekała ich niemiła niespodzianka.

- Barbarzyńcy! Heretycy! Bluźniercy! Spalić ich! Ha! Mówiłem wam! Tolerujecie tego plugawca w swoich szeregach i zobaczcie! Zobaczycie do czego to prowadzi! Nie ma tolerancji dla takich abominacji! Trzeba je wypalić do cna ogniem i żelazem! - Teodebert w pierwszej chwili był przerażony tym odkryciem. A zaraz potem zaczął złorzeczyć na głos i podbiegł do przewróconej figury Sigmara. Była wyrzeźbiona z jednego, solidnego pnia drzewa więc rozmiarami przypominała dorodnego męża. A rysy miała z grubsza ciosane przez lokalnego artystę. Ale solidna, męska twarz, młot spoczywający u stóp mężczyzny, królewski diadem na czole i klamra pasa z kometą z dwoma płomieniami zdradzały, że to posąg Sigmara. Jednak teraz leżał on w błocie jak jakiś pachoł. I to nie mógł być przypadek. To nie deszcz podmył ziemię w jakiej on pierwotnie stał i nie wiatr go obalił. Na drewnianej piersi posągu ktoś wyrył nożem gwiazdę Chaosu. Padający deszcz nie zdołał zmyć paskudnych fekalii jakimi ktoś dodatkowo zbezcześcił posąg. Inne symbole wyryte na posągu też wyglądały złowrogo.

Na ziemi było sporo śladów. Widocznie ktoś tu sobie zrobił dłuższy przystanek pewnie aby obalić i zbezcześcić ten posąg. Ale nocny i obecny deszcz uczyniły je nieczytelnymi wgłębieniami. Trudno było coś z nich odczytać. Nie dało się odczytać skąd lub dokąd przyszli. Jak wnioskował Kolesnikow zapewne nie do Speck bo by się ich spotkało a żadnych śladów po drodze nie widzieli.

- To co teraz? - zapytał niepewnie któryś z banitów.

- Mieliśmy sprawdzić drogę do Wendorf. Więc pójdziemy sprawdzić drogę do Wendorf. - odparł brodacz po chwili zastanowienia. Jego ludzie nie tryskali radością z tego powodu. A objaw świętokradztwa wyraźnie ich zdeprymował.

- Chcesz iść tam dalej? A jak oni tam będą? - zagadną go kolejny najwidoczniej nie uśmiechała mu się myśl spotkania z kimś takim jaki tu pewnie wczoraj buszował.

- Trzeba. Właśnie po to nas wysłali abyśmy sprawdzili takie rzeczy. Na razie nic nie widzieliśmy. Co chcesz zameldować? Że ktoś obalił posąg? Kto? Ilu? Co mają? Nie wiesz? No to idź się dowiedz do licha cieżkiego po co zgłaszałeś się do zwiadowców jak nie umiesz tej roboty? - herszt leśnych banitów zapytał towarzysza gdy widocznie wydawało mu się, że jest w stanie przewidzieć co mogą się ich w sztabie pytać gdyby teraz zawrócili aby o tym zameldować.

- Dobrze ale pomóżcie mi podnieść ten posąg. Nie możemy go tak zostawić. - Teodebert wskazał na obaloną rzeźbę jaka była wyższa od dorosłego człowieka. I wyglądała na bardzo ciężką. Nie było dziwne, że na twarzy Hochlandczyków pojawił się sceptycyzm.

- Zostaw to. Reszta i tak idzie za nami to go podniosą. My mamy swoją robotę do zrobienia. Idziemy dalej. - rzekł ich herszt czym wywołał istną lawinę lamentów od sigmaryty. - Nie mamy lin ani wolnych koni. Ani łopat aby wykopać nowy dół. Ten stary zobacz jak się rozmył. Trzeba wykopać nowy. Zajmie nam to tyle, że reszta nas dogoni. To nie nasza robota. - próbował tłumaczyć lider zwiadowców. Jednak Teodebert był nieprzejednany. W końcu Stefan machnął na niego reką mówiąc coś w stylu, że jak chce to niech zostanie ale reszta idzie dalej.

- Ty zaprzańcu! Gniew boży cię dopadnie! Zostawić tak naszego kochanego Patrona w tym chlewie i błocie! - złorzeczył im w plecy sigmaryta jaki zdecydował się zostać przy zbeszczeczonej kapliczce nawet jeśli miałby zostać sam. Jeszcze jakiś czas słyszeli jego krzyki ale te umilkły w monotonnym szumie deszczu o liście i ziemię. Jednak teraz atmosfera się zmieniła.

- Elfy do przodu. Stefan weź swoich i na lewo. Urlich dwóch i na prawo. Tobias weź dwóch ze sobą i zostańcie trochę z tyłu. Te zasrańce wciąż mogą gdzieś się tu kręcić. - gdy już zostali bez bogobojnej duszy Kolesnikow zaczął się zachowywać jak na dowódcę zwiadu przystało. Podzielił niezbyt liczne siły na mniejsze grupki aby nie dać się zaskoczyć. A przynajmniej zmniejszyć na to szanse.

Atmosfera się zmieniła. Teraz po minięciu zbezczeszczonej kapliczki ten sam las zrobił się jakiś bardziej ponury. Bardziej złowrogi. Deszcz wydawał się sprzyjać napastnikom jacy mogli się czaić za każdym kolejnym drzewem. Wydawało się, że to sam pradawny las ich obserwuje. Wwierca się wzrokiem w kark czy szyję. Ale jak się odwracali to nie byli w stanie nic dostrzec. Jakiś ruch gałęzi wywołany lekkim wiatrem czy uderzeniem kropel deszczu. I tak krok za krokiem, pacierz za pacierzem, coraz głębiej w tą leśną głuszę. Szarpało to nerwy. A na dłuższą metę było nużące. Nie dało się zbyt długo utrzymać takiej koncentracji więc zwiadowcy liczyli na swoje doświadczenie w takich sprawach. Inną sprawą było, że przy takim deszczu i wilgoci cięciwy łuków rozmiękały czyniąc je mniej użytecznymi albo w ogóle. Nawet psy idące na smyczy węszyły czujnie, strzygły uszami i wyglądały na zdenerwowane.

