Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Sesje RPG - Warhammer Wkrocz w mroczne realia zabobonnego średniowiecza. Wybierz się na morderczą krucjatę na Pustkowia Chaosu, spłoń na stosie lub utoń w blasku imperialnego bóstwa Sigmara. Poznaj dumne elfy i waleczne krasnoludy. Zamieszkaj w Starym Świecie, a umrzesz... młodo.


Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 03-03-2024, 22:37   #81
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 28 - 2527.01.31 ant; popołudnie

Miejsce: Hr. Skogland; Ebenstadt; Dzielnica Centralna, ul. Wihajstrów Ekberta; rezydencja barona Ekberta (AO:34)
Czas: 2527.01.31; Angesstag; popołudnie
Warunki: salon, jasno, ciepło, cicho; na zewnątrz: dzień, zachmurzenie, umi.wiatr, mroźno (mod -15)



Warmund, Julia, Filippo



Tym razem samo dostanie się na teren magicznej rezydencji ekscentrycznego barona też nie było takie trudne. Wystarczyło zadzwonić przy bramie głównej. A po chwili odezwał się jakiś dziwny głos pytając kto tam. A gdy powiedzieli to prosił aby poczekać. Raczej niezbyt długo ale ten sam głos obwieścił im wkrótce, że mogą wejść. Po czym Warmund odczuł jak zaczynają wirować wiatry Eteru jakie napędzały bramę. Ta otwarła się bez pomocy żadnych widocznych dla śmiertelników sił. Co zrobiło spore wrażenie na jego towarzyszach bo nieco trwożliwie minęli ją jak najszybciej. A Julia splunęła za lewę ramię co wedle powszechnej tradycji znanej nawet w Imperium miało odczynić zły urok.

Wewnątrz przywitał ich ten sam konsktrukt co poprzednio. Pełnił rolę właściwie podobną do majordoma czy kamerdynera. Jak się przymknęło oko na jego niecodzienną, mechaniczną formę jaka regularnie czymś metalicznym klekotała, grzechotała czy stukała. Z wnętrza wysunęła się jakaś jakby kieszeń, schowek czy tacka. I poprosił on gości aby tutaj położyć podarek dla jego pana. Po czym zaprowadził ich do wygodnego i eleganckiego salonu. I tu było o wiele przyjemniej niż w recepcji rezydencji. Zostali jakiś czas sami we trójkę.

- Ciekawe czy nas przyjmie. - zastanawiał się Filippo rozglądając się ciekawie po wnętrzu salonu. Zdecydowanie widać tu było dobry smak, potęgę, bogactwo gospodarza. Oraz zamiłowanie do egzotyki co dało się poznać po modnych wśród szlachty skórach i łbach dzikich zwierząt i potworów. Niektóre całkiem szkaradne jak łeb wielkiego pająka jakie niegdyś zamieszkiwały te lasy wraz z goblinami jakie ich dosiadały. Co sugerowało, że baron za młodu lub jego przodkowie mogli mieć coś wspólnego z wyrywaniem dzikiej puszczy ziemi z plugawych goblińskich łap pod ludzkie osadnictwo. Był nawet jakiś puchar z dedykacją dla championa areny ale nazwa nic trójce gości nie mówiła. W końcu zjawił się sam gospodarz.




link: https://i.imgur.com/vYE1IXQ.jpeg


- Ah wybaczcie. Tyle pracy a tak mało czasu. Kogóż tu mamy? Ah no tak. Nasz młody, płomienny żartowniś z Imperium. Ha ha. Niezłe to było. Postraszyć zamieszkami i Inkwizycją jaka tutaj nie ma żadnych praw. No, no. Zakładam, że nie jesteś głupcem młodzieńcze aby mnie tak próbować zastraszyć bo wiem, że już trochę bawisz w mieście więc zapewne słyszałeś coś o mnie i moich przodkach. Więc gratuluję ci animuszu młodziku. Też taki byłem w twoim wieku. Wydawało mi się, że magia jest rozwiązaniem wszystkich naszych problemów a te były tak dziecinnie proste! Cóż, kilka dekad później jedne problemy udało się rozwiązać inne nie a w zamian doszły nowe. Niekończąca się historia. - mag jaki wszedł do środka wydawał się dziarskim staruszkiem. Miał na twarzy gogle jakie nadawały mu obcego wygladu. Ale szatę miał całkiem niczego sobie. W dziwne wzory ale właściwie tutaj na południu jak nie było jednej akademii szkolących w konkrentym kierunku czy symbolice to tutejsi magowie byli o wiele mniej ujednoliceni niż to co Warmund pamiętał z Imperium. Właściwie to podział na tamte 8 szkół tutaj prawie nie istniał i wydawał się ciekawostką zza gór. W końcu Teclis nauczał właśnie za górami, w Imperium i to ze dwa wieki temu. Więc nie obowiązywało to poza tym krajem a mogło być co najwyżej sugestią. Zresztą przed czasami Magusa nawet w Imperium istnieli magowie i to bez żadnego Kolegium co ich szkoliło. Tak amo i tutaj sobie radzono bez niego. A przez to choćby takiego mistrza Ekberta trudno było Warmundowi zakwalifikować do którejś ze znanej mu szkół. Co nie przeszkadzało aby jego sylwetka wpływała na przepływ Eteru jaki zakrzywiał się wokół niego jak strumień wokół kamienia jaki opływa.

Usiadł na fotelu przy kominku i poczekał aż jego konstrukt poda im wino i paterę z suszonymi owocami. Po czym był gotów wysłuchać z czym przyszli. Wieści o zamieszkach na mieście nie zrobiły na nim zbyt wielkiego wrażenia. Wydawał się je bagatelizować albo nawet był nimi znudzony.

- Motłoch zawsze bruździ. Dlatego trzeba go co jakiś czas poskromić. Wtedy przez jakiś czas jest spokój aż znów coś się komuś nie podoba i wszystko zaczyna się od nowa. - nie wydawał się czuć zagrożony tymi zamieszkami. Jednak w swojej rezydencji mógł się czuć całkiem bezpieczny. Solidne mury, magia no i kontrowersyjna reputacja mogły zapewne zniechęcić większość oponentów do szturmu.

- Chociaż tak, dziwna ta zaraza. Żadna porządna zaraza o jakiej słyszałem czy przeżyłem tak nie wyglądała. Ani czarnych plam, ani krwawych wybroczyn, wrzodów ani nic. Tylko jakiś amok i pęd ku niewiadomo czemu. Zupełnie jakby bardziej atakowała umysł niż ciało. Chociaż słyszałem, że ciało też. Tak, na pewno interesujące. Pewnie Griffa by była zafascynowana. Uwielbia przypadki opętań, animacji zmarłych i omamień umysłu. Wy w Imperium zaraz byście krzyczeli o demonologii i nekromancji ha ha! Ale nie, magia ma wiele niuansów i nie da jej się tak prosto poszufladkować jak wam Teclis wmawiał. W końcu ja nie mam u was racji bytu. Nie należę do żadnej z waszych licencjonowanych przez elfy szkół więc wedle waszego prawa jestem heretykiem, guślarzem, czarnoksiężnikiem i trzeba mnie spalić na stosie! - baron swobodnie dyskutował o różnych tematach i niuansach magii. I całkiem dobrze znał zasady panujące w Imperium względem magów. Wykładnia tamtejszego prawa była tak jak mówił i miałby spore szanse na wpadniecie w kłopoty gdyby próbował działać na imperialnym terenie. Ale tu nie było Imperium. Więc tu mógł działać swobodnie.

- Zamtuz Octavio? Tak, znam go. Został mi przedstawiony raz czy dwa jak już byłem w Domu Magów albo na jakimś przyjęciu. Nie pamiętam dokładnie. Wygląda mi na pyszałka i karierowicza. No niestety dla niego mnie już takie rozrywki nie interesują. Mam swoje lata. Ale rozumiem, że wy, młodzi macie swoje potrzeby. To nic zdrożnego, młodość ma swoje prawa. I ktoś nie lubi się zabawić? No to nic dziwnego, że różni tacy jakich stać korzystają z jego przybytku rozkoszy. Też jak byłem młody mi się zdarzało odwiedzać takie miejsca oj tak, to były czasy nie taka szarość jak teraz. - wątek z zamtuzem Octavio nawet go rozbawił i stał się przyczynkiem do wspomnień z młodości. I chyba nie uważał takich przybytków za coś zdrożnego.

- Ale żeby Vivian miała tam się udać? Dziwny pomysł. Nie posądzałem jej o takie zainteresowania. Odwiedziła mnie bo była ciekawa pewnego niezwykłego artefaktu jaki nieskromnie powiem jest w moim posiadaniu. Miała bardzo ciekawą teorię o starożytnej cywilizacji jaka je wytworzyła. Rzeczywiście wzornictwo jest dość nietypowe. Właśnie dlatego się nim zainteresowałem. Liczyłem, że może taka znamienita uczona od starożytnych kultur jak ona rzuci nieco światła na jego tajemnicze pochodzenie. Dlatego zgodziłem się przerwać swoje badania i przyjąć ją. Wspomniała, że natrafiła swego czasu na plotki o niezwykłej harfie jakie pochowano je z jednym z dawnych wodzów w okolicznych kurhanach. Mówiła, że to równie tajemniczy i stary artefakt i zastanawiała się czy może mieć z moim diademem coś wspólnego. - zakończył mówić o znajomej uczonej jakiej poszukiwała trójka jego gości. Zdążył wypić kielich swojego wina ze złotego kielicha a jego mechaniczny lokal ponownie uzupełnił mu jego zawartość. Julia wolała sama się obsłużyć i polewała sobie sama. Z całej trójki wydawała się najcichsza i właściwie się nie odzywała odkąd tu weszli. Philippo czasem coś przytaknął ale też raczej słuchał tego co ich szacowny gospodarz mówi.




link: https://i.imgur.com/lkjA6ei.jpeg

Jak na doświadczonego najemnika i łowcę nagród przystało wydawał się mniej speszony niż tutejsza łotrzyca jaka miała dość hałaśliwą naturę ale jednak równie często działała subtelnie i z ukrycia.




Miejsce: Hr. Skogland; Ebenstadt; Dzielnica Zachodnia, ul. Brązowa; karczma “Kufel i kłos” (AC:16)
Czas: 2527.01.31; Angesstag; popołudnie
Warunki: główna izba, jasno, ciepło, gwar głosów; na zewnątrz: dzień, zachmurzenie, umi.wiatr, mroźno (mod -15)


Kristof, Iskra, Eskil





link: https://i.imgur.com/cJxBy1L.jpeg


Po wizycie w ratuszu wyszli na zewnątrz. I zastanawiali się co dalej robić. Jak tu zabić czas do zmroku. W końcu przystali na pomysł Kristofa aby pójść coś zjeść. I po odrzucaniu paru pomysłów w końcu stanęło na “Kuflu i kłosie”. Iskra nie chciała iść do żadnej podejrzanej mordowni a Eskil do jakiegoś zbyt wyszukanego i drogiego lokalu. Więc taki przeciętniak na jaki się zgodzili pasował im obojgu. A do tego było w miarę blisko do Dziurawych Dzbanów.

Na miejscu mogli zamówić coś do zjedzenia. Z czego najwięcej było ryb, jajek i serów. Na przednówku i podczas kwarantanny nie było to aż tak dziwne. Można było zapomnieć o świeżej dziczyźnie z lasu czy plonach z nowego sezonu jaki jeszcze się nie zaczął. I przez kilka najbliższych miesięcy nie zacznie. Trzeba było liczyć na to co udało się zachować z poprzedniego sezonu. I jedynie jajka od kur i ryby z rzeki wciąż można było dostać świeże. Ktoś rozpoznał Iskrę i zawołała ja aby zagrała coś wesołego. Ale odkrzyknęła, że struny jej zamokły i musi je wysuszyć.

- Za tydzień w Marktag mam mieć występ. Wieczorem. Poszłam aby się rozejrzeć no to niezbyt mi zależało na jakimś konrketnym terminie i stanęło, że w Marktag. - minstrelka nie taiła jak i dlaczego się właśnie tak umówiła z właścicielem “Wesołej Octavii” na występy. Termin wyglądał w porządku, w dzień targowy zwykle było więcej gości i chętnych na rozrywki. Przynajmniej przed kwarantanną.

Potem zaczęli rozmawiać o Ludolfie. Ciekawi jak się w to wpakował. Eskil był zdania, że facet miał pecha. Gdyby nie kwarantanna postałby za taką drobnostkę przy słupie, dostał parę batów i tyle. A tak jak go podciągnął pod jakieś grube paragrafy to może być kiepsko. Zdawał się traktować go jak kolegę po fachu jaki wpadł. Iskra za to nie kryła, że pomysł naciągania ludzi na fałszywy lek czy tam zbawienie nie przypadł jej do gustu. Zwłaszcza, że pewnie żerowałby na zwykłych biedakach a nie na tych którzy nawet teraz obrastają w tłuszcz. Wreszcie temat zszedł na samą noworoczną plagę.

