Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Sesje RPG - Warhammer Wkrocz w mroczne realia zabobonnego średniowiecza. Wybierz się na morderczą krucjatę na Pustkowia Chaosu, spłoń na stosie lub utoń w blasku imperialnego bóstwa Sigmara. Poznaj dumne elfy i waleczne krasnoludy. Zamieszkaj w Starym Świecie, a umrzesz... młodo.


Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 27-01-2024, 21:56   #201
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację


Joachim słuchał z zainteresowaniem, kończąc skromny posiłek i analizując informacje przekazane przez Dietera. Tamten niewiele pamiętał po tylu latach, co nie było wcale zachęcające. A to, że jakiegoś nawet podobno ponadprzeciętnego wieśniaka dręczyły dziwne sny mogło, choć nie musiało coś oznaczać. W końcu dlaczego Siostry miały wysyłać wiadomości w snach zwykłemu wieśniakowi? Przecież tamten nie był ich wyznawcą, magiem ani nawet możnym i ambitnym baronem. Jego sceptycyzm więc narastał, szczególnie kiedy usłyszał o Nawiedzonych Wzgórzach, które leżały w zupełnie innym kierunku niż interesujące go Diabelskie Bagna.

Zaczął się już zastanawiać, czy ta podróż nie była jednak kompletną stratą czasu, którego nie miał przecież teraz wiele, dopóki nie dostał kolczyka. Wzdrygnął się na chwilę, wyczuwając brutalną, choć dla niego już kuszącą moc Dhar. Nie było jej już wiele, ale fakt, że chociaż trochę zachowało się po latach, świadczyło że ojciec gospodarza w jakiś sposób wszedł kontakt z potężną siła. W jaki sposób? Czy same senne wizje zostawiły by aż taki ślad?

Chwilę ogłądał kolczyk, zanim ostrożnie odezwał się do Dietera.

- Tak, słyszałem już o tych Nawiedzonych Wzgórzach, to miejsce cieszy się złą opinią. Nie wykluczam, że wasz ojciec faktycznie nawiązał kontakt z jakąś siłą, która jest tam pogrzebana lub uwięziona. Powiedzcie mi jeszcze, co pamiętacie z tych snów, które ostatnio mieliście, w których pojawiał się wasz ojciec. Czy on w nich się pojawiał i mówił do was, czy mieliście wrażenie jeszcze czyjeś obecności? I czy wasz ojciec miał jakieś miejsce, gdzie lubił przebywać w odosobnieniu?

Następnie Joachim planował udać się w odosobnione miejsce by postawić wróżbę na temat pochodzenia mocy, która naznaczyła ten kolczyk. No i przed spoczynkiem miał zamiar go założyć, może otworzy go to na tę moc albo da jakąś wskazówkę?

 

Ostatnio edytowane przez Lord Melkor : 27-01-2024 o 21:59.
Lord Melkor jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 18-02-2024, 15:36   #202
 
Seachmall's Avatar
 
Reputacja: 1 Seachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputację


Wellentag; zmierzch; apteka Sigismundusa


Mnich pozwolił się obadać aptekarzowi, zanim odpowiedział na jego potok słów.
- Widziałem się z Fabienne, ale jeszcze nie mówiła o wylinkach ani niczym takim. Będę ją jeszcze widział wieczorem, więc mogę zapytać. - mnich zastanowił się nad tym co aptekarz powiedział o divie - Wiem, że ryzyko było, zważając, że nie jest oddana Slaanesh duszą, a jedynie ciałem. Jednak na wszystko będzie czas. Mam natomiast dobre nowiny. - syknął delikatnie kiedy Sigismundus dotknął boleśniejszego miejsca - Grubson znalazł nam kolejną nosicielkę. Muszę mu jednak załatwić spotkanie z Sorią, aby powiedział więcej. Do tego byłby zainteresowany tymi jądrami, musimy jednak najpierw zobaczyć jak to dokładnie działa. Możemy poświecić parę na jakąś świnię? Poobserwować efekty, jak się goi i jaki wpływ ma na biorcę? On byłby dobrym siewcą zważając na ilość jego kochanek.

- Dałby sobie je zaszyć? No! To by było coś! - przyznał z uznaniem gospodarz. Pozostała dwójka też wydawała się poruszona takimi wieściami. - A świniak tak, jakiegoś się kupi. Albo he he od tej wesołej pastereczki co ma kozy do sprzedania i he he koziołki też. Tej co ci kiedyś mówiłem. Można spróbować. Ba! Nawet wymyśliłem ostatnio aby spróbować na tym Gustawie. Bo co? Tak gnije w tej celi pod wieżą i żadnego pożytku z niego nie ma. A tak przydałby się na coś. Ta paniusie wczoraj mi o nim przypomniały. No ale taki Hubert czy ktoś o bardziej normalnym wyglądzie byłby lepszy. Takiego Gustawa na podryw nie puścisz w miasto. Standardowy mężczyzna a najlepiej amant by się mógł sprawdzić lepiej. To już ta Lilly byłaby lepsza bo jak się ubierze to nie strach jej puścić na miasto. Więc tak, myślałem o niej i o Gustawie. Ale jakiś świniak też może być. Tylko nie wiem jak chcesz to zrobić bo mówię ci, że jutro wyjeżdżamy z miasta. Nasza patronka i jej dziedzictwo tego potrzebują. - aptekarz mówił szybko i zdecydowanie. Nieco chaotycznie jak skakał z tematu na temat i osoby na osobę.

- Możemy z jakąś świnią spróbować i tam w jaskini. Od chłopów się jakąś kupi. Tylko wtedy by była z nami w tej jaskini. - odezwał się Strupas proponując rozwiązanie jakie nie kolidowało z tą próbą i ich planowanym wyjazdem. Chociaż taki eksperyment byłby do zaobserwowania tylko w jaskini do jakiej się wybierali.

- O. Możnaby tak zrobić. To by nam nie opóźniało wyjazdu. A chłopi pewnie zgodzą się sprzedać świniaka. - aptekarz ucieszył się na taki pomysł. - A Fabienne no już powinno coś u niej widać. Te wylinki i poród powinien być już lada dzień jak te małe by miała. Jak te większe to też pewnie jakoś w Marktag lub okolicy jak dobrze liczę. No ale dokarmiaj te jej maleństwa dokarmiaj aby urosły silne i tłuściutkie. No i szybciej. To jakby się zgodziła szybciej by ją można zasiać ponownie. A sam wiesz, że czasu do końca miesiąca coraz mniej a to nie tylko zasiać i urodzić trzeba ale jeszcze maleństwa muszą się owinąć kołderką a potem z niej wyjśc i urosnąć. Mamy już co prawda pierwsze dorosłe okazy. Od tej idiotki z traktu. Jej pierwsze zasianie. No ale dopiero dziesięść sztuk. Bo te małe rodzi to mniejsze ale za to więcej i szybciej rosną to już są gotowe. - gospodarz mówił wciąż szybko jakby w głowie jedna myśl przeskakiwała mu na kolejną. W końcu odstawił misę z ziołowym wywarem kończąc przemywanie ran kolegi i usiadł wygodnie na krześle.

- A z tą sławną damulką to kto ją tam wie. U tych ladacznic i dekadentów to nigdy nie wiadomo co jest co. Czy chędożą się dla własnej przyjemności czy ku chwale ich patronki. Dla mnie to obojętne. Byle dały się zasiać albo chociaż załatwiły jakieś zastępstwo. I mówisz nasz kochany grubcio załatwił jakąś nosicielkę? Cudownie! Wspaniałe wieści Otto. Właśnie takich obrotnych ludzi potrzebujemy! No ale my wyjeżdżamy no to na ciebie chyba spadnie zasianie jej. Zresztą już to robiłeś to sam wiesz, że to nic trudnego. Tylko potem dopilnuj aby sprawa się nie rozniosła. Larwy zaczną wychodzić z łona jakieś dzierlatki to może wybuchnąć przedwczesny skandal. A przecież to ma być nasza piękna niespodzianka i dar dla nich! Nie ma co tego psuć! - na koniec roześmiał się szczerze ubawiony swoim dowcipem. Zresztą pozostała dwójka też tak zareagowała bo w końcu cieszyli się na myśl o szerzeniu błogosławieństwa wśród niewiernych.

- Oczywiście zachowam pełny profesjonalizm. - zapewnił mnich - Nie będę ci zawracał głowy, musisz pewnie wszystko przygotować na jutro. Jak skończę z hospicjum to odwiedzę twoją aptekę. - Otto uśmiechnął się i uścisnął rękę aptekarzowi - I może dobrze, że wyjeżdżasz. Pora w końcu zrobić coś z tą akademią, a wspieranie Tzeentcha to chyba przez gardło ci nie przejdzie.

Jednooki kultysta opuścił przybytek Sigismundusa i ruszył na wielki eksperyment z mutantem.
Jeżeli obejdzie się bez ekscesów to jutro wróci do hospicjum załatwić sprawę z Niclasem, potem apteka i bedzie musiał załatwić spotkanie z Silnym i Łasicą.

 
__________________
Mother always said: Don't lose!
Seachmall jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 18-02-2024, 15:42   #203
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 50 - 2519.07.21; abt; ranek

Miejsce: Nordland; pd od Neues Emskrank; wioska Dahlem; chata Teermacher; główna izba
Czas: 2519.07.21; Aubentag; ranek
Warunki: jasno, ciepło; dość cicho na zewnątrz: dzień, ulewa, łag.wiatr; ziąb (0)


Joachim



Gospodarze zaczynali dzień wcześnie i nawet jak chyba starali się zachowywać cicho to ich ciągły ruch w końcu zbudził ich gościa. Byli chłopami więc nie było to dziwne. Tak samo jak skromne warunki jakie mogli zaoferować obydwu gościom. Czyli miejsce na kocach rozłożonych na piecu. Było to dość twarde posłanie, koce rozłożone pod spodem niezbyt zmiękczały twardą płaskość pieca. Ale za to biło z nich przyjemne, łagodne ciepło jakie sprzyjało szybkiemu zasypianiu. Zwłaszcza jak się miało cały dzień marszu w nogach. No i mogło ich się zmieścić dwóch. Bo gospodarze wolnych łóżek ani sypialni nie mieli. Ale chyba właśnie skrzypienie drzwiczek pieca w którym gospodyni starała się napalić właśnie obudził młodego astromantę. Czuł się zgrzany i spocony. Ale to raczej nie za sprawą pieca bo ten przez noc wystygł i był zimny.

- Obudziłam dobrodzieja. Przeprasza, niezdarna ja. W piecu trzeba napalić aby wody nagrzać i strawy zagotować. Już dzień. Chociaż paskudnie się zaczął. - matka i żona Dietera uśmiechnęła się przepraszająco na jej zniszczonej przez dekady ciężkiej pracy twarzy. W porównaniu do niej jej dorosła już córka wyglądała kwitnąco. Kontrast pomiędzy generacjami w wyglądzie był uderzający. Jednak to samo dotyczyło w mieście robotników portowych, tragarzy, rybaków i tych wszystkich jacy w pocie czoła znosili znój swojego żywota we własnych rękach, nogach i barkach. A za mętnymi szybami okien widać i słychać było ulewę. Znów się rozpadało.

Widząc, że już nie zaśnie Joachimowi pozostało zacząć nowy dzień. Kącik do ablucji był prymitywny jak cała reszta chaty. Miska i dzban z zimną wodą. Najtańsze mydło, mało używane to pewnie wyjęte specjalnie ze względu na przybycie tak zacnych gości jak on. Pirora i jej podobnie szlachetnie urodzeni pewnie z pogardą by spojrzeli na tak tanie mydło ale dla tych chłopów to i tak był rarytas. Zmywając z siebie resztki snu miał chwilę dla samego siebie. I przypomnienia sobie co mu się śniło.

Tak dokładnie nie był pewien jak zaczął się ten sen. Gdy wracał do początu to był w lesie. Głębokim, prastarym lesie. I szedł, i przedzierał się, i biegł przez ten las. A może to obserwował jak ktoś to robi? Tego nie był pewien. Ale pewien, że tamten lub on sam dokądś zmierza. Wydawało się, że bez końca idzie czy biegnie przez ten las. Gdzieś tam, przed nim jednak był kres, konkretny cel do jakiego zmierzał. Słyszał, czuł jego zew. Nie był pewien co to właściwie jest. Jakieś wezwanie? Krzyk? Śpiew? Melodia? Coś co przyzywało kusząco, drażniąc niezaspokojoną ciekawość. Wchodził po jakimś zarośniętym stoku wzgórza albo schodził. Potem znów wchodził lub schodził z kolejnego. Albo ten ktoś z jakiej perspektywy obserwował tą wędrówkę. Drzew było mało. Wrzosowiska jakieś. Wzgórza i mgła. Nienazwane i niewytłumaczalne zagrożenie biło z tego miejsca. A może to on sam próbował przed nim ujść?

Wśród tych wzgórz dojrzał coś innego. Jakieś regularne linie zdradzały dzieło człowieka. Wśród krzaków i wysokiej trawy dostrzegł resztki potrzaskanych kolumn, ściań, murów. Od razu wiedział, że “to to”. Chociaż nie miał pojęcia czym to coś jest. To jego entuzjazm wzrósł. Bez wahania ruszył w ich stronę a zew stał się silniejszy. Zbliżał się do jego źródła. Pędził ku tym ruinom nie zważając, że ociera kolanami o mokrą ziemię, że gałęzie krzaków zahaczają mu ubranie, nie, nic nie było ważne. Już przechodził pomiędzy tym załomami pradawnych murów zapomnianych budowli. Od wieków były zmurszałe, zarośnięte mchem, kępami trawy jakie wyrosły w ich pęknięciach, krzakami jakie wyrosły na dawnych alejkach albo budynkach niewiadomego pochodzenia. Roślinność aż tryskała zdrową zielenią jakby kpiąc sobie z tych resztek jakiejś cywilizacji. Nawet na wzgórzu widział jak pan kozioł spełnia swoje małżeńskie obowiązki z panią kozą. Dochodziło go ich radosne sapanie i pobekiwanie. Potykał się o kamienie i odpryski dawnych murów ukrytych zdradziecko pośród wysokiej trawy, gdzieś uderzył goleniem o jakąś gałąź albo załom. Aż się zatrzymał. Wiedział, że to to.




link: https://i.imgur.com/Rz0hcAD.png



To było wejście. Wejście do tajemnicy jaka go tu przyzwała. Tam w środku było “to”. To co go wezwało aż tutaj. Rozejrzał się dookoła ale widział tylko te wrzosowiska, pagórki, mgłę w oddali i te ruiny z bliska. A ze środka kusił go zew tajemnicy. Obietnicy skarbów ukrytych w zapomnianej krypcie, sukcesów i podobojów w miłości czy wiedzy, przewag jakie mógł zdobyć nad innymi. Wydawało mu się, że słyszy swoje imię szeptane wprost do ucha, serca i umysłu przez piękną kochankę. Jak dostrzega powabną dłoń zapraszającą go do wejścia w głąb krypty. I wreszcie jak po tej chwili wahania rusza śmiało ku niej. Jak tylko przekroczył obdrapaną futrynę pięknej niegdyś kapliczki był w euforii. Już zbiegał zawalonymi od wieków schodami w dół coraz bardziej w ciemność. Prawie czuł w nozdrzach aromat swojej kochanki, połyskujące w ciemności blask wspaniałych skarbów. I tak się obudził.

- Wyspał się dobrodziej? Piec dobre miejsce do spania. Plecy wygrzeje, nogi. A i głowa szybko w cieple zasypia. - zagadał do niego Dieter zapraszając do stołu. Siedział z całą ich rodziną a żona gospodarza razem z dorosłą córką podały na stół śniadanie równie proste jak ich cała chata.




link: https://i.imgur.com/QXMSIZr.jpeg


- I jak? Smakuje? Dobre nie? A jak z tym ojcem? Coś dobrodziej pomyślał? - zagaił przy jedzeniu gospodarz. Wczoraj opowiedzieli mu nieco o swoich snach. Śnił mu się jakiś las albo ruiny. I tam wśród nich jego ojciec. Wzywał go gestem dłoni i biadolił, że taki niepogrzeban leży w tej obcej ziemi z dala od rodzinnych stron i przodków. To i Dieter się przejął a nawet trochę przeląkł obawiając się, że zjawa po ojcu będzie go teraz nachodzić i prześladować. I nikogo więcej nie widział w tych snach ani nie słyszał. Tylko ten ojciec pośród jakichś ruin jakich na pewno nie było w okolicy. Nawet nie słyszeli aby gdzieś w dalszej. Dlatego domyślał się, że to może być gdzieś w Nawiedzonych Wzgórzach gdzie tatko zamierzał się wybrać po skarb w swojej ostatniej podróży. A w odosobnieniu to chyba nie, tatko przeca normalny chłop był a nie jakiś dziwak. Zawsze wesoły i z innymi, dusza towarzystwa. Aż do owej ostatniej podróży. Sen jaki mu streścił Dieter brzmiał trochę podobnie do tego co sam wyśnił tej nocy. Przynajmniej ta końcówka o jakichś ruinach. Tylko jemu nie śnił się żaden ojciec. A może? W końcu momentami miał wrażenie jakby obserwował wszystko oczami kogoś kto podążał za tym zewem z zapomnianej krypty. A czasem, że to sam osobiście przemierza ten las i wzgórza aby dotrzeć do tych ruin. W grę wchodziły tu nadnaturalne siły ale jakie dokładnie to na razie nie wiedział. Gdyby chodziło o coś co potrafi wpływać na śmiertelników tak jak to widział we śnie, zwłaszcza z okolic Nawiedzonych Wzgórz, to by było nie byle co. Z drugiej gdyby tak było pewnie słyszeliby ten zew wszyscy a nie tylko nieliczni.



Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; Dzielnica Centralna; ul. Kazamatów 12; mieszkanie Otto
Czas: 2519.07.21; Aubentag; ranek
Warunki: jasno, ciepło; dość cicho na zewnątrz: dzień, ulewa, łag.wiatr; ziąb (0)


Otto



Otto wstał rano w swoim własnym łóżku. Pomimo zamkniętych okiennic słyszał, że znów leje. I to mocno. Nadal był obolały po ostatniej bójce w jakiej uczestniczył z kornitami kultu. Z tego powodu przeor dał mu wolne aby doszedł do siebie więc nie musiał iść do hospicjum. Przynajmniej nie musiał moknąć na tej ulewie za oknem. Ale nie był jakoś obłożnie chory czy dogorywający po spuszczeniu manta. Czuł ból egzystencjalny w obitym ciele ale dał radę wstać z łóżka. Nie był pewny czy Sigismundus ze Strupasem nie zmienią zdania o opuszczeniu dziś miasta i udania się do jaskini Oster. Może nie. Wydawali się być dość zdeterminowani. Taka ulewa pewnie nie będzie padać cały dzień i jak nie teraz to po niej pewnie wyruszą z miasta. A on sam na razie mógł się zastanowić jak zamierza spędzić ten nowy dzień.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 26-02-2024, 23:10   #204
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację



Joachim podziękował za kolejny prosty, lecz wystarczająco pożywny posiłek. Myślami nie był do końca obecny tu i teraz, lecz próbował sobi przypomnieć jak najwięcej szczegółów ze swojego snu. Aktualnie skłaniał się ku teorii, że przodek gospodarzy spróbował dotrzeć ku tej tajemniczej sile, która wabilła go z Nawiedzonych Wzgórz i tam poniósł śmierć. Oczywiście, spokój ducha jakiegoś tak dawno zmarłego wieśniaka, nie był tu kluczem. To co interesowało astromantę, to czy w tych ruinach które widział we śnie kryła się jakaś moc którą mógłby posiąść. Moze coś powiązanego z jedną z Sióstr? Próbował sobie przypomnieć, czy uczucie które miał we wczorajszym śnie przypominało mu coś z tamtych snów w mieście, gdy słyszał dźwięk dzwoneczków.

Miał tutaj decyzję do podjęcia. Mógł udać się na Nawiedzone Wzgórza, ale z tego co wiedział, ta droga zajęłaby mu kilka dni w jedną stronę. Nie miał tyle czasu, niestety, jeśli chciał dalej zajmować się tematem Światełka uktrytego w Akademii. Bagna, gdzie kryło się dziedzictwo Vesty, też znajdowały się w innym kierunku. Poza tym, ładunek immaterium, który zostawiła mu Merga za kilka dni stanie się bezużyteczny. Dlatego postanowił podsumować swoim gospodarzom jego konkluzje, że ich przodek prawdopodobnie znalazł śmierć na Nawiedzonych Wzgórzach i że planuje za jakiś czas tam się udać i poszukac jego zwłok. Ale na razie pilne sprawy wymagają jego powrotu do miasta.



 

Ostatnio edytowane przez Lord Melkor : 27-02-2024 o 19:43.
Lord Melkor jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 27-02-2024, 17:16   #205
 
Seachmall's Avatar
 
Reputacja: 1 Seachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputację


Otto przez kilka dłuższych minut wpatrywał się w sufit rozważając co zrobić. Wyjrzał leniwie na pogodę tegoż cudownego dnia. Nie czuł się na siłach, aby na razie wychodzić. Nawet nie wiedział gdzie i co miałby robić. Do Fabienne, znowu męczyć szlachciankę? W końcu ludzie zaczną gadać. Silny pewne ma własne kłopoty, albo przynajmniej knajpę do zajęcia. Nie reszta slaaneshytek też nie może się zajmować w kółko jednym jednookim mnichem.
Chociaż obiecał coś Grubsonomi. Z rana jednak gnać do Pirory też nie było sensu.
Zwlókł się z łóżka, poczłapał osowiale do biurka. Pora w końcu zająć się tym co zaniedbywał ostatnimi czasy.

Wyciągnął z szuflady swoją księgę, delikatnie głaszcząc skórę okładki. Przerzucił kilka stron zapamiętując co gdzie miał zamiar umieścić. W końcu dotarł do momentu, od którego wszystko się zaczęło. Zamoczył pióro w kałamarzu i zaczął pisać.

Prawda

Pora wytłumaczyć jakąż to prawdę chce przedstawić czytelnikom tegoż tomu.
Nie jest to jakiś głęboko skrywany sekret, nie jest to zagadka, której trzeba dociekać.
Prawda jest oczywista, cywilizacja po prostu nie pozwala nam jej zaakceptować.
Wszystkie istoty tego świata, ludzie i zwierzoludzie, elfy i krasnoludy, nieumarli i bogowie.
Wszyscy służą Wielkiej Czwórce, Khornowi, Nuglowi, Tzeentchowi i Slaanesh.
Nawet ci, którzy stoją w twardej opozycji, jedynie napędzają machinę wojenną Wielkiej Gry.
Jaką radość miałby Ojciec Plag, gdyby królestwo upadło od zwykłego kataru?
Skomplikowany plan nie ma sensu, jeżeli nikt nie próbuje go rozgryźć.
Taboo istnieje tylko wtedy, kiedy są ci, których odraża, a to czyni je tym słodszym.
Kto nie byłby najodpowiedniejszym oponentem dla Championa Krwi, niż wojownik z prawością w sercu?
[..]

I tak pisał, wylewając swoje myśli, uczucia, pragnienia i Prawdę na strony księgi. Wiedział, że nie każdy ją przyjmie. Może nawet członkowie jego kultu by ją odrzucili. On jednak wiedział lepiej. Prawda czasem jest prawdą, bo jest prawdziwa, tylko dlatego, że nikt nie może udowodnić jej fałszu. Mnich uśmiechnął się na tą myśl, a po chwili zaśmiał rozumiejąc absurd swego przekonania. Pokręcił tylko głową odkładając pióro i czytając ponownie swoje dzieło. Był zadowolony z efektu, wiedział, że znajdą się tacy, którzy zaakceptują jego Prawdę.

Wyjrzał przez okno, pogoda ciągle była pod psem, ale jego humor się poprawił i był gotów sprostać żywiołowi. Ubrał się należycie i opuścił domostwo. Ruszył do Pirory, obiecał przecież złożyć zażalenie zaniedbanego podwładnego.

 
__________________
Mother always said: Don't lose!
Seachmall jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 02-03-2024, 00:22   #206
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 51 - 2519.07.21; abt; południe

Miejsce: Nordland; pd od Neues Emskrank; droga Dahlem - Neus Emskrank; zajazd “Pod podkową”; główna izba
Czas: 2519.07.21; Aubentag; południe
Warunki: jasno, ciepło; dość cicho na zewnątrz: dzień, pogodnie, łag.wiatr; chłodno (0)



Joachim



- No tak, pewnie tak. Tatko odszedł już tyle lat temu… Ale my go chociaż pochować jak należy chcieli. - Dieter wydawał się trochę niepocieszony, że nawet taki uczony co go odwiedził nie potrafił ot tak podać prostej odpowiedzi. Popatrzył smętnie na kolczyk z dziwnym kamieniem jaki został mu po ojcu i schował go z powrotem do woreczka. Ale obietnica, że ich gość zajmie się tą sprawą “za jakiś czas” chyba dawała im nadzieję, że coś się jednak ruszy z tą tajemnicą sprzed lat.

- Gdyby coś trzeba było to Elke od nas bywa w mieście co Marktag. Z kozami i świniami. Bo my bardzo dobre mamy kozy i świnie. Rozpłodowe. Wszyscy od nas biorą nawet z sąsiednich wsi się schodzą aby je kupić. A co Martag Elke z nimi chodzi do miasta to jakby coś było trzeba to ona tam będzie. - gospodarz wskazał na swoją całkiem dorodną córkę jaka pokiwała głową i lekko się uśmiechnęła potwierdzając słowa ojca. Marktag był jutro i właśnie to był tradycyjny dzień w środku tygodnia gdy odbywał się targ. I okoliczni wieśniacy też na niego przychodzili zaoferować swoje wyroby albo samemu kupić w mieście coś czego nie byli w stanie dostać w swoich lub okolicznych wioskach.

Z powodu porannej ulewy Joachim z Guntherem opuścili rodzinę Dietera później niż gdy wczoraj ruszali z Neus Emskrank. Było już gdzieś w połowie między południem a porankiem gdy wyszli pomiędzy wiejskie chaty a potem na drogę jaka wydawała się wąską przesieką na odwiecznej ścianie lasu. Buty grzęzły im w błocie i kałużach a w końcu i końcówki nogawek mieli mokre i ubłocone. Ale nie było rady. Jeśli chcieli wrócić dzisiaj do miasta to trzeba było tak samo jak wczoraj przebyć całą drogę. Przynajmniej pogoda się poprawiła bo początkowo pochmurne niebo rozpogodziło się. Co jakiś czas mijali jakichś podróżnych albo wozy. Głównie zapewne z okolicznych wsi lub zmierzających jutro na targ do miasta jeśli ktoś był z dalszych wiosek. Podróż schodziła im jednak bez większych przygód. Ale w połowie dnia żołądki zaczynały się domagać swoich praw. A Gunther zastanawiał się czy zdążą do miasta przed zamknięciem bram. Gdyby nie to musieliby nocować gdzieś pod murami. Jednak było lato, dzień był długi więc wciąż było realne, że mimo wszystko zdążą wrócić przed wieczorem nawet pomimo porannego opóźnienia spowodowaną ulewą.

