Wątek: Sodraland 2527
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-03-2024, 14:22   #80
Cioldan
 
Cioldan's Avatar
 
Reputacja: 1 Cioldan nie jest za bardzo znany
Kristoff przyjrzał się też medalionowi, ale nie kojarzył mu się z niczym co znał. No oprócz ośmiornic, a te kojarzyły mu się raczej z czymś mrocznym.
- Dobrze, to ja udam się do ratusza. Jako, że Julka ma nowy medalion, to pewnie Warmund zabierze ją do Ekberta. Iskra, Eskil, może pójdziecie ze mną? Znacie sprawę całkiem dobrze, a do tego świetnie się sprawdzacie we wszelakich rozmowach- zagaił do swoich współpracowników, a po wypowiedzeniu ksywki swej koleżanki, wyraźnie się zarumienił. Może powinien iść z Warmudnem, albo do ratusza pójść z Franziską, ale mimo wszystko, wciąż byli magami, a to jednak dalej podświadomie odrzucało go od nadmiernych interakcji z nimi.
Ucieszyło go, że obie osoby, którym zaproponował wyjście, zgodziły się pójść z nim. Może skomentowały to z ironią, jednak przecież równie dobrze mogli odmówić. De Soto jednak nie miał zbyt wiele zleceń obecnie, także mogli pójść także po to aby zrobić coś spektakularnego i później błysnąć przed de Soto. Przed wyjściem, jeszcze raz odezwał się do reszty.
- Myślę, że Vivian gdzieś tam jest, mogła trafić przez swoje poszukiwania pradawnych kultur, na ludzi co stoją za kultem pradawnych Bogów... albo po prostu naraziła się Octavio z tą amforą. Jutro ją znajdziemy, nie? No, a wieczorem rozgryziemy tego typa z Dziurawych Dzbanych. Do później!-

Sama podróż przebiegła dość miło. Kristoff raz czy dwa próbował coś zagadać do Iskry, mając w pamięci ostatni wspólny spacer. Utkwił mu bardzo w pamięci, gdyż rzadko bywał w podobnej sytuacji. Głównie jednak odzywał się Eskil, który miał kilka ciekawych opowieści. Gdy doszli do ratusza, po wejściu trafili na wielu ludzi. Widać było, że ruch mają duży i wiele spraw do załatwienia. Znaleźli jedną z osób tam pracujących i Gummiohr chciał dowiedzieć się, gdzie mają się udać, aby porozmawiać o bardzo ważnych sprawach...
- Dzień dobry, gdzie mogę zgłosić pilną sprawę. Zamieszki i palenie świątyń przez tłum wiedziony przez jakiegoś kultystę?
- Co ty mówisz chłopaku? Jakie zamieszki, jaki kultysta? - urzędnik jaki siedział w recepcji aż zamrugał oczami ze zdziwienia słysząc taki wstęp. I widocznie potrzebował więcej wyjaśnień.
- Jeśli możesz, to powiedz komu to opowiedzieć, żebym nie musiał się powtarzać. Proszę, to pilne! - Kristoff z nadzieją w głosie zwrócił się do urzędnika.