- Ostatnio jak byłam u Grimaldich to słyszałam jak rozmawiali z gośćmi. Taki, mały, kameralny koncert. Zastanawiali się czy książę Eryk by nie mógł jakoś wywołać tej plagi. W końcu wszyscy wiedzą, że pewnie na wiosnę będzie wojna między nim a księżną. A kto by najwięcej zyskał na zniszczeniu jej stolicy przez plagę? No właśnie książe Eryk. - blondynka przedstawiła to co usłyszała ostatnio u możnych tego miasta.

- Ja słyszałem, że on to mnich taki i pobożny bardzo. To bawiłby się w takie zarazy? Może. W końcu nie pijam z nim grzańca to nie wiem jaki jest. Ale co wtedy z tymi pradawnymi bogami? Sami słyszeliście jak tamten dzisiaj rano się o nich darł. - Eskil wzruszył ramionami ale nie znał się na intrygach między władcami tego świata.

- Może zmyłka? Nie wiem. Też mnie to dziwi. Warmund mówi, że to kultyści Chaosu. Ale ja znam trochę norsmeńskich legend i tam ci przeklęci bogowie są nazywani różnie. Bo to my na południu nazywamy ich Mrocznymi Bogami albo Mrocznymi Potęgami a tam w sagach z północy to różnie. Ale o “pradawnych bogach” to nie słyszałam takiej nazwy. - minsterlka odsunęła pusty już talerz, przepiła go grzańcem na rozgrzewkę i zajęła się swoją lutnią. Sprawdzała każdą strunę jak brzmi i w końcu wyjęła ściereczkę i zaczeła je czyścić. Eskil obserwował to chwilę a może zamyślił się nad jej słowami.

- Tutaj jest pełno legend o różnych dziwnych rzeczach. Wcześniej tu grasowały gobliny i pająki. Jeszcze wcześniej chyba elfy i krasnoludy. A są opowieści o dawnych ludzkich cywilizacjach. I to się znajduje na każdym prawie kroku. Prawie pod każdą piwnicą w mieście jest jakiś starożytny bruk czy mozaika. A każda z tych ras albo cywilizacji miała swoich bogów i demony. Nie wiadomo więc o co chodzi z tymi pradawnymi bogami. Może o nic i to tylko zmyłka. A może jednak o jakichś chodzi. Ten talizman co Julia znalazła to był dziwny. Brzydki, nie podobał mi się. Ja bym takiego nie nosiła nawet jak ktoś by dał mi go za darmo albo w prezencie. Myra też mówiła, że nie zna tego symbolu a w końcu to kapłanka. Szkolą się w teologii i różnych takich symbolach. - blondynka zamyśliła się na głos jak bardzo elastyczne jest pojęcie “pradawnych bogów” zwłaszcza w tym rejonie świata.

- Właściwie to widzieliście jakiegoś zarażonego? - zapytał w pewnym momencie patrząc na dwójkę towarzyszy. Blondynka z pewnym zdziwieniem pokręciła głową, że nie. - Jak tak teraz myślę to ja też nie. Dziwi mnie, że tak jak już padną to zasypiają, wpadają w jakis letarg czy co a potem nagle gdzieś gonią i w końcu znikają. Przecież jakby sobie rozbili łeb, wpadli do rzeki, rynsztoka czy co to powinny być ciała nie? No jedno, dwa, dziesięć, można przegapić. Ale o tej zarazie już tyle mowa a gdzieś znikają te wszystkie ciała nie? Przynajmniej tak słyszałem. - łotrzyk zwrócił uwagę na inny aspekt tej noworocznej plagi. Minsterlka pokiwała głową jakby wcześniej to nie przyszło jej do głowy.

- Ciekawe czy ta von Schwarz jeszcze żyje. Już trochę jej nie ma. Szlachtę to się porywa dla okupu. A nie po to aby ją trzymać. To już by się ktoś zgłosił po okup. Ale ona nie stąd rodziny tu nie ma, nie ma kto za nią zapłacić. Może tam od magów coś by za nią dali ale czy na pewno to nie wiem. No chyba, że zabili ją przez przypadek. Podczas porwania albo tuż po. Wtedy lepiej pozbyć się ciała bo za zabójstwo szlachcica to można głowę dać. - Eslik z nudów zaczął kolejny wątek, tym razem dotyczący zaginionej uczonej.

- Może ktoś się w niej szaleńczo zakochał i ją porwał z miłości? Rosaria mówiła, że ona jest bardzo piękną kobietą i niejeden amant tu smalił do niej cholewki. No i ta aura uczonej i podróżniczki. W końcu widziała tyle krain. Wróciła nawet z Lustrii. To może robić wrażenie. Takie porwanie z miłości byłoby całkiem romantyczne. Jak w rycerskich balladach. Zresztą w norsmeńskich sagach też tylko tam oczywiście wszystko jest bardzo krwawe. - artystka wydawała się być zwolenniczką swojej romantycznej teorii na temat zniknięcia imperialnej uczonej. Tłumaczyła ją jednak chętnie czyszcząc przy tym swoją lutnię.

- Na razie to ta koleżanka Franziski mówiła, że ona wciąż jest w mieście. I to gdzieś tutaj bo w północno - zachodniej części miasta. Tylko właśnie nie wiadomo czy jeszcze żyje. - łotrzyk wskazał palcem dookoła siebie bo karczma była faktycznie w rzeczonej ćwiartce o jakiej mówiła magiczka z Domu Uczonych. Ale było to za mało dokładne aby myśleć o jakimś konkretnej kamienicy czy ulicy. Zjadł, odsunął talerz i leniwie rozejrzał się po raz kolejny kto akurat jest w karczmie.

Po części można było to zrozumieć bo w oczy a raczej uszy wpadał rozgniewany krasnolud. Siedział przy kilku kuflach i wyglądał dość skromnie jak na standard swojej rasy. Dość prosty kubrak z niewielką ilością ozdób w jakich lubowali się brodacze. Słychać było jak złorzeczył na to cholerne miasto i nędzne, nieudolne człeczyny. I tylko wodził rozgniewanym wzrokiem po gościach jakby tylko czekał czy ktoś podejmie tą rękawicę. Jednak na razie wszyscy odwracali wzrok i chyba nie chcieli stawać na drodze rgozgniewanego khazada.

Jakby dla równowagi nietypowym gościem wydawała się elfka. Oczywiście piękna i dostojna jak cała jej rasa. Tak bardzo, że nawet w jej eleganckich manierach można było doszukać się arogancji i pogardy jaką ponoć elfy obdarzały ludzką rasę. Obecna tu elfka była ubrana w brązy i zielenie czasem przetykane złotą nicią co sygerowało, że pochodzi z leśnych elfów. W końcu Zielony Krąg był nieco dalej na północ, w głębi Skoglandu ale nie aż tak daleko stąd najczęściej elfy w mieście pochodziły właśnie stamtąd. Nawet Alruna co przystała do de Soto też pochodziła od nich. Bo morskie elfy jak Melidor to raczej lubowały się w bielach i błękitach kojarzących się z otwartym morzem i niebem nad nim z jakiego pochodziły.

W oko Eskiela wpadła jeszcze jedna kobieta i wskazał ją koledzę. Faktycznie młoda była i o niezłym popiersiu. Bo właśnie góra jej sylwetki wystawała ponad stół przy jakim rozmawiała z jakimiś dwoma mężczyznami. Wyglądała na jakąś uczoną, skrybę, może nowicjuszkę ale nie bardzo bo zwykle te miały jakiś emblemat swojej świątyni bądź patrona. A u niej stąd nie było tego widać ale mogła mieć jakiś drobny element z tym związany albo nie mieć jeśli była osobą świecką. W każdym razie rozmawiała jakiś czas z tymi dwoma i wydawała się tym być zaabsorbowana. Ale w końcu skończyli bo oni wyszli a ona jeszcze została dopijając coś ze swojego kubka.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 08-03-2024, 15:49   #82
 
Baird's Avatar
 
Reputacja: 1 Baird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputację
Warmund położył podarek na tacę i rzucił do automatu.
- Tylko ostrożnie kolego. To miód pitny z rzadkiej kolekcji trunków należącej do prawdziwego Norsa. Drugiego takiego stąd do Morza Szponów nie znajdziesz.-

Chwilę później gdy byli już w salonie piromanta zareagował trochę zmieszany na słowa barona.
- Ależ mości baronie moją intencją nie było grożenie, a ostrzeżenie mości pana o rosnącym ciśnieniu jakie się tworzy w mieście, o takim zamieszaniu jaki ten brudny plebs właśnie spowodował próbując podpalić świątynie Myrmidii w imię jakiś zapomnianych bogów. Przy naszym ostatnim spotkaniu mówiłem przecież, że nie tylko trup na ulicy ale i wściekły plebs ledwie kilka uliczek stąd się zbierał.

- Niemożebnie mi ulżyło, że już nie chcesz mnie spalić na stosie. Od razu będę spał spokojniej. - Odparł stary baron parający się też sztukami mistycznymi. Warmund nie był do końca pewien czy to była ironia z jego strony czy też mówił to na poważnie.

Dalej Kruger kontynuował.
- Wydaje mi się że zniknięcie Vivien, jej amfora, pański diadem, zaraza i wichrzyciel nawołujący do powrotu starych bogów mogą być ze sobą powiązane znacznie bardziej niż nam się wszystkim wydaje. Chodzi o jakiś pradawny kult, nie jestem jeszcze pewien czy mówimy o bóstwach chaosu czy może o kultach ze starożytnej Khemri, niemniej zbyt wiele zbiegów okoliczności by nazwać to przypadkiem.

- I tak, jak sprawy by dotyczyły Khemri czy innych starożytności to Vivian by się przydała. Znała się na takich rzeczach. - Baron zamyślił się nad tym faktem i akurat tutaj przyznał rację, że ruch aby odnaleźć uczoną znaną z wiedzy o starożytnych kulturach wydawał mu się rozsądny.

Czarodziej Kolegium Płomienia zapytał zaciekawiony.
- A czy ów Griffa jest w mieście, czy może opuściła nas już do Ogrodów Morra? Przydałoby się spojrzenie kolejnego specjalisty od Eteru, i proszę się nie martwić, nie mam zamiaru ani jej, ani pana wysyłać na stos. Proszę zrozumieć że razem z naszą grupą poszukujemy Vivian na zlecenie Maestro Maximo i goni nas czas, nie tylko dlatego że Maestro ma jutro odwiedzić miasto, ale dlatego że samo życie Vivian może być w niebezpieczeństwie. Od ostatniej jej wizyty w pańskim domu, gdzie muszą wspomnieć, bardzo podoba mi się pańska brama frontowa, nie widziano jej w jej własnym domu. Tak jak wspomniałem, nasz trop prowadzi do nieruchomości należącej do Octavio, a ten niestety z powodu swojego zawodu cieszy się posłuchem wśród elit miasta. Wykonanie nagłych ruchów przeciwko niemu i jego interesom może się źle skończyć dla naszej grupy, no chyba że też mieli byśmy poparcie kogoś nie tylko szanowanego w całym mieście, ale przede wszystkim, jak sam baron wspomniał, kogoś kto już przybytków zabawy nie odwiedza. - Czarodziej uśmiechnął się w kąciku ust.

- A o Griffę zapytajcie w Domu Magów. Szczerze mówiąc nie pamiętam kiedy ostatni raz ją widziałem. Więc nie wiem czy zdążyła opuścić miasto przed kwarantanną czy nie. - Ekbert podpowiedział też gdzie warto zapytać o koleżankę po fachu o jakiej wspomniał. Sam jakby dopiero się zorientował, że mógł jej już nie widzieć od jakiegoś czasu.

Baron kontynuował.
- Zaś Octavio może i ma cennych klientów i przyjaciół ale bez przesady. Żaden z niego szlachcic to raz. A dwa to porwania czy co gorzej zabójstwa szlachcianki nie darowano by mu. Trafiłby pod sąd jak nic. Zwłaszcza jak Maximo chcę ją odnaleźć. Jak on to pewnie i księżna. - pokręcił głową na znak, że wątpił aby wpływy właściciela “Wesołej Octavii” sięgały tak daleko aby uchroniły go przed konsekwencjami porywania się na uczoną jaka zniknęła ostatnio.

Kruger spędził jeszcze ponad godzinę w salonie u barona, rozmawiali o magii, główie o Aqshy ale temat wiatru Metalu również padł, gdy rozmowa przeskoczyła na temat automatu. Kruger delikatnie zapytał czy baron nie miał problemów z "efektami ubocznymi" i zaproponował Baronowi, że gdyby kiedykolwiek potrzebował usunięcia mutacji to Warmund znał odpowiednią inkantacje. Widząc jak dwójka towarzyszy jest znudzona rozmową o tematyce o której mieli zanikłe pojęcie, czarodziej pożegnał się i opuścił posiadłość Barona Ekberta, tym razem bez incydentów. Magister płomienia obiecał, że wróci z Vivien von Schwartz za kilka dni, jeśli uda mu się ją odnaleźć.

Czarodziej zaproponował dwójce Temerios by dalej mu towarzyszyli.
Mag udał się następnie do Domu Uczonych, najpierw jednak poszedł pod dom Vivien by sprawdzić postępy stolarza przy drzwiach. Klaus jak zwykle już po śniadaniu przybył na miejsce.

Po tym krótkim przystanku Kruger trafił w końcu do Domu Magów. Od razu na wejściu zapytał w recepcji o Griffę tak jak polecił mu baron Ekbert, a następnie udał się do sekcji "dla dorosłych" by poszukać ksiąg z kategorii "ostre i pikantne zaklęcia dla piromanty". Aż do wieczora mag ognia spędził piciu herbatki i czytaniu książki.


 
__________________
Man-o'-War Część I
Baird jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 09-03-2024, 07:56   #83
 
Cioldan's Avatar
 
Reputacja: 1 Cioldan nie jest za bardzo znany
Kristoff uczestniczył żywo w dyskusji towarzyszy. Na początku bardzo ucieszył się, że Iskra będzie występować u Octavio.
- na pewno zapamiętam i gdzieś sobie zaznaczę, bo z przyjemnością wysłucham Twojego występu - - powiedział bardzo podekscytowany na wieść o terminie koncertu w kolejny Marktag.

Gdy rozmawiali o księciu Eryku, Kristoff również dorzucił swoje 'trzy grosze'
- Nie słyszałem wcześniej o tych pradawnych bogach za wiele. W Ostlandzie, mimo tak blisko Norsmenów, to wciąż o ich Bogach mówiło się Bogowie Chaosu, nie kojarze, żeby ktoś użył nazwy pradawni bogowie. Może elfy by coś wiedziały na ten temat, ale oni wierzą chyba mniej więcej w tych samych co my, tylko inaczej nazywają. Tak przynajmniej mówi moja Mama co pracuje ze spiczastouszymi. W każdym razie, może to zmyłka i książe Eryk potajemnie wyznaje jakiś pradawnych Bogów???- Na te słowa odpowiedziała Iskra, a następnie nastała chwila ciszy. Nawet Eskil wyglądał na zamyślonego i wyjątkowo nie miał od razu odpowiedzi.

Urocza blondynka kontynuowała opowieść o lokalnych legendach, co bardzo fascynowało Gummiohra. Jednak to Eskil w końcu wypowiedział słowa, które mocno ruszyły Ostlandczykiem. Czy widzieli kogoś zarażonego? No niby nie. W sumie od początku epidemii nie widział ani razu kogoś dotkniętego chorobą. Może widział, ale nie wiedział, że jest chora? W głębi serca dziękował za to, bo to by raczej znaczyło, że ktoś z jego otoczenia zachorował. O Vivian już wypowiedział się wiele razy, ale towarzysze mu przypomnieli, że właśnie znajdują się w części miasta, gdzie ona miała przebywać.
- Wiecie, ja myślę, że ona żyje. Dzięki też za uświadomienie, że to w tej części miasta przebywa. Obiad był pyszny, do wieczora wiele czasu, więc chyba zacznę rozmawiać z lduźmi...-.

W karczmie zauważyli kilka osobistości. Nie dało się przeoczyć krasnoluda, który zachowywał się jakby szukał guza. Jednak z nimi lepiej nie zadzierać, bo mimo braku centymetrów, to w bójkach sprawowali się świetnie. Była też elfka, która wyróżniała się na tle ... wszystkich. Ludzkie kobiety, nawet najpiękniejsze, jakoś nie posiadały takiej aury wokół siebie. Jednak wyglądała na taką co gardzi innymi i było to odpychające. Choć może były to tylko stereotypy w głowie Kristoffa, ale do tej pory się o tym nie przekonał, gdyż nawet elfkę z ich grupy znał bardzo słabo. Eskil wskazał Kristofowi jeszcze jakąś młodą dziewuchę o pokaźnym popiersiu. Jednak Gummiohr szczególnie zwrócił uwagę na jej wygląd.

- Eskil, dzięki. Może to ja, ale tamta niewiasta wygląda mi na jakąś uczoną, albo nowicjuszkę. Może warto spytać o … Vivian, albo stare bóstwa? Co o tym myślicie? - zwrócił się już zarówno do Eskila i do Iskry.
- Ja tam bym wolał ją zapytać o inne rzeczy. - zaśmiał się rubasznie tutejszy łotrzyk. - No ale jak chcesz to idź i zapytaj o Vivian. - nie bronił koledze zrealizować jego własny pomysł ale sam się do tego raczej nie kwapił.
- Do zmroku i tak czekamy tu. Albo gdzie indziej. - przypomniała wzruszając ramionami. Widocznie uważała, że trzeba jakoś zapchać ten czas do końca dnia.
- Dobrze. Zamówię sobie jakąś herbatę przy barze i następnie usiądę obok tej kobiety. Może coś kojarzy, może nie, ale warto próbować. Mogę Eskil, szepnąć też dobre słowo o Tobie, bo sam nie mam żadnych zamiarów wobec niej…- końcówkę wypowiedzi kierował do kolegi, ale zerkał na Iskrę, bo jego celem było podkreślenie tego aspektu w jej towarzystwie. Wstał od stołu i po odpowiedzi (lub braku) towarzyszy udał się do baru i dodał na odchodne tak aby tylko oni słyszeli - a Wam może uda się też coś usłyszeć, choćby o tych zamieszkach…-
- Mów za siebie i mnie w to nie mieszaj. Sam sobie z nią poradzę jak już cię spławi. - Eskil machnął ręką jakby przeganiał kolegę ale dało się wyczuć, że oddaje mu inicjatywę w sprawie nieznajomej. Przy okazji pozwalając sobie na żartobliwy ton. Iskra nie wtrącała się w tą rozmowe tylko dalej czyściła i suszyła szmatką struny swojej lutni.

Kristof ruszył do baru i gdy tylko stanął przy ladzie, zagadał do barmana.
[i]- Daj Ci Bóg dzień dobry! -[i] zaczął młody [i]- który Bóg to drogi barmanie już sam sobie wybierzesz, po tym co dziś widziałem, to co niektórzy do jakiś pradawnych bóstw się modlą, to pewnie przez tę zarazę. -[i] tu młody zrobił krótką przerwę, jakby barman chciał coś odpowiedzieć, bo nigdy jeszcze nie trafił na niego i nie wiedział, czy to jeden z tych co lubią gadać, czy nie.
Po tej pauzie Gummiohr przeszedł do swojego zamówienia.
- Poproszę kubek tego samego co pije tamta niewiasta. Wygląda na uczoną, nie? Ktoś może mi do jej stolika podać napój, bo boję się, że sobie pójdzie zanim tu skończymy. Chyba, że to piwo, to chwilkę poczekam…-
- No to niech się modlą. Przyda nam się. Może wymodlą koniec tej przeklętej zarazy. - oberżysta wziął jego słowa za dobrą monetę i nie miał nic przeciwko modłom za pomyślność miasta w jakim utknął razem z większością mieszkańców. Spojrzał w głąb sali na kobietę na jaką wskazał nieznajomy. Skinął głową po czym zestawił prosty, drewniany kufel i zaczął do niego nalewać z parującego garnka. Więc pewnie był to jakiś grzaniec. Nic dziwnego przy takiej słocie na zewnątrz. - To idź. Ktoś ci go tam przyniesie. - rzekł krótko dając znak, że przyjął zamówienie.

- Dzień dobry waćpanno - ukłonił się nisko gdy jużbył przy stoliku gdzie siedziała samotna dziewczyna - jestem Kristoff i pozwolę sobie dosiąść się, choć na chwilę. - usiadł od razu przy stole. - Nie będę ukrywał, że wraz z kolegą zauważyliśmy Cię siedzącą samą przy stoliku. Już z daleka wyglądałaś mi na interesującą osobę, na jakąś uczoną! Teraz z bliska jeszcze mogę stwierdzić, że nadzwyczaj ładną uczoną. - Kristoff starał się jak mógł aby się nie zaczerwienić. W ciągu ostatnich tygodni, kilkukrotnie słyszał jak Eskil zagaduje do kobiet oraz jak mężczyźni zwracali się do swych towarzyszek w zamtuzie u Octavio. Starał się zapamiętywać, aby wykorzystywać w podobnych sytuacjach. Choć teraz będąc przy kobiecie wciąż się lekko rumienił, to jednak świadomość, że nie podszedł jej podrywać, sprawiała, że nie był aż tak zawstydzony.
- Nie chcę zaczynać rozmowy od pogody, to może słyszałaś droga nieznajoma o porannych zamieszkach? Jakiś wieszcz, poprowadził spory tłum w imieniu starych bogów, by niszczyć świątynie…

- Jestem Ryksa. - przedstawiła się młoda kobieta gdy młodzieniec podszedł do stołu jaki zajmowała. Siedziała przy swoim drewnianym kuflu. Obok niej stała torba z nie wiadomo czym. Wysłuchała go jak zaczął rozmowę i lekko się uśmiechnęła słysząc komplementy pod swoim adresem. Na twarzy dostrzegł lekkie zdziwienie gdy powiedział jej o porannych zamieszkach.

- Zamieszki? Nie, nic nie wiem. Ale widzę, że ludziom zaczynają pękać nerwy. - pokiwała znów głową gdy zadumała się nad tak przedstawioną sytuacją. - A skąd wiesz o tych zamieszkach? - zaciekawiła się zerkając znów na niego.

- Byłem tam, w miarę blisko “Warana i Barana”, mieszkam w okolicy. Powiem Ci, że ten wieszcz mówił mocno populistyczne rzeczy, ale przeplatał to wzmiankami o jakiś starych bóstwach. - Kristof napił się z kubka i kontynuował.
- Ta zaraza jest mocno podejrzana, nie? A słyszałaś może o zaginięciach w mieście? No i nie mówię tutaj o tych co byli chorzy i teraz nie wiadomo gdzie są, czy są gdzieś w ogóle… Zaginęła też uczona, która zajmowała się różnymi antycznymi sprawami. Vivian von Schwarz - Kristoff jej imię wymówił cicho, jakby chciał pokazać, że to wielki sekret.

- Vivian von Schwarz zaginęła? Ojej to okropne. - kobieta wydawała się tak zaskoczona tą wieścią jak i zmartwiona. - Przychodziła czasem do nas do ratusza w sprawie różnych papierów. Raz czy dwa nawet z nią rozmawiałam. Ale nie wiedziałam, że coś jej się stało. Teraz tyle się dzieje… - pokręciła głową z zasmuconym grymasem twarzy. - Mam nadzieję, że się odnajdzie i nic jej nie jest. A ty skąd ją znasz? - podniosła głowę i popatrzyła na rozmówcę ciekawa skąd może znać uczoną skoro na uczonego nie wyglądał.

- A ta zaraza tak, straszna. Zostaje modlić się do dobrych bogów aby nas od złego uchowali. A jesteś może awanturnikiem? Najemnikiem czy kimś takim? Bo ten “Waran” to przecież na ulicy Awanturników stoi. - widocznie kojarzyła okolicę w jakiej stała karczma de Soto. I wydawała się zaciekawiona czy przypadkiem wspomniał akurat ją czy jednak niekoniecznie.

- Osobiście Vivian nie poznałem. Moi znajomi z kolegium, Franziska i Warmund ją znali. - zastopował na chwilę, aby wziąć łyk grzańca i kontynuował - Wiesz, awanturnik, najemnik, to brzmi tak trochę odpychająco. Ja wolę określać się jako detektyw - uśmiechnął się dumnie i sięgnął po kolejny łyk napoju, a następnie kontynuował poważnym acz ściszonym tonem - Więc właśnie Droga Rykso, szukamy von Schwarz. No, a jeśli w ratuszu nie wiecie nic o jej zaginięciu, to tym bardziej jest to tajemnicze. Pamiętasz kiedy ją ostatnio widziałaś? Może mówiła o swoich planach? Tak w ogóle, to może przesiądziemy się do moich znajomych, o tam - wskazał niezbyt dyskretnie na stolik przy którym siedział Eskil i Iskra. [i]- siedzi tam najlepsza lutniarka w księstwie i pewien przystojniak, któremy wpadłaś w oko. "Pracownica ratusza… taka znajomość może być przydatna!" - pomyślał.

