Mog zatrzymał się i odruchowo spojrzał na swoich towarzyszy. 'Magia czy duchy?' - zapytał sam siebie w myślach.
Mogarin Baerdlong - bo takie miano nosił, był - jak i jego towarzysze - krasnoludem. Choć zawsze pragnął zostać wojownikiem, to jednak wyglądem przypominał raczej mędrca. Bujna siwa broda, siwe brwi i włosy tegoż koloru, potęgowały to wrażenie i dodawały krasnoludowi powagi.
W rzeczy samej, Mogarin głupcem nie był. Zapewne gdyby za młodu zainteresował się profesją, do której miał naturalne predyspozycje, byłby teraz magiem bądź kapłanem, a nie skrybą i niezbyt wprawnym wojakiem.
- Krasnoludy. Poplecznicy Rogahna i Zelligara - odrzekł, uznając że jest najlepiej predystynowany do przemawiania w imieniu swojej drużyny. W końcu w swoim oddziale obok profesji skryby zajmował się też rozsądzaniem sporów, jakie wybuchały nieraz pomiędzy krewkimi, krasnoludzkimi żołnierzami.
- Przybyliśmy z ich polecenia, by otoczyć pieczą te włości i... zapewnić bezpieczeństwo Mae - głos krasnoluda lekko zadrżał. Mogarin nie był pewien jak jego nadprzyrodzeni rozmówcy zareagują. Czy będą żądać jakichś dowodów jego słów? A może od razu wezmą ich za kłamców i rabusiów? Niewiele też wiedział o samej Mae. Informacji o śmierci Rogahna i Zelligara na razie celowo nie ujawniał. Trzeba było najpierw wyczuć nastawienie i intencje interlokutorów, przypuszczalnie strażników tego miejsca.