Z recepcji skierowano go do biura straży miejskiej i teraz rozmawiał właśnie z dwoma jej przedstawicielami.
Kristoff zaczął opowiadać o zdarzeniu, zaczął od początku, czyli jak koleżanka, kapłanka Myrmidii wpadła przerażona, aby zwołać wszystkich, że idzie tłum i chce palić świątynie. Wszystko opowiadał zgodnie z prawdziwymi wydarzeniami, bo to szczery chłopak jest.
- Ale to nie tak, że wszyscy Ci ludzie do jakiegoś kultu należą. Oni w części się nawet wycofali, wtedy gdy im łagodnie tłumaczyliśmy, że wszyscy jesteśmy po jednej stronie, a ich ktoś wykorzystuje. Owszem, są wzburzeni obecną sytuacją, szczególnie na Księżną, którą uważają za zdrajczynie. Jednak najgorszy był ten ich wieszcz. Mówił o pradawnych Bogach o przewrocie, no, ale to już Wam opowiadałem co on wygadywał. No wariat! Tyle, że skuteczny wariat… - tu przerwał na chwilkę swoją wypowiedź, ale szybko podjął inny temat
- Jeszcze taka jedna sprawa. Jest tu jeszcze Ludolf?
- Spokojnie młodzieńcze. Gdzie to było? Zapamiętałeś kogoś? Jakieś imię? - Jeden z rozmówców wyglądał na urzędnika a drugi na strażnika. Wysłuchali go ale też chcieli więcej szczegółów tego opisywanego zdarzenia. Ten urzędnik miał przed sobą otwartą księgę i czasem coś w niej zapisywał z tej rozmowy.
Kristof musiał odpowiedzieć na różne pytania dotyczące tego niedawnego zdarzenia. Obaj urzędnicy zaś kiwali głowami i niewiele komentowali ale widocznie mieli wprawę w takich przesłuchaniach. Z ich krótkich uwag wywnioskował, że to chyba nie był taki pierwszy przypadek ostatnio. W końcu podziękowali mu za rozmowę i obiecali, że wyślą kogoś kto to sprawdzi. Wskazali też gdzie jest Ludolf.
Kristoff, Iskra i Eskil zostali wpuszczeni do lochów. Większość cel była wypełniona, co nie dziwiło, biorąc pod uwagę dziwne okoliczności w jakich wszyscy się znaleźli. Gummiohr pierwszy zagadał to znajomego.
- No cześć, jak sobie radzisz? Wyrok już dostałeś? Kiedy wychodzisz? Jednak przede wszystkim, musisz powiedzieć co wiesz o Dziurawych Dzbanach i wieszczu, który tam przychodzi i głosi różne dziwne rzeczy. Słuchaj to bardzo ważne. Jakieś pradawne bóstwa, leczenie z zarazy. No i kwestia Octavio. On rozprowadzał ten lek? Wybacz Ludolf, ale musimy wiedzieć wszystko, a że niedługo będziemy widzieć się z Maestro, Moreno, Maximo. Możemy szepnąć dobre słowo, że Ty z dobrej woli sprzedawałeś leki, wierzyłeś w to. Możemy też powiedzieć, że żywo współpracowałeś. Wiesz co…, tak szczerze to wolę mu powiedzieć dobre słowo, bo Ty przecież dobry człowiek jesteś, nie? - młody Gummiohr nie czuł się z tym dobrze, że tak przycisnął kupca, ale z drugiej strony wiedział, że musi zacząć trochę mocniej przyciskać ludzi, aby dowiedzieć się czegokolwiek by rozwiązać kwestię kultu, a może przy okazji przybliżyć się do odnalezienia Vivian.

- No pewnie, że dobry człowiek jestem! Wszystkim to powtarzam tylko mnie nie słuchają! Ciężkie czasy mamy, ten przednówek i jeszcze ta zaraza i kwarantanna! Chciałem tylko pomóc sobie i innym ludziom! Co w tym złego, że mielibyśmy lek na tą przeklętą zarazę! - Ludolf wyglądał marnie. Przygnębiony i przygaszony. Być może z powodu siedzenia w lochu. Otoczenie w postaci składanej w ścianę, prostej pryczy, trochę siana na kamiennej podłodze było ciemne, ponure i proste. W końcu miało służyć do trzymania podejrzanych w oczekiwaniu na proces i wyrok co zwykle nie trwało dłużej niż kilka dni. Zapewne z powodu zarazy jeszcze nie został osądzony bo od strażników przybysz z Imperium wiedział, że spodziewają się tego za kilka dni. Dla spekulanta i hochsztaplera w czasach kryzysu przewidywali wyrok skazujący.

- A o Dziurawych Dzbanach nic nie wiem! Tyle, że tam przychodzi jakiś mędrzec. Głosi kazania o nowych bogach. Czy tam starych. No jakichś innych w każdym razie. No i rozdaje amulety, błogosławieństwa, eliksiry. Mówił, że to pomaga, że wszyscy co przyjmą nową wiarę i błogosławieństwa będą uzdrowieni a reszta zginie marnie. No i ja pomyślałem, że można by wziąć te eliksiry i amulety no i oddać je innym. Za parę nędznych miedziaków. Ale ktoś na mnie doniósł i mnie capnęli! Sam widziałeś! Bo to u was było w “Waranie”! No i jestem tutaj. Skapieję tu marnie jak nic. I co się stanie z moją biedną żoną i dziećmi? Jak mnie zbraknie kto się nimi zaopiekuje? - drobny handlarz wydawał się być zdruzgotany swoim losem i rokowaniami jakie nie były najlepsze.
- Wierzę Ci Ludolf. Postaram się powiedzieć dobre słowo o Tobie, no a ten mędrzec, to kto może go znać? Ehhh, dzięki i za tyle informacji… na koniec jeszcze rzucił Kristoff. Poczekał chwilę na odpowiedzieć i się pożegnali.
Przed ratuszem, zwrócił się do swoich kompanów
- No dobra, to co teraz? Jeszcze nie ma wieczoru by iść na Dzbany. Macie jakiś pomysł, czy po prostu idziemy na obiad? Aaaaa i Iskra, kiedy Ty masz ten występ u Octavio?- Kristoff zagadał do towarzyszy, bo pomysły na chwilę obecną mu się skończyły.
 
Cioldan jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem