Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-03-2024, 05:52   #22
Stalowy
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Przeprawa nie należała do najprzyjemniejszych części tej misji – musiała w głębi serca przyznać Mari oglądając zmęczonych więźniów ledwo poruszających nogami oraz co chwilę utykający to na błocie, a to na kamieniach wóz z pokaźnych rozmiarów, utuczonym pasażerem. Biorąc pod uwagę, iż konkurencję w nieprzyjemnych wydarzeniach stanowiła niedawna walka w tartaku, jego przeszukanie (czego czarodziejka nigdy specjalnie nie lubiła, chyba, że chodziło o ruiny) oraz walka z demonem zakończona negocjacjami, obrazowało to jak bardzo droga była irytująca, w zupełnie ludzkich kategoriach bycia irytującymi - jak uciążliwa pchła.
Na obóz zatrzymali się w połowie drogi, na niedużej, acz dość barwnej polanie która mogłaby pretendować przy odrobinie dobrej woli do miana uroczyska. Nie była co prawda podmokła ani zamieszkana przez “ukryte zło”, to jednak kwaśny zapach lokalnych kwiatów mógł budzić niepokój u ludzi mniej obeznanych z botaniką lub dziczą. Dodawszy ponure drzewa otaczające ją z południa, układało się to dość klimatyczne miejsce.
Dziewczyna rozejrzała się po okolicy.
- Myślę, że powinniśmy poszukać jakiś roślin nadających się do spożycia. Valrluku, Ślepia Pięścio? - zapytała cichym, monotonnym głosem - najlepiej jeśli już mają owoce, ale jeśli nie to mogę zmusić krzewy i drzewa do wydania plonów.
Mnich zadarł głowę ku górze, jak węszący pies. Jego nozdrza rozdęły się komicznie. - Hmmm… stary zapach kału jakiegoś małego ssaka i odrobina nutki słodyczy… Coś czuję, ale raczej nie blisko. Będę potrzebował kilkunastu minut… Albo więcej by zdobyć dość pokarmu. Oszczędzaj magię Mari. - odparł Du Zan. Zgodnie z swoimi słowami przez jakiś czas krążył dookoła obozu, aż w końcu znalazł ślad. Dość szybko mnich zniknął drużynie z oczu, kto wie gdzie, a kiedy miał wrócić?
Nie potrafiąc się poruszać skradnie i cicho Varlukowi pozostało pozbierać leśnych owoców i grzybów. Nie było czasu na zabawę w pułapki, więc wziął toporomłotek, nóż i zanurzył się w las. Zabrał ze sobą Eryka chcąc też z nim porozmawiać na osobności.
Zapewne miało się zacząć od zbierania jedzenia, a w ciągu paru godzin będzie trzeba też będzie ufortyfikować obozowisko. No trudno.
- Jemu nic nie dawajcie, ma zapas na kilka tygodni - rzucił Treggit, zsiadając z kozła wozu i odpinając konie, by dać im popasać się na polanie. Oczywiście miał na myśli grubasa - wcześniej przyjął na siebie ciężkie brzemię powożenia uginającym się pod jego ciężarem wozem, argumentując że w ten sposób najmniej obciąży konie. Teraz jednak musiał rozprostować kości, więc przespacerował się między więźniami, upewniając co do ich stanu. Paru będącym w dobrej formie polecił znaleźć nieco opału, nie oddalając się zbytnio od obozowiska.

- Będzie jedzenie - zwróciła się do uratowanych - normalne jedzenie - powtórzyła odrobinę głośniej, ale wciąż dość cicho, z niską dynamiką głosu.
Mając chwilę dla siebie uporządkowała swój umysł przed czekającym zadaniem. Wyrównała też wewnętrzne zasoby swego ciała, przy okazji wykonując kilka ćwiczeń rozciągających będących częścią jej dziennej rutyny, po których zrobiła to z czego była znana - wskoczyła na konar drzewa, kładać się na nim i leniąc się przez pewien czas, jednym okiem dopatrując uwolnionych ludzi.
W międzyczasie szczurak, rozsiadłszy się na wyjętym niewiadomo skąd rozkładanym krześle, koordynował rozpalanie ogniska.

