Wybrzeże Morza Szponów. Przy kapliczce Maana. Wieczór 7 dnia Erntezeit 2512 KI
Władco Mórz
I srogich Burz
Ścigaj wrogów naszych nawałnicą
Nam zapewnij cichą przystań
Stark dorzucił kilka świeżych muszli do kapliczki Manaana. Oblał święty, murszejący słup słoną, morską wodą i położył na nim swoją dłoń. Spojrzał na horyzont, tam gdzie niebo ciemniało granatem nad Morzem Szponów i gdzie młode oczy Erlinga wypatrzyły statek uciekający przed gniewem Manaana.
Jego myśli jednak nie krążyły wokół załogi statku a wokół pisma diakona Ottona Niske do kapłana Morra Dietera Faulknera w Huserbachu. Nie martwiło go to, że sam złamał pieczęć. Historia, którą opowiedział smarkaczowi była bardzo prawdopodobna i pewnie sam Friskar ją uwiarygodni. W piśmie z resztą nie było napisane nic niezwykłego. Najważniejsze kryło się między wierszami. Gustav czuł w starych kościach, że pakują się w jakąś niezłą kabałę. Oni jacyś dziwni są - ciągle mu chodziło to zdanie we łbie.
Westchnął, odkleił się od słupa i wrócił do ogniska by zamieszać w kotle. Młody kręcił się gdzieś w pobliżu, najprawdopodobniej w poszukiwaniu wkładki. Stary odszpuntował flakon, który wziął wcześniej z wozu. Elfia woda. Handlarze, których złupił nad rzeką sprzedawali ją później po miastach za bezcen. Pociągnął nosem. Była bezwonna. Może i jemu pomoże? Rozejrzał się wokół ale Erlinga nie było w pobliżu i wylał zawartość flakonu do kotła. Zamieszał znowu. Coś zapiszczało mu brzuchu z głodu.
- Ej! - krzyknął. - Gdzieś przepadł? Głodnym jak skurwysyn! Wracaj albo zaraz sam wszystko zeżrę.
Oskarżony niesłusznie... - ta, jaaasne! Wszyscy na szafocie są skazani niesłusznie. Stark wyszczerzył do siebie zęby w uśmiechu. Nie to, żeby zaczął lubić młodego, ale poczuł do niego chyba cień sympatii.
- Słyszałeś? I do tego muła wkroję do kotła i sam będziesz później wóz ciągnął!