W pewnym momencie psy zaczęły warczeć i zjeżyła im się sierśc. Obnażyły kły wyczuwając jakieś zagrożenie. Zaczęły ujadać alarmując nie tylko Jeagera i jego pomocników ale i resztę grupy. Kolesnikow idący drogą w centrum grupy zatrzymał się i spojrzał w ich stronę.

- Co się dzieje?! - krzyknął do nich. Kuzynki Duivela też się zatrzymały rozglądając się dookoła. Podobnie jak pozostałe grupki. I zaczęło się zaraz potem gdy zasadzkowicze widocznie zorientowali się, że zostali wykryci.

Stefan dojrzał ruch z głębi lasu. Kilka wilczych kształtów pruło wprost na niego nie przejmując się ani mijanymi krzakami ani błotem bryzgającym spod łap. Przy tej prędkości to miał szansę wystrzelić raz czy dwa zanim go dopadną.

Idący ze swoimi kuzynkami Duivel też to dostrzegł. Widział z pół tuzinka wilków lub podobnych stworzeń jakie prują na nich przez leśne ostępy z lewej strony. Wydawało mu się, że za nimi dostrzega jedną czy dwie humanoidalne sylwetki jakie pewnie je właśnie spuściły ze smyczy.

Tobias jaki z dwoma myśliwymi szli na końcu grupy widział jak z pół tuzina ogarów pędzi ku grupce Stefana jaka była najbliżej ich celu. Ale dostrzegł też kilka innych kształtów. Tym razem humanoidalnych. Kilka z nich, jeszcze na pograniczu leśnej, deszczowej widoczności mijało ich zapewne aby odciąć im odwrót albo zaatakować od tyłu.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 29-02-2024, 21:59   #155
 
Cioldan's Avatar
 
Reputacja: 1 Cioldan nie jest za bardzo znany
Trzy elfy prowadziły grupę poprzez las. Z własnej inicjatywy, ale też nikt nie protestował. Mieli iść po ścieżce i nie zbaczać z drogi, także nie było to trudne zadanie. Starali się wyłapać każdy szczegół, który by ich zanipokoił. Tak też zauważyli jakiś przewrócony posąg. Wokół było wiele rozmytych przez deszcz śladów. Gdy reszta grupy po krótkiej chwili doszła do nich, rozległ się krzyk Teodeberta. Duivel był w stanie zrozumieć wielkie oburzenie, tym bardziej, że był to jednak fanatyk. Tyle, że obarczanie tym czerwonego maga, który również niedawno dołączył do Petry i jej armii, było przynajmniej dziwne.
- Drogi Teodebercie, widać, że to robota plugawców i nikogo innego. Musimy uważać, skoro ich nie spotkaliśmy jeszcze, to muszą gdzieś tu być. Proponuję modlitwę do Sigmara i ruszajmy proszę dalej. Prawda dowódco?- na koniec zwrócił się do Kolesnikova.
Nic nie dało się zrobić z tą masywną rzeźbą. Przynajmniej nie w takiej sytuacji. Petra i jej ludzie pewnie to jutro naprawią. Albo po wojnie odbuduje się i postawi większy. Przecież ludzie lubią wielkie posągi swych Bogów. Ten już jest pomazany, pewnie trafi do jakiegoś zakonu, jako przestroga.
Jednak to nie był czas na przemyślenia. Trzeba ruszać dalej, szczególnie po rozmowie Stefana K. z Teo. Mundo-naru ucieszył się, że Kolesnikov myśli zupełnie jak on. Dobrze jest ufać sowjemu dowódcy. Aż śmieszne było, że na początku podejrzewał go o knucie. Może był banitą, ale wiedział gdzie jego miejsce i dla kogo obecnie pracuje. Zresztą tak samo jak Duivel i jego kuzynki.
Trójka elfów znów znalazła się na czele grupy, tym razem z rozkazu. Już nie odchodzili zbyt daleko do przodu, starali się być z przodu, ale nie oddalać się za daleko. Komunikacja jest najważniejsza, więc reszta winna ich albo usłuszeć, albo ujrzeć ich gesty. Byli gotowi, zarówno Lindara jak i Eponia poprawiły swoje łuki na plecach, tak by szybko mogły ich dobyć jak tylko zauważą zagrożenie. Wraz z kuzynem znali się bardzo dobrze, więc wystarczył mały gest aby wiedzieć skąd nadciąga niebezpieczeństwo. Lindara szła bardziej po lewej stronie, obserwując bacznie głównie tamtą stronę. Eponia marszowała środkiem i jej zadaniem był zwiad drogi przed nimi. Natomiast Duivel skupiał się na prawej stronie.
Ujadanie psów sprawiło, że cała trójka stanęła jak wryta. Mundo-naru od razu wiedział skąd ten jazgot się wziął. Akurat z jego strony zbliżał się wróg. Przeprowadzili zasadzkę, także pewnie mogą też wyskoczyć z drugiej strony, ale teraz trzeba było skupić się na tym co widział. Od razu krzyknął
- Na wschodzie wilki i przynajmniej dwóch człekokształtnych!!-
Natychmiast przygotowali swoje łuki. Lindara i Eponia również zwróciły się w prawą stronę i już widziały jak przeciwnik pędził w ich stronę. Nie czekając na rozkazy od Kolesnikova, wystrzelili niemal synchronicznie strzały. Celowali wszyscy w biegnące zwierzęta. To prawie jak strzelanie w uciekającego jelenia. Wszystko w ruchu, z tym, że ta zwierzyna biegła na nich, a konkretnie Jeagera i jego ziomków, bo byli najbardziej wysunięci na wschód. Jeszcze podczas naciągania cięciwy Duivel zwrócił się do kuzynek
- musimy obserwować też zachód, na zmianę-.
Po pierwszej salwie, znów byli gotowi do oddania strzału. Tym razem wystrzelił tylko Mundo-naru i Lindara. Eponia w tym czasie spojrzała w drugą stronę, czy przypadkiem nic nie nadciąga z zachodu.
Już przy zwarciu elf krzyknął
- Za Ostland!!!-
 