Ślepa Pięść wrócił po kilku godzinach, niosąc przed sobą kornukopię. Dzikie grzyby z nóżkami uginającymi się pod ciężarem kapeluszy, owoce w wszystkich kolorach jesieni roztaczające słodki zapach i bzycznie pszczół, zirytowanych że ktoś odebrał im nagrodę, orzechy chrzeszczące w zębach obietnicą nasycenia. Ziemniaki nie wiadomo z jakiego miejsca, o cieniutkiej skórce. Sałata wilgotna od wieczornej rosy, zioła o ostrym wiercącym w nosie, lecz przyjemnym zapachu. Kilka mniejszych zwierząt - gołębie, wiewiórki i nawet jeden dorodny zając, wszystkie z przetrąconym gładko karkiem. Zwierzęta nie cierpiały. Pewnie nawet nie zauważyły ataku. Kilka jajek, chyba przepiórczych, o gładkiej skorupce będącą obietnicą syscącego wnętrza. Kilka większych owadów, dla osób o odważnych żołądkach.

- Jak mówicie tutaj… Podano do stołu? - spytał mnich wynurzając się z mroku i położył wszystko ostrożnie na ziemi.

Wkrótce po mnichu z lasu wyszli też krasnolud i jego nowy pracownik. Nieśli worki różności wszelakich, korzonków, grzybów, ziół, jajek i innych różności.

- … zielona posoka obryzgała jednego z chłopaków i zaczęła się wżerać w jego pancerz. Niestety trafiło go też w gębę i gdyby nie szybkie oblanie go wodą to by mu pewnie pół twarzy roztopiło. Tak to mu poparzyło policzek i pozbawiło brody. I pancerza. Nie wiem co te bydlaki mają we krwi, ale stal to do niczego już się prawie nie nadawała. - opowiadał Varluk Erykowi - No ale jakośmy się tam wydostali z tych tuneli z paroma koszami urobku.

Przyszli i zaczęli wszystko rozkładać. Varluk rozpakował ze swoich tobołów utensylia obozowe i zaczął przygotowywać posiłek.



Mari siadła na pełnym mchu pieńku - z którego niechybnie jej płaszcz uzyska paskudne, zielone plamy - i zawołała do siebie najemnika.
- Przesłuchamy cię przed odpoczynkiem raz jeszcze, z towarzyszami - wskazała resztę drużyny chwilowo czymś zajętą - jak tylko będą mieli chwilę. Na potrzebę tego rzucę na ciebie klątwę prawdomówności. Masz się nie opierać i odpowiadać precyzyjnie. Zrozumiałeś mnie?
Wbiła weń wzrok niemal nie mrugając.

Anáthema w całym zamieszaniu z przygotowywaniem wymarszu, gdzieś się subtelnie zatraciła. Gdy inni ciężko pracowali, zachęcając wyzwoleńców do wysiłku. Wypychając wóz z błotnistych kolein. Szukając pożywienia i wznosząc obóz na nocleg, od dobrych kilku godzin odpoczywała. Podróżując ukryta w nawiedzonym hełmie leżącym pośród tobołów. Jadło? Tak dawno nie spożywała posiłków, że nie była pewna czy aby zasuszone, skarlałe narządy sobie z nim poradzą. Przemilczając mniej estetyczne aspekty przetrawionych posiłków. Dodając świeże wrażenia odoru kuchni kultystów wtłoczonych głęboko w nozdrza, ogarniał ją wstręt. Sen? Groził zapadnięciem w wieloletni letarg, a była zbyt ciekawa nadchodzących wydarzeń bieżącej rzeczywistości. Sen zabijał wspomnienia, mógł ich wszystkich wymazać. Przyjrzała się nostalgicznie uwijającym nieopodal kompanom. Zwracając uwagę na detale wyglądu, harmonię ruchów, barwy głosów, by mocniej ich wyryć w pamięci. Tacy ulotni.

Eryk wróciwszy z Varlukiem z wyprawy po strawę spotkał się dokładnie z tym o czym Zharmus go ostrzegał. Westchnął i kiwnął głową.
- Musiało do tego dojść. Rozumiem. Ale wiele więcej wam nie powiem niż Varlukowi już opowiedziałem.

- W takim razie możesz to wszystko powtórzyć - stwierdził Treggit, zbliżając się do nich bez pośpiechu. Ponownie rozłożył sobie krzesełko i rozsiadł się wygodnie, opierając łapy na lasce.
- Zaklęcie prawdomówności nie będzie dla ciebie bolesne, a my musimy być pewni. Opowiesz nam raz jeszcze, może zadamy parę pytań i po sprawie. Obiecuję nie pytać o nic krępującego - rzucił żartobliwym tonem, chcąc uspokoić i zachęcić mężczyznę.

Eryk usiadł na pieńku i ściągnął z pleców tarczę i zdmuchnął z twarzy ciemnego blond loka.
- Więc tak… Jestem Eryk… Birger - przedstawił się z drobną pauzą - Prosty chłop, syn… chciałem powiedzieć “nikogo” ale chyba zaklęcie mi nie pozwoliło. No tak, technicznie to wiem, że miałem ojca tylko łachmyty nigdy nie poznałem… Byłem w Zrębie od… jakichś trzech tygodni. Prosta praca ochroniarska. Robota dla lepszej przyszłości mojej Astrid i naszych dzieci. Tylko bardziej syfiasta niż zwykle… Nie uważali mnie za jednego ze swoich, a za kogoś z zewnątrz. Dziś trzeci raz w ogóle zszedłem do tych podziemi. Dotąd najwyżej w transporcie pomagałem. Te beczki nawet na wózkach są ciężkie gdy trzeba je z pochylni sprowadzić. Wiem, że ktoś o funkcji Syn jakiś czas temu rzucił Wnukowi w twarz “jestem Orsii Ulf vel Vivar psie, za kogo ty się uważasz”, czy jakoś tak… Nie dam głowy, że poprawnie wymawiam nazwisko… i po tym jak Wnuk mu odpowiedział to cały jakoś tak zrzedł i oklapł, ale nie wiem co zostało mu powiedziane. Wiedziałem, że w podziemiach odwalają się jakieś numery, ale bez szczegółów.
Mari przysłuchiwała się mu z uwagą, mimochodem podtrzymując zaklęcie.Chyba starała się wychwycić pewne niuanse. Pokiwała głową i wstała, lecz wciąż podtrzymywała zaklęcie, mając w uwadze pytania towarzyszy.
- Widzę, że masz jakieś stare sprawy rodzinne - stwierdziła bez emocji - ale to nie moja rzecz. Dla mnie to wystarczy, nie wiem jak reszty - podała rękę Erykowi a ten wstał, otrzepał ją o biodro i uścisnął z niewielkim i zestresowanym, ale serdecznym uśmiechem. Potem znów usiadł, spodziewając się, że to nie koniec.
- Widzisz? Nie było tak źle - rzucił szczurak konwersacyjnym tonem - Co zamierzasz robić w najbliższej przyszłości?
- Mości krasnolud - wskazał gestem głowy Varluka - Zaoferował mi znacznie lepsze warunki pracy niż to co było dotychczas, więc planuję iść do Lubberg by załatwić sprawę z rozwiązaniem kontraktu. Mam nadzieję, że po waszym przejściu będzie to formalność, ale zobaczy się… Dalej… dołączyć do niego… do was? I spisać nowy kontrakt.
- Biurokracją się nie przejmuj, pomogę ci w tym - Treggit machnął ręką - Varluk jest solidnym i uczciwym krasnoludem, nawet jak na standardy jego ludu. Praca i lojalność wobec niego jest rozsądną decyzją - taki jest twój plan?
- Wstępny przynajmniej - kiwnął głową Eryk - z nadzieją na stałe zatrudnienie, ale to zależeć będzie od personalnej chemii…
- Nie myślisz o powrocie do rodziny? Może chcesz przekazać im jakąś wiadomość?
- Kiedyś na pewno. Jak zarobię dość aby jakiś cywilny interes złożyć i opłacić naukę moich dzieci. Mam z nimi regularny kontrakt. Nie widuję się rzadziej niż co trzy miesiące i opłacam skrybę by spisywał i czytał mi listy. Astrid potrafi czytać i pisać…
- Cywilny interes? - zaciekawił się szczurak - Znasz jakiś fach, na którym chcesz zarabiać? Same pieniądze to tylko jedna składowa sukcesu.
Eryk milczał przez chwilę patrząc w ziemię.
- Coś będę musiał wymyślić…
- Lepiej pomyśleć o tym już teraz. W czym jesteś dobry? Przyuczałeś się do czegoś w przeszłości? Mam w tym nieco doświadczenia, mógłbym cię nieco pokierować, o ile powiesz więcej o sobie.
Birgen marszczył brwi bardziej i bardziej… i Treggit miał głębokie wrażenie, że ugryzł się w język nim powiedział coś gorszego.
- Skończyliśmy już to przesłuchanie? - zapytał z naciskiem człowieka przyciśniętego do muru na płaszczyźnie na której nie wiedział jak się bronić czy tłumaczyć, więc wolącego się zupełnie wycofać
Drobne pazury zabębniły na gałce laski.
- Po prostu rozmawiamy - odpowiedział szczurak miłym tonem - No chyba że bardzo usilnie próbujesz coś przed nami ukryć. Jak z tym jest?
Eryk się wyprostował zaplatając ręce na piersi. Nawet siedząc górował nad Treggitem i wyraźnie dodawało mu to odrobinę pewności.
- “Po prostu rozmawia” się nie pod zaklęciem panie Nie-Przedstawiłem-Się-Jeszcze. Pytaliście mnie o to co się działo w Zrębie. Opowiedziałem wam. Teraz mnie pytasz o moje sprawy. MOJE. O których nie chcę mówić. Czy wylewanie z siebie starych historii jest warunkiem mojego… - zatrzymał się chwilę gdy umiejętności retoryczne go zawiodły -... mojego pozostania wśród żywych?
- On ma rację - Mari powiedziała cicho przyznając rację najemnikowi - chodziło nam głównie o to czy nie jest kultystą. To czyim bękartem jest i jak bardzo chce wejść w testament ojca to nie do końca nasza rzecz. Podtrzymuję magię tylko w razie gdybyśmy mieli istotne pytania dotyczące naszego celu.
- Nie wchodźmy od razu w taki dramatyzm, testamenty, mordowanie - pokręcił głową szczurak - ot, w całej tej opowieści była sama prawda, ale momentami wyjątkowo skąpa. Może to paranoja, ale nie dostałem żadnego zapewnienia odnośnie twoich relacji z dawnym pracodawcą, ani tego, czy w przyszłości będzie można ci zaufać, a to jest chyba najważniejsze tutaj pytanie - wzruszył ramionami - oddam ci to, że potrafisz naprawdę zręcznie lawirować słowami, nadałbyś się na kupca, może nawet prawnika? Jeśli rzeczywiście przesadzam z pytaniami, przyjmij moje przeprosiny, rozmowy o interesach potrafią mnie pochłonąć. I mów mi Treggit. - Szczurak cały czas obserwował mężczyznę. Jego brwi, pozycję barków, nawet siłę z jaką jego śródstopie tupało w ziemię i widział, że pochwała retoryki na krótki moment wywołała drobne gesty zadowolenia u Eryka. Szybko stłamszone i wepchnięte pod defensywną postawę, ale Treggit nie wątpił, że jeszcze tam były.
Przysłuchujący się wszystkiemu Varluk siedział przy kotle gotując posiłek. W pewnym momencie przymknął oczy pokiwał głową i podszedł do grupki.
- Dobra. - krasnolud potarł czoło - Chuj mnie strzela tak jak słucham tego macania. Proste pytania, krótkie odpowiedzi. By zostały usłyszane. By tęgie głowy nie miały co sobie dopowiadać czy interpretować. Dobrze?

- Poza kontraktem miałeś jakieś powiązania z kultystami ze Starego Zrębu?
- Jeden z nich, Fafir jest moim dalekim kuzynem. Nie wiem czy przeżył w żyć mnie to dmie… to nie jest czy nie BYŁ dobry człowiek. Nie przyglądałem się trupom. Poza tym to tylko kontrakt.
- Gdy się tu pojawiłeś to kultyści jakoś się przedstawili? Kim są? Kogo wyznają? Czym się zajmują?
- Było oczekiwane nie zadawanie zbędnych pytań. Mieliśmy wyznaczone pomieszczenia gdzie nie mogliśmy się nawet zbliżać.Tylko jak raz piłem z jednym z… wtajemniczonych to wyrwało mu się coś, że “dbają o krainy”. Nie wiem czy mówił o świecie, Eshal czy o czym. Nie dał się podpytać.
- Odprawiali na tobie jakieś czary?
- Raz dzik mi nogę poharatał, gdy ratowałem wtajemniczonego przed nim, to Wnuk mi ją wyleczył. Miłą premie dorzucili, bo to było poza kontraktem…
- Brałeś udział w ich czarowaniu albo cię do tego przymuszali?
- Nie.
- Ilu było wynajętych z zewnątrz ochroniarzy?
- Wydaje mi się, że trzech do pięciu było kontraktowanych jak ja… i przynajmniej jeden z nich był dobrym człowiekiem w złym miejscu o złym czasie. Tego ciało widziałem… nie abym coś wam zarzucał… chłop wiedział na co się pisał przyjmując tę robotę tak samo jak ja. Tylko ja miałem więcej szczęścia.
- Czy byli wynajmowani na takiej zasadzie jak ty?
- Jeden chyba nawet od mojego kontaktu był, ale o reszcie nie wiem.
- Wolisz żyć skromnie ale uczciwie czy na bogato ale zarabiając na cudzym nieszczęściu i wbijaniu noża w plecy?
Eryk się skrzywił na to pytanie.
- Skromnie i uczciwie mogą żyć pasiświnie i rolnicy. Nie po to życie ryzykuję i toporkiem macham aby moje rodzina żyła “skromnie”, ale jeśli mogę wybrać ochronę dziecka przed pokrzywionym ojcem a to tam - wskazał kciukiem przez ramię w kierunku Starego Zrębu - to preferuję coś z czym pójdę do łóżka z satysfakcją a nie kwaśnym posmakiem.
- Wolałbyś być wraz z rodzin niż na czyimś utrzymaniu czy wolałbyś by każde z was miało fach w ręku i mogło samo się wyżywić?
- Po to robię to co robię. Grubo ponad połowa mojego kontraktu szła na szkołę i na kory… korepa… kontrypy… na dodatkowe zajęcia. Mają się naumieć pisać, czytać, języków, rachować, liczyć, szacować, teo… nauki o bogach, prawa… a szczególnie każde ma znaleźć coś do czego mają wyjątkowe uzdolnienia lub sprawia im wyjątkową satysfakcję i się na tym skupić. Duża część reszty szła na ubezpieczenie w Banku Grimaldich, że jak zemrze mi się w robocie to kontynuują opłacanie ich nauki przez kilka lat.
Mari widząc do czego zmierzał krasnolud, oraz wyczerpujące odpowiedzi, dała pstryknięciem palców znak towarzyszom, iż właśnie porzuciła podtrzymywanie zaklęcia. Przez moment analizowała ostatnie słowa najemnika.
- Uważam, że odpowiada za ciebie Valruk i na niego spadną twe czyny. Wiesz jak to może skończyć się Eryku?
Zapytała go równie monotonnym głosem jak zazwyczaj, ale nie czekała wcale na odpowiedź.
- Jak tylko zobaczą cię z nami, ktoś o tobie wspomni z przetrzymywanych ludzi, zaczną kojarzyć fakty, a porwą twoją rodzinę. Może oćwiczą twoją żonę, może wyślą ci mały palec dziecka teatralnie mówiąc, że to mu nie przeszkadza jeszcze w byciu urzędnikiem… Niezależnie jaki ci to przekażą, przystąpisz na ich propozycję. Cenisz rodzinę wyżej, a i nie masz wielkich problemów ze zmianą lojalności. Być może nawet wydasz nas samemu idąc na ofiarę całopalną, byleby zapewnić im bezpieczeństwo. Będziesz wtedy powtarzać w głębi serca, że składek w banku wystarczy jeszcze na kilka zim, potem sobie jakoś poradzą. Ze strachu nie będziesz nawet szczególnie o swój los dbać i o to, czym mogłabym ci zagrozić. Tak to się skończy.
Eryk spochmurniał i myślał dłuższy czas rozważając.
- To… możliwy scenariusz. - stwierdził powoli i z powagą krasnolud, który niechętnie musiał przyznać rację Mari w tej kwestii - Jeżeli stwierdzisz że to za duże ryzyko to po prostu rozejdziemy się. Dla mnie będzie to zrozumiałe.
- Sprawia wrażenie przyzwoitego człowieka. - wciął się w dyskusję mnich, patrząc na Eryka swoimi ślepymi oczami, które zdawały się widzieć więcej niż normalne - Twój los jest mi obojętny, tak długo jak nie będziesz dla nas kłopotem możesz żyć.
Szczurak oparł się na krześle i westchnął.
- Dosadnie i trafnie, Mari, chociaż pominęłaś kilka nieprzyjemnych aspektów. Taki scenariusz też raczej mało prawdopodobny, ale z pewnością możliwy. Przy czym teraz już nieco za późno na rozejście się, dalej możesz być z nami skojarzony - powiedział ze współczuciem w głosie.
- O ile ktoś nas w ogóle obserwował. - krasnolud pomasował skroń i rzucił okiem czy żaden z byłych więźniów nie kręci się po okolicy. Pomimo tego zaczął mówić ciszej - Twoja żona umie czytać i pisać, tak? Hmmm… jest jedna opcja która by sytuację rozwiązała. Po prostu przeprowadzka w bezpieczne miejsce. Gdzieś gdzie i twoje dzieciaki będą mogły się uczyć i twoja żona znajdzie pracę. Jeleni Rozstaj brzmi chyba w porządku? Znam tam parę osób - szepnę kilka dobrych słów to powinno wystarczyć byście szybko znaleźli chatę do zamieszkania.
Proponując zatrudnienie Erykowi Varluk nie wziął pod uwagę tej oczywistej rzeczy jaką jest bezpieczeństwo familii. Ale skoro już powiedział „a” trzeba było też powiedzieć „b”.
Dyskusja trwała jeszcze kilka chwil. Jeleni Rozstaj nie był łatwym miejscem aby się dostać i niekoniecznie łatwiejszym aby zostać, ale Varluk, ani nikt z Kompani nie wątpił, że najmniejszą odrobiną ich wstawiennictwa uda się to zorganizować nawet nie angażując w to niepotrzebnie księcia a i nauczycieli będzie łatwo znaleźć… choć mogą się drożej cenić.. Jednocześnie odległość i trud w dostaniu się oraz dwa tygodnie których Eryk by potrzebował na zorganizowanie wszystkiego, włącznie z odprowadzeniem rodziny do nowego domu (z pewnością z przynajmniej dwu, może trzy dniowym testowaniem jakości nowego małżeńskiego łoża po dwóch miesiącach rozłąki) dawało wystarczający margines aby nawet Treggit musiał przyznać, że choć ryzyko nie zostanie tym zupełnie zażegnane, to zostanie zredukowane do raczej ignorowanego poziomu. Gdzieś w dyskusji sie przemknęła jeszcze nienachalna propozycja Varluka, że jakby sytuacja pozwalała to mógłby go jeszcze przyuczyć któregoś z fachów które krasnolud wypił w mlekiem matki. Kowalstwa, lub może browarnictwa. Na koniec dyskusji nie padła jedna definitywna decyzja. Eryk postanowił, że musi się z tym przespać.

- Hojna oferta... dla głupca, który wpuścił Otchłannika w krainy - Anáthema zadrwiła z nocnej głębi lasu. - Usiłowałeś mnie zniszczyć, szczując krwawym golemem przy próbie powstrzymania błazeńskiego rozkazu. "Wypuścić demona!", tak żeście śpiewali. Bezpieczeństwo? A z jakiej to wspaniałomyślnej przyczyny ów dworski pajac miałby je otrzymać?

Wyszła spomiędzy drzew, w bladej poświacie mgły. Mściwa.
Eryk wstał z pieńska chwytając tarczę, zręcznym wyćwiczonym ruchem. W półtorej sekundy był gotowy do walki. Spojrzenie co oddech uciekało mu na moment to na Varluka, to na Treggita by z ich reakcji wyczytać sytuację.

- Za pierwsze wypchałabym go jak Roko, za drugie wykłuła oczy i patrzyła w śmiechu jak potyka się o wystające korzenie. Błądzi, zdzierając skórę o gałęzie. Wystarczy nam chwila sam na sam. Hmm, Eryku? Wybierzesz się ze mną na spacer pod rękę? Wokół malowniczego jeziora?

- Idź do piekła murwo wściekła! Nie boję się ciebie! - Warknął, prawie krzyknął uderzając toporkiem w tarczę jak przed walką… ale krasnolud przypuszczał, a szczurak widział jak na dłoni, że to nie była prawda. Bał się i krył strach agresją, bo gdy krzyczał i był głośny łatwiej mu było ten strach ignorować. Wdowa tego nie dostrzegała. Dla niej rzeczywiście rzucał jej wyzwanie w twarz i uważał się za silniejszego - I nie boję się śmierci, a jak spróbujesz to zobaczysz, że przynajmniej nie odejdę skomląc! - warczał bojowo zszarganymi wojennymi okrzykami głosem wojownika.
Tymczasem Mari ulotniła się po cicho w stronę smakowicie pachnącej potrawki przyrządzonej przez krasnoluda, częstując uratowanych oraz oczywiście siebie…
Treggit zaś nie ruszył się ze swojego krzesła, uniósł tylko dłoń do czoła, rozmasowując je w zbolałym geście.

- Tak uważasz? - Anáthema dała się przekonać jego fasadzie. - Zdajesz sobię sprawę, że mogę przyjść po ciebie za tydzień, miesiąc, rok, dziesięć? Jestem przekonana, że starczy ci sił na tak długie *nie banie się*. Nie zawiedź mnie. Jak dobrze dla Upiora, że śmiertelnicy muszą czasem chodzić spać, przytulać się do tych swoich wypchanych sianem, podobnie ich łbom, poduszek. Czy marzysz może o spokojnym śnie? Hmm? Mogę ci go zesłać.

Krasnolud łypał ponuro na Anathemę przyglądając się jej wejściu na scenę. Działanie w grupie wymagało tolerowania jej obecności i działań acz Varluk pomimo wszystko zawsze krzywo na to patrzył. Miał wrażenie że w każdej chwili mogła się zwrócić przeciw nim.

- Nie strasz nie strasz bo się zesrasz. - rzucił upiorzycy starym człeczym porzekadłem - Niezbyt to godne by wiekowy upiór prężył muskuły jak nastolatek.

- Niezbyt to godne, jednak sprawiedliwe. Pobudzające, dające natchnienie. Czas zabija zdolność odczuwania. Nawet nie wiesz jak gniew mnie raduje - Wdowa wzięła głęboki oddech, sycąc się pobudzonym płomieniem rozpalonym w trzewiach. - Po uważaniu, waszmościowe. Starczy mi go na dłużej. Kolejna niedokończona sprawa. Nic tak mocno jak one nie trzyma nas przy żyjących.

Oczy Varluka uważnie lustrowały Anathemę, ale on sam nic więcej nie powiedział. Jej słowa brzmiały dla niego bardzo szpiczastoucho - jak z ust tysiącletniego zblazowanego elfa który jak się na coś nie nakręci to traci chęć do życia.
- No tak, mi wytykają zbytnie odpytywanie, a teraz się prześcigają w tym, kto bardziej chłopaka nastraszy - mruknął do siebie Treggit, po czym zmęczonym gestem przetarł twarz dłonią i odezwał się głośniej - Anáthemo, mam sugestię, może skieruj swój gniew i pragnienie zemsty na prawdziwe cele, zamiast szukać ujścia w najszybszym i najłatwiejszym, do tego jedynie częściowo powiązanym? Eryk jest dla ciebie aż takim zagrożeniem?

- Skoro wspominasz... - Wdowa podjęła wątek. - Prawdziwe cele są mocno niejasne, a Eryk ma możliwość je wyklarować... czym może złagodzi nieco nieprzyjemny posmak z naszego pierwszego spotkania.

Wizja Mari jej bardziej odpowiadała, osobista również, lecz jeśli miał już zostać mianowany pupilkiem do karmienia, głaskania, zajmowania się potomstwem i łechtania altruistycznego ego co niektórych, ze wszystkich lekcyj wpierw powinien nauczyć się aportować.
- Zanim rozpętamy wojnę na szeroką skalę - nie chciała głośno przyznać, jednakże tropy umożliwiające dalsze działania były bezlitośnie liche. - Chętnie poznałabym wersję drugiej strony. Co oznacza "Zaspokoić Wieczny Głód", cóż kryje się za deklaracją "Nie jesteśmy tymi złymi"? Jakimż to szczytnym celom służą małoszczytne sposoby? Nasz Eryk o lwim sercu utrzymuje, że nie wie, lecz na pewno ma dojścia do osób, które wiedzą i które umierają z pragnienia by nam je wyjaśnić, powstrzymując eskalacje zniszczenia. Starcie ich tartaków i siedzib z powierzchni ziemi. To co, dasz im ostatnią szansę, by nas przekonać? Pokojowo, na bezpiecznym, neutralnym terenie. Zanim pan A. uwolni więcej swoich krewniaków i zrobi ucztę na twojej drogiej małżonce, córce i połowie tutejszej populacji. Łudzę się, że wy kultyści nie jesteście doszczętnie wypchanymi trocinami kukłami w szponach piekielnych istot. Coś tam chcecie, coś próbujecie, wybierając mniejsze zło. Zapewne zaledwie złudzenia... Ahh i jeszcze jedno... Wydawanie poleceń konstruktom. Przybliż metodę.

- Nie możesz się powstrzymać przed skomplikowaniem sprawy, co? - mruknął Varluk uśmiechając się krzywo - Został zatrudniony przez pośrednika. A pośrednicy czy załatwiacze zwykle mają szersze powiązania lub są pod czyjąś protekcją. Wyciągnąć z kogoś takiego informacje to…
Tu dobył zza pasa siekieromłotek i obrócił go ostrzem.
- Zadarcie z półświatkiem przestępczym… - tu obrócił broń bijakiem wprzód - lub z człowiekiem o dużej sieci powiązań specjalizującego się w dyskrecji. Który bierze pieniądze za załatwianie i nie pytanie kto, co i po co. Wszystko w zamian za szansę na nazwisko które już mamy… albo za pseudonim który też już mamy.. Z ewentualną szansą na dodatkowe informacje. Szybciej będzie się zorientować kim jest ten Vivar i cisnąć mu w okno metaforyczną cegłówką owiniętą w papier. Albo skorzystać z tego że Wnuk ma ogon.

- Ależ nic więcej nie śmiem komplikować. Mieliśmy zniszczyć kult, to zniszczymy kult, jak przykazano, wedle preferencji, po żołniersku - Anáthema uśmiechnęła się z cieni. Nie dodała, że Eryk wciąż był dla niej jego częścią. Miała dość bezowocnej rozmowy. Próby wybadania o co toczy się gra, gdy jeszcze istniała ku temu szansa. Widoku krasnoluda rozczulonego nad pachołkiem, którego lekkomyślność sprowadziła zagrożenie nad krainy. Nie chciała ponownie patrzeć jak płoną, wiercona nieprzyjemnym przeczuciem, że stawka jest boleśnie wysoka. Jednak... to już nie był jej świat, po cóż przesadzać z wysiłkiem by go chronić? Obłęd.
- Korzystajcie ze snu, nim niespokojne czasy rozewrą wam powieki i już nigdy nie pozwolą zamknąć.

- Srata tata. - skwitował krasnolud czarnowidztwo baronowej - Eryk. Orsii Ulf von Vivar, tak?
- Vel. Vel Vivar - poprawił człowiek krasnoluda.
- Vel Vivar. Vel Vivar. Muszę się chwilę… - Varluk podrapał się bijakiem po wygolonej po bokach głowie już ale im dłużej się zastanawiał tym bardziej miał nietęgą minę.
- No to sprawa właśnie sama się skomplikowała. I to bardzo.
Varluk poruszył wąsiskami i zaczął mówić.
- Ulf vel Vivar jest Mistrzem Architektury księstwa. Jego funkcją jest zarządzanie rozwojem urbanistycznym księstwa. To człowiek bezpośrednio tłumaczący się przed księciem. Odpowiada za projekty i budowy na poziomie warowni, katedr, pałaców i takich tam. Formalnie może nie ma wielkiej władzy ale ma wpływy, możliwości i znajomości. Ma też oczywiście pieniądze. Oficjalnie mieszka w stolicy ale do Zielonej Bramy często zajeżdża bo to jego ulubione miasto.
- Ponoć niedawno był a może nawet wciąż jest. - przymknął oczy
- Był tutaj wczoraj… - wtrącił się szybko Eryk - Albo ktoś jego postury z jego maską i ubraniem które zawsze ma na sobie.
Krasnolud skinął głową w podzięce za tą informację.
- To może być wciąż w pobliżu. Rozpoznawalny, wpływowy a przede wszystkim poważany. Zatrudnia wielu moich ziomków bo potrzebuje najlepszych kamieniarzy przy swoich ambitnych konstrukcjach. Ogólnie z politycznego punktu widzenia, to jest ktoś kto bez problemu wyprze się wszystkiego. Bez problemu też jeżeli zechce może skończyć szarego człeka i nikt nawet nie mrugnie. I jest też na tyle ważny że usunięcie go robi kłopot na skalę księstwa. Hmm…
Zamilkł na chwilę.
- Hmm… no nieciekawie ale to już coś. Niepokoi mnie fakt że ktoś tak wysoko postawiony na dworze bawi się w takie rzeczy. Co do samego vel Vivara pewnie dałbym radę się z nim spotkać z polecenia znajomych i dzięki mojej ekspertyzie acz… cóż… jak rzekłem ja jestem tutaj nikim a on jest na szczytach władzy. Mógłbym z nim pomówić o architekturze i budownictwie ale rozmowa o kulcie mogłaby się źle skończyć. Nie mówiąc o… hmmm… problemach z dyskrecją.
 

Ostatnio edytowane przez Stalowy : 21-03-2024 o 03:45.
Stalowy jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem