Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-03-2024, 19:17   #2
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację


Skrobanie po balach… szepty… spojrzenia w szczelinach.
Otaczały go gdy wodził spojrzeniem po kolejnych literach. Rzeczne Królestwa… jedno wielkie siedlisko bezprawia i anarchii.
Gnom nie wiedział czego tam diabeł szukał. Ale zainwestował sporo swoich koneksji, skoro zaciągnął dług u Mammona.
Skrobanie… szepty… podpowiedzi.
Gnom zerknął na pobliską ścianę i warknął. - A taaam cicho być. Muszę pomyśleć.-
Niewiele to dało.
Baltizar znów spojrzał na list. Przeczytał każde słowo. Uśmiechnął się cierpko na widok “priorytetu”. Oczywistym dla gnoma, że diabeł swoje plany uważa za najważniejsze, ale… póki nie dopełniła się umowa między nimi, Baltizar nie czuł się aż tak zobowiązany do słuchania diabła. Niemniej wątpił by jego priorytety i priorytety czarta miały się ze sobą zderzyć. Obecnie jego badania nie powinny zająć mu tyle czasu, by nie wykonać zadania które zleci mu Azazel.

Baltizar sięgnął po butelkę i sprawdził jej zawartość. Cudownego płynu było niewiele i gnom nie wiedział na ile go starczy. No cóż… dobrze było, póki trwało. Gnom zakorkował butelkę. I przymknął oczy. Baltizar Harpaness zwany też Bajarzem był szczupłym wysokim gnomem, o lekko przylizanych czarnych włosach i lekko siwiejącej szpiczastej bródce. Jego niebieskie oczy wydawały się wodniste, a cała postać wydawała się… jakaś… niewłaściwa. Nieco zaznajomieni z naturą tej rasy mogliby zrzucić to na klątwę Blednięcia trapiącą czasami członków tej rasy. Ale gnomy i prawdziwi znawcy wiedzieli że to nie to. Niemniej Baltizar był mniej barwny niż typowy gnom.

Skrobanie… szepty… chichoty. Macki, szpony, zęby i pazury wijące się tuż po powierzchnią.
Nigdy nie dają spokoju.

Gnom otworzył oczy i spojrzał w kąt.
- Etrigan. Wyruszamy.-
Coś poruszyło się. Coś zaszeleściło dziesiątkami piór.



Unikanie traktów i przedzieranie się przez puszczę w innych obszarach Golarionu mogło być nienajlepszym pomysłem. Ale nie tu… Rzeczne Królestwa były równie niebezpieczne na trakcie, co w leśnej głuszy. A gnom nie musiał się szczególnie obawiać miejscowej fauny. Ta zwykle unikała zarówno Etrigana jak i Jogmetha. Zwierzęta wyczuwały nadnaturalny charakter tych stworzeń i schodziły im z drogi.
Nie czyniły to podróży bez bagniste bezdroża i leśne ostępy bardziej wygodnymi.

Co najwyżej nieco bezpieczniejszymi dla niego.

Podróż trwała kilka dni i nocy. I z pewnością była nieco męcząca. Niemniej Batlizar nawykły był do trudów i w końcu pod wieczór dotarł do murów Evercrest.
Oświetlał sobie drogę latarnią znajdującą się na końcu zdobionego kostura i udało mu się przekonać strażników, by wpuścili go do miasta, mimo że ciemność zapadała. Bo przecież mały gnom jadący na dużym psie nie mógł być zagrożeniem dla miasta, nieprawdaż? Dobrze że przeciętny strażnik nie odróżni piekielnego ogara od dużego psa. Zwłaszcza gdy gnom, zrobił makijaż by ukryć jego piekielne cechy.
Etrigan przemknął się przez mury samotnie. Bądź co bądź, jego natura i talent do skradania się czyniły to zadanie drobnostką dla niego.



Przez uliczki miasta cała trójka podążała już razem. Dla bezpieczeństwa i by nie przyciągać uwagi gnom wolał trzymać się w cieniu. Narażał się tu na napaść, ale cóż… mógł liczyć na swoją charyzmę, jak i… na swoich ochroniarzy. Jednego latającego, drugiego ziejącego ogniem.
Zresztą sam widok Etrigana w pełnej krasie, pojawiającego się wprost za plecami pechowego rzezimieszka… wystarczał by ten postanowił nagle zmienić robotę i zapałać nagłą miłością do biegania.

W końcu gnom, dotarł do celu. Do karczmy. Otworzył drzwi wszedł w towarzystwie dużego “psa” łypiącego podejrzliwie na każdego dwunoga w przybytku i obciążonego pakunkami.
W cieniu gnoma podążało “ptaszysko” wielkości tłustego borsuka. Stworzenie o kształcie sowy z sowim, a może bardziej… kocim łbem. Trudno było to stwierdzić, sylwetka była niewyraźna i lekko cienista, a do tego cały stwór był zbudowany z kart do gry. Kart które poruszały się co chwilę zamieniając miejscami ze sobą… i dodatkowo rozmazując sylwetkę. Pomiędzy szponami stwora błądziły nieduże płomyki.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem