Lesiste bezdroża Lombardii, 3 lipca 2595
Zarówno wściekłość, ale też podziw zawitał przez bardzo krótką chwilę na twarzy Alpejczyka. Czujka najemników z nim samym niemal zdeptała Fernexa, ten jednak zdołał pozostać ukryty i bardzo mądrze wybrał zakładnika. Ostanie czego potrzebował Barthez, były negocjacje w obliczu majaczącego w oddali kształtu, który zdaniem Helwety był najpradopodniej niczym innym jak purgaryjskim psychokinetem, a to zwiastowało ogromne kłopoty, z których zapewne nie uda im się wyjść bez strat w ludziach.
Barthez nakazał gestem ukrycie swoim ludziom jeszcze zanim łowca zdołał samemu wycedzić te słowa. Najemnicy wraz z Helwetą bezszelestnie zalegli
w cieniach rzucanych przez pokraczne drzewa, przywodzące w gęstej atmosferze na myśl makabryczne istoty. Widząc kilka luf skierowanych w Fernexa nie skierował swojej broni ku łowcy tylko wycedził cicho:
- Odłóż broń człowieku. Strzał, nie tylko przesądzi twój los, ale też zdradzi naszą pozycję. Przychodzimy po ciebie. Kirja i Iola nas przysyłają. - Helweta celowo przywołał pomocnice Fernexa licząc, że znajome imiona spacyfiują nieco łowcę: - Powoli się stąd wycofamy. Po co tu przyzedłeś? Przecież nie aby pomścić psa. Na leperosa też mi nie wyglądasz.