Wnętrze Bhtzarku, noc 21/22 Pierwszego Siewu 2E 581
Kiedy pająki zerwały się z miejsca poruszając swoimi odnóżami w groteskowej parodii żywych istot, Yared poczuł uderzającą do głowy krew. Mistrz miecza nie miał pojęcia jak Głębinowe Elfy konstruowały te machiny, jakie misterne mechanizmy wprawiały je w ruch i ile wysiłku trzeba było włożyć w stworzenie tak ruchliwego automatony. W tej chwili - na podziemnym moście wiszącym ponad przepastną kalderą - liczyła się wyłącznie odpowiedź na pytanie, w jaki sposób można je było najszybciej zniszczyć.
Złotoskóra elfka i czarodziej z Wysokiej Skały zniknęli w mgnieniu oka gdzieś w tyle, kiedy para Redgardów skoczyła pająkom na spotkanie idąc z odsieczą khajiitowi i Nazzowi z Kowadła. Nagły szczęk i chrzęst metalu uświadomił Yaredowi, że obaj orsimerowie podążyli za przykładem mistrzów miecza.
Yared mógł nie znać tajników wytwarzania mechanicznych pająków i nie rozumieć zasad splatania magicznych inkantacji, ale słusznie podejrzewał, że najlepiej spośród wszystkich obecnych na moście najmitów potrafił czytać w mowie ciał wojowników. Jego wyostrzony bitewną ekscytacją umysł w jednej chwili przeanalizował położenie towarzyszy i ich przeciwników, przyjęte przez nich postawy oraz przewidywane trajektorię ruchu automatonów. Przerzucając ciężar ciała z prawej nogi na lewą i wykreślając swoim doskonale wyważonym mieczem formę uderzenia oddolnego, w jednej sekundzie domyślił się, co spotka zaraz parę osaczonych na szpicy kompanów.
Ine May wygiął swe sprężyste cielsko w prawdziwie akrobatycznym uniku i zakończone ostrymi szpony pierwszych dwóch pająków jedynie się o niego otarły, ale opadający zwinnie na tylne łapy khajiit miał znaleźć się pomiędzy drugą parą agresywnych automatonów gotowych na rozprucie mu odsłoniętego miękkiego podbrzusza. Nazz z Kowadła, ściskający w dłonie długie obosieczne ostrze, wystrzelił krawędzią mostu ku coraz szerzej otwartej bramie, lecz miał niewielkie szanse na ujście z potyczki bez szwanku - pozostałe trzy pająki mogły bowiem przeciąć mu w ułamku chwili drogę ucieczki wikłając Cienia w niebywale niebezpieczną walkę na skraju mostu.
Tak też zapewne mogło się stać, gdyby nie jedna niezwykle ważna zmienna - para redgardzkich mistrzów mogących przesądzić o wszystkim w ciągu następnych kilku chwil.