Cioldan jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 02-03-2024, 01:01   #156
 
Dekares's Avatar
 
Reputacja: 1 Dekares nie jest za bardzo znany
Jeager szedł razem z Wieselami zaraz za elfami na przedzie oddziału rozglądając się uważnie w poszukiwaniu kłopotów koncentrując się przede wszystkim na bokach drogi zostawiając im przód do zbadania. Chwilę wcześniej powrócił ich “najlepszy przyjaciel” deszcz w związku z czym Stefan schował swój łuk do sajdaka i zamknął zarówno nad nim jak i strzałami które niósł pokrowiec chroniący je przed zamoknięciem. Zamiast niego ściągnął z pleców tarczę z którą w połączeniu z włócznią i tak czuł się znacznie pewniej niż z łukiem.
Poranny zwiad dookoła wioski przyniósł mu nie małe upokorzenie gdy powrócił do wioski niosąc sporą garść jak sądził trujących grzybów, szybko jednak został wyprowadzony ze swojego błędu przez miejscową zielarkę która udowodniła mu że zebrane przez niego grzyby są tylko podobne do poszukiwanych przez niego muchomorów, w dodatku ze śmiechem powiedziała o tym innym członkom oddziału i mieszkańcom. To aż tak bardzo nie dotknęło Stefana, ale trwający ledwie sekundę błysk w oczach dwójki Piekielnych Łasic wystarczył żeby Jeager był pewny, że zbliżająca się Seria Niefortunnych Zdarzeń która go dotknie w najbliższym czasie będzie mieć grzybowe nadzienie.
Po chwili powrócił myślami do znacznie milszego wczorajszego wieczora w Speck kiedy leczył chorych. Zajęcie to uspokajało go przypominając spokojne dnie spędzone w świątyni Pani Miłosierdzia. Nie wziął od wieśniaków oczywiście żadnej zapłaty za leczenie choć co niektórzy próbowali mimo jego protestów. Zamiast tego wspominał o tym że jest w służbie pewnego górskiego szlachcica i że jeśli chcą komuś podziękować to mogą jemu i jego przedstawicielom okazać wdzięczność gdy Ci będą maszerować przez wieś.
Zaśmiał się w duchu zastanawiając się czy o takim budowaniu renomy regimentu myślała Petra wysyłając ich na zwiad i doszedł do wniosku że znacznie bardziej woli aby sztandar pod którym maszeruje był kojarzony z pomaganiem wsiom niż z ich paleniem.
Tak rozmyślając dotarli do półmetka swojego marszu w postaci posągu Młotodzierżcy, widząc bluźniercze zbezczeszczenie posagu Sigmara Stefana ogarnęła wściekłość, żeby nie powiedzieć morderczy szał.
- Te północne psy, będą błagały o szybką śmierć kiedy z nimi skończę - pomyślał wściekły, jednak już w następnej chwili postarał się wziąć głęboki oddech i pohamować swój gniew na rzecz przemyślanego działania. Cała sytuacja nieprzyjemnie pachniała mu pułapką i nie miał zamiaru pozwolić na to żeby jego oddział w nią wpadł.
-Sierżancie, dajcie nam chwilę, sprawdzę z Olafem czy nie ma tam jakiejś pułapki - po tym bez słowa ruszyli naprzód z młodym Wiselem, któremu przekazał w tej sytuacji dowodzenie jako o wiele lepszemu specjaliście w kwestii wykrywania podobnych rzeczy.
Doskonale pamiętał opowieści jego wuja na temat podobnych sytuacji, imperialni żołnierze znajdowali podobne splugawione miejsca albo okropnie zmasakrowane ciała zaginionych towarzyszy. W słusznym gniewie zaczęli przetrząsać splugawione miejsce i uruchamiali pułapkę bądź byli znienacka atakowani przez wroga który wykorzystywał ich wściekłość aby ich podejść. Szczególnie zapadła mu w pamięć historia o tym jak przy okrutnie zmasakrowanych ciałach chłopskiej rodziny rozwieszonej przy drodze którą maszerował oddział jego wuja niczym bluźniercza dekoracja. Jeden z żołnierzy wpadł na dziwną szklana kulę wypełnioną czymś zielonym. Oczywiście była to pułapka, kiedy kula została zbita wydobył się z niej zielony gaz który natychmiast ogarnął ponad dziesięciu towarzyszy jego wuja. Śmierć jaka ich dopadła była niezwykle okrutna. Dusząc się zielonym dymem wypluwali płuca, skóra pokryła im się krwawiącymi ranami jakby ktoś wylał na nich kwas. Wuj nie powiedział tego wprost nigdy ale Stefan domyślił się, że jedynym co mogli dla nich zrobić to skrócić ich męki. Dowódcy oddziału usłyszeli później od przełożonych, że to niby pułapka wykonana przez zwierzoludzi ale zarówno on jak i jego wuj powątpiewali w takie wytłumaczenie. Nigdy nie widzieli szkła wyprodukowanego przez zwierzoludzi a tym bardziej nie widział u nich magii zmieniającej powietrze w truciznę… .
Tym razem pomimo wściekłości jaką nim targała na widok despektu wyrządzonego podobiźnie Sigmara,ulga stwierdzili z Olafem że nie ma i żadnej pułapki.
Jednocześnie zaczeli razem z krzykliwym kaznodzieją czyścić jak mogli posąg z nieczystości. Jednocześnie szukali sposobu na postawienie pomnika z powrotem do pionu. Szybko jednak zgodzili się z sierżantem, że nie mają do tego odpowiednich narzędzi i skupili się na uspokojeniu i zachęcaniu do dalszej drogi z nimi kaznodziei, powołując się przede wszystkim na to aby przekonać go do pomszczenia bluźnierstwa i powstrzymania kolejnych podobnych aktów.
Po tym zgodnie z rozkazami dowódcy ruszyli do przodu na wyznaczonej w szyku pozycji.
W przeciwieństwie do co niektórych w ich oddziale(przynajmniej z tego co Stefan usłyszał z dyskusji pomiędzy sierżantem a jego ludźmi) Jeager podczas dalszego patrolu przez las wręcz nie mógł doczekać się ewentualnego spotkania z plugawcami winnymi zniszczenia posągu patrona ich Imperium. Jeager musiał sam przed sobą przyznać, że gniew pomagał mu przykryć niepokoju jaki odczuwał po zobaczeniu takiego pokazu barbarzyństwa. Te przeklęte runy jakie napastnicy wyryli na posągu przestraszyły go i nie ważne jak bardzo nie chciałby przykryć tego strachu pokazem gniewu i brawury nie mógł uciec przed tym, że obawiał się, że nie spotkają drani na swojej drodze, bo Ci właśnie maszerują w kierunku Lenkster i tam dadzą przykład podobnego barbarzyństwa. I taka perspektywa przerażała go znacznie bardziej niż ewentualność walki i z całą bandą w pojedynkę.
Musimy znaleźć te zwierzęta i zabić bez litości - pomyślał po raz kolejny zdając sobie doskonale sprawę, że tak naprawdę tylko przypadek albo działanie samych napastników może doprowadzić do ich spotkania. Aby uspokoić swoje coraz bardziej rozgorączkowane myśli zaczął recytować modlitwę, mając nadzieje że sam Sigmar poprowadzi ich ku sprawiedliwej zemście. Krótką chwilę po tym kiedy gdy skończył się modlić idący przed nim Azur zamarł aby po chwili zaczął ujadać w pozostałymi psami.
Modlitwa Jeagera została wysłuchana.
 
Dekares jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 03-03-2024, 06:20   #157
 
Mirekt13's Avatar
 
Reputacja: 1 Mirekt13 nie jest za bardzo znany
Pogoda kolejny raz nie była zaskoczeniem. O tej porze roku na zmianę świeciło słońce i padał deszcz. Powietrze było rześkie i całkiem przyjemne a otaczająca żołnierzy przyroda, względny spokój dawały dziwne wrażenie, sielskie niemal. Gdzieniegdzie dawało się słyszeć jakiś żart, jakąś błogą opowieść o czasach sprzed wojny. Tobias na chwilę niemal zapomniał o wojennej zawierusze a spotkanie poranne z rysiem przypomniało mu o młodzieńczych, prostszych czasach, o gonitwą za zwierzyną, wylegiwaniu się na ciepłych, słonecznych polankach. Mimowolny uśmiech nagle pojawił się na twarzy zwiadowcy.
I zgasł równie szybko kiedy usłyszał krzyki Teodeberta. Do diaska - tak, ogłoś wszystkim wszem i wobec o Naszej obecności tutaj - rzekł pod nosem Tobias i dodał jeszcze parę przekleństw.
Ale widok tego co wprawiło fanatyka w gniew było drastyczne, temu nie mógł zaprzeczyć. Ohydna rzecz jakiej dokonali wyznawcy Mrocznych Bogów nie mogła przejść niezauważona. Część żołnierzy robiła znak młota na piersi, inni recytowali jakąś modlitwę do Swoich patronów inni przeklinali. Ale wszyscy zarazem rozglądali się po okolicy za jakimś ruchem, za obcymi śladami. Tobias szybko nałożył na łuk cięciwę i wyjął strzałę celując później w okoliczny las. Kłótnia co zrobić z drewnianym posągiem tylko zwiadowcę irytowała. Na szczęście nikt nie wykorzystał powstałego zamieszania i nie zaatakował żołnierzy. Co nie znaczy że nie czekają gdzieś niedaleko. Dowódca przydzielił wszystkim miejsca w szyku, elfy szły na przedzie ze względu na swój bystry wzrok i słuch a Tobias dostał dwóch żołnierz, Karla i Johana z którymi zamykał pochód. Droga wydawała się nagle ciemna i wąska a las ponury, wręcz wrogi. Szli u głuchej ciszy więc kiedy Tobias usłyszał nagłe warczenie psów widział że to jest ten moment, ta chwila, razem z towarzyszami przyparł na ugiętych nogach do przydrożnych drzew dających jakieś wrażenie osłony i wypatrywał źródła zagrożenia. I nagle je dostrzegł, usłyszał może wcześniej ale teraz widział wyraźnie wroga, modląc się w duchu że ten nie dostrzegł ich.
Karl, Johan - szepnął do dwójki jednocześnie palcem wskazując kierunek z którego grupa 4-5 mężczyzn i towarzyszące im zwierzęta starały się zakraść na tyły grupy. Chyba ich nie dostrzegli, przynajmniej taką nadzieje mieli zwiadowcy. Poczekajmy aż będą przed nami, w szerokie plecy grasantów łatwiej trafić. - szepnął Tobias i mocniej ścisnął łęczysko łuku i celując we wroga...
 
Mirekt13 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 03-03-2024, 16:03   #158
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 35 - 2521.05.03-04; bkt; południe

Miejsce: pd-zach Ostland; Las Cieni; droga Speck - Wendorf; leśna droga
Czas: 2521.05.04; Angestag; ranek - popołudnie
Warunki: - ; na zewnątrz: półmrok, deszcz, łag.wiatr; nieprzyjemnie (0)


Wszyscy




- Uciekają! - krzyknął któryś z myśliwych. W pierwszej chwili nie było to jeszcze pewne. Te sylwetki z jakimi się strzelali nie były widoczne zbyt dokładnie w głębi tej leśnej gęstwiny przenikanej deszczem. A do tego robili to samo co i strzelcy Kolesnikowa czyli chowali się za drzewami. Strzelanie się w takich warunkach okazało się skrajnie trudne. Deszcz padał już od kilku pacierzy. Rozpadał się na krótko zanim trafili na zbezczeszczony posąg Sigmara Wędrowca. Wilgoć całkiem solidnie wsiąkła w cięciwy łuków i lotki strzał sprawiając, że ta broń mocno straciła na skuteczności. Nie miała takiej siły i zasięgu jak wówczas gdy oba te składniki były suche. Strzały też jakby leniwie leciały przez ten padający deszcz i łatwiej schodziły z wybranego przez łucznika celu. To wszystko mocno osłabiało główną broń oddziału Kolesnikowa jakim były właśnie łuki. Ale pewnym pocieszeniem mogło być to, że tamci co ich zaatakowali też okazali się łucznikami. Więc im deszcz przeszkadzał tak samo jak ich przeciwnikom. W efekcie mimo, że obie strony co chwila wypuszczały jakieś strzały trafień było stosunkowo niewiele.

Deszcz za to nie przeszkadzał walczącym w zwarciu. Grupka Stefana rzuciła się ku drodze. Biegło się niewygodnie gdy w dłoniach trzeba było trzymać smycze szarpiących się psów, włócznie i tarcze. Biegli w stronę drogi jaka nie była taka odległa. Ledwo kilkanaście kroków. Ale jednak w dołku ściskało jak się słyszało za plecami szpony szarpiące glebę i warczenie nadbiegających bestii. Myśliwi na drodze zaczęli krzyczeć coś, wyjmować łuki i strzały ale co to Stefan ledwo rejestrował. Dobiegł z Wieslerami i psami do drogi gdzie gorączkowo musieli puścić włócznie i zrzucić z siebie pelcaki. Znów szarpiące się psy utrudniały im to wszystko. Plątały się pod nogami a kątem oka widzieli że te ogary szarżują coraz bliżej.

- Strzelać! Strzelać w nie! - krzyknął herszt myśliwych. Wycelował łuk a pół tuzina jego ludzi zrobiło to samo. W chwili gdy plecaki Stefana walnęły w błoto, gdy Azur okręcił mu swoją smycz wokół nóg rwąc się do boju, gdy Albrecht puścił swoją włócznię a Olaf klął nie mogąc łatwo przeciągnąć pasków plecaka przez tarczę umocowaną na ramieniu pierzaste pociski myśliwych poszybowały w las w stronę nadbiegających ogarów. Ale w tych warunkach trafienie szybkiego, ruchomego celu mokrą strzałą, lecacą w trakcie deszczu wypuszczoną przez osłabioną wilgocią cięciwą nie było takie łatwe. Chyba któryś ograr nawet dostał ale bo słychać było jakieś chwilowe warknięcie ale nie na tyle aby któryś padł czy opuścił szarżującą sforę. Stefan z Wieslerami w ostatniej chwili uporał się z pozbywaniem się zbędnego ekwipunku. Zdążyli tylko puścić psy i unieśc włócznie gdy ogary wpadły na nich z impetem i zaczęła się bezpośrednia walka.




link: https://i.imgur.com/qtdk8c5.jpeg


Na trzech tarczowników było cztery ogary. Podobnie jak obok trzy psy ludzi walczyły z czterema ogarami napastników. Stefan musiał się skupić na walce jaką toczył i nie miał pojęcia jak idzie innym. Ledwo rejestrował jakieś krzyki i ruch na drodze za sobą. Skoro nie dostał żadnej strzały w plecy ani topór nie łupnął go między łopatki to chyba nie było tak źle. Z ogarami walczyło się szybko i zajadle. Bestie były wytrenowane do walki albo nawet miały taką naturę. Atakowały bez wahania, nie bacząc na straty. Mimo wszystko czworonogom trudno było sforsować zasięg włóczni i umiejętną obronę tarczą. Stopniowo Stefan z Wieslerami punktowali je raz za razem. Chociaż Albrecht w którymś momencie krzyknął gdy któryś z wilczurów użarł go w nogę. Ostatecznie jednak to ludzie byli górą. Ostatni z psowatych brocząc krwią z zadanej w boku ranu odskoczył w tył i zamiast ponowić atak chyba zorientował się, że został sam przeciwko trzem dwunogom z długimi kijam i tarczami bo odwrócił się i dał dyla w las.

Ale okazało się, że obok ich czworonogom nie idzie tak dobrze. Z trójki jeden już padł a drugi już się słaniał na łapach. A przeciwko sobie mieli wciąż trójkę ogarów chociaż jeden też już nosił krwawe wyrwy po psich zębach. Trójka ludzi wsparła swoich psich sojuszników. Zanim ostatni z ogarów czmychnął z las to padł drugi z psów Wieslerów. A i sam Azur ciężko dyszał krwawą pianą zaś w barku ziała mu krwawa rana po ogarzych szczękach.

Duivel zaś z kuzynkami strzelał do tych ogarów gdy te jeszcze nadbiegały. Efektu za bardzo nie widział. Co prawda usłyszał w pewnym momencie jakieś krótkie skomlenie ale też ludzie Kolesnikova obrali ich za cel więc nie byli pewni kto mógł trafić któregoś z napastników. Wrogie wilczury zwarły się z grupą Stefana i zaczęła się tam kotłowanina. Ale w międzyczasie ci co ich wcześniej dostrzegł nieco skrócili dystans. Co więcej przykuli uwagę elfów bo właśnie ich obrali za cel. Pierwsze strzały przemknęły pomiędzy nimi. Z czego jedna trafiła Eponię. Elfka krzyknęła łapiąc się za zranione tors. Strzała wbiła jej się pod obojczyk. I wydawało się, że to przypadkowe trafienie bo większość strzał trafiała w okoliczne pnie, rozmiękniętą ziemię lub nieszkodliwie przelatywała ponad ich głowami gdzieś w dal, na drugą stronę drogi. Sam Duivel też chyba trafił któregoś. A może któraś z jego kuzynek? Trudno było w tym rozgardiaszu to potwierdzić ale gdzieś tam z głębi lasu dobiegł go krzyk boleści i jakieś zamieszanie przy jednym z pni. Tamtych było ze 4, może 5. Ale im też trudno było trafić kogoś w tych warunkach.

W sukurs elfom przyszedł Kolesnikow jaki posłał ku nim trzech swoich ludzi. Zapewne nie chcąc ryzykować trafienia w plecy kogoś z grupy Jaegera posłał tą trójkę błotnistą drogą w kierunku elfiej czołówki. Gdy zorientowali się skąd padają strzały też posłali im salwę. Napastnicy też to dostrzegli bo przenieśli ogień z elfickiej trójki właśnie na myśliwych. Ale zanim to się stało Eponia znów miała pecha i kolejna strzała przeszyła jej ramię na wylot. Kuzynka Duivela krzyknęła ponownie.

W międzyczasie skończyła się walka z ogarami. I to jakby dało sygnał napastnikom do przerwania jej. Jak to ktoś krzyknął widać było jak sylwetki odskakują w tył. Odległość w tych deszczowych warunkach była spora i tamci atakowali dość dość zachowawczo nie starając się skrócić dystansu do ostrzeliwanego przeciwnika. Teraz zaś jak większość ich ogarów padła chyba starali się urwać z walki. W tych warunkach nie było to takie trudne bo i tak byli na pograniczu leśnej widoczności.

U Tobiasa było dość podobie. Karl i Johan przytaknęli głowami i każdy szybko podbiegł do swojego drzewa aby zaczaić się na tych co chyba próbowali podejść oddział od tyłu. Tyle, że tamci chyba się zorientowali w tym, że zostali wykryci gdy trójka osłaniająca tyły idącej drogą grupy zniknęła za drzewami. Albo gdy w głębi lasu zaczęła się walka i to dało im sygnał do zaczęcia własnej. Przeciwnicy posłali ku Tobiasowi i jego towarzyszom swoje strzały. Te jednak okazały się całkowicie niecelne. Widząc, że zasadzka na zasadzkowiczów nie wypali Karl i Johan podjęli tą walkę strzelecką. Przeciwników było ze czterech, może pięciu. Mieli więc nad ariergardą niewielką przewagę. Ale warunki do prowadzenia ostrzału były tak kiepskie, że mało kto trafiał. Tobiasowi wydawało się, że któraś z jego strzał chyba któregoś z tamtych trafiła ale do końca nie mógł być pewien bo strzelali w nich we trzech.

W centrum podniósł się straszny rumor gdy grupka Stefana zwarła się z ogarami. Ale to niejako pomogło i Tobiasowi bo Kolesników z trójką swoich ludzi nie mogąc już strzelać w tą walkę ruszyli na pomoc tylnej straży. - W las! Za daleko są! - krzyknął gdy dojrzał do kogo strzela Tobias z kolegami. Więc wbiegli w ten las co dawało nadzieję, że ich łuki stanął się bardziej efektywne. Ich przeciwnicy dostrzegli nowe zagrożenie i przenieśli ogień właśnie na myśliwych. Trudno było powiedzieć czy to właśnie to czy koniec walki z ogarami ale zlało się to w jeden moment gdy ktoś krzyknął, że napastnicy uchodzą. Faktycznie tak chyba było. Widać było jak przestali strzelać i chyłkiem wycofują się ku leśnym matecznikom. Gdzieś tam znikały dwa ostatnie ogary jakie przetrwały walkę z grupą Stefana.


---



Mecha 35

Walka z zasadzką


T 00

Duivel i elfki (12+10+10=32 HP)
Stefan i Wieslerowie (12x3=36 HP)
Azur i psy (10x3=30 HP)
Tobias, Karl i Johan (15+12+12=39 HP)
Kolesnikow (14/14)
Myśliwi 01 (12x3=36 HP)
Myśliwi 02 (12x3=36 HP)
Urlich i myśliwi (12x3=36 HP)


Koniec T 01

Duivel i elfki 32/32 HP > strzela do ogarów
Stefan i Wieslerowie 36/36 HP > biegnie do drogi
Azur i psy 30/30 HP > biegnie do drogi
Tobias i myśliwi 39/39 HP > chowa się za drzewami
Kolesnikow 14/14 HP > szykuje łuki
Myśliwi 01 36/36 HP > szykuje łuki
Myśliwi 02 36/36 HP > szykuje łuki
Urlich i myśliwi 36/36 HP > szykuje łuk


Koniec T 02

Duivel i elfki 29/32 HP > strzela do ogarów
Stefan i Wieslerowie 36/36 HP > zrzuca plecaki
Azur i psy 30/30 HP > ujada i pęta się pod nogami
Tobias i myśliwi 39/39 HP > strzela do S 02
Kolesnikow 14/14 HP > strzela do ogarów
Myśliwi 01 36/36 HP > strzela do ogarów
Myśliwi 02 36/36 HP > strzela do ogarów
Urlich i myśliwi 36/36 HP > czeka


Koniec T 03

Duivel i elfki 29/32 HP > strzela do S 01
Stefan i Wieslerowie 36/36 HP > zwarcie z O 01
Azur i psy 20/30 HP > zwarcie z O 02
Tobias i myśliwi 39/39 HP > strzela do S 02
Kolesnikow 14/14 HP > strzela do S 02
Myśliwi 01 36/36 HP > biegnie na pn ku elfom
Myśliwi 02 36/36 HP > strzela do S 02
Urlich i myśliwi 36/36 HP > czeka


Koniec T 04

Duivel i elfki 27/32 HP > strzela do S 01
Stefan i Wieslerowie 33/36 HP > zwarcie z O 01
Azur i psy 12/30 HP > zwarcie z O 02
Tobias i myśliwi 39/39 HP > strzela do S 02
Kolesnikow 14/14 HP > biegnie na pd ku Tobiasowi
Myśliwi 01 36/36 HP > strzela do S 01
Myśliwi 02 36/36 HP > biegnie na pd ku Tobiasowi
Urlich i myśliwi 36/36 HP > czeka


Koniec T 05

Duivel i elfki 27/32 HP > strzela do S 01
Stefan i Wieslerowie 33/36 HP > zwarcie z O 02
Azur i psy 6/30 HP > zwarcie z O 02
Tobias i myśliwi 39/39 HP > strzela do S 02
Kolesnikow 14/14 HP > ruch w las ku S 02
Myśliwi 01 36/36 HP > strzela do S 01
Myśliwi 02 36/36 HP > ruch w las ku S 02
Urlich i myśliwi 36/36 HP > czeka
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 09-03-2024, 08:25   #159
 
Cioldan's Avatar
 
Reputacja: 1 Cioldan nie jest za bardzo znany
- Eponia!! - krzyknęła Lindara gdy tylko przeciwnicy zaczęli uciekać. Duivel początkowo chciał udać się w pościg za zwiadowcami, ale mogło to okazać się zbyteczne, gdyż wszystkich by i tak nie złapali. Było ich przynajmniej sześciu. Przez krzyk kyzunki, zauważył wreszczie elfkę z niewyraźną miną, która kucała i próbowała wyciągnąć strzały ze swojego ciała.
Popatrzył na Kolesnikova i krzyknął pytająco
- GONIMY?! - nie usłyszał jednak odpowiedzi, a ich przywódca stał jak wryty między drzewami. Zwrócił się więc do Eponii.
- Poczekaj, jestem w tym dość dobry, tylko muszę znaleźć jakieś przybory w naszych zestawach podróżniczych- . Elf szybko przetrzepał wszystkie plecaki swojej małej drużyny, wyciągnął niezbędny sprzęt i zaczął opatrywać starszą z kuzynek. Lindara podeszła i zaczęła pomogać na tyle ile umiała. Podawała niezbędne opatrunki czy nożyczki.
- Eponia, musisz lepiej modlić się do Bogów, jak tak dalej pójdzie, to ciągle Ty będziesz obrywać...- odrobina czarnego humoru zawsze była w cenie w takich sytuacjach - może z mojej perspektywy to kuszące, bo pewnie padne jako ostatni... ehh, trzymaj się, teraz trochę zaboli- kontynuował leczenie elfki, a przy koncu wyciągał strzałę. Na szczęście okazało się, że w tym całym nieszczęściu, Eponia została trafiona w bezpieczne punkty. Bezpieczne w takim sensie, że nie zostały uszkodzone nawet jej kości. Pogoń za wrogiem nie była aż tak ważna, gdy pomyślał, że rana mogłaby się już trochę zasklepić, albo co gorsze, strzały byłyby zatrute, to ratunek po jakimś czasie mógłby być dużo trudniejszy, o ile w ogóle możliwy.
Wiedział też, że ma ze sobą miksturę leczniczą, ale to jeszcze nie był czas na wykorzystanie jej. Po wyjęciu strzał, z pomocą Lindary jak najszybciej opatrzyli obie rany. Eponia poczuła się odrobinkę lepiej, wstała o własnych siłach, od razu dostrzegła leżące psy
- Duivelu! Widzisz, że te psiaki cierpią dużo bardziej, ja bym wytrzymała chwilę dłużej bez pomocy...- lekko karcącym głosem, starsza elfka z piegami na twarzy zwróciła się do Mundo-naru.
- Ty zawsze miałaś dobre serce dla zwierząt. Wydaje mi się, że więcej empatii odczuwasz w stosunku do czworonogów niż innych od elfów dwunogów.- zaśmiała się najmłodsza z kuzynostwa niewiasta z dziwnym kolczykiem w nosie. Gdyby był większy, to ktoś mógłby pomyśleć, że ukradła go jakiemuś bykowi.
Eponia zdołała jeszcze tylko uciszyć swoją siostrę, bo taka uwaga wśród niemal samych ludzi, nie była zbyt na miejscu.
Duivel podszedł do grupki jaka stała przy psach.
- i co? Żyją? Jeśli choć trochę dychają to musimy spróbować je wyleczyć.- Sam jednak zauważył, że jeden z psów już zszedł z tego świata. Azur miał najmniej obrażeń, a trzeci pies był praktycznie jedną łapą w innym świecie. Elf wiedział dobrze, że czasem taka strata to jakby stracić członka rodziny. Sam nigdy nie miał psa na stałe, ale w czasach gdy zajmował się głównie patrolowaniem lasów cienia na północy Ostlandu, często dokarmiał porzucone lub lekko zdziczałe psy. One z kolei odwdzięczały mu się swego rodzaju miłością. Może żaden nie wszedł do jego domu, ale przeważnie budował im budy w odległości jakiś 150 kroków od małej wioski w której mieszkał. Stanowiły swoisty alarm przed pomiotami chaosu. Każdy jeden lądował również blisko miejsca pochówku elfów, które zamieszkiwały osadę. W przeciwieństwie do prawdziwych mieszkańców lasów, które zawsze zostawiał na miejscu, aby przyroda sama sobie poradziła. Gdy bestie Chaosu wybijały za dużo zwierząt, to padlina stawała się cennym zasobem dla mięsożerców.

Stefana już nie było wśród nich, gdyż pognał wraz z Olafem za przeciwnikiem. Duivel słyszał, jak Jeager krzyczy z lasu, aby ruszyć w pościg razem z nimi, ale każdy kolejny okrzy był coraz słabszy. Elf też nie zwracał uwagi na to czy ktoś dołączył do pościgu, czy nie. Zauważył ich tymczasowego dowódcę i doskoczył do niego. Kolesnikov może wcześniej nie zrozumiał, że to jego pytają o to czy gonić, może gdyby to krzyczał, ktoś z jego drużyny to byłby przyzwyczajony do wydania rozkazu. Dlatego tym razem elf podszedł bezpośrednio do Stefana K.
- Sierżancie, myślę, że winniśmy ruszać dalej, ale należałoby też osiodłać konia aby jakiś jeździeć czym prędzej udał się do głównej grupy. Wrogowie są w lasach, na szczęście uciekli na wschód od drogi, czyli w przeciwną stronę od Ristedt. Nie wiemy jednak czy przez las nie idzie jakaś inna grupa zwiadowcza tych pomiotów. Eponia da sobie radę, choć mocno oberwała. Gorzej z psami, jeden padł, drugi ledwo żywy, trzeba go nieść, albo spróbować teraz uleczyć, ale czy jest na to czas? W każdym razie działajmy, żebyśmy zdążyli do Wendorf przed zmrokiem. Tam może nas czekać kolejna walka- lekko się ukłonił pod koniec. Zanim usłyszał odpowiedź, dodał jeszcze - może goniec niech poprosi o więcej opatrunków. Może też jakiś mały oddział, z pięciu ludzi na koniach do walki wręcz. Ciche poruszanie się i tak już nie ma sensu, skoro wróg wie, że idziemy tą ścieżką do Wendorf-. Teraz już czekał na rozkazy.
 
Cioldan jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 09-03-2024, 13:30   #160
 
Dekares's Avatar
 
Reputacja: 1 Dekares nie jest za bardzo znany
Swora kundli która na nich natarła o mało nie dopadła ich nie przygotowaniach, na szczęście miesiące wspólnych ćwiczeń w poprzednim regimencie dał Stefanowi i Wieselom potrzebną szybkość i zdecydowanie w działaniu. Widząc zbliżające się bestie Jeager w ostatniej chwili wydał komendę wypuszczenia ich własnych psów do przeciwuderzenia aby stępić impet wrogiej szarży, pomimo tego bestie uderzyły na nich z wielką furią.

Tuż przed samym zderzeniem Jeager zdążył wydać z siebie okrzyk bojowy ich dawnej kompanii, okrzyk który był, podczas procesu ich dawnego kapitana wymieniany jako “jasna” oznaka Heretyckiego Zdziczenia:

KREW I ŚMIERĆ!!! - wykrzyczał dumnie, wturowany przez dwóch towarzyszy z talabakheimu. Dwie bestie zaatakowały Jeagera. Jedna spróbowała kąsać jego nogi, jednak została odpędzona celnym ciosem włóczni zostawiającym na jej cielsku paskudną ranę. Druga bestia, potężny wilk o czarnej sierści skoczył mu do gardła i pewnie rozszarpał by Stefanowi tchawice gdyby ten w ostatniej chwili nie zasłonił się tarczą, wściekły wilk na moment niejako zawisł na jego tarczy zajadle kłapnął w jego stronę zębiskami i zalał Jeagera okropnym smrodem zgniłego mięsa ze swojego pyska. Ułamek sekundy później ostlandczyk pchnął z całej siły zrzucając z tarczy bestię.
Reszta walki wyglądała niemal identycznie, kundle atakowały to jego nogi to skakały próbując chwycić go za gardło bądź dłoń, nie było w tym żadnej finezji czy większego pomyślunku i póki Jeager zachowywał pełną koncentrację i miał swoich towarzyszy po bokach bestie nie były w stanie zdziałać wiele przeciwko jego włóczni zadające im kolejne rany i tarczy blokującej kolejne ataki. Kilka ciosów później bestie leżały przed nimi wijąc się w agonii, a on i Wieselowie ruszyli na boki aby wesprzeć w brutalnej walce swoje czworonogi. Tam Serce Jeagera przeszył straszny żal kiedy zobaczył szamoczącego się na ziemi z przegryzionym gardłem Gryfa, z tym większą furią uderzył na kundla który był sprawcą tej zbrodni, przeszywając go swoją włócznią z taką determinacją, że ostrze prawie wyszło poczwarze drugim bokiem. Mineły sekundy i walka przynajmniej na tą chwilę dobiegła końca, ostatnie kundle podwijały ogony i uciekały a ich trzóżliwi panowie uciekali jeszcze szybciej. Wojownik błyskawicznie spojrzał po swoich towarzyszy notując ranę starszego z Wieselów oraz straszny stan psów. Jednocześnie okół swoje serce żelazem odpychając od siebie naturalny odruch niesienia im pomocy. Walka wcale nie była jeszcze skończona więc na leczenie ran przyjdzie czas później.
-Olaf! Za mną! -wykrzyczał do młodszego ze swoich towarzyszy ruszając jednocześnie najszybciej jak potrafił w pościg.
- Albrechcie zostań tu z psami, w moim plecaku są opartunki! Azur Zostań!- krzyknął jeszcze zanim skoncentrował się na ściganiu podłego wroga.
- UCIEKAJĄ! ZA NIMI SYNOWIE SIGMARA! - wydarł się co sił w gardle gnając naprzód napędzany furią wywołaną śmiercią i okaleczeniem jego wiernego kompana ich czworonożnych podopiecznych. Sam ofiarował Harpię i Gryfa jako szczeniaki Wieselom i nie miał zamiaru odpuścić pomszczenia śmierci tego drugiego bez przelania krwi tych naprawdę za to odpowiedzialnych. Chyba że dostanie taki rozkaz.
 
Dekares jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:15.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172