Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-03-2024, 20:21   #27
Mekow
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Post wspólny.

- Nie chciała wioska przyjść do suwerena, suweren przyszedł do wioski - powiedział czarnoskóry mężczyzna, uśmiechając się szeroko. - Zwę się Geddi. Geddi Al-Ghumari. Co mogę podać? Mam piwo, wino, a dla koneserów mocnych trunków, mój specjał, likier śliwkowy Al-Ghumariego! A jakbyście byli głodni, moja córka właśnie przygotowuje pieczeń baranią.
- Witaj szanowny Geddi. Jestem Thomas, a to moje, eee... panie - z rozmachem wskazał na towarzyszki. - Jesteśmy bardzo głodni, także pieczeń i Twój likier znakomicie się nadadzą. A w międzyczasie. Mógłbyś nas uraczyć opowieścią o tym co taka nietypowa osoba taka jak Ty, Panie Geddi, robi w tej zabitej dechami wiosce?
- Wystarczy po prostu Geddi, “szanownych Panów” prędzej szukać na książęcym dworze, a nie w mojej gospodzie. Chociaż, kto wie, może kiedyś jakiś szlachcic zagości w te progi - odpał karczmarz. - Ja, nietypową osobą? Haha - zaśmiał się głośno, a jego tubalny głos rozniósł się po całym przybytku. - Bez obrazy, ale przy was, mógłbym być nawet słoniem, a i tak więcej uwagi skierowane byłoby ku wam… I waszemu dziwnemu urządzeniu - ostatnie słowa dodał, spoglądając na Lucretie i minifonautograf.
- Ale zanim przejdziemy do opowieści - kontynuował. - Powiedzcie, co zamawiacie. Ty, chłopcze, pieczeń i likier. A wy drogie Panie?
- Pieczeń i likier brzmi dobrze - powiedziała Olga, która teraz chowała swoją talię kart. Miała żal do Thomasa o to, że odstraszył innych potencjalnych graczy. Naprawdę liczyła na jakąś rozrywkę. Tymczasem musiała zadowolić się likierem i pieczeniom.
- Dorzuć też dzban piwa, bo likier pewno zbyt luksusowy, żeby nim baraninę przepijać. I nie mów nam już więcej “drogie panie”, bo jako rzeczesz, lordów tu nie ma, ale kurew też.
Olga wysupłała z sakiewki kilka monet.
- Przespać się tu można? Długa droga za nami. Konie musiałyby z dzień lub dwa odsapnąć, bo już się wyrywne zrobiły niemal przed samym miasteczkiem.
Przed kolejnymi słowami Olga wzięła głęboki wdech.
- A może byłaby szansa na balię z ciepłą wodą? Mam wrażenie, że śmierdzę gorzej niż mój koń. Kąpiel byłaby wybawieniem.
Karczmarz zmieszał się na komentarz na temat “drogich pań”, w odpowiedzi jedynie kiwając głową w kierunku Olgi, na znak przeprosin.
- Likier, piwo, więcej baraniny. Co jeszcze? - zapytał pozostałych. - Wyrywne się zrobiły, mówicie? To chyba problem nie tylko waszych wierzchowców - powiedział, na moment przybierając poważny wyraz twarzy. Jednak zaraz się zreflektował, uśmiechnął, jak na dobrego karczmarza przystało i kontynuował.
- Tak, mam dwa pokoje dwuosobowe i jeden trzyosobowy na górze. Balię z ciepłą wodą myślę, że da się zorganizować za dodatkową opłatą. Moja córka się wszystkim zajmie.
— Właściwie obojętne mi co pan poda, ale na pewno bardzo chętnie skorzystam z możliwości kąpieli — powiedziała pogodna Immenvale. — A przy okazji, mógłby mi pan wytłumaczyć, o co chodzi z tymi dwoma mieczami?
Wskazała głową karczemną ozdobę.
— Czy ten kontrast między nowym a starym posiada jakąś szczególną wymowę symboliczną?
- Chyba powinienem znaleźć na zapleczu gdzieś drugą balię. Dajcie mi znać, jak będziecie miały zamiar udać się do pokoi, to moja córka zacznie szykować wam kąpiele - odparł Geddi. Jednak późniejsze słowa Lucretii zbiły go z tropu. Zaczął przyglądać się uważnie mieczom na ścianie przez dłuższą chwilę.
- Nowe i stare? Oba kupiłem w tym samym czasie, lata temu, kiedy jeszcze byłem wojownikiem i poszukiwaczem przygód. Ale faktycznie, ten drugi jakby lepiej się trzymał… - zdziwił się, jakby dostrzegł ten fakt po raz pierwszy.
— Może jest zaklęty? — zastanowiła się na głos inżynierka. — Emilio, możesz to sprawdzić?
- Naturalnie. Magia często zatrzymuje efekty, jakie czas odciska na sprzęcie - odpowiedziała z uśmiechem elfka, po czym spojrzała na omawiane miecze.
- Geddi, pokoje akurat dla nas, jeszcze jakiś bezpieczny nocleg dla koni potrzebujemy. A powiedz czy wino masz mocne? Z jakich owoców? - spytała właściciela przybytku.
- Zaklęty? - Geddi wyglądał na zszokowanego. - Nigdy nie przyszłoby mi to nawet do głowy… No, eee, konie to naprzeciwko w stajni Eddiego, tfu, Willa można zostawić. Zajmę się tym później… Wino, ee, mam dość delikatne białe wino z jabłek i… Czerwone z winogron, mocne… - karczmarz odpowiadał dość nieobecny, przyglądając się z zaskoczeniem poczynaniom Elfki.
Ta skoncentrowała się na wiszących na ścianie mieczach, delikatnie machnęła rękami, a z jej ust wyleciały niezrozumiałe dla nikogo słowa w języku magii. Emilia zaczęła dostrzegać nagle unoszące się w pomieszczeniu prądy magii. Było ich tu zdecydowanie więcej, niż uprzednio na drodze. W oczach rudowłosej magiczne nici, niczym lina spleciona z magii, wiła się między stolikami i gawiedzią. Śledziła tą nić dokładnie. Zgodnie z jej przeczuciami, swój koniec, a raczej początek, miała właśnie w owym mieczu o nieskazitelnym ostrzu.
Emilia jeszcze bardziej skoncentrowała się na broni, próbując odgadnąć jego naturę. W żadnym razie nie wyczuwała w nim zła. Choć dobra również nie. Magia iluzji? Nie. Zbyt wyraźna. To musi być najzwyklejsza i najbardziej typowa dla magicznych przedmiotów magia transmutacji. W dodatku całkiem silna.
Elfka jeszcze przez chwilę przyglądała się broni, gdy powoli prądy magii zaczęły zanikać w jej oczach, a czas zaklęcia dobiegł końca.
Chwilę później, do uszu zebranych zaczęły dochodzić delikatne dźwięki liry, a Brahma wróciła do grupy, zakończywszy rozmowę z początkującym grajkiem.
- Miły chłopak, ale zahukany… O! - zawołała widząc właściciela przybytku - Patrzcie państwo. Kolega z południowych krain. - skłoniła się delikatnie bardka - Brahma yr Jyhaina el Sawaya yi Valta. Oby piasek zawsze pieścił twe stopy, nieznajomy. - przywitała karczmarza - Dawno nie widziałam nikogo z rodzinnych stron. - uśmiechnęła się i zerknęła na dwa miecze, którym przyglądała się grupa - Piękne, chociaż szkoda, że rdzewieją na ścianie.
- Ah - zdziwił się karczmarz. Z pewnością widział wcześniej mosiężnoskórą, jednak zamieszanie w kwestii mieczy widocznie go pochłonęło i oderwało od rzeczywistości. Mężczyzna również odpowiedział ukłonem. Niezgrabnym ukłonem, który w oczach Brahmy mógł świadczyć o raczej mało szlachetnym wychowaniu południowca. Tam skąd pochodziła, tego typu formalności były wpajane dzieciom już od najmłodszych lat. I to nie tylko szlachcicom, ale również większości mieszczan.