W czwórkę posiedzieli jeszcze chwilę, dopytując głównie o prace w ratuszu. Gdy Eskil już zaczął mówić ze swoją zwykłą częstotliwością, Kristof będąc przy stoliku skupiał swoją uwagę głównie na Iskrze. Jednak starał się też wyłapać czy nie znajdują się w karczmie jakieś postacie np. z porannych zamieszek. Gdy wypił już drugiego grzańca i udał się do toalety, to wracając odważył się zagadać do elfki. - Przepraszam bardzo, ja mam takie nietypowe pytanie. Vivian von Schwarz. Kojarzy Pani? Zaginęła i jej szukamy. Ma czerwone a czasem czarne włosy, zależy jak się patrzy. - po uzyskanej odpowiedzi poszedł do baru, tym razem juz po zwykłą herbatę, bo przecież niedługo mieli ruszać na występ 'wieszcza' na Dziurowych Dzbanach.
 
Cioldan jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 15-03-2024, 01:12   #84
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 29 - 2527.01.31 ant; zmierzch

Miejsce: Hr. Skogland; Ebenstadt; Dzielnica Centralna, ul. Uczonych; Dom Uczonych (AQ:26)
Czas: 2527.01.31; Angesstag; zmierzch
Warunki: biblioteka, jasno, ciepło, cicho; na zewnątrz: noc, deszcz, b.sil.wiatr, sia.mróz (mod -25)


Warmund, Julia, Filippo



- Pogoda taka, że psa by nie wygnał na zewnątrz. - mruknął tileański łowca nagród jaki dołączył do de Soto jeszcze przed Warmundem. Rzeczywiście za oknami już zdążył zapaść zmrok i było ciemno jak w nocy. Ciemność zdawała się pogłębiać jeszcze przez bardzo silny wiatr jaki się zerwał i deszcz jaki znów zalał ulice odciętego kwarantanną miasta. Ich trójka jednak zdążyła dotrzeć do Domu Uczonych przed zmierzchem i nim się pogoda popsuła. Ale nie byli uczonymi to towarzyszenie koledze w bibliotece niezbyt ich interesowało. Pogoda jednak mocno zniechęcała do wyjścia na zewnątrz.

- Aż mi szkoda tych co poszli do Dziurawych Dzbanów. - sarknęła czarnowłosa Julia też poświęcając spojrzenie w czerń okna. Łączone ołowiem fragmenty szkła działały teraz jak kiepskiej jakości lustro w jakiej widać było rozmazane odbicie wnętrza pomieszczenia. Ale odgłosy łomotania kropel o nią i rzucanych wiatrem przedmiotów, stukających wściekle szyldów okolicznych sklepów, warsztatów czy karczm i tak dawały znać o szalejącym na zewnątrz żywiole.

Oboje nie byli zbyt zadowoleni z pomysłu kolegi z Imperium aby zajść do kamienicy zaginionej uczonej. To w ogóle nie było po drodze do Domu Uczonych. Ba! Trzeba było iść do Wschodniej Dzielnicy a potem z powrotem wrócić do Centralnej i jeszcze kawałek aby dojść do placówki jaką upodobali sobie tutejsi uczeni. Jednak przekonali się, że drzwi wejściowe zostały wstawione. I jak podeszli to widać było, że świeże. Jeszcze pachniały nowym drewnem. Oczywiście nie wyglądały tak jak poprzednie rozwalone przez Warmunda ale wreszcie nikt z tremeratrios nie musiał już tu dyżurować aby nie rozkradziono dobytku uczonej co groziło przy gołej futrynie.

- Nie najgorzej, nie najgorzej. Nie, żebym nie dała im rady. Ale nie najgorzej. - uznała w końcu Julia głaszcząc je i stukając. Chociaż najbardziej zdawał się ją interesować ich zamek. Po tej wizycie przed frontem ponownie zakluczonej kamienicy ruszyli z powrotem ku centrum aby odwiedzić Dom Uczonych. Po drodze mieli sporo okazji do rozmów. A na miejscu po rozmowie w recepcji potraktowano ich jak gości. Nie zmieniło się to, że zaginiona magini dalej się nie pokazała. Spotkali tam kilkoro mniej lub bardziej znajomych twarzy. Panował tu spokój jakby to miejsce było oazą odporną na przygnębiającą pogodę i jeszcze bardziej kwarantannę jakie dominowały na zewnątrz.

- A więc szukasz traktatów o magii płomienia… - podsumował Dietpoldo jaki był tutejszym bibliotekarzem. Pokiwał w zamyśleniu głową jakby robiąc w głowie sprawdzian co takiego może mieć na stanie. Coś mu pewnie przyszło do głowy bo ruszył pomiędzy liczne regały i wrócił z trzema księgami.

- To traktat Folona Płomiennego. Opisuje swoje przygody zwłaszcza spotkanie z ognistym trollem jakie niegdyś żyły w tutejszych górach. Podobno są po części magiczne i mogą pluć ogniem a jak się właściwie odczyta wskazówki Folona da się trafić do ich krainy. - wyjaśnił dlaczego przyniósł pierwszą z ksiąg. O magicznych, ognistych trollach Warmund w Imperium nigdy nie słyszał. Ale odkąd przybył tutaj na dalekie południe to gdzieś mu się obiło o uszy coś takiego. Ale raczej jako lokalnej legendy czy ciekawostki. Nawet nie wiedział, że jakiś uczony mógł mieć z nimi coś wspólnego. Z komentarza życzliwego i lubianego przez bywalców bibliotekarza dowiedział się, że nie do końca wiadomo czym mogłyby być te istoty i “ogniste trolle” to po prostu zwyczajowa ich nazwa bo mało komu udawało się odczytać wskazówki Folona na tyle aby odnaleźć ich krainę.

- A to dzieło Machaliasza Złodzieja Run. Zapewne o magicznych runach krasnoludów słyszałeś. Ale niegdyś i ludzie się tym parali. Też ich zwano kowalami run. Dziś to od wieków wymarła tradycja. Machaliasz opisał to co udało mu się zebrać ze skrawków wiedzy. Albo podpatrzeć u krasnoludów u jakich wkradł się w łaski. Stąd przydomek. Mało kto próbował to odtworzyć w praktyce i zwykle młodzi magowie czytają ta księgę jako pracę o różnych egzotycznych rodzajach magii jakie im zlecają ich mistrzowie. Nie słyszałem aby ktoś próbował naprawdę zrobić te runy. Zapewne krasnoludy nie byłyby zachwycone gdyby ktoś spróbował. Zwłaszcza jakby wyszło. - poinformował go co jest w drugiej z przyniesionych ksiąg. I mogło być jak mówił. Z edukacji w altdorfskim Kolegium Warmund pamiętał, że coś było o tych runach i elfickich i ludzkich no ale właśnie jako ciekawostka. Nie słyszał aby ktoś tym się zajmował. W końcu ludzkich kowali run nie było. Przynajmniej w Imperium. No i traktowano to jako domenę khazadów.

- I traktat o 6 magicznych żywiołach Molly Oświeconej. Ogień, ziemia, powietrze, woda, życie i śmierć. Bardziej klasyczny podział niż u was w Imperium. Molly opisała każdy z żywiołów. Momentami język jest bardzo poetycki i są w nim kwieciste lecz wymowne porównania. Nic dziwnego, była także lingwistką i poetką. Traktat pomaga spojrzeć szerzej na różne odmiany magii. - zaznaczył Dietpoldo ze swoim tileańskim akcentem. O tym, że są na świecie inne rodzaje magii w imperialnym Kolegium co prawda zaznaczano ale program zajęć był zbyt napięty aby się tym zajmować. O tym, że przed erą Teclisa nawet w Imperium elementaliści się zdarzali ledwo zaznaczono starając się nie koncentrować na tej mrocznej erze pełnej guseł i zabobonów jaka była pożywką dla ówczesnych demonologów i nekromantów przez jakich do dziś magia wzbudzała nieufność i obawy tak u pospólstwa jak i klas rządzących. W Imperium panował podział na 8 głównych szkół magii i w gruncie rzeczy wszelkie inne traktowano podejrzanie lub po prostu jak herezje. No ale tutaj to nie Imperium i widocznie panowały inne zwyczaje i tradycje.

Już na oko jak i na wagę Warmund poznał, że nie ma co liczyć, że od ręki zapozna się z treścią chociaż jednej z ksiąg. Ale miał okazje usiąść przy jednym ze stołów i chociaż przejrzeć je wyrywkowo aby się zorientować która mogłaby się wydać najbardziej obiecująca pod względem zawartości. Czasem ktoś wszedł lub wyszedł z biblioteki gdzieś w oddali Filippo i Julia rozmawiali ze sobą albo kimś niezbyt zainteresowani księgami. Właśnie przy tym zajęciu zastała go uczona jaka weszła do biblioteki.




link: https://i.imgur.com/gr4bBE7.jpeg


- Ty jesteś Warmund? - zapytała raczej dla formalności. Też przyszła z jakąś księgą. Nie przypominał sobie aby się kiedyś spotkali. Chociaż podczas rozmowy z baronem Ekbertem uzmysłowił sobie, że chyba jej imię obiło mu się o uszy.

- Słyszałam, że mnie szukasz. - powiedziała czekając na jego reakcję. Była w kwiecie wieku i o prostej, kobiecej sylwetce. Ale uwagę przykuwały jej oczy jakie wydawały się błyszczeć same z siebie. Eter wokół niej nieco lawitorwał jakby była pod wpływem jakiegoś zaklęcia albo miała jakiś przedmiot. To jednak mógł być też efekt użytych niedawno czarów i u magów to nie było nic niezwykłego. Zapewne ona w podobny sposób wyczuwała jego aurę.



Miejsce: Hr. Skogland; Ebenstadt; Dzielnica Angolo, ul. Dziurawych Dzbanów; ulica (AG:11)
Czas: 2527.01.31; Angesstag; zmierzch
Warunki: główna izba, jasno, ciepło, gwar głosów; na zewnątrz: noc, deszcz, b.sil.wiatr, sia.mróz (mod -25)



Kristof, Iskra, Eskil




link: https://i.imgur.com/ZC7N95z.jpeg


- Ale wieje. Po co my tu przyszliśmy? I jeszcze leje. Nikt tu w taką pogodę nie przyjdzie. - sarkała co jakiś czas Iskra. I nic dziwnego. Podczas pobytu w “Kuflu i kłosie” doczekali co prawda zmierzchu tak jak się spodziewali. Ale wraz ze zmierzchem pogoda się całkiem popsuła. Zaczęło lać i wiać. I to tak mocno, że wiatr bez trudu szarpał zwisającymi szyldami trzaskając nimi opętańczo nie mówiąc już o ubraniach czy włosach. Iskra wolała schować swój ulubiony, barwny beret do torby przypasanej przez ramię aby go jej nie zwiało. I w zamian narzuciła kaptur na głowę. Ale i kaptury potrafiło zerwać z głowy tak jej czy jej kolegom.

Do tego ulice opustoszały szybciej niż zazwyczaj. Co prawda zwykle zmrok oznaczał koniec roboczego dnia więc robiło się puściej. Ale jak jeszcze z takim silnym wiatrem i deszczem to mało komu się chciało wychodzić na zewnątrz.

- To jak ktoś tu jednak przyjdzie to przynajmniej będzie od razu widać. Chociaż nas też. - Eskil starał się uspokoić i udobruchać koleżankę. Ale też najpierw ten marsz ku północno - zachodniemu rejonowi miasta dał mu się we znaki a potem jeszcze czekanie. Nawet jak się próbowali schronić pod jakimś okapem albo bramie kamienicy to niewiele to pomgadało. Zimno, wiatr i wilgoć mroziły twarze i dłonie. A co gorsza nie było wiadomo na co właściwie czekają i czy z powodu tak kiepskiej pogody w ogóle będzie się tu coś działo niezwykłego. Bo odkąd przyszli na te Dziurawe Dzbany to zastali pustą ulicę. Nawet jak ktoś co jakiś czas tędy przechodził to krył się pod czapka lub kapturem walcząc z wiatrem oraz deszczem starając się jak najszybciej dotrzeć do celu. I właściwie nic się nie działo.

- Czekam do następnych dzwonów. Potem wracam do siebie. Wy jak chcecie to czekajcie tu dalej. Chora pewnie jutro będę od tej słoty. - Iskra wyraźnie była nie w humorze. Jej kolegom jednak to też się dawało we znaki. Całkiem inaczej było w “Kuflu i kłosie” gdzie panowało przyjemne ciepło i światło za jakim teraz można było zatęsknić.

- I co ci powiedziała tamta elfka? - zagaił Eskil chowając dłonie pod pachy i lekko przytupując aby się rozgrzać. Pewnie chciał jakoś zabić czas oczekiwania wracając rozmową do spotkania w karczmie z jakiej tu przyszli. A do owej elfki podszedł tylko Kristof więc pozostała dwójka nie słyszała o czym rozmawiali.

Elfka była oczywiście nieskazitelnie piękna i dostojna jak chyba każda z nich. Zdawała się emanować jakaś aurą jaka mogła peszyć śmiertelników aby nawiązać z nią rozmowę. Pewna mało uchwytna wyniosłość w jej spojrzeniu i ruchach pasowała do aroganckiego stereotypu jakim cieszyła się u ludzi jej rasa. Chociaż jak się odezwała okazało się, że ma całkiem melodyjny i przyjemny dla ucha głos.

- Wiem o kim mówisz. Spotkałam ją niegdyś. Ale nie widziałam jej odkąd miasto zamknięto. A ja tu utknęłam. Nie wiedziałam, że zniknęła. A co się z nią stało? - Kilana okazała się znać von Schwarz ale była to chyba dość pobieżna znajomość. Spotkała ją kilka miesięcy temu gdy szukała w głębi lasu jakichś zaginionych ruin. Więcej się nie spotkały stąd nawet nie wiedziała o zaginięciu uczonej. Sama była mało uradowana przymusowym pobytem w mieście jakiego wcale nie planowała ale kwarantanna zastała ją właśnie tutaj. Nie ukrywała, że wcale jej to nie na rękę.

Za to całą trójką udało im się porozmawiać z Ryksą. Ta wydawała się być obrotna i ciekawska nowych znajomych. Zwłaszcza jak się okazało, że są najemnikami od de Soto. O nim słyszała a Iskrę to nawet rozpoznała z jakichś jej występów co ucieszyło blondwłosą minstrelkę.

- To jesteście najemnikami? - wydawała się być zaciekawiona tym faktem. - To się dobrze składa. Bo ja mam zleceniodawcę co szuka rzutkich, pomysłowych ludzi do pewnej roboty za miastem. - z jej słów wynikało, że pośredniczyła w werbowaniu ludzi dla hrabiego Hejmo del Rizzo z Akendorf. Hrabia został podstępnie wydziedziczony przez swojego brata i musiał zbiec aż tutaj. Ale nie chciał zrezygnować ze swojego słusznie mu się należącego dziedzictwa i zamierzał wrócić do stolicy Sodraland aby dochodzić swoich praw. Oczywiście nie sam tylko z zaufanymi ludźmi którzy by mu pomogli w tym zaszczytnym przedsięwzięciu. Póki co też utknął w mieście z powodu kwarantanny co jednak zdaniem Ryksy nawet sprzyjało organizowaniu takiej grupy najemników. Na omawianiu tego przedsięwzięcia zeszła im większość czasu w “Kłosie i kuflu”.

- O. Chyba coś się jednak dzieje. - mruknął zziębnięty Eskil widząc, że w oddali było widać ze dwie czy trzy sylwetki. Zamiast przejść dalej to podobnie jak oni chowali się pod okapami jakby czekali na coś.

- Poczekajmy jeszcze trochę. Jednak się wiele nie dzieje. - odparła zmarznięta Iskra jaka starała się ogrzać przytupując nogami po bruku. Na razie niewiele się działo ale stopniowo zeszło się jeszcze parę osób. Łącznie mogło tam ich być z pół tuzina, może trochę więcej. W pewnym momencie zaczęli się schodzić do jakiejś wnęki albo furty. Przez co zrobił się mały tłumek. Nie widać było jednak co ich tak zainteresowało.

- To co robimy? Idziemy tam? - zagaił Eskil wyczuwając, że coś tam się zaczęło święcić. Chociaż z tego miejsca co teraz byli niewiele było widać. A nie wiadomo było ile potrwa to małe zbiegowisko i co je wywołało.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 23-03-2024, 10:15   #85
 
Cioldan's Avatar
 
Reputacja: 1 Cioldan nie jest za bardzo znany
- myślę, że mogliśmy zyskać ciekawy kontakt. Ta cała Ryksa, a raczej hrabia Hejmo del Rizzo... to brzmi jak sojusznik dla naszej księżnej. Jakby sobie pomogli, to mógłby później zapanować chwilowy pokój. Oczywiście jakby wygrali. No, a jeszcze chyba oboje są przed ślubem, prawda? W sensie wolni. No nic, trzeba koniecznie powiedzieć o tym de Soto. - zagadywał Kristoff po drodze na Dziurawe Dzbany.

Aura kompletnie nie sprzyjała spacerom. Deszcz i ziąb sprawiał, że wszyscy żałowali wyjścia z 'Kłosa i kufla'. Szczególnie tego kufla było żal, bo po wypiciu dwóch, zawsze pjawia się ochota na więcej. Szczególnie w takim towarzystwie, gdzie każdy miał coś ciekawego do powiedzenia. Jednak teraz górę wzięły obowiązki. Nawet w taką pogodę, trzeba było iść i zbadać sytuację z tym wieszczem.

Gdy już prawie doszli na miejsce, Kristoff podzielił się jeszcze swoimi przemyśleniami z resztą - My to już nie znajdziemy tej von Schwarz. Nawet jeśli żyje i przetrzymuje ją gdzieś ten cały Octavio, to i tak nie możemy przecież wywołać zadym. Może mamy całkiem sporą grupę, ale on ma chyba większe poważanie na mieście i dla de Soto mogłoby się to skończyć po prostu źle. Maestro potrzebował jej do tłumaczenia tekstów. Z całym szacunkiem dla tej von Schwarz, ale najlepiej byłoby znaleźć inną osobę, która zdołałaby odczytać takie teksty. Nie wierzę, że była jedyna na świecie. Może jedyna w okolicy znawca a zarazem magini i stąd jej sława. Jak nie będziemy jutro chorzy, to myślę, że trzeba popytać o kogoś innego co może znać starożytne pismo...- gdy skończył, to stali już we wnęce do drzwi od kamienicy. Nikogo nie było na zewnątrz, ale to ich nie dziwiło. Skoro już tam byli, to postanowili poczekać trochę, żeby nie odejść z poczuciem zmarnowania wieczoru.

W końcu, gdy najpierw Eskil, a potem reszta dostrzegli zbierające się osoby, odżyła nadzieja na posunięcie spraw do przodu. Gdy Olafson spytał o dalsze działania, Gummiohr od razu odpowiedział
- chodźmy. Ja na wszelki wypadek założę kaptur, wiecie, dziś byłem w pierwszej linii walki i parę twarzy obiłem. Może tu będą dziś? Może nie, ale liczę na to, że w środku jest ciepło i jakiś kominek. Posłuchamy i się ogrzejemy, nie? Trzymajmy się na początku razem.- skończył, założył kaptur i ruszył przed siebie do miejsca zgromadzenia.
 
Cioldan jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 23-03-2024, 15:09   #86
 
Baird's Avatar
 
Reputacja: 1 Baird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputację
Kruger odłożył czytaną książkę na stoliczek i przywitał się z kobietą.

- Griffa jak mniemam.

Czarodziej płomienia przez chwilę zbierał myśli.

- Tak. Tak się składa że nasz wspólny znajomy, baron Ekbert polecił panią jako eksperta z którym winnem porozmawiać, ale proszę pozwolić, że zacznę od początku. Nazywam się Kruger, Warmund Kruger i należę do grupy De Soto.-

Czarodziej wyjaśnił, swoją pozycję. Misję odnalezienia von Schwarz i jak on przypuszcza, wiąże się ona z tajemniczą chorobą w mieście.

- W tej chwili moi towarzysze szukają tropów na ulicy Dziurawych Dzbanów, chodzi o działalność szarlatanów, ja jednak jestem ciekaw pani zdania na temat tej choroby która nie przypomina typowej zarazy jaka trawi ciało.-[a][b]

- No nie. Nie przypomina. - zgodziła się ciemnowłosa magister. Weszła do środka i podeszła do barku aby przygotować sobie coś do picia.

- To w ogóle mało co przypomina. Widziałeś jakiegoś zarażonego z bliska? - zapytała zerkając na niego spod ozdobnego kaptura. - Miałam podejrzenie, że to jakaś magiczna choroba. Ale wtedy wpływałaby jakoś na Eter. Spodziewałam się, że to dzieło mrocznych potęg. Ale nie wyczułam takich mrocznych emanacji jakie zwykle im towarzyszom. Zarażeni emanują niewiele więcej niż tło w okolicy w jakiej się znajdują. Za mało, za słabo aby uznać, że to magiczna choroba. - mówiła wpatrzona gdzieś w ścianę jakby dzieliła się z nimi swoimi przemyśleniami. Pozostała dwójka temerarios nie wtrącała się na razie w dyskusję magów.

- Czyli to zwykła zaraza? Jeśli taka plaga może być zwykła. - zapytał w końcu Philipp. Magini chwilę trawiła w głowie jej pytanie.

- Nie. Nie ma bąbli, parchów, gorączka w pewnym etapie jest ale ona jest przy wielu chorobach. No i ten obłęd jaki wywołuje. To jest najdziwniejsze. Ten pęd i agresja. Nawet u osób jakie wcześniej wedle rodzin były łagodne. A na końcu znikają. To jest najdziwniejsze. Nie umierają, nie wybuchają, nie zapalają się tylko znikają. Gdzieś odchodzą. Nie jeden czy dwóch bo to by jakieś lunatykowanie mogło być. Ale większość o jakich słyszałam, że doszli do tego zaawansowanego etapu choroby. Więc jednak wpływa na umysł i zachowanie zarażonych. Nie czują bólu ani zmęczenia, zdają się nie rozpoznawać bliskich. Tylko pogrążają się w tym dziwnym obłędzie. A na końcu gdzieś odchodzą. Nie to zdecydowanie nie jest typowa zaraza. - uznała w końcu magini gdy podsumowała swoje obserwacje na temat plagi noworocznej jaka nawiedziła to miasto.

- Chciałabym zbadać jakieś ciało. Ale właśnie o nie trudno. Albo kogoś kto już ma etap tego dzikiego pędu. Ale to też trudne. Udało mi się zbadać te wcześniejsze etapy. Najpierw jest gorączka jaka powala do łóżka. I łatwo ją pomylić z innymi chorobami. Potem jest letarg. Też trwa dzień czy dwa. Zapewne przed gorączką jest trudno wykrywalny etap gdy objawy nie są wyraźne widoczne. A teraz to i ludzie boją się do nich przyznać. Nie dziwię im się. Ale przez to ten pierwszy etap też jest trudny do zbadania a więc trudno określić okoliczności zarażenia. - magiczka upiła łyk ze swojego kielicha gdy dorzuciła coś jeszcze. Odwróciła się frontem do trójki jaka siedziała rozsypana po różnych krzesłach biblioteki.

- A wy? Co się dowiedzieliście o tej zarazie? - zapytała czekając na to czy mogą się z nią podzielić swoimi obserwacjami.

- W sumie…Nie więcej niź ty. Może moim przyjaciołom uda się więcej ustalić dziś wieczorem. Gdzie mamy cię szukać jakbyśmy znaleźli chorego we wczesnym stadium choroby?-

Po rozmowie z Griffą, Kruger dokończył czytać rozdział w księdze Molly, a następnie wrócił do domu.
 
__________________
Man-o'-War Część I
Baird jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 24-03-2024, 01:40   #87
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 30 - 2527.01.31 ant; zmierzch - wieczór

Miejsce: Hr. Skogland; Ebenstadt; Dzielnica Angolo, ul. Dziurawych Dzbanów; ulica (AG:11)
Czas: 2527.01.31; Angesstag; zmierzch - wieczór
Warunki: - ; na zewnątrz: noc, ulewa, sil.wiatr, lodowato (mod -30)



Kristof, Iskra, Eskil



- Heh. W takiego swata naszych hrabiów się bawisz? - zaśmiał się Eskil chuchając przy okazji w zmarznięte dłonie. Uwaga kolegi rozbawiła go co pomogło na chwilę zapomnieć o zimnicy w jakiej stali. - Nasza księżna jest wdową i czy jej jakieś swaty śnią się po nocach to nie słyszałem. Ale nie pijam z nią wina. - przyznał, że nie zna się osobiście z hrabiną jaka władała leśnym Skoglandem. Co nie było dziwne przy takiej dużej różnicy w hierarchii społecznej jaka ich dzieliła. - Ale skoro go gości w swojej stolicy to pewnie dostrzega w tym jakieś korzyści. I del Rizzo mógłby być jej atutem w walce z Olafem. Chyba. On tam jest jakimś ważniakiem w Akendrof. - łotrzyk starał sobie przypomnieć co wie o owym szlachcicu jaki nie pochodził stąd tylko z sąsiednej prowincji Sodraland jaka obecnie nie była w przyjaznych relacjach z domeną Żelaznej księżnej.

- Gdyby pozbyć się Olafa to faktycznie Hajmo jest poważną kandydaturą na tamtejszy tron. Ale tutaj nie znaczy tak wiele jakby chciał. Jego włości zostały w Akendorf. Tutaj ma niewiele. Pewnie dlatego zbiegł właśnie tutaj do naszej księżnej bo wiadomo, że ona ma na pieńku z Olafem. Mogą sobie pomóc nawzajem. Zwłaszcza przy obsadzaniu tronu w Akendorf. No ale jak tam im się prywatnie czy służbowo układa między nimi to nie wiem. Poznałam hrabiego Hajmo na jednym z koncertów. Rozmawialiśmy chwilę gdy mi przyszedł pogratulować występu. Ale to tyle. Trudno powiedzieć abyśmy się znali. Był jednym z gości barona u jakiego występowałam. - Iskra ożywiła się tymi dysputami o śmietance towarzyskiej swojego rodzinnego miasta. I jak się okazało nawet przelotnie poznała zbiegłego z Akendorf hrabiego. Jej zdaniem sojusz między nim a księżną wydawał się naturalny ale czy możni się na to zdecydują tego nie wiedziała. Podobnie jak Eskil zgadzała się, że skoro władczyni Skogland udzieliła hrabiemu gościny w swojej stolicy to coś może być na rzeczy. Podobnie chętnie zaczęli rozmawiać zniknięcie imperialnej szlachcianki.

- Ale my jej nie szukamy z nudów albo sami dla siebie tylko dla Maximo. To on chce ją do tłumaczenia. My jesteśmy tylko wykonawcami tego życzenia. Nie sądziłem, że tyle to zajmie. Myślałem, że pójdziemy do niej do domu, powiemy jej o co chodzi i jakoś się dogadają z maestro a nas poklepią po ramieniu za dobre wykonanie zadania. - Eskil zdradzał zniechęcenie do całej tej sprawy szukania uczonej od starożytnych kultur i języków. Wychodziło na to, że jak ich lider przedstawił im to zadanie to nie spodziewał się po nim takich komplikacji.

- Oj tam marudzisz. Wiesz ile razy ja już miałam dawać występ przed nie wiadomo jakim ważniakiem a w ostatniej chwili coś ktoś odwoływał, mnie się coś przytrafiało albo coś innego? Zawsze coś tak się dzieje. Mnie zastanawia co innego. - blondynka zbyła to reką jakby w jej świecie artystycznej bohemy takie nagłe zwroty akcji nie były niczym niezwykłym. Więc brała to za coś naturalnego.

- Co takiego? - zapytał zaciekawiony kolega. Potupał nogami dla rozgrzewki i znów sadził dłonie pod pachy aby się trochę rozgrzać.

- Ona jest szlachcianką. To po niej widać. Rzezimieszki, zbóje czy nawet Octavio jeśli to jego sprawka powinni to wiedzieć. Sami słyszeliście jak Grzywka nie raz mówił, że najlepiej napada się tych słabych co nie mogą się bronić. A szlachta to zawsze chodzi z jakąś ochroną. No i to szlachta więc wiadomo, że mają możnych znajomych i ktoś będzie ich szukał albo się mścił. - minstrelka zaczeła swój wywód jaki zdawał się ją rozgrzewać od środka bo nawet mniej się chyba trzęsła z zimna.

- No tak. Nie opłaca się. Za duże ryzyko. Zwłaszcza jak cię capnął. Za biedaka to można jeszcze coś próbować z grzywną ale za szlachcica to się płaci gardłem. - przyznał jej rację w tym punkcie.

- No właśnie. A poza tym to uczona i mag. Myślicie, że łatwo tak napaść na maga i go zadźgać albo porwać? - ucieszyła się, że kolega podziela jej zdanie. Ale przy ostatnim jak pytała to nie była tego taka pewna. Więc spojrzała po nich pytająco.

- A nie wiem. U nas jest Warmund i Franziska. Czy by dali radę przy napaści to nie wiem. - nad tym pytaniem łotrzyk przyznał się do pewnej niewiedzy. Mieli w grupie dwójkę magów ale jednak sprawami magii nie zajmowali się osobiście to był to dla nich dość mętny temat.

- No mniejsza z tym. Nie o to mi chodzi. A co jeśli ona wcale nie została zabita ani porwana? Jak sama upozorowała swoje zniknięcie? Albo współpracuje z tymi porywaczami. Znaczy wtedy to by wcale nie byli porywacze tylko jej wspólnicy. Może to taka dramatis personale od niespodziewanych zwrotów akcji? Pojawi się pod koniec sztuki w kluczowym momencie. Jako jakiś zły władca marionetek. Albo jako ratunek z opresji. - popatrzyła na nich z ekscytacją wymalowaną na twarzy. Eskil chwilę trawił te jej pomysły.

- Ale to nie jest jakaś sztuka. Jak ktoś ją porwał czy zabił to musiał mieć jakiś cel. Albo przypadkiem. Od Dionisio to wyszła chyba o zmroku jak już miał zamykać. Może po ciemku ktoś ją napadł jak wyglądała jak samotna kobieta. Przy słabym świetle to taka barwna suknia to mógł myśleć, że to jakaś kurtyzana. Potem jakby się zorientował, że to szlachcianka mógł się przestraszyć i zabrać ciało aby je ukryć. - Eskil jakby poczuł się do przedstawienia własnej terorii jaka mogła stać za zniknięciem imperialnej szlachcianki.

- Tak też mogło być. Ale jakby ją zabili to gdzieś musieliby ukryć ciało. Jeszcze by go nie znaleźli? - minstrelka nie chciała bez walki oddać swojego pomysłu i chciała wiedzieć jak kolega widzi zakończenie swojej.

- Pod miastem jest pełno dziwnych tuneli, katakumb, piwnic i innych takich jakich nikt nie używa. Niektórych używają przemytnicy. Mogli też zwyczajnie uwiązać jej kamień do nóg i wrzucić do rzeki. A u ciebie jak ona by była porwana i poszła na współpracę czy jak to tam to po co? Ona się interesuje jakimiś starociami. U Dionisio po to była u tego dziwnego barona też. Po co miałaby znikać? Już bym prędzej uwierzył, że ulotniła się z miasta. W końcu jest też magiem. Nie wiem czy by mogła no ale kto wie? - łotrzyk sprawnie przedstawił swój dalszy ciąg teorii jaką wymyślił na poczekaniu. A w rolę Vivian jako współautroki swojego zniknięcia chyba niezbyt wierzył. A plotki o starożytnych mozaikach czy posadzkach jakie odkrywano co jakiś czas tam czy tu w mieście to wiedzieli chyba wszyscy i równie wszyscy się do tego przyzwyczaili. Niby też wszyscy wiedzieli, że są uzywane do ciemnych interesów czy przemytu ale jak się nie znało detali to był to tylko jeden z elementów tutejszego folkloru.

- Nie wiem czy magią mogłaby zniknąć z miasta. Trzeba by zapytać Warmunda albo Franziskę. Oni chyba tego nie umieją. A przynajmniej jeszcze stąd nie prysnęli. Ale Franziska mówiła, że znaleźli jakiś dziwny sztylet w jej sypialni. Magiczny. Taki złowróżbny. A kto miałby taki sztylet jak nie jakaś zła postać? - gdy znów wyszedł temat magicznych mocy to zrobiło się mętnie bo oboje nie byli w tym ekspertami. Artystka dalej jednak broniła swojej teorii o współwinie imperialnej magiczki.

- Nie wiem. Trzeba by zapytać Franziski albo Warmunda. Może Myry. Oni się chyba powinni na tym znać najlepiej. I jak dla mnie to za bardzo szukasz sensacji. To nie jest jakaś sztuka. Prędzej ją jakieś zbiry napadły przez przypadek i schowały ciało, może nawet Octawio. - łotrzyk niezbyt był przychylny pomysłom koleżanki tak samo jak ona do jego.

- No właśnie Octavio mógł ją porwać. Przecież to bardzo piękna kobieta jest. O nietypowej urodzie. Oh! To byłoby takie romantyczne! Mężczyzna zakochuje się do szaleństwa w pięknej kobiecie, że ją porywa do siebie! - ostatnia wizja zwłaszcza trafiała do wyobraźni poetki bo aż klasnęła w dłonie na taki romantyczny zwrot akcji.

- To byłoby głupie jakby ją porwał a potem jeszcze trzymał u siebie. Jak ja bym kogoś porywał to bym go trzymał w jakiejś dziupli a nie u siebie. Tak aby nawet w razie wpadki móc mówić, że to nie moja sprawa i nie miałem z nią nic wspólnego. - brunet pokręcił głową znów mając inne zdanie niż zgrabna blondynka w pstrokatych barwach. Rozmawiali tak dla zabicia czasu i zimna jeszcze trochę aż dostrzegli, że na drugim krańcu ulicy coś się zaczyna dziać. To skupiło ich uwagę, że zamilkli i zaczęli obserwować. Gdy Kristof zaproponował aby podejść bliżej zgodzili się. Ruszyli w stronię grupki osób. Było już po zmroku więc widać było tylko zarysy bez detali.

Eskil ustawił się tak aby być tuż za plecami duetu z przodu. Ale wmieszanie w tłumek poszło im dość gładko. Ot, stanęli na końcu tej grupki. Z bliska okazało się, że jest ich może około pół tuzina, może trochę więcej. Słyszeli urywki podnieconych rozmów. “To on?”, “Nic nie widać”. “Jak każą nam czekać jeszcze trochę to wracam do domu”, “Mam nadzieję, że będzie mieć lekarstwo”. Ale nie było widać jakiegoś centrum, kogoś kto ściągnął ich tu wszystkich. Jeszcze doszło parę osób przez co trójka temerarios już nie była tak na końcu. Dało się wyczuć niecierpliwość i oczekiwanie. Stali przy jakichś drzwiach albo furcie w murze podwórza jakby to właśnie o nie chodziło. Te wreszcie skrzypnęły, otworzyły się i pokazała się jakaś postać. W jakimś obszernym, ciemnym ubraniu. Może jakaś toga, płaszcz czy habit. Zakryty kaptur nie pozwalał dostrzec twarzy. Ale to była chyba osoba na jaką czekali bo dało się wyczuć powiew ulgi i ciche westchnienia radości.

- Witajcie bracia! Witajcie siostry! - przywitał się ten w kapturze pozdrawiając ich gestem uniesionych dłoni niczym jakiś kapłan. Większość pozdrowiła go w ten czy inny sposób chociaż nie wszyscy. - Cieszy mnie, że mimo słoty przybyliście tu dzisiaj po błogosławieństwo. Nasze szeregi rosną. Niech będą błogosławieni ci którzy doznają oświecenia. Prawdziwi wierni nie muszą się obawiać zarazy. Ona jest naszym błogosławieństwem. Zniszczy naszych wrogów. Tych słabych i niewiernych. A nawet wątpiących. Tylko prawdziwa wiara jest ratunkiem! Z prawdziwą wiarą to nie będzie dla nas przekleństwo i kara od fałszywych bożków ale błogosławieństwo od tych prawdziwych! Czy jesteście gotowi je przyjąć? - ów mężczyzna przemawiał jak kapłan albo jakiś wieszcz. Chociaż starał się mówić w miarę cicho zapewne aby nie ściągać na siebie zbędnej uwagi to jednak dało się wyczuć charyzmę w jego głosie. Czy to był ten sam jakiego słyszeli dziś rano w portowej dzielnicy tego nie byli pewni. Podobnie jak w tych cieniach i gdy każdy miał na głowie kaptur lub podobne nakrycie nie dało się rozpoznać twarzy. Te nawet z bliska jawiły się jako jaśniejszy owal bez rysów jakie dałoby się odczytać. Tłumek jednak zareagował raczej z entuzjazjem na jego słowa. Chociaż w różnej skali nie u wszystkich dało się go dostrzec. Jednak zdesperowani ludzie w miescie opanowanym przez zarazę wydawali się żywić otuchę z nadziei na ochronę przed nią. Zwłaszcza jak wydawała się tak tajemnicza, nietypowa a przez to bardziej przerażająca niż jakaś inna.

- Dobrze. Zbliżcie się więc aby doznać błogosławieństwa. - mężczyzna w furcie przyzwał ich do siebie. I ktoś z tłumu pierwszy podszedł do niego. Ten zaczął mruczeć coś jakby modlitwę błogosławieństwa po czym wykonywał jakieś gesty nad głową. A w końcu dawał do ust jakąś tykwę aby wierny mógł się napić parę łyków. I rozmawiał jeszcze chwilę potem z każdym niczym dobry kapłan i ojciec.

- Jak podejdziemy do niego to trzeba będzie się dać pobłogosławić i napić tego czegoś. - Eskil nachylił się do pierwszej dwójki i szepnął do nich. Bo gdy pierwsze parę osób doznało owego błogosławieństwo to już było widać pewną powtarzalność jak to wygląda. Słychać czasem było nawet co głośniejsze fragmenty rozmowy zwłaszcza jak kogoś z błogosławionych poniosły emocje i się zapomniał aby cicho mówić.

- Mój sąsiad jest złym człowiekiem. Na pewno zasłużył na śmierć. Weszłem z nim w spółkę ale mnie oszukał…

- Ale czy to zadziała? Skąd to będę wiedzieć? Tak! Oczywiście, że wierzę w Pradawnych!

- Tak, należy im się. Księżnej i tej jej spasionej klice. Wyzyskują nas a teraz zamknęli nas tu abyśmy zdechli od zarazy! O niedoczekanie! Bardzo się zdziwią jak przetrwamy silniejsi niż byliśmy!

