Nieszczęśniku... mogę skrócić twe męki, jeśli takie jest twoje życzenie. Obiecuję ci też godny pochówek.
Beardlonga ogarnął żal na widok bezsilnego, umierającego elfa. Może i elfy były wrogami. Jednak należał im się też szacunek. Zwłaszcza pieśniarzom klingi. Choć tak naprawdę nikt nie powinien konać w taki sposób...
Krasnolud zasępił się. Przez głowę przemknęły mu cienie niemiłych wspomnień. Od czasów młodzieńczych, kiedy to rówieśnicy przezywali go Breadlong, po tym jak bezmyślnie wytarł w brodę łapy, ubrudzone surowym ciastem, poprzez kolejne, nieudolne próby dorównania prawdziwym krasnoludzkim wojownikom, aż po ostateczną klęskę armii, do której należał. Tak... widział wtedy wielu umierających towarzyszy i wrogów, którym nie był w stanie pomóc. Zbyt wielu...
Z zamyślenia wyrwał go głos Galvara.
- Wygląda na to, że spóźniliśmy się tylko kilka chwil. Elf jeszcze dycha, z tego co słyszę barbarzyńca też. Ale chyba nie będziemy w stanie wiele dla nich zrobić - odrzekł.
Ponownie utkwił wzrok w twarzy elfa, miał nadzieję, że ten zdoła powiedzieć coś, co rzuci choćby blade światło na zdarzenia sprzed chwili.