- Geddi Al-Ghumari. Niech ma oaza będzie Ci bezpieczną - odpowiedział w tradycyjny dla ich kultury sposób. - Ja również od dawna nie widziałem żadnego południowca. Co mogę podać? Jak już wspomniałem Pani towarzyszom, mam piwo, wino, pieczeń baranią, jednak Ciebie z pewnością bardziej zainteresuje likier, tworzony według szlachetnej tradycji Wolnych Zatok. Niegdyś Wolnych Zatok… Tam według prawa mogli wytwarzać go jedynie członkowie konfraterni Czerwonej Róży, ale tutaj, na całe szczęście, tamtejsze prawo nie obowiązuje.
Thomas wyczulony na niedopowiedzenia i prawdopodobne kłamstwa zwrócił uwagę na niepewność w głosie karczmarza. Wtrącił się, zanim Brahma zdążyła złożyć zamówienie.
- Stajnia zmieniła właściciela niedawno? Czy też coś innego stoi za Twoją pomyłką, Geddi? - zapytał prosto jak strzała lecąca do celu.
- Ach, Eddi to ojciec Willa, często mi się mylą po prostu - odparł karczmarz, nie przykładając do tej pomyłki większej wagi.
- Dzieci szybko dorośleją i gdy ich rodzicom jest już ciężko często przejmują opiekę nad gospodarstwem - zauważyła Emilia, chcąc zbagatelizować sytuację i uspokoić Thomasa. I tak dowiedzą się szczegółów na miejscu jak pójdą tam z końmi.
- Dla mnie poproszę kielich białego wina. Macie jakieś jarzynki do pieczeni? - spytała.
- A miecz faktycznie ma w sobie pewną magię - dodała, w połowie zdania odwracając się lekko do Immenvale. Więcej chciała powiedzieć, jak znajdą się już na osobności, ale nie miała zamiaru nikogo okłamywać.
W ramach odpowiedzi konstruktorka uśmiechnęła się i skinęła jej głową.
- Bogowie, mama nigdy nie pozwalała mi na Różę. Bardzo poproszę. - oznajmiła Genasi - Większość zakazów społecznych upadła po powstaniu, jakie zorganizowała Elthiri. Baranina brzmi wybornie.
- Miecz ma w sobie jakąś magię?! - niemalże krzyknął zaskoczony karczmarz. - Niesłychane… Przez tyle lat tu wisiał, a ja nic…
Przez chwilę karczmarz wpatrywał się w broń, z zaskoczeniem, ale i dumą. Po chwili zwykły uśmiech wrócił na jego usta.
- Dziękuję za te informacje. Będę miał do Ciebie z pewnością więcej pytań o tą całą magię w tym mieczu - zwrócił się do Elfki. - Ale oczywiście w pierwszej kolejności obowiązki. No więc mamy tak: po likierze dla was, dzban piwa, lampka białego wina dla Pani, dla wszystkich pieczeń. Oczywiście jarzynki do niej mamy, co prawda nie są najświeższe, zeszłoroczne, dopiero za trzy dni wraz z rozpoczęciem naszego dorocznego Festiwalu Urodzaju oficjalnie zaczną się siewy, ale dla Pani postaram się wyciągnąć z moich prywatnych zapasów jak najlepsze. Już wysyłam córkę, by przygotowała dla was pokoje i oczywiście mam w pamięci, by przygotować balię do kąpieli. Czy czegoś jeszcze sobie życzycie?
Kiedy po chwili ciszy żaden z podróżników nie odparł nic, Geddi kiwnął głową i ruszył w stronę baru. Po chwili zniknął za drzwiami prowadzącymi na zaplecze.
Równocześnie bohaterowie mogli teraz nieco wyraźniej usłyszeć melodię wygrywaną na lirze przez młodego chłopaka. Choć początkowo dźwięki wydawały się niezgrabne i niepewne, to po chwili grajek złapał rytm, a przyjemna muzyka wytworzyła wesołą karczmianą atmosferę.
- Siadajmy - zachęciła towarzystwo Emilia, zbliżając się do jednego z wolnych stolików. Krzeseł nie brakowało dla nikogo, więc nie musieli kombinować. Sama elfka wybrała takie miejsce, aby przez okno mieć jako taki kontakt wzrokowy z uwiązanymi przed budynkiem końmi. Wygodnie było odwiesić torbę z ramienia i odpocząć na krześle, dzięki czemu uśmiechnęła się zadowolona.
- Co sądzicie o karczmarzu? - zapytał Thomas teatralnym szeptem. - Mnie wydaje się podejrzany. Na pewno coś ukrywa! - powiedział przyciszonym głosem, ale jednak z ekscytacją. Jego palce poruszały się nerwowo, szukając zajęcia. - Olgo, rozłóż karty i nie bocz się na mnie, chętnie zagram. - zagaił w kierunku pólorczycy.
— Nie wiem, wydaje się uprzejmy i usłużny — stwierdziła Lucretia, która w zasadzie nie zwracała szczególnej uwagi na zachowanie mężczyzny.
Olga bez słowa wyjęła talię kart. Sprawdziła położenie czterech dam, a potem zaczęła szybko tasować.
- Karczmarz jak karczmarz. On chce naszych pieniędzy my jego jadła. Thomasie zaczynasz popadać w jakiś dziwny strach. Za chwilę będziesz bać się swojego cienia - powiedziała Olga, patrząc po kolei na każdego przy stole z niemym pytaniem o to czy rozdać karty.
- Jest tuż za tobą - przestrzegła Emilia, - twój cień - dodała ze szczerym uśmiechem, zanim Thomas zdążył się odwrócić.
Rosalie po krótkim wahaniu skinęła jej głową.
— Może tym razem wygram — stwierdziła z nutką optymizmu.
- Coś kręci… - stwierdziła genasi - Ale raczej nic niebezpiecznego. Pewnie zbieg i złodziej. - wzruszyła ramionami - Ja nie kuszę losu, kończą mi się ubrania, żeby dać pod zastaw naszej Oldze.
- Zagramy bez hazardu, dla przyjemności - powiedziała elfka i skinęła głową potwierdzająco. Gry w karty trenowały umysł , a jednocześnie były dobrą zabawą, więc zwykle chętnie się przyłączała.
Kolejnych kilka minut minęło bohaterom na pogaduchach o niczym ważnym i grze w karty - którą oczywiście wygrała Olga, nie dając innym nawet cienia szans. Po chwili do ich stolika podeszły młode mulatki, z tacami pełnymi alkoholu i jedzenia. Rozdały wszystkim, uśmiechając się w serdeczny i niewymuszony sposób. Bardzo łatwo dało się rozpoznać w ich twarzach rysy karczmarza. Na sam koniec drgnęły lekko i zaczęły obsługiwać pozostałych gości.
W międzyczasie bohaterowie mogli dostrzec, jak Geddi podszedł do ściany i zdjął z niej owy magiczny miecz. Gdy trzymał go w rękach, przyglądał się mu z niedowierzaniem wypisanym na twarzy, kręcąc głową. Ktoś z gości na ten widok zaśmiał się i krzyknął:
- A co to Geddi? Stępił Ci się nóż do krojenia baraniny? Tylko nie zrób sobie krzywdy! - na co zamyślony karczmarz nic nie odpowiedział i zniknął na zapleczu.
W międzyczasie jednak Thomas i Lucretia dostrzegli, że ktoś im się przygląda… Poprawka. Ktoś im się przygląda w bardziej intensywny sposób niż reszta gawiedzi. Nim jednak zdołali podzielić się tą informacją, owy natrętny obserwator zbliżył się do nich sam.
Był to szczupły mężczyzna w średnim wieku, którego krótkie i gęste, brązowe włosy zaczęły miejscami przybierać barwy szarości. Miał twarz o łagodnych rysach, jednak wielkie wory pod oczami nieco psuły jego wizerunek. Nosił na sobie białe, kapłańskie szaty, zaś z szyi zwisał mu srebrny naszyjnik. Zawieszony na nim srebrny wisiorek przedstawiał kłos pszenicy.
- Przepraszam za najście - powiedział, stanąwszy przy ich stoliku. - Nazywam się Ojciec Matthias, jestem lokalnym kapłanem. Przepraszam za moje natręctwo, nie wiem, czy jesteście tu jedynie na jedną noc, czy może zamierzacie spędzić w wiosce trochę czasu, ale chciałbym zaprosić was do odwiedzenia świątyni Theien, naszej lokalnej bogini Siewów, Urodzaju i Żniw, w której urzęduje.
- Ależ nie ma problemu, ojcze. Siadaj tu z nami, porozmawiamy. - rzekł Thomas, dostawiając krzesło z sąsiedniego stolika. - Cóż wartego zobaczenia znajduje się w tej świątyni? - zapytał z młodzieńczą ciekawością.
Emilia nawet bez zaproszenia gotowa była zwiedzić wioskę następnego dnia, o ile ich ekipa nie postanowi wyruszać od razu. Świątynie i kaplice zwykle wyglądały wspaniale, więc zareagowała z przychylnym uśmiechem, czekając aż człowiek o imieniu Ojciec, odpowie na pytanie Thomasa.
Brahma uśmiechnęła się do kapłana, odsuwając krzesło, aby ten mógł usiąść.
- Skoro niedługo macie ten festiwal, to pewnie masz pełno roboty, usiądź i odpocznij. - zawołała do Barmana - Ghedi, jeszcze jedna porcja baraniny proszę. Mamy gościa, przy stole!
— Tak, tak, zapraszamy panie Matthiasie! — przytaknęła fiołkowooka.
Ojciec Matthias uśmiechnął się na zaproszenie i przysiadł na krawędzi ławy.
- Bardzo dziękuję, ale podziękuję za baraninę. Jadłem raptem chwilę temu, a zaraz muszę wracać do świątyni. Powinienem jeszcze dziś dopełnić kilku niecierpiących zwłoki obowiązków. - Twarz kapłana lekko spochmurniała, gdy wspominał o owych “obowiązkach”. Następnie spojrzał w stronę Thomasa. - Nasz kościółek nie jest nazbyt wyjątkowy niestety, ma już swoje lata, dach przecieka… Ale cóż, to nie budynek stanowi kościele, a jego wyznawcy.
Następnie zwrócił się do Brahmy.
- Tak, przy naszym festiwalu zawsze spada na mnie wiele pracy, a w tym roku… - urwał na chwilę. - W tym roku towarzyszą mu wyjątkowo nieprzyjemne okoliczności.
- Chętnie zobaczę świątynię, i jej dach, może uda mi się go uszczelnić - zaoferowała Emilia.
- A jakież to okoliczności cię smucą? - spytała.
— Też mnie to nieco ciekawi — oznajmiła momentalnie zaintrygowana inżynierka. — Ciężko mi uwierzyć, że coś nieprzyjemnego mogłoby mieć miejsce w tak sympatycznym miasteczku.
Kapłan uśmiechnął się gorzko na te słowa.
- Niestety, nawet najcichsze i najsympatyczniejsze wioski czasem nawiedza zły omen… A być może zwłaszcza do takich przybywa - rzekł pełen powagi. - Niestety, dwa dni temu miała miejsce tragedia. Nasz lokalny czarodziej, Arris, zginął. Jego ciało znaleziono nieopodal Wiedźm z Doliny… Tak nazywamy ruiny, a w zasadzie kamienny krąg, znajdujący się na obrzeżach wioski. Może mieliście okazję go mijać lub przynajmniej dostrzec z oddali. Tak czy owak, Arris był dość ekscentrycznym starym człowiekiem, ale zawsze był miły i uprzejmy dla wszystkich. A okoliczności jego śmierci są… po prostu niepokojące. Nie miał na sobie żadnych ran, jednak groza i przerażenie zachowało się na jego twarzy. Nie jestem w stanie sobie nawet wyobrazić, co takiego musiał zobaczyć przed śmiercią… W dodatku dwie skały tworzące krąg zniknęły. Ludzie w wiosce twierdzą, że to zły omen, zwłaszcza, że wszystko to stało się tuż przed festiwalem. Niektórzy powiadają, że widzieli jakąś mroczną postać na granicy lasu. Mówią o złych duchach. Wszystkich w wiosce ogarnął niepokój. Nawet zwierzęta zdają się to wyczuwać…
— To brzmi naprawdę niepokojąco, proszę pana — oświadczyła empatycznie konstruktorka. — Może powinniśmy sprawdzić te pogłoski i okoliczności śmierci biednego Arrisa? Co wy na to?
Spojrzała pytająco na przyjaciół.
- Tak, zdecydowanie powinniśmy to sprawdzić. Skoro nikt z mieszkańców się do tego nie kwapi - argumentował młodzian. - Ojcze, czy Arris miał rodzinę, ewentualnie przyjaciół, którzy mogą wiedzieć, czy czarodziej odkrył coś niepokojącego w ruinach? - pytanie, chociaż okraszone troskliwością, miało drugie dno.
- Nie. Arris przybył do wioski wiele lat temu, kupił małą chatę na uboczu wioski i większość czasu spędzał właśnie w niej. Rzadko angażował się w życie wioski i nie kwapił się, by nawiązywać z kimkolwiek jakieś relacje. Ale jeżeli faktycznie chcielibyście nam pomóc rozwikłać tę tajemnicę, to śmiało możecie przeszukać jego dom. I tak już nikt tam nie mieszka - odrzekł kapłan.
- Można tak? - Emilia nie tyle spytała, co zdziwiła się na głos. Dopiero w drugiej kolejności zadała prawdziwe pytania.
- Kiedy to się stało? Będzie ceremonia pogrzebowa, czy już była?
- Trzy dni temu. A ceremonia ma odbyć się jutro w południe - odparł kapłan.
- A czy jest w wiosce rycerz? Ktoś zbrojny, mianowany kto odpowiada za porządek? - Emilia zadała kolejne pytanie. Wszak mijali patrol gwardii, więc wydawało jej się, że wieś podlega pod odpowiednią strukturę społeczną.
- Nie, niestety nie ma tu nikogo takiego. Raz na kilka dni wioskę odwiedza patrol straży księstwa, jednak nie zostają tu zazwyczaj na długo. Wypiją jedno piwo w karczmie, upewnią się, że wszystko w porządku i ruszają dalej. Byli tu raptem dzień temu, jednak nie wyglądali, jakby przejęli się naszą sprawą. Choć oczywiście obiecali, że przekażą raport komu trzeba - powiedział kapłan, jednak po jego tonie bohaterowie mogli odczuć, że nie pokłada w tym wielkich nadziei.
Straż powinna poważniej traktować takie sytuacje; Emilia zastanowiła się nad tym przez krótką chwilę, jakoś nie mogąc się zdobyć na szczery uśmiech. Spojrzała następnie na swych towarzyszy.
— Posiada pan klucz do domostwa Arrisa? — zapytała Lucretia. — I skoro pogrzeb ma się odbyć dopiero jutro, to może moglibyśmy zerknąć na ciało denata? Niektórzy z nas znają się na magii, może uda im się dostrzec coś, co państwu umknęło?
- Tak, mam gdzieś klucz u siebie, jutro mogę go wam dać - odparł kapłan. Następnie zamyślił się nieco i zaraz kontynuował. - Jeżeli to miałoby pomóc rozwiązać sprawę, to oczywiście. Chcielibyście zobaczyć ciało jeszcze dziś czy jutro? Tak jak mówiłem, pogrzeb ma się odbyć w południe, a więc jutro musielibyście przyjść o poranku.
- Lepiej nie odkładać na potem. Proponuję pójść zaraz jak zjemy - powiedziała Emilia. Oglądanie zwłok było bardzo nieprzyjemne, ale elfka zdawała sobie sprawę z konieczności i nie miała obiekcji.
Thomas skinął głową zgadzając się z przedmówczynią. Cieszył się brakiem jedzenia. Czuł, że miałby kłopot z przełykaniem w tym momencie.
— Tak, nie ma co zwlekać — przyznała Rosalie.
 
Mekow jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem