Wątek: Sodraland 2527
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-03-2024, 22:37   #81
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 28 - 2527.01.31 ant; popołudnie

Miejsce: Hr. Skogland; Ebenstadt; Dzielnica Centralna, ul. Wihajstrów Ekberta; rezydencja barona Ekberta (AO:34)
Czas: 2527.01.31; Angesstag; popołudnie
Warunki: salon, jasno, ciepło, cicho; na zewnątrz: dzień, zachmurzenie, umi.wiatr, mroźno (mod -15)



Warmund, Julia, Filippo



Tym razem samo dostanie się na teren magicznej rezydencji ekscentrycznego barona też nie było takie trudne. Wystarczyło zadzwonić przy bramie głównej. A po chwili odezwał się jakiś dziwny głos pytając kto tam. A gdy powiedzieli to prosił aby poczekać. Raczej niezbyt długo ale ten sam głos obwieścił im wkrótce, że mogą wejść. Po czym Warmund odczuł jak zaczynają wirować wiatry Eteru jakie napędzały bramę. Ta otwarła się bez pomocy żadnych widocznych dla śmiertelników sił. Co zrobiło spore wrażenie na jego towarzyszach bo nieco trwożliwie minęli ją jak najszybciej. A Julia splunęła za lewę ramię co wedle powszechnej tradycji znanej nawet w Imperium miało odczynić zły urok.

Wewnątrz przywitał ich ten sam konsktrukt co poprzednio. Pełnił rolę właściwie podobną do majordoma czy kamerdynera. Jak się przymknęło oko na jego niecodzienną, mechaniczną formę jaka regularnie czymś metalicznym klekotała, grzechotała czy stukała. Z wnętrza wysunęła się jakaś jakby kieszeń, schowek czy tacka. I poprosił on gości aby tutaj położyć podarek dla jego pana. Po czym zaprowadził ich do wygodnego i eleganckiego salonu. I tu było o wiele przyjemniej niż w recepcji rezydencji. Zostali jakiś czas sami we trójkę.

- Ciekawe czy nas przyjmie. - zastanawiał się Filippo rozglądając się ciekawie po wnętrzu salonu. Zdecydowanie widać tu było dobry smak, potęgę, bogactwo gospodarza. Oraz zamiłowanie do egzotyki co dało się poznać po modnych wśród szlachty skórach i łbach dzikich zwierząt i potworów. Niektóre całkiem szkaradne jak łeb wielkiego pająka jakie niegdyś zamieszkiwały te lasy wraz z goblinami jakie ich dosiadały. Co sugerowało, że baron za młodu lub jego przodkowie mogli mieć coś wspólnego z wyrywaniem dzikiej puszczy ziemi z plugawych goblińskich łap pod ludzkie osadnictwo. Był nawet jakiś puchar z dedykacją dla championa areny ale nazwa nic trójce gości nie mówiła. W końcu zjawił się sam gospodarz.




link: https://i.imgur.com/vYE1IXQ.jpeg


- Ah wybaczcie. Tyle pracy a tak mało czasu. Kogóż tu mamy? Ah no tak. Nasz młody, płomienny żartowniś z Imperium. Ha ha. Niezłe to było. Postraszyć zamieszkami i Inkwizycją jaka tutaj nie ma żadnych praw. No, no. Zakładam, że nie jesteś głupcem młodzieńcze aby mnie tak próbować zastraszyć bo wiem, że już trochę bawisz w mieście więc zapewne słyszałeś coś o mnie i moich przodkach. Więc gratuluję ci animuszu młodziku. Też taki byłem w twoim wieku. Wydawało mi się, że magia jest rozwiązaniem wszystkich naszych problemów a te były tak dziecinnie proste! Cóż, kilka dekad później jedne problemy udało się rozwiązać inne nie a w zamian doszły nowe. Niekończąca się historia. - mag jaki wszedł do środka wydawał się dziarskim staruszkiem. Miał na twarzy gogle jakie nadawały mu obcego wygladu. Ale szatę miał całkiem niczego sobie. W dziwne wzory ale właściwie tutaj na południu jak nie było jednej akademii szkolących w konkrentym kierunku czy symbolice to tutejsi magowie byli o wiele mniej ujednoliceni niż to co Warmund pamiętał z Imperium. Właściwie to podział na tamte 8 szkół tutaj prawie nie istniał i wydawał się ciekawostką zza gór. W końcu Teclis nauczał właśnie za górami, w Imperium i to ze dwa wieki temu. Więc nie obowiązywało to poza tym krajem a mogło być co najwyżej sugestią. Zresztą przed czasami Magusa nawet w Imperium istnieli magowie i to bez żadnego Kolegium co ich szkoliło. Tak amo i tutaj sobie radzono bez niego. A przez to choćby takiego mistrza Ekberta trudno było Warmundowi zakwalifikować do którejś ze znanej mu szkół. Co nie przeszkadzało aby jego sylwetka wpływała na przepływ Eteru jaki zakrzywiał się wokół niego jak strumień wokół kamienia jaki opływa.

Usiadł na fotelu przy kominku i poczekał aż jego konstrukt poda im wino i paterę z suszonymi owocami. Po czym był gotów wysłuchać z czym przyszli. Wieści o zamieszkach na mieście nie zrobiły na nim zbyt wielkiego wrażenia. Wydawał się je bagatelizować albo nawet był nimi znudzony.

- Motłoch zawsze bruździ. Dlatego trzeba go co jakiś czas poskromić. Wtedy przez jakiś czas jest spokój aż znów coś się komuś nie podoba i wszystko zaczyna się od nowa. - nie wydawał się czuć zagrożony tymi zamieszkami. Jednak w swojej rezydencji mógł się czuć całkiem bezpieczny. Solidne mury, magia no i kontrowersyjna reputacja mogły zapewne zniechęcić większość oponentów do szturmu.

- Chociaż tak, dziwna ta zaraza. Żadna porządna zaraza o jakiej słyszałem czy przeżyłem tak nie wyglądała. Ani czarnych plam, ani krwawych wybroczyn, wrzodów ani nic. Tylko jakiś amok i pęd ku niewiadomo czemu. Zupełnie jakby bardziej atakowała umysł niż ciało. Chociaż słyszałem, że ciało też. Tak, na pewno interesujące. Pewnie Griffa by była zafascynowana. Uwielbia przypadki opętań, animacji zmarłych i omamień umysłu. Wy w Imperium zaraz byście krzyczeli o demonologii i nekromancji ha ha! Ale nie, magia ma wiele niuansów i nie da jej się tak prosto poszufladkować jak wam Teclis wmawiał. W końcu ja nie mam u was racji bytu. Nie należę do żadnej z waszych licencjonowanych przez elfy szkół więc wedle waszego prawa jestem heretykiem, guślarzem, czarnoksiężnikiem i trzeba mnie spalić na stosie! - baron swobodnie dyskutował o różnych tematach i niuansach magii. I całkiem dobrze znał zasady panujące w Imperium względem magów. Wykładnia tamtejszego prawa była tak jak mówił i miałby spore szanse na wpadniecie w kłopoty gdyby próbował działać na imperialnym terenie. Ale tu nie było Imperium. Więc tu mógł działać swobodnie.

- Zamtuz Octavio? Tak, znam go. Został mi przedstawiony raz czy dwa jak już byłem w Domu Magów albo na jakimś przyjęciu. Nie pamiętam dokładnie. Wygląda mi na pyszałka i karierowicza. No niestety dla niego mnie już takie rozrywki nie interesują. Mam swoje lata. Ale rozumiem, że wy, młodzi macie swoje potrzeby. To nic zdrożnego, młodość ma swoje prawa. I ktoś nie lubi się zabawić? No to nic dziwnego, że różni tacy jakich stać korzystają z jego przybytku rozkoszy. Też jak byłem młody mi się zdarzało odwiedzać takie miejsca oj tak, to były czasy nie taka szarość jak teraz. - wątek z zamtuzem Octavio nawet go rozbawił i stał się przyczynkiem do wspomnień z młodości. I chyba nie uważał takich przybytków za coś zdrożnego.

- Ale żeby Vivian miała tam się udać? Dziwny pomysł. Nie posądzałem jej o takie zainteresowania. Odwiedziła mnie bo była ciekawa pewnego niezwykłego artefaktu jaki nieskromnie powiem jest w moim posiadaniu. Miała bardzo ciekawą teorię o starożytnej cywilizacji jaka je wytworzyła. Rzeczywiście wzornictwo jest dość nietypowe. Właśnie dlatego się nim zainteresowałem. Liczyłem, że może taka znamienita uczona od starożytnych kultur jak ona rzuci nieco światła na jego tajemnicze pochodzenie. Dlatego zgodziłem się przerwać swoje badania i przyjąć ją. Wspomniała, że natrafiła swego czasu na plotki o niezwykłej harfie jakie pochowano je z jednym z dawnych wodzów w okolicznych kurhanach. Mówiła, że to równie tajemniczy i stary artefakt i zastanawiała się czy może mieć z moim diademem coś wspólnego. - zakończył mówić o znajomej uczonej jakiej poszukiwała trójka jego gości. Zdążył wypić kielich swojego wina ze złotego kielicha a jego mechaniczny lokal ponownie uzupełnił mu jego zawartość. Julia wolała sama się obsłużyć i polewała sobie sama. Z całej trójki wydawała się najcichsza i właściwie się nie odzywała odkąd tu weszli. Philippo czasem coś przytaknął ale też raczej słuchał tego co ich szacowny gospodarz mówi.




link: https://i.imgur.com/lkjA6ei.jpeg

Jak na doświadczonego najemnika i łowcę nagród przystało wydawał się mniej speszony niż tutejsza łotrzyca jaka miała dość hałaśliwą naturę ale jednak równie często działała subtelnie i z ukrycia.




Miejsce: Hr. Skogland; Ebenstadt; Dzielnica Zachodnia, ul. Brązowa; karczma “Kufel i kłos” (AC:16)
Czas: 2527.01.31; Angesstag; popołudnie
Warunki: główna izba, jasno, ciepło, gwar głosów; na zewnątrz: dzień, zachmurzenie, umi.wiatr, mroźno (mod -15)


Kristof, Iskra, Eskil





link: https://i.imgur.com/cJxBy1L.jpeg


Po wizycie w ratuszu wyszli na zewnątrz. I zastanawiali się co dalej robić. Jak tu zabić czas do zmroku. W końcu przystali na pomysł Kristofa aby pójść coś zjeść. I po odrzucaniu paru pomysłów w końcu stanęło na “Kuflu i kłosie”. Iskra nie chciała iść do żadnej podejrzanej mordowni a Eskil do jakiegoś zbyt wyszukanego i drogiego lokalu. Więc taki przeciętniak na jaki się zgodzili pasował im obojgu. A do tego było w miarę blisko do Dziurawych Dzbanów.

Na miejscu mogli zamówić coś do zjedzenia. Z czego najwięcej było ryb, jajek i serów. Na przednówku i podczas kwarantanny nie było to aż tak dziwne. Można było zapomnieć o świeżej dziczyźnie z lasu czy plonach z nowego sezonu jaki jeszcze się nie zaczął. I przez kilka najbliższych miesięcy nie zacznie. Trzeba było liczyć na to co udało się zachować z poprzedniego sezonu. I jedynie jajka od kur i ryby z rzeki wciąż można było dostać świeże. Ktoś rozpoznał Iskrę i zawołała ja aby zagrała coś wesołego. Ale odkrzyknęła, że struny jej zamokły i musi je wysuszyć.

- Za tydzień w Marktag mam mieć występ. Wieczorem. Poszłam aby się rozejrzeć no to niezbyt mi zależało na jakimś konrketnym terminie i stanęło, że w Marktag. - minstrelka nie taiła jak i dlaczego się właśnie tak umówiła z właścicielem “Wesołej Octavii” na występy. Termin wyglądał w porządku, w dzień targowy zwykle było więcej gości i chętnych na rozrywki. Przynajmniej przed kwarantanną.

Potem zaczęli rozmawiać o Ludolfie. Ciekawi jak się w to wpakował. Eskil był zdania, że facet miał pecha. Gdyby nie kwarantanna postałby za taką drobnostkę przy słupie, dostał parę batów i tyle. A tak jak go podciągnął pod jakieś grube paragrafy to może być kiepsko. Zdawał się traktować go jak kolegę po fachu jaki wpadł. Iskra za to nie kryła, że pomysł naciągania ludzi na fałszywy lek czy tam zbawienie nie przypadł jej do gustu. Zwłaszcza, że pewnie żerowałby na zwykłych biedakach a nie na tych którzy nawet teraz obrastają w tłuszcz. Wreszcie temat zszedł na samą noworoczną plagę.

- Ostatnio jak byłam u Grimaldich to słyszałam jak rozmawiali z gośćmi. Taki, mały, kameralny koncert. Zastanawiali się czy książę Eryk by nie mógł jakoś wywołać tej plagi. W końcu wszyscy wiedzą, że pewnie na wiosnę będzie wojna między nim a księżną. A kto by najwięcej zyskał na zniszczeniu jej stolicy przez plagę? No właśnie książe Eryk. - blondynka przedstawiła to co usłyszała ostatnio u możnych tego miasta.

- Ja słyszałem, że on to mnich taki i pobożny bardzo. To bawiłby się w takie zarazy? Może. W końcu nie pijam z nim grzańca to nie wiem jaki jest. Ale co wtedy z tymi pradawnymi bogami? Sami słyszeliście jak tamten dzisiaj rano się o nich darł. - Eskil wzruszył ramionami ale nie znał się na intrygach między władcami tego świata.

- Może zmyłka? Nie wiem. Też mnie to dziwi. Warmund mówi, że to kultyści Chaosu. Ale ja znam trochę norsmeńskich legend i tam ci przeklęci bogowie są nazywani różnie. Bo to my na południu nazywamy ich Mrocznymi Bogami albo Mrocznymi Potęgami a tam w sagach z północy to różnie. Ale o “pradawnych bogach” to nie słyszałam takiej nazwy. - minsterlka odsunęła pusty już talerz, przepiła go grzańcem na rozgrzewkę i zajęła się swoją lutnią. Sprawdzała każdą strunę jak brzmi i w końcu wyjęła ściereczkę i zaczeła je czyścić. Eskil obserwował to chwilę a może zamyślił się nad jej słowami.

- Tutaj jest pełno legend o różnych dziwnych rzeczach. Wcześniej tu grasowały gobliny i pająki. Jeszcze wcześniej chyba elfy i krasnoludy. A są opowieści o dawnych ludzkich cywilizacjach. I to się znajduje na każdym prawie kroku. Prawie pod każdą piwnicą w mieście jest jakiś starożytny bruk czy mozaika. A każda z tych ras albo cywilizacji miała swoich bogów i demony. Nie wiadomo więc o co chodzi z tymi pradawnymi bogami. Może o nic i to tylko zmyłka. A może jednak o jakichś chodzi. Ten talizman co Julia znalazła to był dziwny. Brzydki, nie podobał mi się. Ja bym takiego nie nosiła nawet jak ktoś by dał mi go za darmo albo w prezencie. Myra też mówiła, że nie zna tego symbolu a w końcu to kapłanka. Szkolą się w teologii i różnych takich symbolach. - blondynka zamyśliła się na głos jak bardzo elastyczne jest pojęcie “pradawnych bogów” zwłaszcza w tym rejonie świata.

- Właściwie to widzieliście jakiegoś zarażonego? - zapytał w pewnym momencie patrząc na dwójkę towarzyszy. Blondynka z pewnym zdziwieniem pokręciła głową, że nie. - Jak tak teraz myślę to ja też nie. Dziwi mnie, że tak jak już padną to zasypiają, wpadają w jakis letarg czy co a potem nagle gdzieś gonią i w końcu znikają. Przecież jakby sobie rozbili łeb, wpadli do rzeki, rynsztoka czy co to powinny być ciała nie? No jedno, dwa, dziesięć, można przegapić. Ale o tej zarazie już tyle mowa a gdzieś znikają te wszystkie ciała nie? Przynajmniej tak słyszałem. - łotrzyk zwrócił uwagę na inny aspekt tej noworocznej plagi. Minsterlka pokiwała głową jakby wcześniej to nie przyszło jej do głowy.

- Ciekawe czy ta von Schwarz jeszcze żyje. Już trochę jej nie ma. Szlachtę to się porywa dla okupu. A nie po to aby ją trzymać. To już by się ktoś zgłosił po okup. Ale ona nie stąd rodziny tu nie ma, nie ma kto za nią zapłacić. Może tam od magów coś by za nią dali ale czy na pewno to nie wiem. No chyba, że zabili ją przez przypadek. Podczas porwania albo tuż po. Wtedy lepiej pozbyć się ciała bo za zabójstwo szlachcica to można głowę dać. - Eslik z nudów zaczął kolejny wątek, tym razem dotyczący zaginionej uczonej.

- Może ktoś się w niej szaleńczo zakochał i ją porwał z miłości? Rosaria mówiła, że ona jest bardzo piękną kobietą i niejeden amant tu smalił do niej cholewki. No i ta aura uczonej i podróżniczki. W końcu widziała tyle krain. Wróciła nawet z Lustrii. To może robić wrażenie. Takie porwanie z miłości byłoby całkiem romantyczne. Jak w rycerskich balladach. Zresztą w norsmeńskich sagach też tylko tam oczywiście wszystko jest bardzo krwawe. - artystka wydawała się być zwolenniczką swojej romantycznej teorii na temat zniknięcia imperialnej uczonej. Tłumaczyła ją jednak chętnie czyszcząc przy tym swoją lutnię.

- Na razie to ta koleżanka Franziski mówiła, że ona wciąż jest w mieście. I to gdzieś tutaj bo w północno - zachodniej części miasta. Tylko właśnie nie wiadomo czy jeszcze żyje. - łotrzyk wskazał palcem dookoła siebie bo karczma była faktycznie w rzeczonej ćwiartce o jakiej mówiła magiczka z Domu Uczonych. Ale było to za mało dokładne aby myśleć o jakimś konkretnej kamienicy czy ulicy. Zjadł, odsunął talerz i leniwie rozejrzał się po raz kolejny kto akurat jest w karczmie.

Po części można było to zrozumieć bo w oczy a raczej uszy wpadał rozgniewany krasnolud. Siedział przy kilku kuflach i wyglądał dość skromnie jak na standard swojej rasy. Dość prosty kubrak z niewielką ilością ozdób w jakich lubowali się brodacze. Słychać było jak złorzeczył na to cholerne miasto i nędzne, nieudolne człeczyny. I tylko wodził rozgniewanym wzrokiem po gościach jakby tylko czekał czy ktoś podejmie tą rękawicę. Jednak na razie wszyscy odwracali wzrok i chyba nie chcieli stawać na drodze rgozgniewanego khazada.

Jakby dla równowagi nietypowym gościem wydawała się elfka. Oczywiście piękna i dostojna jak cała jej rasa. Tak bardzo, że nawet w jej eleganckich manierach można było doszukać się arogancji i pogardy jaką ponoć elfy obdarzały ludzką rasę. Obecna tu elfka była ubrana w brązy i zielenie czasem przetykane złotą nicią co sygerowało, że pochodzi z leśnych elfów. W końcu Zielony Krąg był nieco dalej na północ, w głębi Skoglandu ale nie aż tak daleko stąd najczęściej elfy w mieście pochodziły właśnie stamtąd. Nawet Alruna co przystała do de Soto też pochodziła od nich. Bo morskie elfy jak Melidor to raczej lubowały się w bielach i błękitach kojarzących się z otwartym morzem i niebem nad nim z jakiego pochodziły.

W oko Eskiela wpadła jeszcze jedna kobieta i wskazał ją koledzę. Faktycznie młoda była i o niezłym popiersiu. Bo właśnie góra jej sylwetki wystawała ponad stół przy jakim rozmawiała z jakimiś dwoma mężczyznami. Wyglądała na jakąś uczoną, skrybę, może nowicjuszkę ale nie bardzo bo zwykle te miały jakiś emblemat swojej świątyni bądź patrona. A u niej stąd nie było tego widać ale mogła mieć jakiś drobny element z tym związany albo nie mieć jeśli była osobą świecką. W każdym razie rozmawiała jakiś czas z tymi dwoma i wydawała się tym być zaabsorbowana. Ale w końcu skończyli bo oni wyszli a ona jeszcze została dopijając coś ze swojego kubka.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem