Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-09-2007, 20:08   #6
K.D.
 
K.D.'s Avatar
 
Reputacja: 1 K.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumny
Amelia wysiadła z wozu, wyjęła spod siedzenia walizkę i zadarła głowę, by przeczytać sypiący iskrami, neonowy napis.
New World Dusk.
Jaka nazwa, taka knajpa. Ze środka dobiegały potężne, basowe mózgotrzepy, od której drżały jej szyby w bryce, i dudniło w klatce piersiowej. Przybrudzone szyby wypuszczały na zewnątrz wirujące światełka we wszystkich kolorach rzygowin. Co jakiś czas błysnął ultrafiolet.
Cóż, dziura jak to dziura. Była tym trochę zaniepokojona - wizyta w takim środowisku po prostu nie może się dobrze skończyć. Miała nadzieję oddać walizkę, zebrać zapłatę i odmeldować się. No i premia za oponę, do kurwy nędzy - one nie rosną na drzewach, wiecie?
Dziewczyna przerwała rozmyślania na temat najlepszej taktyki na wyłudzenie 'premii za oponę', i skupiła się na wejściach.
Przed drzwiami do dyskoteki stali sobie w najlepsze kabani - wielkie chłopiska wpakowane w obciachowe, fioletowe garnitury i wsadzone na czubek ich czaszki(co pewnie znaczyła, że to kiepscy kierowcy - żaden szanujący się drajwer nie nosi czapki na czubku czaszki) białe meloniki - pewnie po to, by ukryć tępą kwadraturę ich głów.
Akurat jeden z nich był zajęty niewpuszczaniem kolesia w moro, z karabinem na plecach - co zresztą nie było takie dziwne. Ile osób bawiło się wewnątrz? Dwadzieścia? Czterdzieści? Sto? Ćpun z głupim obrzynem mógłby tam zrobić masakrę, strzelając na oślep. Takich trzyma się na zewnątrz, bo odstraszają klientów.
No ale dobra. Trzeba tam jeszcze wejść. Amelia z zaciekawieniem spostrzegła, że w ciemną uliczkę pomiędzy budynkiem New World Dusk, a sąsiednią kamienicą, wchodzi jakiś osobnik - na pewno nie zwykły gość, sądząc po garniaku. Wejście dla burżujów... i kurierów, pomyślała z zadowoleniem.
Kelly pokonała szosę, odskakując od gwałtownie parkującego jeepa, i weszła w uliczkę.
Kolejny goryl, nawet identycznie ubrany jak ci przy froncie. No dobra. Poprawiła włosy roztargnionym gestem, sprawdziła, czy wygląda choć trochę lepiej od tutejszych zdzir(nooo... trochę?) i kołyszącym się, zdradzającym udawany spokój krokiem podeszła do faceta.
-Cześć, przystojniaku- Mrugnęła. Koleś nie był pod specjalnym wrażeniem. Cóż, nie to nie - trzeba przejść do interesów. -Pan...- Amelia wyciągnęła z jeansów zmiętą kartkę i przeczytała znajdujące się tam nazwisko. Pamiętała je, ale chciała, by wyglądało to profesjonalniej. -... Marc Steel? Mam dla niego przesyłkę- Potrząsnęła walizką. Mężczyzna podrapał sie w czubek nosa, i kiwnął głową, sugerując by poczekała, po czym zniknął na chwilę wewnątrz budynku.
-Dobra. Wchodź- Powiedział, wychodząc. -Idź na samą górę- Poradził, podnosząc kciuk ku ciemnemu niebu. Amelia szybko wślizgnęła się do środka, zanim obite blachą drzwi się zatrzasnęły, i rozejrzała. Stała w skąpanym w półmroku korytarzu, oświetlonym bzyczącymi jarzeniówkami, wydzielającymi mdły, żółty blask.
Podążyła nim, i mijając parę drzwi, dotarła do fantazyjnych, spiralnych schodów. Wspięła się na nie i jej oczom ukazał się kolejny korytarz, tym razem krótszy, choć bardzo podobny do tego znajdującego się niżej. Na jego końcu, przy drzwiach, stał jeszcze jeden fioletowy dryblas. Podeszła do niego.
-Przesyłka dla pana Steela- Zacytowała wbitą na pamięć kwestię - tak naprawdę zmieniały się tylko nazwiska odbiorców. Facet zmierzył ją wzrokiem i fachowo przeszukał, pozbawiając ją broni. Zbyt fachowo. Nawet na moment nie zatrzymał się na piersiach czy pośladkach. "Czyżby gej, cholera? Albo po prostu się starzeję..." westchnęła w myślach dziewczyna, choć wiedziała, że to nieprawda.
Ale mniejsza. Kaban uchylił drzwi i Amelia wkroczyła do ciemnego pokoju. Jedynym źródłem światła by spore 'okno' ze specjalnego szkła, wychodzące na główną salę taneczną klubu - od zewnątrz wyglądała pewnie jak jedno z wielu rozwieszonych po ścianach, dla efektu, luster. Przed szybą stała potężna postać. Mężczyzna nawet nie odwrócił się do niej gdy weszła, co trochę zbiło ją z tropu.
-Pan Steel?- Spytała. Na dźwięk nazwiska facet odwrócił się do niej, i wrzucił peta do popielniczki.
-Walizka nietknięta?- Spytał surowym głosem. Amelia zarechotała, i zaraz przestała, zdając sobie sprawę z powagi w jego głosie.
-Oczywiście- Odpowiedziała. -Delikatność to dewiza firmy- Dodała, uśmiechając się. Facet nic nie powiedział, uśmiechnął się tylko(tak przynajmniej jej się wydawało, było dość ciemno), i poszedł gdzieś w głąb pokoju. Amelia usłyszała przenikliwe 'trrrrr' krzesła, na którym usiadł, i ciche 'klik' przełącznika. W pokoju zapłonęło od światła.
-Usiądź, proszę. Czuj sie jak u siebie- Wskazał fotel po drugiej stronie biurka, za którym siedział. Przecierając oczka, dziewczyna usiadła posłusznie, ściskając w spoconych dłoniach walizkę. Miała okazję przyjrzeć się jegomościowi. W barach szeroki jak stół, szare oczy przypominające lufy Desert Eagle'a, i poznaczona bliznami facjata zawodowego matkojebcy - hegemończyk, jak nic. "Lepiej się z takim nie targować o wysokość zapłaty..." Pomyślała Kelly, przełykając głośno ślinę i błądząc wzrokiem po skórzanej kurtce mężczyzny, opiętej na jego muskulaturze jak na kamiennym posągu. Nie dało się jednak ukryć, że na swój drapieżny sposób był całkiem przystojny. Z zaciekawieniem spostrzegła, że był to koleś, który mało co nie potrącił jej swoim jeepem, gdy wchodziła. Rzuciła mu szybkie spojrzenie w oczy. Taki wzrok mają chau-chau, gdy chce im się jeść...
Mężczyzna wyjął z kieszeni lizaka, włożył go do ust, i po głośnym 'chrup' rzucił patyczek w kąt. Siedzieli przez chwilę i wpatrywali się w siebie. Hegemończyk sięgnął za pazuchę, wyciągnął paczkę papierosów i poczęstował dziewczynę. Ta nie odmówiła, pokręciła jednak przecząco głową, gdy podsunął jej zapalniczkę, i wyjęła własną zza paska od stanika w dekolcie. W powietrze uniósł się gęsty dymek.
-No...- Zaczął facet. -...może oddasz mi już walizkę?- Amelia prawie zakrztusiła się, i szybko podała mu nad stołem przesyłkę. -Grzeczna dziewczynka- Uśmiechnął się parszywie. -Widzę, że mamy coś wspólnego- Dodał, salutując jej papierosem jak rycerz mieczem(chociaż nie miała pojęcia, jak rycerz salutuje mieczem). -Nałogi straszna rzecz, szczególnie w dzisiejszych czasach...- Mruknął i zamaszystym ruchem potężnego ramienia zgarnął stertę śmieci z biurka, kładąc na ich miejsce walizkę. -Swoją drogą, jak ci na imię?-
-Kelly- Odpowiedziała szybko dziewczyna. Przyzwyczaiła się przedstawiać ksywką. Amelia wydawało sie jej takie... długie i miękkie.
-Marc- Mężczyzna podał jej dłoń. Amelia odwzajemniła uścisk. Może nie był takim wielkim, złym matkojebcą, na jakiego wyglądał?
-Wybacz- Powiedział, gdy puściła jego rękę. -ale czas mnie nagli. Spodziewam się pewnej wizyty, więc sama wiesz... Dzięki za przesyłkę. Naprawdę, sam się wstydzę swoich manier, z pewnością bym cię lepiej ugościł. Eh, obowiązki wzywają.- Wstał, podał rumieniącej się dziewczynie ramię i odprowadził ją do drzwi, mile się przy tym uśmiechając. Już miał zamiar chwycić za klamkę, ale wyjął coś z kieszeni i dodał. -Oto twoja zapłata. Zejdź na dół do klubu i zagadaj do takiego typa w czerwonym garniturze, z pewnością go nie pominiesz, nie sposób- Powiedział, wkładając jej w dłoń błyszczący sygnet, i otworzył przed nią szarmancko drzwi.
Amelia wyszła, odebrała swoje rzeczy od kabana-geja i zbiegła po schodach. Na dole, zobaczyła kolesia siedzącego pod klatką, którego wcześniej tam nie było - albo go po prostu nie zauważyła. Zapalał papierosa. Kelly minęła go szybko, podeszła do największych drzwi w okolicy(i przy okazji takich, zza których najmocniej biło techno i woń dymu papierosowego) i pchnęła je mocno.
Od razu uderzyło ją ciepło i zapach trawki tak silny, że można się było nafazować bez bezpośredniego palenia. Ultrafiolety latały, oświetlając twarze ludzi gromadzących się na środku parkietu. Wszyscy wyglądali, jakby ktoś ich podłączył do prądu(podrygiwali jak porażeni). W gęstym powietrzu dało się wyczuć cały syf tego świata - pety, narkotyki, alkohol... wybuchowa mieszanka z całego stanu.
Za barową ladą Kelly dostrzegła plamkę czerwieni - Murzyna w szkarłatnym garniaku. Z chytrym uśmiechem podeszła do niego, ściskając w dłoni sygnet.

Ufff. Świeże powietrze.
Amelia wytoczyła się z knajpy cięższa o lśniącego Ingrama MAC-10 i garść pocisków. Co teraz? Dobre pytanie...
Noc jest jeszcze młoda.
 
__________________
"Uproczywe[sic] niestosowanie się do zaleceń Obsługi"

Ostatnio edytowane przez K.D. : 28-09-2007 o 20:19.
K.D. jest offline