Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-03-2024, 00:22   #206
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 51 - 2519.07.21; abt; południe

Miejsce: Nordland; pd od Neues Emskrank; droga Dahlem - Neus Emskrank; zajazd “Pod podkową”; główna izba
Czas: 2519.07.21; Aubentag; południe
Warunki: jasno, ciepło; dość cicho na zewnątrz: dzień, pogodnie, łag.wiatr; chłodno (0)



Joachim



- No tak, pewnie tak. Tatko odszedł już tyle lat temu… Ale my go chociaż pochować jak należy chcieli. - Dieter wydawał się trochę niepocieszony, że nawet taki uczony co go odwiedził nie potrafił ot tak podać prostej odpowiedzi. Popatrzył smętnie na kolczyk z dziwnym kamieniem jaki został mu po ojcu i schował go z powrotem do woreczka. Ale obietnica, że ich gość zajmie się tą sprawą “za jakiś czas” chyba dawała im nadzieję, że coś się jednak ruszy z tą tajemnicą sprzed lat.

- Gdyby coś trzeba było to Elke od nas bywa w mieście co Marktag. Z kozami i świniami. Bo my bardzo dobre mamy kozy i świnie. Rozpłodowe. Wszyscy od nas biorą nawet z sąsiednich wsi się schodzą aby je kupić. A co Martag Elke z nimi chodzi do miasta to jakby coś było trzeba to ona tam będzie. - gospodarz wskazał na swoją całkiem dorodną córkę jaka pokiwała głową i lekko się uśmiechnęła potwierdzając słowa ojca. Marktag był jutro i właśnie to był tradycyjny dzień w środku tygodnia gdy odbywał się targ. I okoliczni wieśniacy też na niego przychodzili zaoferować swoje wyroby albo samemu kupić w mieście coś czego nie byli w stanie dostać w swoich lub okolicznych wioskach.

Z powodu porannej ulewy Joachim z Guntherem opuścili rodzinę Dietera później niż gdy wczoraj ruszali z Neus Emskrank. Było już gdzieś w połowie między południem a porankiem gdy wyszli pomiędzy wiejskie chaty a potem na drogę jaka wydawała się wąską przesieką na odwiecznej ścianie lasu. Buty grzęzły im w błocie i kałużach a w końcu i końcówki nogawek mieli mokre i ubłocone. Ale nie było rady. Jeśli chcieli wrócić dzisiaj do miasta to trzeba było tak samo jak wczoraj przebyć całą drogę. Przynajmniej pogoda się poprawiła bo początkowo pochmurne niebo rozpogodziło się. Co jakiś czas mijali jakichś podróżnych albo wozy. Głównie zapewne z okolicznych wsi lub zmierzających jutro na targ do miasta jeśli ktoś był z dalszych wiosek. Podróż schodziła im jednak bez większych przygód. Ale w połowie dnia żołądki zaczynały się domagać swoich praw. A Gunther zastanawiał się czy zdążą do miasta przed zamknięciem bram. Gdyby nie to musieliby nocować gdzieś pod murami. Jednak było lato, dzień był długi więc wciąż było realne, że mimo wszystko zdążą wrócić przed wieczorem nawet pomimo porannego opóźnienia spowodowaną ulewą.

Postanowili więc coś zjeść w jednym z przydrożnych zajazdów. Ciepły posiłek i przyjemne ciepło suchego wnętrza powinno pozwolić odpocząć ciału a zwłaszcza nogom. Okazało się, że pierwszym na jaki się natknęli był “Pod podkową”. Wczoraj też go mijali ale zjedli obiad gdzie indziej. Karczma była otoczona murem nieco wyższym niż wzrost dorosłego człowieka ale nie było to dziwne w takiej leśnej głuszy. W razie ataku jakichś orków, banitów czy zwierzoludzi takie miejsca stanowiły niezły punkt do obrony. Teraz w środku dnia brama była zapraszająco otwarta dla gości ale po zmroku pewnie ją zamykali tak samo jak te w mieście. Gdy pchnęli drzwi w środku powitała ich prawie pusta izba. Nie było żadnych gości jakby ci co się tu zatrzymali na śniadanie już opuścili lokal ruszając w dalszą drogę a na obiad przyszli tu pierwsi. Mogło to być, w przeciwieństwie do gospód w mieście takie przydrożne zajazdy żyły głównie z popasów i noclegów podróżnych. Nikt tu raczej nie gościł kilka dni z rzędu. Tym bardziej więc rzucała się w oczy kobieta jaka siedziała za szynkwasem. A gdzieś z zaplecza dochodziły stłumione odgłosy jakby ktoś tam przesuwał coś ciężkiego.




link: https://i.imgur.com/37aJ7lA.jpeg


- O. Ktoś tu jednak dotarł. To nie spotkaliście żadnych zwierzoludzi? - młoda kobieta o blond włosach żuła kawałek źdźbła ale wydawała się zdziwiona ich przybyciem. - Uciszcie się tam! Gości mamy! Rozmawiać nie można! - krzyknęła z irytacją w stronę zaplecza. A odgłosy rzeczywiście szybko ucichły. Więc spojrzała ponownie na dwójkę gości.

- Zwierzoludzi? - Gunther wydawał się być zdziwiony. Spojrzał za siebie na drzwi przez jakie tu właśnie weszli jakby w nich miał już stać jakiś zwierzoczłek.

- Tak, zwierzoludzi. Jakiś chłop zajechał tu furmanką jakiś czas temu. I zaczął krzyczeć, że zwierzoludzi widział na drodze. Czy tam ich ślady. Spłoszył wszystkich. Jak widzicie. - rzuciła cierpko wskazując źdżbłem na pustki w głównej izbie. - Jesteście pierwsi co od tej pory tu przyszli. No to pytam o tych zwierzoludzi. Na początku zamknęliśmy bramę no ale nic się nie działo. Może i ktoś tam był w tym lesie albo na drodze ale pora obiadowa się zbliża no to myślimy, że w ogóle nikt już nie przyjdzie jak brama będzie zamknięta. To otwarliśmy. Ale może jednak znów zamknąć trzeba. - tłumaczyła blondynka co wydawała się już sama nie wiedzieć co o tym wszystkim myśleć przy takich sprzecznych wieściach. Ochroniarz spojrzał na swojego pana też niezbyt wiedząc co powiedzieć.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; Dzielnica Centralna; ul. Bursztynowa 17; kamienica Pirory
Czas: 2519.07.21; Aubentag; południe
Warunki: jasno, ciepło; dość cicho na zewnątrz: dzień, pogodnie, łag.wiatr; chłodno (0)



Otto



Gdy jednooki mnich skończył pisanie i opuścił swoje mieszkanie to okazało się, że zrobiła się połowa dnia i to całkiem słoneczna. Zupełnie jakby w kontraście dla porannej ulewy. Chociaż świeże rozmiekłe błoto, gnój i kałuże na bruku świadczyły, że ten poranny opad był jak najbardziej realny. Przeszedł bez przeszkód na Plac Targowy gdzie jutro miał się odbyć targ ale dzisiaj był on jeszcze w miarę pusty. Następnie udał się w Bursztynową gdzie kilka kamienic dalej stała ta z numerem 17. Tam zapukał do drzwi frontowych i otworzyła mu szczupła brunetka jaka była główną pokojówką Pirory. Zdecydowanie była o wiele przyjemniejsza dla oczu i uszu niż stara guwernantka von Mannliebów. Jak zwykle poprosiła aby poczekał a sama poszła na górę. A po paru chwilach wróciła i oznajmiła aby poszedł za nią. Jednak zamiast do slaonu na piętrze gdzie zwykle gospodyni przyjmowała gości przeszli dalej. Jak się okazało do pracowni malarskiej averlandzkiej blondynki. Zastał ją za sztalugami a pod okniem siedziała na stołku teatralna diwa jaka była jej modelką.


[IMG]https://i.imgur.com/PzIew.jpeg[/IMG]

link: https://i.imgur.com/PzIew.jpeg


- Witaj Otto. Miło, że nas odwiedziłeś. - przywitała się von Dake z kolegą ze zboru. Artystka również skinęła mu głową. Siedziała w ciembobordowej sukni i ze sznurem pereł na szyi. Zaś malarka na razie miała dość symboliczny szkic jej sylwetki, robiony jeszcze piórkiem więc był to bardzo wstępny etap robienia portretu.

- Nasza bezcenna diwa trochę się u nas nudzi. Żadnych balów, przyjęć, występów nawet sztuk w naszym teatrze nie można wystawić. A do pełni i spotkania z Gnakiem jeszcze tyle dni. - Pirora przyjęła dość żartobliwy ton. Ale wymieniła litanię skutków żałoby po księżnej - matce jaka wciąż obowiązywała. I znacznie zubażała życie towarzyskie wszystkich mieszkańców a zwłaszcza ich elit do jakich zaliczały się obie obecne tu szlachcianki i miłośniczki sztuki. A pełnia Mannliebia gdzie mieli umówione spotkanie z Gnakiem i jego bandą miało być w tym tygodniu ale jeszcze za parę dni a nie dziś czy jutro. Aktorka westchnęła przesadnie smutno i pokiwała swoją głową o barwie miodu.

- No co ja poradzę? Zastanawiam się czy nie odwiedzić moich ślicznotek w zamtuzie bo sprowadzić ich do Kamili nie bardzo mogę. Albo dam się zaprosić i wielbić u któregoś z twoich kolegów z towarzystwa. To nie zapowiada się tak ekscytująco jak zabawa ze zwierzoludźmi no ale jakoś trzeba wypełnić ten czas oczekiwania. - kobieta ze względu na swój talent nazywana Słowikiem Północy rozłożyła dłonie w geście bezradności. Wciąż wydawała się być chętna na nietuzinkowe przygody i standardowe rozrywki szlachty traktowała jako wyjście rezerwowe.

- No niestety zwierzoludzie nie odwiedzają miasta. I od czasu do czasu spotykamy się z nimi poza nim. Może Lilly uda się zaprosić kogoś ze swojego plemienia. Na razie niestety my ci musimy wystarczyć. - odparła gospodyni z subtelnym upomnieniem w głosie.

- Oczywiście! Bardzo dobrze się tu u was bawię. Po prostu jak się dowiedziałam o tych zwierzoludziach nabrałam na nich strasznej ochoty. Jeszcze Fabi mi tak ciekawie o nich opowiadała, że nie mogę się doczekać. Całe stado! No już wcześniej miałam z nimi do czynienia i sobie bardzo chwalę ich jurność ale to był pojedynczy samiec a nie całe stado. Liczę, że przyczynią się do tego abym wydała na świat błogosławione potomstwo jakie mi obiecano w snach. Bo jak nie oni to kto? - aktorka bez skrępowania mówiła o swoich fantazjach, potrzebach i nadziejach do jakich zwykle mało kto odważył się przyznać sam ze sobą.

- Rozumiem to Odette ale z Gnakiem to dopiero przy pełni. Teraz to nawet nie wiadomo gdzie oni są w tym lesie. - powtórzyła koleżanka prosząc artystkę o jeszcze trochę cierpliwości w realizacji tych planów.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest teraz online   Odpowiedź z Cytowaniem