Postanowili więc coś zjeść w jednym z przydrożnych zajazdów. Ciepły posiłek i przyjemne ciepło suchego wnętrza powinno pozwolić odpocząć ciału a zwłaszcza nogom. Okazało się, że pierwszym na jaki się natknęli był “Pod podkową”. Wczoraj też go mijali ale zjedli obiad gdzie indziej. Karczma była otoczona murem nieco wyższym niż wzrost dorosłego człowieka ale nie było to dziwne w takiej leśnej głuszy. W razie ataku jakichś orków, banitów czy zwierzoludzi takie miejsca stanowiły niezły punkt do obrony. Teraz w środku dnia brama była zapraszająco otwarta dla gości ale po zmroku pewnie ją zamykali tak samo jak te w mieście. Gdy pchnęli drzwi w środku powitała ich prawie pusta izba. Nie było żadnych gości jakby ci co się tu zatrzymali na śniadanie już opuścili lokal ruszając w dalszą drogę a na obiad przyszli tu pierwsi. Mogło to być, w przeciwieństwie do gospód w mieście takie przydrożne zajazdy żyły głównie z popasów i noclegów podróżnych. Nikt tu raczej nie gościł kilka dni z rzędu. Tym bardziej więc rzucała się w oczy kobieta jaka siedziała za szynkwasem. A gdzieś z zaplecza dochodziły stłumione odgłosy jakby ktoś tam przesuwał coś ciężkiego.




link: https://i.imgur.com/37aJ7lA.jpeg


- O. Ktoś tu jednak dotarł. To nie spotkaliście żadnych zwierzoludzi? - młoda kobieta o blond włosach żuła kawałek źdźbła ale wydawała się zdziwiona ich przybyciem. - Uciszcie się tam! Gości mamy! Rozmawiać nie można! - krzyknęła z irytacją w stronę zaplecza. A odgłosy rzeczywiście szybko ucichły. Więc spojrzała ponownie na dwójkę gości.

- Zwierzoludzi? - Gunther wydawał się być zdziwiony. Spojrzał za siebie na drzwi przez jakie tu właśnie weszli jakby w nich miał już stać jakiś zwierzoczłek.

- Tak, zwierzoludzi. Jakiś chłop zajechał tu furmanką jakiś czas temu. I zaczął krzyczeć, że zwierzoludzi widział na drodze. Czy tam ich ślady. Spłoszył wszystkich. Jak widzicie. - rzuciła cierpko wskazując źdżbłem na pustki w głównej izbie. - Jesteście pierwsi co od tej pory tu przyszli. No to pytam o tych zwierzoludzi. Na początku zamknęliśmy bramę no ale nic się nie działo. Może i ktoś tam był w tym lesie albo na drodze ale pora obiadowa się zbliża no to myślimy, że w ogóle nikt już nie przyjdzie jak brama będzie zamknięta. To otwarliśmy. Ale może jednak znów zamknąć trzeba. - tłumaczyła blondynka co wydawała się już sama nie wiedzieć co o tym wszystkim myśleć przy takich sprzecznych wieściach. Ochroniarz spojrzał na swojego pana też niezbyt wiedząc co powiedzieć.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; Dzielnica Centralna; ul. Bursztynowa 17; kamienica Pirory
Czas: 2519.07.21; Aubentag; południe
Warunki: jasno, ciepło; dość cicho na zewnątrz: dzień, pogodnie, łag.wiatr; chłodno (0)



Otto



Gdy jednooki mnich skończył pisanie i opuścił swoje mieszkanie to okazało się, że zrobiła się połowa dnia i to całkiem słoneczna. Zupełnie jakby w kontraście dla porannej ulewy. Chociaż świeże rozmiekłe błoto, gnój i kałuże na bruku świadczyły, że ten poranny opad był jak najbardziej realny. Przeszedł bez przeszkód na Plac Targowy gdzie jutro miał się odbyć targ ale dzisiaj był on jeszcze w miarę pusty. Następnie udał się w Bursztynową gdzie kilka kamienic dalej stała ta z numerem 17. Tam zapukał do drzwi frontowych i otworzyła mu szczupła brunetka jaka była główną pokojówką Pirory. Zdecydowanie była o wiele przyjemniejsza dla oczu i uszu niż stara guwernantka von Mannliebów. Jak zwykle poprosiła aby poczekał a sama poszła na górę. A po paru chwilach wróciła i oznajmiła aby poszedł za nią. Jednak zamiast do slaonu na piętrze gdzie zwykle gospodyni przyjmowała gości przeszli dalej. Jak się okazało do pracowni malarskiej averlandzkiej blondynki. Zastał ją za sztalugami a pod okniem siedziała na stołku teatralna diwa jaka była jej modelką.


[IMG]https://i.imgur.com/PzIew.jpeg[/IMG]

link: https://i.imgur.com/PzIew.jpeg


- Witaj Otto. Miło, że nas odwiedziłeś. - przywitała się von Dake z kolegą ze zboru. Artystka również skinęła mu głową. Siedziała w ciembobordowej sukni i ze sznurem pereł na szyi. Zaś malarka na razie miała dość symboliczny szkic jej sylwetki, robiony jeszcze piórkiem więc był to bardzo wstępny etap robienia portretu.

- Nasza bezcenna diwa trochę się u nas nudzi. Żadnych balów, przyjęć, występów nawet sztuk w naszym teatrze nie można wystawić. A do pełni i spotkania z Gnakiem jeszcze tyle dni. - Pirora przyjęła dość żartobliwy ton. Ale wymieniła litanię skutków żałoby po księżnej - matce jaka wciąż obowiązywała. I znacznie zubażała życie towarzyskie wszystkich mieszkańców a zwłaszcza ich elit do jakich zaliczały się obie obecne tu szlachcianki i miłośniczki sztuki. A pełnia Mannliebia gdzie mieli umówione spotkanie z Gnakiem i jego bandą miało być w tym tygodniu ale jeszcze za parę dni a nie dziś czy jutro. Aktorka westchnęła przesadnie smutno i pokiwała swoją głową o barwie miodu.

- No co ja poradzę? Zastanawiam się czy nie odwiedzić moich ślicznotek w zamtuzie bo sprowadzić ich do Kamili nie bardzo mogę. Albo dam się zaprosić i wielbić u któregoś z twoich kolegów z towarzystwa. To nie zapowiada się tak ekscytująco jak zabawa ze zwierzoludźmi no ale jakoś trzeba wypełnić ten czas oczekiwania. - kobieta ze względu na swój talent nazywana Słowikiem Północy rozłożyła dłonie w geście bezradności. Wciąż wydawała się być chętna na nietuzinkowe przygody i standardowe rozrywki szlachty traktowała jako wyjście rezerwowe.

- No niestety zwierzoludzie nie odwiedzają miasta. I od czasu do czasu spotykamy się z nimi poza nim. Może Lilly uda się zaprosić kogoś ze swojego plemienia. Na razie niestety my ci musimy wystarczyć. - odparła gospodyni z subtelnym upomnieniem w głosie.

- Oczywiście! Bardzo dobrze się tu u was bawię. Po prostu jak się dowiedziałam o tych zwierzoludziach nabrałam na nich strasznej ochoty. Jeszcze Fabi mi tak ciekawie o nich opowiadała, że nie mogę się doczekać. Całe stado! No już wcześniej miałam z nimi do czynienia i sobie bardzo chwalę ich jurność ale to był pojedynczy samiec a nie całe stado. Liczę, że przyczynią się do tego abym wydała na świat błogosławione potomstwo jakie mi obiecano w snach. Bo jak nie oni to kto? - aktorka bez skrępowania mówiła o swoich fantazjach, potrzebach i nadziejach do jakich zwykle mało kto odważył się przyznać sam ze sobą.

- Rozumiem to Odette ale z Gnakiem to dopiero przy pełni. Teraz to nawet nie wiadomo gdzie oni są w tym lesie. - powtórzyła koleżanka prosząc artystkę o jeszcze trochę cierpliwości w realizacji tych planów.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 09-03-2024, 19:33   #207
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację


Joachim nie sądził by w tym zajeździe miało ich spotkać coś ciekawszego niż ciepły posiłek. Ale słowa o zwierzoludziach wzbudziło jego ciekawość. Próbował sobie przypomnieć rozmowy z mutantami na temat róznych plemiona znajdujących się w regionie…. czy byli blisko terytorium plemienia Gnaka?

- Zwierzoludzie powiadasz - a czy ostatnio niepokoili kogoś w okolicy? Czy jest tu jeszcze ten człek który ich widział? - spytał się ładnej karczmarki.

.- Nie no pojechał dalej. A reszta zwiała zaraz potem. Sam chyba widzisz jakie tu tłumy zostały. - rzekła nieco kąśliwie wskazując na tą pustą izbę w jakiej ich dwójka była jedynymi gośćmi. - Pewnie to był jakiś wieśniak co jechał na targ do miasta albo gdzieś do swojej wioski. - rzuciła swoim domysłem. A gdzie Gnak miał swoje leże tego Joachim nie wiedział. Mówili coś o jakiejś dolinie ale gdzie ta dolina miała być to nie miał pojęcia. - To co? Zamawiacie coś? Głodni jesteście? - zapytała obrzucając ich pytającym spojrzeniem.

- Poproszę coś ciepłego, może jakąś zupę? Jesteśmy głodni a jeszcze sporo drogi przed nami - spojrzał wymownie na Gunthera, który wyglądał na głodnego. On sam też chciał się wzmocnić.

- A wcześniej ktoś w okolicy tych zwierzoludzi widział? - postanowił kontynuować próbę zdobycia trochę większej ilości informacji.

- Widział, nie widział. Kto ich tam wie? Tutaj na trakcie to jak na zawody kto lepszą czyli straszniejszą opowieść walnie. To już słyszałam o zwierzoludziach, orkach, bandytach, trollach, wampirach, chodzących trupach, zjawach i kto wie co jeszcze. Ale ten chłop wydawał się być przerażony to może i coś widział. Ale może są, może nie ma. Nas tu jakoś nie naszli. Ale kto wie? Może się i kręcą gdzieś na zewnątrz. Dlatego pytałam czyście ich widzieli. Może już sobie poszły? Albo grasują z innej strony niż wy przyszliście? - dziewczyna nadal chyba nie była pewna co o tym wszystkim sądzić. Zwłaszcza jak sama tu w obejściu żadnych potworów nie widziała ale nie miała pojęcia co siedzi w lasach wokół niego.

- Ale ogólnie to w lesie złe siedzi. Zwierzoludzie też. My się tu na noc zamykamy a i chłopi w okolicy tak samo. Więc całkiem możliwe, że dzisiaj się tu kręcą. Lepiej złego nie kusić. Zobaczy taki otwartą bramę to zaraz wejdzie, podpali, zabije, wychędoży no strach się bać. - odezwała się jeszcze wstając od szynkwasu i idąc na zaplecze. Gdy tam zniknęła stracili ją z oczu. Za to chwilę później wyjrzał jakiś grubas.

- To zupa tak? Dobrze, to już wstawiam. Trzeba trochę poczekać. - oznajmił im krótko po czym zniknął znowu na zapleczu. Słychać było jakieś przytłumione odgłosy pewnie z kuchni. I znów wróciła ta smukła blondynka.

- No to słyszeliście, trzeba trochę poczekać. A w ogóle co tu robicie? Z miasta czy do miasta? Bo tu na trakcie to albo to albo to. Chłopi to tu rzadko do nas przychodzą dusigrosze jedne nie dadzą zarobić uczciwym dziewczynom. A coś na chłopów nie wyglądacie. - wróciła na swoje miejsce za szynkwasem i do konwersacji z dwoma gośćmi. Wydawała się być zaciekawiona nimi a może tylko starała się jakoś umilić czas na oczekiwaniu na posiłek.

- Myślę, że zamknięcie bramy nie zaszkodzi - skwitował Joachim, w którym ciekawość tych rzekomych zwierzoludzi walczyła z płynącą z rozsądku obawą. W końcu nie miał gwarancji, że jeśli rzeczywiście po okolicy kręcą się zwierzoludzie to będą przyjaźnie nastawieni, nawet gdyby spróbował wytłumaczyć, że jest po ich stronie.

- Jestem astromantą, badam gwiazdy i zapisaną w nich prawdę - dodał po chwili, odpowiadając na pytanie dziewki.

- Badasz gwiazdy? Aha. To chyba jesteś jakiś uczony co? - dziewczyna zmrużyła oczy zapewne nie rozpoznając tytułu jaki podał. Co wśród tej dziczy nie powinno dziwić. To nie był salon Pirory z jej gośćmi z miejskiej oczytanej i wykształconej elity tylko przydrożny zajazd na trakcie.

- Dobra to poczekajcie chwilę. Powiem im aby zamknęli tą bramę. To co? Jednak widzieliście tych zwierzoludzi? Czy nie? - wstała i ponownie ruszyła na zaplecze. Ale jeszcze ciekawie zerknęła na dwóch przybyszy jak to w końcu mieli się z tymi zwierzoludźmi. Czy też nie mieli. Znikła na chwilę w kuchni. Gdy wróciła przyniosła tacę z dzbankiem i dwoma kuflami.

- Na razie to. Reszta jeszcze się robi. Zaraz zamkną bramę. - wyjaśniła stawiając naczynia na szynkwasie przed swoimi jedynymi klientami.

- Nie widzieliśmy zwierzoludzi, no przecież pytaliśmy się właśnie czy ktokolwiek ich widział - astromanta żachnął się lekko, bo ta kwestia wydawała mu się oczywista.

- Bramę zamykacie, to dobrze, ale my po posiłku będziemy chcieli podążyć dalej do miasta - dodał, nalewając sobie do kufla.


 
Lord Melkor jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 10-03-2024, 09:19   #208
 
Seachmall's Avatar
 
Reputacja: 1 Seachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputację


Aubentag; południe; kamienica Pirory

Mnich skłonił się divie i gospodyni.
- Lady Odette, Lady Piroro, również cieszę, że was widzę i to przy tworzeniu sztuki przepięknej. - Otto uśmiechnął się do divy - Szkoda, że modelka nie jest w odważniejszej pozie, ale od tegoż jest wyobraźnia. - spojrzał na Pirorę - Wybacz najście, ale wyuczony jestem, aby u ciebie szukać lady Sorii, przynoszę żale jednego z jej podwładnych. - mnich chwilę zastanowił - Niestety tak jak powiedziała Pirora, zwierzoludzie nie przychodzą do miasta. Mamy tylko skaveny a im bym ciebie nie oddał chociażby miałoby to ocalić mi życie. Co do błogosławionego potomstwa… - zerknął przez chwilę na Pirorę - Jest jedna opcja ku której zmierzamy. Matka Sorii jest potężną istotą błogosławioną przez bogów. Potrafi przyjąć dowolną postać i dowolną płeć, w pełni zdolną do rozpłodu.

- Matka Sorii? Ona tu jest? Pobłogosławiona przez bogów? Brzmi bardzo ekscytująco. - zdziwiła się aktorka o miodowych włosach i wydawała się być zaciekawiona tą wiadomości. Spojrzała pytająco na gospodynię.

- Jeszcze jej tu nie ma. Pracujemy nad tym aby ją tu sprowadzić. Nasza Soria ma naprawdę nietuzinkowe pochodzenie moja droga. I myślę, że też może pochwalić się także płodnością. Zresztą możesz zapytać ją sama gdy wróci ze spotkania z Fedorą. - artystka odpowiedziała koleżance w swobodnym stylu chociaż rozmawiały o płodzeniu dzieci pomiędzy kobietami bez udziału mężczyzn.

- No to ją zapytam. A te skaveny to co to? - diwa zaciekawiła się nową wzmianką jaką przyniósł jednooki mnich.

- A nie wiem. - Averlandka wzruszyła swoimi ramionami wciąż kreśląc nowe linie na płótnie. - A o jakich żalach podwładnych mówisz Otto? - spojrzała w kierunku gościa.

- Jednego podwładnego. - poprawił mnich - Grubson mi się skarżył, że czuje się porzucony. Przyznam, nie zapraszacie go na przyjęcia, a Lady Sorii nie widział od czasu przymiarki sukni. Nie ładnie tak traktować kolegę w wierze, do tego takiego, który sam jest uzdolnionym kochankiem. - Otto żartobliwie przyjął ton pouczającego nauczyciela - Skaveny… to rasa zmutowanych szczurów, mniej więcej rozmiarów krasnoluda, włochate, śmierdzące, okrutne. Potrafią być chutne, ale w najgorszym tego słowa znaczeniu.

- Hubert? - Pirora wydawała się zdziwiona takim kierunkiem rozmowy. Zastanawiała się nad tym chwilę w końcu wzruszyła ramionami. - Rzeczywiście dawno go nie było. Jakoś tak często widywałam się z Fabienne i Sorią, że załatwiałyśmy wszystko od ręki jak już byłyśmy na miejscu. No tak, można go zaprosić. Trochę niezręcznie wyszło. Rzeczywiście. No dobrze, napiszę mu bilecik z przeprosinami i zaproszeniem. - gospodyni zmitygowała się jakby do tej pory tyle rzeczy się działo na raz, że wspólnik z teatru w naturalny sposób zszedł na dalszy plan jej prywatnych zainteresowań. Artystka teatealna się nie wtrącała nie znając zapewne tego o kim mowa.

- A te skaveny jak mówisz. Da się z nimi baraszkować? Bo pierwsze słyszę o jakichś zmutowanych szczurach. To jakieś zwierzęta? - drugi z tematów na tyle zaciekawił aktorkę, że chciała się dowiedzieć czegoś jeszcze aby wyrobić sobie o nich zdanie. Nic dziwnego, ta rasa w ogóle nie była znana w Imperium i nawet jeśli ludzie spotykali się ze śladami ich działalności zwykle brali ich za jakichś podziemnych mutantów czy zwierzoludzi jacy bytują w kanałach czy podobnych skrytych przed światłem dnia miejscach.

- Da, ale naprawdę odradzam. Imperium zaprzecza ich istnieniu, nawet Inkwizycja. Ja jedynie o nich wiem, z raportów krasnoludów. A ich opisy… nie są najmilsze jeżeli idzie o kobiety, które dostali w swoje ręce. Okaleczone ciała, w tym i łona. Złamane umysły. I nie mam na myśli "baraszkowanie tak dzikie, że zostały im blizny na ciele i umyśle". Okaleczali je dla własnej radochy bycia lepszym. Co do ich pochodzenia… to jest okryte tajemnicą. To nie tyle co szczury, które mamy w spiżarni, które jakoś zmutowały w ponad metrowe, dwunogie bestie. Krasnoludy ponoć walczą z nimi od dawna. Bardzo dawna. - mnich wzruszyła ramionami - Nie powinienem o nich w sumie wspominać, nic dobrego nie wyjdzie z kontaktowaniem się z nimi. - Otto westchnął - Kiedy w sumie wróci nasza lady? Do niej też mam sprawę, którą muszę omówić.

- No szkoda. Miałam nadzieję, że trochę egzotyki umili mi czas do tego spotkania z waszymi zwierzęcymi kolegami. Pobaraszkowałabym z tymi dzikusami ale no jeśli mają okaleczać i takie tam to niezbyt mi się podoba. Chciałabym przeżyć takie zabawy w jednym kawałku i najlepiej być jeszcze zdolna na następne. - aktorka skrzywiła swoje pełne usta w grymasie rozczarowania. Widocznie ten moment ciekawości ową podziemną rasą jej minął. Przynajmniej chwilowo.

- A Soria wróci jak wróci. Kimże my jesteśmy aby jej ustawiać grafik dnia? - gospodyni dodała kilka kresek na swoim szkicu zaczętego portretu. Ale pozwoliła sobie na nieco kpiący ton aby zaznaczyć, że nie czuje się władna dyrygować swoim zacnym gościem. - Ma spotkanie z Fedorą. Wydała jej się na tyle obiecująca aby się wokół niej zakręcić. Może udałoby się dla nas pozyskać. - oznajmiła spoglądając za okno. Zastanawiała się nad czymś po czym dodała. - Nie wiem kiedy z nią skończy. Ale powinna przyjść tutaj. Jak chcesz to możesz tu na nią poczekać. Albo powiedz o co chodzi to jej przekażę. - zaproponowała koledze ze zboru.

- Postanowiłem, że chyba pora trochę pomieszać naszej opozycji w głowie. - odparł mnich - Obecnie mam plan co do drogiej Matki Somnium. Pamiętasz jak wszyscy zareagowaliśmy na zapach krwi, naszej cudownej władczyni? Chcę sprawdzić czy ciągle będzie taki efekt, jeżeli wymiesza się ją z jakimś perfumem.

- Ah tak, chodzi o tą Somnium. No tak, trochę miesza. A krew Sorii tak, boska! Mogłabym ją próbować ciągle. - gospodyni pokiwała głową na znak, że rozumie z czym mnich przychodzi. A na wspomnienie czerwonego afrodyzjaku jaki płynął w żyłach córki Soren aż się uśmiechnęła błogo. - Odette ją chyba zna. - wskazała na aktorkę jaka była jej dzisiejsza modelką.

- Zna to za dużo powiedziane. Spotkałyśmy się z jakichś okazji. Czasem daje wystepy charytatywne to na jeden z nich przyszła. Ale wiecie u nas to ona nie jest jedyną morrytką w mieście. Co prawda rzuca się w oczy bo jest młoda i ładna. A większość to stare, ponure dziady. No i ma te swoje sny czy wizje. Ale żebyśmy się jakoś szczególnie dobrze znały to bez przesady. - diwa pokręciła głową. Częściowo potwierdziła słowa blondwłosej koleżanki ale je też sprostowała. Brzmiało jakby obie z kapłanką kojarzyły się raczej ze słyszenia niż z jakiej osobistej znajomości.

- No cóż jeżeli mój plan zadziała, to może zapoznamy się z nią bardziej. - mnich się uśmiechnął - Ale muszę o tym porozmawiać z Sorią, ona lepiej zna możliwości swojego ciała. Może też coś doradzi. - zastanowił się chwilę - Piroro, masz może węgiel? To narzędzie, którym ja lepiej pracuje.

- Weź coś sobie, tam leży. - malarka wskazała mu na zakątek z narzędziami. Widać tam było sztalugi, zaczęte obrazy i szkice, mnóstwo pojemników z farbami i jeszcze czyste akrusze. Typowy, artystyczny nieład. Miał w czym wybierać. Rozmawiali jeszcze we trójkę, całkiem sporo a sławna aktorka dawała się portretować. Widać było jednak, że jej temperament nie znosi być dłużej w takim nudnym bezruchu bo im dłużej trwało to portretowanie tym była niespokojniejsza. Gdy drzwi się otworzyły i weszła przez nie Soria wydawała się przybywać diwie z odsieczą w walce z nudą i bezruchem w samą porę.

- Witaj Otto. - przywitała się z nowym gościem a sama podeszła do Pirory ciekawa jak jej wyszedł najnowszy projekt. Portret artystki z Saltmundu był już mniej więcej naszkicowany na tyle, że szło rozpoznać kogo przedstawia.

- A jak poszło z Fedorą? - zapytała w rewanżu młodziutka Averlandka.

- Myślę, że wszystko jest na dobrej drodze. - odparła z zadowoleniem Soria i wręczyła jej drobny przedmiot. Wydawało się, że to koronkowa chusteczka w jakich lubowali się szlachcice bez względu na płeć. Jak malarka ją rozwinęła okazało się, że to damska bielizna.

- To widzę, że poszło ci całkiem nieźle! - zaśmiała się machając zdobyczą przed pozostałymi.

- A to nie było aż tak trudne. Tylko trzeba naszej aktoreczce dać jakąś rolę w teatrze. Najlepiej u boku naszej sławnej diwy. - popatrzyła teraz właśnie na miodowowłosą aktorkę. Ta zaś wzruszyła ramionami.

- No ja bardzo chętnie bym zagrała jakąś sztukę no ale mamy ten cholerny zakaz z powodu żałoby. Ale jak wam zależy to mogę się z nią spotkać i poznać. Zobaczę co jest warta. - diwa po raz kolejny podkreśliła jak bardzo ciąży jej ta żałoba po księżnej - matce jaka tak bardzo ograniczyła wszelkie huczne rozrywki w jakich zwykle brylowała.

- Można też zorganizować prywatny pokaz, przed niewielką widownią. - zaproponował mnich przeciągając się, zerknął na swoje dzieło. Udało mu się zrobić zarys głowy divy, ale najwyraźniej natchniony jej urodą, lub zainspirowany nudą, zmodyfikował nieco aparycję aktorki. Dodał jej parę prążkowanych rogów, wyostrzył i przyciemnił usta, dodając strużkę krwi spływającą z ich kącika.

- Lady Sorii sprawę mam. Sprawy tak naprawdę. Po pierwsze Hubert Grubson, nasz zaprzyjaźniony krawiec, żalił mi się, że został porzucony przez swoją władczynie i resztę kultu. - Otto przyjął dramatyczny ton - Pirora obiecała poprawę, ale jako doradca spraw wiary polecam, aby wynagrodzić biedakowi znoszenie samotności z taką cierpliwością. - mnich się uśmiechnął - Druga sprawa to chciałem się ciebie poradzić. Mam zamiar wysłać do Matki Somnium wywar z lawendy, aby jej zapach pomagał jej spać i nawiązywać kontakt z Morrem. Jak sądzisz jaki wpływ miałoby dodanie kilku kropel twojej krwi do wywaru?

- No ja już rozmawiałam o tym z Otto. Postaram się go zaprosić do nas na jakąś zabawę. Rzeczywiście trochę go ostatnio zaniedbałyśmy. - gospodyni poczuła się wyrwana do odpowiedzi gdy Soria na nią spojrzała. Ta zaś pokiwała głową o licznych, grubych, prawie czarnych warkoczach.

- Dobrze. Więc go zaprośmy. - zgodziła się gładko nie mając jakichś większych przeciwwskazań w tej materii.

- A z wywarem mogłoby być różnie. Trudno powiedzieć nie wiem jak ma silną wolę i swoje skryte pragnienia. O ile wiem morryci są dość ubodzy pod tym względem. W końcu służą bogowi umarłych i żywi i ich potrzeby ich nie obchodzą. Więc wstępnie nie jest to zbyt zachęcające. Ale kto wie co tam się kryje pod tą bladolicą fasadą. Większe ryzyko widzę w czym innym. - wężowa milady szybko przeszła do drugiej sprawy o jaką zagaił ją jednooki mnich. Wydawała się nie lekceważyć zdolności oporu młodej kapłanki chociaż jak ją znała jedynie powierzchownie mogła sugerować się jedynie stereotypami.

- Jeśli będzie wiedziała od kogo ma tą pomadę to i będzie mogła pójść tym śladem. Zwłaszcza jeśli okaże się odporna na moje słodkości. Parę kropel mojej krwi mogłoby pobudzić śmiertelnika niczym przyjemny flirt czy dotyk. Ale przesądziłoby sprawę jedynie jeśli i tak by żywił dobre chęci w tej sprawie. A jak u tej bladolicej z dobrymi chęciami do pikantnych zabaw to nie mam pojęcia. Nie doszły mnie słuchy aby była jakąś rozpustnicą. - syrena nie przesądzała sprawy ale wydawała się zachowywać sporą dozę sceptycyzmu czy tak drobna dawka jej krwi wpłynie na drastyczny wzrost pożądania młodej kapłanki Morra.

- Och, nie chcę, aby rzuciła się na pierwszego mężczyznę, którego zobaczy. Tylko dać jej delikatne swędzenie z tyłu głowy. I nie tylko. - mnich się uśmiechnął - Sądzę, że można spróbować. Jest żywa, religia, rutyna i umartwianie, potrafią jedynie zmienić naturę człowieka w szept. Wszelkie pragnienia ciągle gdzieś tam są, pora jej o nich przypomnieć. Natomiast jeżeli zacznie coś podejrzewać, zwalę to na kwiaciarka od, którego kupię lawendę.

- Zdajesz się być pewien swego Otto. No cóż, jak masz pomysł i odwagę go zrealizować ja ci nie będę stawać na drodze. Użyczę ci tych paru kropel do tej lawendy. Jak będziesz gotowy to daj znać. - wężowa syrena w ludzkiej skórze przemyślała słowa jednookiego mnicha i widocznie uznała, że może przychylić się do jego prośby.

- Dziękuję, czcigodna. Skoro o tym mowa, jestem pewny, że te dwie chętnie by się za to zabrały. - uśmiechnął się do aktorek - Ja mam jeszcze kilka rzeczy do zrobienia, więc nie będę się uprzykrzał. - odstawił swoje dzieło na bok, ukazując co namalował. Skłonił soę kobietom - Miłej reszty dnia moje panie.

Opuścił kamienicę Pirory i ruszył w stronę apteki Sigismundusa, jeżeli gruba opuścił miasto do dokona swojej powinności w sprawie hodowli. Jeżeli nie to porozmawia z nim o wywarze dla Somnium. Po drodze może zahaczy o bazar zobaczyć czy ktoś ma może lawendę. Pogoda nigdy nie stała na drodze zysku.

 
__________________
Mother always said: Don't lose!
Seachmall jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 13-03-2024, 23:18   #209
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 52 - 2519.07.21; abt; południe

Miejsce: Nordland; pd od Neues Emskrank; droga Dahlem - Neus Emskrank; zajazd “Pod podkową”; główna izba
Czas: 2519.07.21; Aubentag; południe
Warunki: jasno, ciepło; dość cicho na zewnątrz: dzień, pogodnie, łag.wiatr; chłodno (0)


Joachim



- A no tak. - ładna karczmarka pokiwała swoją blond głową jakby dopiero to potwierdzenie ją usatysfakcjonowało. - No to dobrze. Co to by było gdyby wpadła tu banda zwierzoludzi? Ale bramę na wszelki wypadek zamkniemy. - rzekła i przewróciła oczami na te słyszane od rana plotki a może i na myśl, że mogły okazać się prawdziwe. I rzeczywiście po chwili dał się słyszeć przytłumiony przez ściany zajazdu głuchy odgłos zamykania bramy. Czekali tak we trójkę aż kucharz przygotuje zamówiony obiad.

- To będziecie szli do miasta? Aha. No a nie boicie się tych zwierzoludzi? Bo co jak są gdzieś tam dalej? My tu palisadę mamy no ale na trakcie to nic nie ma. A trudno się bada takie gwiazdy? Właściwie po co się to robi? - karczmarka nie mając innych gości siedziała z nimi i wypytywała z ciekawości o to czy tamto. Póki obiad nie był gotowy właściwie nie miała co innego do roboty.

- Trochę długo wam idzie z tym obiadem. - zauważył w pewnym momencie Gunther. Dziewczyna uśmiechnęła się przepraszająco.

- Mamy nowego kucharza. Jeszcze wszystkiego uczy się gdzie co jest. - odparła chcąc wyjaśnić to opóźnienie. Na oko astromanty to chyba jego służący miał rację, że trochę długo czekali na ten obiad. Ale wreszcie się doczekali. Blondynka poszła na zaplecze i po chwili wróciła z zamówieniem. Postawiła je na stole przed nimi życząc smacznego. I wreszcie mogli coś zjeść ciepłego. Jedzenie okazało się trochę mało słone ale temu mogła zaradzić sól w małym garnuszku. Za to przyjemnie spływało ciepłem do żołądka z każdym kęsem zmniejszając głód. Podobnie wino uzupełniało to wrażenie zwilżając gardło. W połączeniu z suchym i ciepłym miejscem syciło i rozleniwiało. Aż głowa zaczynała ciążyć i robiło się sennie. Karczmarka to musiała zauważyć bo popatrzyła na nich uważnie.

- Na pewno chcecie iść dalej? Bo wyglądacie jakbyście zaraz mieli tu zasnąć przy stole. Może jednak skorzystacie z któregoś z pokojów? Nie musicie wynajmować do rana. - zaproponowała. Joachim właściwie nie był już pewny co jej odpowiedział. Ani czy w ogóle coś odpowiedział. Chciało mu się spać i podparł głowę o rękę. A co było dalej to już nie pamiętał.


---


Nie był do końca pewien co go obudziło. Może ciężka głowa i pulsowanie w skroniach. Jakby za dużo wypił. Może jakieś głosy. Może niewygodna pozycja. Albo twarde podłoże. Chciał się podeprzeć aby zmienić pozycję. Ale nie mógł. Jak zamrugał oczami aby przezwyciężyć ten ból skroni i suchość w ustach i spróbował jeszcze raz okazało się, że miał związane nadgarstki. Był związany! Wtedy powaga sytuacja pomogła mu przezwyciężyć otępienie. Rozejrzał się dokładniej dookoła.

Był w jakiejś chyba piwnicy. Związany z rękami z tyłu. Cokolwiek widział bo na drewnianym stole stała zapalona lampa. Oświetlała wnętrze. Obok niego leżał ktoś. Chyba Gunther sądząc po ubraniu. Jego regularny, ciężki oddech wskazywał, że był pogrążony w głębokim śnie. Jeszcze obok leżały trzy albo cztery ciała. Dokładali swoje nuty do pochrapywania jego służącego. Pod sąsiednią ścianą też leżały ciała. Ze trzy lub cztery. Jednak jakieś ciemne zacieki na skórze i kompletna cisza połączona z bezwładem sugerowały, że są już bez życia. Ale było jeszcze coś. Coś po przeciwnej stronie ściany.

Stał tam stary, podniszczony kredens. Ale to nie on zwrócił uwagę Joachima. Tylko coś co w półmroku wyglądało na może dzban, małą amforę, rzeźbę czy coś podobnego. Przedmiot stał na honorowym miejscu ale detale umykały śmiertelnym oczom astromanty. Jednak jego mentalne trzecie oko wyczuwało jak ten przedmiot zakłóca przepływ Eteru. Zwłaszcza mroczne Dhar. Jak się skupił i zbadał to swoimi pozanormalnymi zmysłami to nawet była tam esencja od jego prawdziwego patrona. Rozmyślania przerwał mu odgłos kroków. Nad nim. Chyba więcej niż jedna osoba. Rozmawiali ze sobą, nawet śmiech jakiś usłyszał. Ale w końcu klapa zgrzytnęła i z góry walnęło światło lampy lub pochodni. Zaś po drabinie ktoś zaczął schodzić na dół.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; Dzielnica Południowa; ul. Gnojna 3; apteka Sigismundusa
Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; Dzielnica Centralna; ul. Bursztynowa 17; kamienica Pirory
Czas: 2519.07.21; Aubentag; południe
Warunki: jasno, ciepło; dość cicho na zewnątrz: dzień, pogodnie, łag.wiatr; chłodno (0)


Otto



Jednooki mnich wciąż czuł ostatnią bójkę w kościach. Czy też raczej obolałym ciele. Zwłaszcza jak się ruszał. A musiał się ruszać aby przejść spory kawałek miasta. Sigismundus mieszkał w południowej a nie centralnej części miasta. Soria i jej wielbicielki pożegnały się z nim ciepło ale na zewnątrz chociaż było słonecznie to jednak dość chłodno. Była już z połowa dnia.

Gdy dotarł na Gnojną 3 okazało się, że mimo środka dnia apteka jest zamknięta. Co zapowiadało, że gospodarza nie zniechęcił deszczowy poranek albo wyruszył po tym jak deszcz ustał. Ani pukanie ani dzwonienie dzwonkiem nie zwabiło nikogo do drzwi. Ale aptekarz zostawił mu instrukcje co powinien w takim wypadku zrobić. Czyli przejść od drugiej strony i tam pokazał gdzie w skrytce był schowany klucz. I mnich faktycznie go tam znalazł. Po tym jak otworzył tylne drzwi znalazł się w kuchni. I tu spotkał Dornę.

- Witaj Otto. - kolczasta nosicielka przywitała się z nim trochę niepewnie. Zupełnie jak żak przyłapany przez profesora na bumelanctwie. Ale widząc znajomą twarz szybko się uspokoiła.

- Słyszałam, że ktoś się dobija od frontu. Ale Sigismundus kazał mi nikomu nie otwierać. Chyba, że ktoś by zastukał naszym kodem. - wyjaśniła mu czemu mu nie otworzyła przed chwilą. To jednak było zrozumiałe. W przeciwieństwie do Lilly jaka póki była ubrana w długą suknię całkiem dobrze wtapiała się w miejski tłum Dorna jedynie po ciemku lub w kiepskim świetle mogłaby udawać zwykłą kobietę. Była zbyt mocno oznaczona przez bogów aby to dało się przegapić. Już jej szarozielonkawa, niezdrowa karnacja od razu wpadała w oko.

- Sigismundus i Strupas odeszli rano. Jak przestało padać. Zabrali Loszkę i część hodowli. Ale ja zostałam aby popilnować reszty. - bez jowialnego grubasa jaki tu rezydował to miejsce wydawało się jakieś inne i bardziej puste. Ale obecność szarej mutantki chociaż trochę uzupełniało tą lukę. Zaproponowała gościowi coś do picia.

- Aha. Sigismundus mówił, że możesz to zabrać. Jedne to odżywki a drugie to jaja gotowe do zasiania. Dla Fabienne albo jakby ci się jakaś okazja trafiła. Tak mówił. - pokazała mu jakąś zwykłą, workowatą torbę. Jak do niej zajrzał znalazł w niej dwie mniejsze. W obu były gliniane strzykwy. Tylko jedne z jasnym korkiem w jakim były jaja a drugie ciemne w jakich była odżywka.

- Jutro trzeba będzie zasiać znowu tą ze szlaku. Sigismundus przygotował wszystko. Pokazał mi co i jak to mogę to zrobić. Ale jak chcesz to też możesz przyjść i ją zasiać. - poinformowała go jeszcze przekazując mu wolę swojego gospodarza. No i oczywiście była ciekawa czemu przybył.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 14-04-2024, 21:03   #210
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację


Joachim syknął z zaskoczenia i irytacji sprawdzając stan swoich więzów. Stracił czujność, dając tak się zaskoczyć, jego dar nie przyniósł mu ostrzeżenia. Widok ciał leżących bez życia wskazywał, że grał tutaj o najwyższą stawkę. Oczywiście nie do końca widoczny przedmiot przykuł jego uwagę i zaciekawienie, moc Dhar wyraźnie z niego emanowała. A to świadczyło, że schwytali go wyznawcy potęg Chaosu. Musiał to wykorzystać.

- Dzień dobry… czy może raczej dobry wieczór? - zawołał w stronę schodzących ze schodów postaci, starając się nie okazywać słabości, mimo, że właściwie był schwytanym w pułapkę więźniem.

- A dzień dobry, dzień dobry! Wyspał się panicz? Wygodnie było? - zarechotał jakiś mężczyzna o niezbyt miłej dla oka twarzy. Pierwszy zszedł po drabinie i chyba trochę się zdziwił słysząc to powitanie od więźnia. Aż sparodiował służalczy ukłon ale widać było, że jest w dobrym humorze zwycięzcy jaki jest gotów się sycić nim nad pokonanym. Z góry też doszły ich rechoty reszty towarzystwa. Po chwili zaczął schodzić kolejny mężczyzna. Ponad klapą był jeszcze jeden i ten grubas jaki wcześniej na moment wyjrzał z kuchni gdy sprawdzał dwójkę gości.

- Nie bój się! Będziesz grał główne skrzypce w dzisiejszym przedstawieniu! - zaśmiał się ten co właśnie zszedł. Było ich już dwóch i zerkali ciekawie na związanego jeńca. Chyba byli pewni swego i w ogóle się nie przejmowali niczym.

- No, chyba nie mam wyboru prawda? Straciłem czujność i dałem się schwytać. Ciekaw jestem tego przedstawienia, czy ma związek z przedmiotem emanującym mocą Dhar który wyczuwam?

Jego słowa wywołały wesoły rechot dwóch pierwszych i tego grubasa co został przy otwartej klapie. Ale ten trzeci zmrużył oczy patrząc podejrzliwie na związanego jeńca.

- Co wyczuwasz? - zapytał podejrzliwie. Jego uwaga sprawiła, że pozostała trójka przestała się śmiać i popatrzyła niepewnie na nich obu. Widać było, że czekają na jakieś wyjaśnienia.

- Wyczuwam moc związaną z Chaosem stamtąd. Służycie Mrocznym Potęgom i składacie im ofiary, prawda? - czarodziej postanowił zaryzykować i wybadać grunt. Może uda się porozumieć, jeśli to grupa kultystów nie związana ze zborem.

Teraz cała grupka spojrzała na niego a potem na siebie z zaskoczniem wymalowanym na twarzy. Ale w końcu ten co zszedł jako drugi roześmiał się rubasznie. Teraz on wywołał zdziwione spojrzenia pozostałych.

- A tak! A żebyś wiedział! I dziś się z wami zabawimy! Oddamy cześć naszym patronom a tacy jak ty nam nie przeszkodzą! I nie bój się brama i karczma jest zamknieta więc nikt nam nie będzie przeszkadzał! - po chwilowej konsternacji zarechotał gromko jakby odzyskał rezon. A cała sytuacja sprawiała mu przyjemność z osiągniętego triumfu jaki wkrótce miał się jeszcze powiększyć. Jego śmiałość i pewność siebie podobnie podziała na resztę bo też odetchnęli z ulgą i przyklasnęli jego słowom.

- Źle mnie zrozumieliście. - Joachim wyszczerzył się.
- Ja nie mam problemu z tym, jakim Patronom służycie. A to dlatego, że ja również oddaje im cześć, w szczególności Panu Przemian. Na dowód tego mogę przywołać istotę Chaosu.

- Ty? - teraz widać było widać, że wydawali się mieć sporo wątpliwości. - Pewnie, pewnie, że tak. Teraz to nagle jesteś jednym z nas. Powiesz wszystko aby ocalić swoje nędzne życie. Nie z nami te numery. - prychnął ten najbardziej wygadany jakby podejrzewał go o podstęp jaki ma go wyratować z opresji.

- W mieście znajduje się potężny Zbór, nie słyszeliście o nim? W każdym razie mogę wam to udowodnić. - Joachim zaczął szykować się do wypowiedzenia zaklęcia przywołującego chowańca.

- Powie wszystko aby ocalić swoją nędzną skórę. - mruknął pogardliwie ten co zszedł pierwszy do piwnicy. Drugi spojrzał na niego z miną zastanowienia po czym z powrotem na siedzącego, związanego jeńca.

- I co? Pewnie możesz nas do nich zaprowadzić co? I jesteś bardzo ważny i masz wielu jeszcze ważniejszych znajomych. I w końcu cokolwiej byle cię nie zabijać co? - ten wygadany wydawał się podzielać wątpliwości kolegi. I chyba uważali schwytanego więźnia za desperata co powie cokolwiek byle się wykaraskać z opresji.

- Dobra nie ma na co czekać. Nie mamy całego dnia. - ten pierwszy zwrócił się do wygadanego. Ten namyślał się jeszcze ale z wolna skinął głową.

- Igor dawaj tutaj. - podniósł głowę do góry i grubas sapnął. Po czym niezdarnie zaczął się ładować na drabinę jaka aż zatrzeszczała pod jego ogromnym ciężarem.

Joachim westchnął, miał dwie opcje, mógł albo walczyć / próbować uciec (co było ryzykowne biorąc pod uwagę ilość przeciwników oraz nieznajomość terenu) albo przekonać ich, że jest tym za kogo się podaje. W tej sytuacji skupił wolę w tym wibrującym od Dhar miejscu i wypowiedział zaklęcie przywołanie chowańca, którego nauczyła go Merga.

Gdy zaczął mówić słowa krótkiego zaklęcia jakiego nauczyła go rogata wyrocznia z północy trzej mężczyźni zrobili zdziwione miny chyba nie wiedząc co to ma oznaczać. Każdy oddech dawał młodemu demonologowi te słowo zaklęcia więcej. Potrzebował ich tylko paru oraz skupić się aby z przepływającego Eteru brutalnie wyrwać garść magii, zgnieść je i upleść z nich wezwanie do innego wymiaru skąd powinien wyskoczyć jeden z chochlików jakich przygotowała mu Merga.

- On coś czaruje! Brać go! - krzyknął ten wygadany. Dwaj jego towarzysze rzucili się do przodu. Jeden z nich kopnął Joachima w brzuch powalając go na ziemię. Spaślak nie był tak żwawy i stanął mu nogą na ramieniu skutecznie je unieruchamiając. Ale rzeczywistość w piwnicy już zafalowała i pękła. Wyskoczyła z niej mała istota o dziwnych kształtach a jej obcość sprawiła, ze włosy stanęły na karku i ramionach zaś w nozdrza uderzył nieprzyjemny, skwaśniały zapach.

Joachim syknął z bólu od uderzenia, próbując się podnieść. Dawno z nikim się nie bił, odzwyczaił się od tego uczucia.
- Spójrzcie głupcy, oto wezwałem istotę z Dhar i z Etheru, sługę samego Tzeentcha, Zmieniającego Drogi! Przestańcie albo spadnie na was jego gniew!

Istota nie zrodzona z żadnych śmiertelnych trzewi jaka wyskoczyła z innego świata widocznie zaskoczyła i przestraszyła kultystów. Tego się pewnie nie spodziewali i latające straszydło nawet dość niewielkich rozmiarów zaczęło lewitować pod sufitem zaczęli krzyczeć jeden przez drugiego. Cofnęli się pod ścianę piwnicy i wyglądali jakby mieli ochotę stąd uciec. Jednak jedyna droga wiodła w górę drabiny. W końcu ten wygadany się przemógł.

- Wybacz! Nie poznaliśmy cię! Myśleliśmy, że tylko blefujesz aby uratować swoje nędzne życie! Wielu tak próbowało kłamać! Nie wiedzieliśmy, że jesteś jednym z nas! - krzyknął do czarodzieja. Tego jeszcze bolał brzuch po kopnięciu ale właściwie nie zdążyli mu zrobić nic poważniejszego.
Joachim wział głęboki oddech, odetchnął z ulgą.
- Mieliście szczęście, że nie przywołałem gromu by was spopielił…. ale lepiej poźno niż wcale…. może usiądziemy gdzieś i porozmawiamy? - planował wybadać więcej o tej grupie i jaką siłą dysponują. Może będę użytecznymi sprzymierzeńcami dla niego i Zboru?


 
Lord Melkor jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:19.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172