- Mój mąż jest chyba na to chory… Czy coś da się dla niego zrobić? Byłam u kapłanek Shallyi ale nie mogły przyjść, wszystkie są teraz oblężone przez chorych.

- Gołębice nie pomogą. To siła silniejsza od nich. Kapłani, magowie, uczeni są bezradni wobec takiej mocy. Tylko my możemy was przed tym uchronić. A nawet jak nasz brat powiedział wyjść z tego silniejsi. Przyprowadź tu swojego męża aby doznał naszego błogosławieństwa. Zapewniam cię, że za tydzień znów będziesz mogła z nim siadać przy stole. - ostatnie wypowiedział ten mężczyzna w furcie muru. Zapewne aby rozwiać nie tylko wątpliwości owej zmartwionej kobiety dlatego powiedział to głośniej aby cała grupa mogła go słyszeć. Więc i trójka temerarios to słyszała. Ale byli w tej grupie i nagłe wycofanie się z niej nie przeszłoby niezawuażone. Chociaż mogło się udać jeśli by działali na szybkości i zaskoczeniu. W przeciwnym razie jeszcze dwie czy trzy osoby i przyszłaby ich kolej aby doznać błogosławieństwa z rąk nieznajomego.




Miejsce: Hr. Skogland; Ebenstadt; Dzielnica Centralna, ul. Zielona; mieszkanie Warmunda (AU:33)
Czas: 2527.01.31; Angesstag; zmierzch - wieczór
Warunki: wnętrze mieszkania, jasno, ciepło, cicho; na zewnątrz: noc, ulewa, sil.wiatr, lodowato (mod -30)



Warmund



- Jutro po porannej mszy u Myrmidii zamierzam się udać do takiego jednego domu. Podejrzewam, że tam może być jakiś zarażony. - powiedziała mu Griffo nim odeszła w swoją stronę. No tak, jutro był Festag czyli dzień wolny od pracy aby dobrzy obywatele mogli oddać w świątyniach cześć dobrym bogom. Widocznie i bladolica magister postępowała podobnie jak większość społeczeństwa czy w Imperium czy tutaj w Sodraland. Zaś świątynia Myrmidii była jedną z popularniejszych w Ebenstadt. Miała już wyjść gdy niespodziewanie zaczepiła ją znudzona łotrzyca.

- Hej moja piękna. A rzucisz okiem na to? - zawołała do niej kpiąco machając na palcu jakimś przedmiotem. Jak przestała i ten w końcu opadł okazało się, że to ten talizman jaki znalazła dziś rano na pobojowisku. Zaintrygowana magini podeszła do niej i wzięła go w dłonie aby go obejrzeć.

- Skąd to masz? - zapytała zaciekawiona.

- Mam to mam. Ile za to byś dała? Szukam kupca. Tyle książek czytasz to pewnie możesz pomóc znaleźć jakąś bajerę do tego świecidełka? - czarnowłosa uderzyła w swój tradycyjnie bezczelny ton jakby ubijała interes w jakiejś podejrzanej tawernie.

- To nie są drogie materiały. Ani złoto ani cenne klejnoty. Ale wzór dziwny. - rzekła Griffa w zamyśleniu gładząc palcami przedmiot.

- Warmund mówi, że to symbol Stormfelsa. Czy jakoś tak. - łotrzyca wskazała dłonią na kolegę jaki rano rzucił tym pomysłem.

- Tak? Być może. Nie specjalizuję się w morskich bóstwach. Chociaż tutaj jesteśmy w głębi lądu to to trochę nie ich podwórko, że tak powiem. Rzeką da się dopłynąć do Zatoki ale to nadal trochę daleko. Do gór już mamy bliżej. - magini wzruszyła ramionami na znak, że nie zamierza się o to spierać skoro nie czuła się mocna w tym temacie.

- Gdzieś już widziałam takie macki… - rzekła w zamyśleniu próbując się zapewne skoncentrować aby sobie przypomnieć. Julia spojrzała na nią w zaskoczeniu i szybko przebiegła nim po obu kolegach. - Ah tak. Już nie pamiętam czy to dokładnie takie ale coś podobnego widziałam w ratuszu. Jakaś goblińska błyskotka czy coś takiego. Pierwotnie była na jednym z czerepów któregoś ich wodza z jakich usypano Kopiec Goblinów. No ale, że wyglądał na cenny i intrygujący to go przeniesiono do ratusza jako część trofeów zdobytych na nich. - przypomniała sobie w końcu gdzie spotkała już coś podobnego.

- No tak, sala pamięci. No jest taka. Kiedyś tam byłam. Ale w ogóle nie kojarzę aby było tam coś takiego. - zdziwiła się łotrzyca.

- Jest małe, łatwo przegapić. Zawsze możecie o niego zapytać aby wam wskazał gdzie to dokładnie leży. Wyczuwam jednak, że ten tutaj emanuje magią. Słabo. Raczej nie jest magiczny. Ale może długo leżał przy czymś magicznym albo dawno temu miał w sobie jakiś czar. Może Margand coś z tego wyczuje. A jak to coś z morzem to możecie zapytać jakiegoś morskiego kapłana chociaż nie wiem czy jacyś są w mieście. - rzekła jeszcze oddając amulet czarnowłosej łotrzycy. Ta przyjrzała mu się uważniej jeszcze raz. Magiczna ekspertyza była podobna do tej jaką podała dwójka magicznych temerarios dzisiaj rano. Chociaż Griffo dodała też coś od siebie. Margand specjalizowała się w astronomi i astrologii już wykonała wczoraj rytuał szukający von Schwarz jak ją poprosiły Rosaria z Franziską. Pewnie tymi umiejętnościami odczytywania aury z przedmiotów sygerowała się czarnowłosa samotniczka gdy sugerowała ją o to zapytać.

Po jej wyjściu znów mógł zagłębić się w lekturze księgi. Widząc to dwójka towarzyszy postanowiła się z nim pożegnać niezbyt widząc się w roli biernych obserwatorów zaczytanego kolegi. Rozmawiali półgłosem o jutrzejszym dniu. W końcu był dzień świątynny. A Warmund został sam na sam z czytaną księgą.

Ta była nietypowa. Widocznie Dietpoldo miał dobry gust i doświadczenie przy doradzaniu wyboru lektur. A baron Ekbert, że imperialne podejście do magii patrząc na nie z zewnątrz jest całkiem inne niż gdzie indziej. Owszem Warmund jak każdy absolwent altorfskiej akademii to wiedział. Ale tam traktowano ten temat po macoszemu. Można było to skrócić do “Przed reformami Teclisa albo poza Imperium było i jest inaczej”. I dopiero jak opuścił granicę Imperium przekonał się jak bardzo. A księga jaką właśnie zaczął czytać tylko to potwierdziała. Molly Oświecona pisała ją ze cztery wieki temu. Ze dwa przed czasami Magnusa i reform teclicańskich. Zresztą jej i tak nie dotyczyły bo pisała gdzieś tutaj, w południowych krainach.

Miała bardzo płynny, kwiecisty język, co jakiś czas dołączała strofę poezji chyba własnego autorstwa. Co jak ktoś lubił to mógł być zachwycony oczytaniem i pięknem języka magicznego w jakim zapisano księgę. Sam język miał jednak dziwne sformułowanie. Czy to przez różnicę w tych kilku wiekach czy też jakaś lokalna odmiana tego Warmund nie był pewien ale na pewno nie pomagało mu to czytać chociaż było zrozumiałe. Czasem jednak zwłaszcza jakieś porównania były dziwne i mało czytelne.

Widział, że nie był pierwszym czytelnikiem. Bo na marginesach czasem znajdywał różne zapiski i notatki. Pisane w różnym stylu, atramentem i pewnie przez różnych uzytkowników. Nie był pewien czy czyta oryginał czy jakąś kopię ale nie było dziwne, że taki ogólny traktat o magii jest bardzo popularna lekturą. Zapewne ci co zgłębiali tajniki magii tajemnej często po nią sięgali.

Zanim nie odłożył księgi żeby pożegnać się z Dietpoldo zdążył przeczytać wstęp. O tym co autorka obiecywała zawrzeć w tej księdze. Doczytał o różnych rodzajach magii. Dawnej magii jaką na terenie jego rodzimego Imperium została wyrugowana przez teclisowe reformy i założenie magicznej akademii jaka skodyfikowała te zasady dzieląc je na osiem głównych szkół. Dla Wamrunda i wielu jego rówieśników i poprzedników to było jasne i oczywiste. A jedynie mętnie zdawali sobie sprawę, że wcześniej było inaczej. Ich wykładowcy pogardliwie nazywali je mrocznymi czasami guślarstwa i podobnie. Chociaż do dziś zdarzało się spotykać w jakiś zapomnianych wioskach guślarzy, “mądre kobiety” i czarowników jacy byli niemym świadectwem tych pradawnych tradycji jakie od dwóch wieków w Imperium starano się wyrugować.

W księdze Molly Oświeconej było inaczej. Ale pisała ją jakieś dwa wieki przed Wielka Wojną z Chaosem jakiej pokłosiem była oświeceniowa działalność Teclisa która doprowadziła do stworzenia magicznego kolegium. Molly pisała o innym podziale magii. O podziale na sześć pierwotnych żywiołów. Na wodę, powietrze, ziemię, ogień, śmierć i życie. Więc chociaż niektóre wydawały się podobne do podziału na teclisowe osiem szkół to jednak nie wszystkie. Za siódmy właściwie można było uznać demonologię ale autorka chyba wspomniała o tym z powodu uczciwości uczonego i chyba nie zamierzała się na nim koncentrować. Ale jeszcze tego nie wiedział bo dopiero był na pierwszym rozdziale tej księgi. Pod tym względem baron Ekbert miał rację. Taki podział w Imperium zostałby uznany za heretycki bo sprzeczny z obowiązującą wykładnią. A w najlepszym razie za mocno kontrowersyjny z jakim lepiej nie wychodzić poza akademickie dyskusje w zaufanym gronie uczonych o otwartych umysłach na egzotyczne teorie.

Co więcej uczona wspomniała także, że ów podział na te sześć czy siedem żywiołów nie jest jedynym. I są także inne. Niektóre tradycje lub ich podział były jeszcze starsze. Jak tego używano w ludzkich imperiach dawnej Khemri czy Remans to pozostały po tym tylko mgliste zapiski. Inne mogły być u krasnoludów, elfów czy zielonoskórych. Jeszcze inne były jej znane tylko ze szczątkowego opisu pojedynczych zaklęć i były zbyt enigmatyczne aby je udało się jej jakoś przyporządkować. Jak choćby tradycja metamorfizmu ciała lub przedmiotów, eterycznych emanacji i podróży astralnych, telekinezy czy magia magicznych istot jak choćby dżinów z pustyń Arabii jakie trudno było sklasyfikować czym właściwie one są. Warmund rozpoznawał, że obecnie w imperialnym kolegium niektóre te rzeczy były znane jako techniki czy poszczególne czary ale rozsypane po różnych z ośmiu szkół magii i nie stanowiły tradycji same w sobie. W końcu zgodnie z teclisowymi zasadami ważny był jeden z wiatrów Eteru z jakiego się korzystało a forma co się z niego robiło miała już drugorzędne znaczenie. W takim świetle tradycyjny podział znany z Imperium wydawał się być zaledwie jednym z wielu jakie były obecnie albo pojawiły się na przestrzeni wieków historii ludzi i innych ras.

W każdym razie gdy wychodził z biblioteki to w Domu Uczonych już prawie nikogo nie było. Na zewnątrz przywitał go nocny mrok i zacinająca ulewa. Powrót do domu zapowiadał się więc na mokry i zimny. Do tego mroczny. Przynajmniej była nadzieja, że w taką niepogodę żadnym zbójom nie będzie chciało się czyhać na samotnych przechodniów. Dobrze, że nie mieszkał na drugim krańcu miasta. I miał podobną drogę do domu jak do “Warana”. Gdy szedł ulicami ulice były już prawie puste. Była z połowa wieczoru i większość mieszkańców już spała co widać było po tym, że w mało którym oknie świeciło się jeszcze światło. Jedynie drzwi i okna mijanych karczm i zamtuzów były jeszcze otwarte. A i tak zlało go mocno nim wszedł do znajomej klatki schodowej. W mieszkaniu na poddaszu przywitał go Klaus jaki zaczął szykować mu kolację. Właśnie do niej usiedli gdy rozległo się gwałtowne stukanie do drzwi. Zdziwiony służący podszedł do wyjścia. Warmund słyszał jego głos jak z kimś rozmawiał. Po chwili wrócił z małą, mokrą i ubłoconą dziewczynką.

- Warmund! - krzyknęła Miranda podbiegając do stołu i zatrzymując się przy jego krześle. Wyglądała jak zmokły kurczak. Ale przy takiej ulewie jaka panowała na zewnątrz nie było to dziwne. Jednak jej przejęcie rzucało się w oczy. Zapewne był jakiś ważny dla niej powód, że dotarła tutaj tak późnym wieczorem i to w taką niepogodę.

- Reinhart wpadł! Złapali go! Trzeba go ratować! Sami nie damy rady! - wyrzuciła z siebie dziewczynka prosząc go o pomoc.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 31-03-2024, 11:53   #88
 
Baird's Avatar
 
Reputacja: 1 Baird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputację
Czarodziej przesunął talerz z kolacją przed dziewczynkę.

- Spokojnie. Powiedz mi dokładnie co się stało i zjedz coś żeby się rozgrzać. Kto go schwytał? Gdzie on teraz jest?- spytał Kruger.

Dziewczynka była mokra i zmarznięta. I jak jeszcze była zapłakana to w ogóle wyglądała jak siedem nieszczęść. Podeszła do wskazanego stołu a Klaus wyszedł i po chwili wrócił z kocem. Pomógł jej zdjąć mokry płaszcz i potem okrył ją suchym kocem. To w połączeniu z kubkiem ciepłego grzańca pomogło dziecku coś wydukać.

- Bo my szukaliśmy tej szlachcianki co chciałeś. Nigdzie jej nie ma. I w różne miejsca chodziliśmy. I dzisiaj, teraz poszliśmy do takiego jednego magazynu bo tam coś się działo. No i weszli tam jacyś ludzie. Ciemno, już niewiele widać. To wspięliśmy się do okien. I tam się coś działo. Jakieś spotkanie mieli. Ale skrzynka spadła i spadliśmy. I Reinhart nie zdążył uciec. Złapali go! To było w Cendres na Glinianej. - wyrzuciła z siebie dziewczynka w kilku chaotycznych zdaniach. Sam adres niewiele Warmundowi mówił. Chyba mógł tam być jakiś magazyn albo coś podobnego ale niezbyt sobie uświadamiał jak to by mogło wyglądać, bo nie miał za bardzo interesów aby tam się kręcić.

Magister płomienia spojrzał Mirandzie w oczy.
- Spokojnie mirabelko, tu będziesz bezpieczna. - następnie zwrócił się do Klausa.- Przygotuj jej miejsce do spania, a potem idź do Warana. O tej porze może nie być tam zbyt wielu Temerios, ale powiedz im, żeby ruszyli na Glinianą i dołączyli do mnie w magazynie.

Następnie czarodziej zabrał swój płaszcz, miecz i sakiewkę ze składnikami i ruszył na wskazane miejsce.
 
__________________
Man-o'-War Część I
Baird jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 31-03-2024, 15:10   #89
 
Cioldan's Avatar
 
Reputacja: 1 Cioldan nie jest za bardzo znany
Kristoff przysłuchiwał się uważnie teoriom swoich kompanów. Wersja Iskry była rzeczywiście ciekawsza, ale jednocześnie mniej realna w ocenie Ostlandczyka. Gdy już ruszyli pod bramę do małego tłumu, Gummiohr jeszcze podzielił się swoimi spostrzeżeniami
- Najbardziej mnie zastanawia jedno. Niby taka uczona, z wyższej klasy... a dosłownie nikt oprócz nas jej nie szuka. Bardzo podejrzane. Jej służąca już znalazła zatrudnienie gdzie indziej, nawet nie zgłosiła zaginięcia. Z magów, to tylko Franziska i Warmund jej szukają, a to tylko dlatego, że pracują z nami. Wśród towarzystwa znającego się na antykach, albo innych dziwadłach, też zdumienie, że zniknęła. Albo była nielubiana, albo nie miała żadnego przyjaciela, albo to jest jakiś większy spisek. - doszli już do grupki, więc temat musiał być zmieniony.

W trakcie kazania, do grupy słuchającej szerzyciela nowej wiary, doszły kolejne osoby, przez co Iskra i jej koledzy nie byli już ostatni. Nieco to utrudniło ewentualną ucieczkę. Gdy zobaczyli tykwę i usłyszeli co teraz mają wszyscy zrobić, mnóstwo myśli zaczęło im przebiegać po głowie. Kristoff ze swoim 'detektywistycznym' (jak mu się wydawało), od razu wpadł na teorię spiskową, że to pewnie ten płyn wywołuje te choroby. Nikt tu nie wyglądał na chorego, a mieli zostać 'oczyszczeni'. Ludzi było tu zbyt wielu by starać się ukraść tykwę. "Nie no, ja tego nie przełknę" pomyślał młody i wymyślił prymitywny plan ucieczki. Iskra i Eskil stali blisko siebie i o czymś sobie szeptali, Kristoff to wykorzystał, stanął blisko nich, z tyłu i mówił tak by tylko oni usłyszeli. Reszta tłumu i tak była zajęta ceremonią tykwy.
- Słuchajcie, ja udaję wariata, niby ugryzę Iskrę, ucieknę a Wy za mną pogonicie.
Ich kolejka już się zbliżała, nagle Gummiohr zbliżył się do Iskry i zaczął udawać, że ją gryzie. Przez sekundę dotknął ją swoimi zębami, oczywiście nie zacisnął szczęki, ale mimowolnie odciągając głowę, jakby zostawił jej lekkiego całusa. Sam nie wiedział co to było, ale szybka reakcja aktorska koleżanki sprawiła, że powstało niezłe zamieszanie
- Wariat! Zboczeniec!- krzyknęła Iskra, a w tym samym czasie Kristoff przepchnął się przez ostatnich ludzi i pobiegł ile sił w nogach. Iskra od razu za nim, razem z Eskilem, który krzyknął jeszcze - złapię tego heretyka- i pobiegli ile sił w nogach...
 
Cioldan jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 07-04-2024, 17:35   #90
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 31 - 2527.01.31 ant; wieczór

Miejsce: Hr. Skogland; Ebenstadt; Dzielnica Cendres, ul. Gliniana; ulica (BA:19)
Czas: 2527.01.31; Angesstag; wieczór
Warunki: - ; na zewnątrz: noc, ulewa, sil.wiatr, lodowato (mod -30)



Warmund, Cicha Sylvia, Juan, Sigrun





link: https://i.imgur.com/f7zFeAe.jpeg


Pogoda była paskudna tej nocy. Póki siedziało się w przyjemnie oświetlonym i ogrzanym wnętrzu można było nie zwracać na nią większej uwagi. Ale jak tylko wystawiło się nos za próg to dawało popalić. Silny wiatr ciskał zimne krople w twarz i szarpał ubraniem. Regularnie zrywał kaptur z głowy i zmuszał do zaciskania ust i oczu. A, że ulice nie były oświetlone to przypominały dno mrocznych kanionów. O tak późnej porze paliło się już niewiele świateł. A i te często były przysłonięte okiennicami. Ruchu prawie nie było. Za to po ciemku buty często grzęzły w kałużach i czymś o błotnistej konsystencji czego może nawet lepiej, że nie było widać. Wszystko to wystawiało wytrzymałość i determinację na próbę. A do przejścia z okolic Placu Targowego na Glinianą był całkiem spory kawał miasta. Gdy Warmund dotarł na miejsce był już nieźle przemoczony. A wiatr nie zelżał ani ulewa nie przestała padać. Po ciemku nie było mu tak łatwo zlokalizować magazyn o jakim mówiła Mirabelka. Mało gdzie paliło się jeszcze światło w oknach więc w obu mrocznych liniach budynków jakie tworzyły ulicy trudno było dostrzec jakieś detale.

Ale chyba udało mu się znaleźć ogrodzenie za jakim widać było większy budynek. To mógł być ten o jakim mówiła Mirabelka. Po ciemku gdy deszcz zacinał w oczy trudno było coś dostrzec. Jak choćby jakichś numerów czy napisów. Znalazł zarys bramy i furtki od frontu i podobny zestaw od tyłu. Oczywiście były zamknięte. Płot był standardowy czyli trochę wyższy od niego przez co nie mógł ot tak zajrzeć co jest po drugiej stronie. Chociaż zapewne jakby się podciągnął to powinno się to udać. Przy tym wietrze, ulewie i jeszcze po ciemku wszelka gimnastyka była utrudniona. Na tym właśnie zastało go przybycie kilku sylwetek. Dojrzał je dopiero jak zbliżyły się ulicą do sąsiedniej kamienicy. Ta ciemność i ulewa skutecznie ograniczała też dostrzeżenie kogoś.

- To ty Warmund? - zapytał po ciemku jakiś kobiecy głos. Jak się okazało to była Cicha Sylwia. A oprócz niej Juan i Sigrun.

- Klaus mówił, że jakiegoś waszego chłopaka porwali. - odezwał się cyrulik. Chyba niósł w dłoni swoją torbę z przyborami ale tego po nocy trudno było rozpoznać. Wyglądało jak podłużna, plama czerni w jego ręku.

- To tu? - zapytała Norsmenka oglądając spod kaptura płot i wystający za nim górę budynku.



Miejsce: Hr. Skogland; Ebenstadt; Dzielnica Centralna, ul. Awanturników; karczma “Waran i baran”
Czas: 2527.01.31; Angesstag; wieczór
Warunki: - ; na zewnątrz: noc, ulewa, sil.wiatr, lodowato (mod -30)



Kristof i Klaus



Pogoda pokazywała dzisiaj śmiertelnikom co potrafi. Zwykle mówiło się, że rozgniewali oni czymś bogów, że ci tak ich doświadczają. Zimne krople ulewy padały gęsto a silny wiatr zacinał nimi we wszystko i w każdego kto był na tyle nierozsądny aby wyjść na zewnątrz. Nie było więc dziwne, że po udajej ucieczce z załuka w Dziurawych Dzbanach Iskra i Eskil chcieli jak najszybciej wrócić do siebie. Zrobił się już późny wieczór, było bliżej północy jak zmierzchu a zimowa aura zniechęcała do spacerów. Poza tym o tej porze to i bez niej chodzenie o tej porze prosiło się o kłopoty. Iskra poprosiła kolegów aby ją odprowadzili. A pechowo mieszkała na południowym krańcu miasta, w pobliżu rzeki więc nie z północno - zachodniego narożnika był to spory kawał do przejścia. Podziękowała im jednak całując w policzek każdego z nich nim zniknęła za drzwiami do klatki kamienicy w jakiej mieszkała.

- No ty to już chyba jesteś na tyle duży, że nie trzeba cię odprowadzać nie? To do jutra. Ja wracam do siebie. - Eskil pożegnał się z kolegą zaraz potem. Ten jeszcze chwilę widział jego przygarbioną sylwetkę zmagającą się z silnym wiatrem i ulewą. A potem sam ruszył w stronę swojego mieszkania. Tak jak gadali przez drogę jeszcze we trójkę podstęp się udał i chyba nikt na poważnie ich nie gonił. Dzięki szybkości i elementowi zaskoczenia udało im się zwiać. Potem została dość rutynowa droga przez nocne miasto. Chociaż ulewa i wiatr szybko zamknęły im usta zniechęcając do dłuższych dialogów. Oboje zastanawiali się czego właściwie byli świadkiem i komentowali to na swój sposób. Aura jednak nie sprzyjała dłuższym dialogom zwłaszcza jak mieli taki kawał nocnego miasta do przejścia. Buty i nogawki były całkiem mokre już w połowie drogi. Więc jeszcze bardziej gdy Kristof wrócił do mieszkania. Matka już spała. Musiał więc postarać się aby jej nie obudzić. Zdążył zdjąć płaszcz i buty. Rozejrzeć się po mieszkaniu gdy usłyszał pukanie do drzwi. O tej porze? Dziwna pora na gościnne wizyty. Musiało być już blisko północy. Gdy otworzył drzwi ujrzał zarys ociekającej wodą sylwetki.

- O. Nie śpisz jeszcze. To dobrze. To ja Klaus. Od Warmunda. - rzekł szybko mężczyzna i dopiero jak się przedstawił i zdjął kaptur to w półmroku światła padającego z lampy w mieszkaniu Kristof zorientował się, że to służący jego ognistego kolegi.

- Słuchaj taka sprawa jest. Złapali Reinharda. To taki szczawik co robi czasem dla nas. Warmund poszedł już do tego magazynu. Ja byłem w “Waranie” ale późno już. Zastałem tylko Sylwię, Juana i Sigrun. Już tam poszli. I nikogo więcej nie ma z naszych. Ale ty blisko mieszkasz to pomyślałem, że zajrzę. Widzę, że światło się pali no to wszedłem. To co? Pomożesz? Bo tam niezbyt wiadomo kto i ilu może być w tym magazynie. - wyrzucił z siebie nieproszony gość prosząc o pomoc w imieniu swojego pana. A o tej porze nie było dziwne, że nawet w karczmie awanturników już było ich tak niewielu. Kristof chyba faktycznie mieszkał najbliżej z nich wszystkich.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:19.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172