Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-03-2024, 16:39   #4
Zell
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację




[media]https://i.pinimg.com/originals/0c/1f/cb/0c1fcb57f80de77cc323775b0e518050.jpg[/media]

Spokojna noc przemijała nie niepokojona przez wydarzenia w naturze. Mieszkańcy tej niewielkiej miejscowości w Brevoy spali smacznie w swoich łóżkach całkowicie nie wiedząc o tragediach jakie rozgrywały się okolicznej karczmie. W sumie ktoś z nich mógłby się spodziewać takiego obrotu sytuacji, jeżeli i sama zainteresowana została zaskoczona?
Avruil dłużej leżała płasko na łóżku, z którego podczas koszmaru skopała kołdrę. Czuła pot roszący jej całe ciało drżące jak w febrze, nienaturalnie rozgrzane jakby piekielnym ogniem. koszmar jakiego doświadczyła nie był zaskakującym wydarzeniem, jako że podobne mary nocne nawiedzały ją relatywnie regularnie. Minęło dziesięć lat, a jednak sumienie kobiety ciągle nie dawało jej zapomnieć zbrodni jaką popełniła.

Przysunęła bliżej do siebie miecz, który najwyraźniej słyszał całą interakcję we śnie... jaką przekładała swoimi ustami. Ścisnęła dłoń na rękojeści, jakby ten gest dodawał jej otuchy, ale tym razem był on równie pustym gestem jak gesty Azazela we śnie. Nie dawał żadnej otuchy.

Skryła swe ciemne oczy w dłoniach, jakby nie mając siły spojrzeć światu w twarz. Chociaż przez te wszystkie lata próbowała się oszukiwać to gdzieś w głębi wiedziała, że taka sytuacja w końcu się wydarzy. Mogła temu zaprzeczać, ale z co to mogło zmienić? było za późno na żałowanie i próbę zmiany decyzji. Przehandlowała swoją duszę i musiała teraz zmierzyć się z konsekwencjami tego wyboru. Nie miało znaczenia czemu podjęła takie środki, ani jak młoda była. Nikogo przecież to nie obchodziło.


Hunc meam sanguinem subscribo.
Słowa prawie ułożyły się w szept, gdy opuszczały jej usta.



Avruil zaśmiała się pustym śmiechem podchodząc do misy z wodą przygotowanej na poranną kąpiel. ze smutkiem spojrzała na swoje wciąż młodo wyglądające oblicze ( błogosławieństwo elfickiej krwi krążącej w rodzinie), które choć o gładkiej skórze to noszący na sobie ślady psychicznego zmęczenia. chlapnęła wodą po twarzy próbując zmyć z siebie gorąco i otrzeźwić myśli. Lodowata krople spływała powoli po podbródku dziewczyny, a jej siostra znaczyła tor na rozgrzanym nagim torsie, skapując na odsłoniętą skórę brzucha.
Kobieta wiedziała I jak bardzo chciałaby w tym momencie paść na ziemię i tarzać się na brudnej podłodze wyjąc z psychicznego bólu. Chciała płakać... ale po co? Co by to zmieniło? Minęło już tyle lat, tyle wydarzyło się w jej życiu do tego czasu. Azazel naprawdę ofiarował dziewczynie bardzo dużo wolności... choć czasami Avruil nie była pewna co do jego działania. Może przeoczyła sygnały?

Rhaast nie musiał jej w żaden sposób poganiać. Avruil ciągle słyszała słowa Azazela, ryjące się głęboko w duszy. Nie miała innego wyboru, jak wykonać je bez opieszałości, więc jeszcze tej nocy ubierała swoje szaty czerwone jak Piekielne ognie i stanęła przed lustrem o brudnej tafli, aby wspomóc się nim ogarnięciu zwichrzonych ciemno brązowych długich włosów.


Anima et eternum servitudo mea Azazel est


Uniosła spojrzenie na swoje odbicie, którego obraz zdawał się z niej szydzić. Czarne plamy na tafli lustra wydawały się być z zamkniętymi oczami na pierzastych skrzydłach Azazela.

- Co oferujesz w zamian?

Położyła dłoń na tafli zakrywając odbicie swoich oczu.

- Moją duszę.

Uniosła leżącą obok maskę i zakryła nią twarz.

- Mało.





Kobieta westchnęła.
- Nie miej mylnego wrażenia o mnie. Nie zamierzam stać okoniem na jego plany, podkopywać rozkazy czy patrzeć jak wy na tym tracicie. To nie miałoby sensu. Nie chcę też skończyć w Piekłach jako część budulca cierpiąc całą wieczność. Wiem, że tym by się skończył brak posłuszeństwa i odpowiednio wysokich efektów. Dlatego będę się starać wypełnić to, co podpisałam krwią oddając całą swoją istotę w jego wieczne posiadanie. Niemniej... - napiła się w końcu wina - ...nie było zapisane, że mam się z tego cieszyć.
- Nikt tego nie oczekuje… ale nie sądzę bym bardzo ci zaszkodził, gdyby udało mi się sprzedać ci tę sytuację w odrobinę różowszych kolorach. Futue hoc! Zmieńmy temat. Mam historię do opowiedzenia… - i nie czekając na opinię Kayli zaczął opowiadać historie. Nie jedną, ale kilka po kolei. Większość z jego rozpraw w sądach Cheliax. Gestykulacja, mimika sprawiały, że wyglądałby głupio… gdyby nie był zabawny. To były bardzo niepoważne interpretacje poważnych spraw, ale nie BARDZO poważnych. Chciał ją po prostu rozśmieszyć. Odciągnąć głowę od czarniejszych myśli a może perypetie, ceregierie i porażki najbogatszych, najpotężniejszych i innych z najwyższych wyżyn społecznych… może ich małostkowe problemy, przyziemne zmartwienia które zdawałoby się powinny być tak bardzo poniżej godności takich ludzi przedstawione w formie komedii byłyby czymś co pomogłoby jej choć na chwilę zapomnieć o tym, że dupa w której są choć ciepła to zdecydowanie jest gównianie udekorowana…

Kobieta w końcu zaczęła się śmiać z opowieści Khala, porzucając smutny nastrój. Wątpliwe, aby całkowicie o nim zapomniała, ale to już było coś.
- Muszą cię tam nienawidzić prawnicy, jeżeli naprawdę tyle spraw wygrałeś.
- Boją się mnie - odpowiedział tonem złoczyńcy z opowieści bardów - Ale nie zrozum mnie źle - kontynuował już normalniejszym, wciąz wesołym tonem - Jestem trzecim piórem w Cheliax. Pierwszym w Isger. Seravil Locke… ten to jest gość, ale ma z cztery stulecia doświadczenia zawodowego więcej niż ja, więc uznaję go za nieuczciwego zwycięzcę. Przy czym mówi się, ze dziedzieje… Jednak mam wrażenie, że mówi się tak od wieku, albo dwóch. Evelynn Mercanter… z nią ścigałem się całe lata i wciąż w środowisku są ludzie co uważają ją za lepsza ode mnie… niestety są w większości, więc nie mogę się uczciwie mianować drugim piórem, aaaaleee… osobiście oskarżam ich o drobny klasizm. Kilka razy usłyszałem, że jest lepsza “bo ukończyła Akademię Lazarusa Kurtza w Cheliax”... ta akademia uważana jest za najlepszą na świecie w prawie… - podpowiedział konspiracyjnym tonem - A ja jestem cholernym samoukiem. Mówię ci… jakbym był bardziej kreatywny to bym opracował remedium na ból dupy i im sprzedawał… byłbym bogaty! - Wzniósł ręce w teatralnym geście i zaśmiał się szczerze i długo, trochę bardziej niż to wypadało, ale nie przejmował się tym.
- Ale również przegrywam sprawy. Nie jestem nieomylny i często jak sprawa jest stracona to jest stracona jeszcze zanim się zacznie… ale raz taką również wybroniłem to było tak…

I opowiedział inną historię, tym razem o domniemanym mordzie na zwierzaku rodu jakiegoś tam szlachcica przez innego szlachcica i mimo, że dowody i świadkowie wskazywali jednoznacznie winnego (klienta Khala) to udało mu się złamać… siostrę oskarżonego. Wyszło, że to ona ubiła czworonoga, ale tu już prawie nie było świadków…
- Do dziś nie jestem pewien jakim cudem ława kupiła, że to był wypadek, ale Narset i tak została skazana na swoje… przy czym “swoje” w przypadku tak potężnych oznaczało sześć miesięcy aresztu domowego… w jej rodzinnej willi. I kilkaset godzin prac społecznych, ale oddelegowała je do swojej służby a na koniec musiała kupić nowego psa. To było już drogie, to był mastiff quadirski. Z drugiego końca świata, ale to nie tak, że to dla jej rodziny rzeczywiście był zauważalny koszt. Od tego czasu zaczęło mi się zdarzać, że świadkowie drugiej strony odmawiali brania udziału w procesie. Lubię myśleć, że to ze strachu przed tym, że ich przewałkuję.
- Chyba już rozumiem jak sobie radzisz we wszystkich relacjach międzyludzkich. Na procesach zagadujesz ich by stracili wątek i wbijasz swoje szpile, a wobec dziewczyn gadasz tak długo, aby zapomniały, że mógłbyś być ich ojcem i w sumie to cię nie lubiły. - zaśmiała się z rozbawieniem.
- Oooo jejku… i co żeś narobiła? Teraz będę musiał cię zabić - ton jego głosu wyrażał głęboki żal, po czym wzniósł zrezygnowane spojrzenie, wyciągnął dłonie w ćwierć dystansu do Kaylie i wykonał nimi gest, a ustami dźwięk skręcanego karku.

- Wybacz, zbyt bystra dla własnego dobra. - Rozłożył ręce przepraszająco. - Musiałem. Nie mogę ryzykować upublicznienia tajemnic mojego podrywu.
Kaylie zaśmiała się szczerze.
- To jak w takim razie taki zmyślny prawnik, pierwsze pióro, dał się wplątać w pakt? Zacząłeś łysieć i chciałeś to zatrzymać? - podśmiała się ponownie, ale tym razem krótko - Musiałeś wiedzieć co stracisz. Mało kogo kręci zostanie czyimś niewolnikiem i przy tym oddanie własnej duszy. - powiedziała cicho, po czym uśmiechnęła się wrednie - Bo ciebie to nie podnieca, czy się może mylę?
Khal zachichotał pod nosem, przekręcając się bokiem. Opierając lewym ramieniem na oparciu krzesła, a prawą dłonią bawiąc się wieprzowym kabanosikiem.
- Wszyscy mamy swoje kinki i jestem ostatni by kogokolwiek potępiać - Nie-odpowiedział filozoficznie po czym pochylił się w konspiracyjnym tonie - Z wyjątkiem tych trzecich. Oni… - zacisnął usta, podnosząc brwi jakby w niemocy do znalezienia słów - Rozmowa na inny wieczór - poddał się, ale oboje wiedzieli, że to tylko gra społeczna i wygłupy.
- Mój kink to to nie jest, nie musisz sprawdzać. - lekko stwierdziła.
Kaylie wyraźnie się uspokoiła, a działania Khala ją rozluźniły. Sama nawet zaczęła pałaszować kawałek żółtego sera.
“Pozostałe sprawdzimy przy innej okazji” chciał zaśmiać się Viktor ale ugryzł się w język… nie sraj gdzie jesz… więc jedynie chichot wykrzywił mu niemo twarz.
- Opowiedz mi o sobie. Unde venis? Quo vadis? Jakbyś mogła zmienić jeden aspekt zarządzania królestwa którego członkiem się czujesz co to by było? I czy lubisz jabłecznik… i to pytanie jest pierwsze, bo należy nam się deser, a lokalna odmiana jabłek jest naprawdę przednia… - wzniósł rękę by zwrócić na siebie uwagę dziewki. Nie musiał długo czekać.
Kaylie w pierwszej sekundzie spięła się na pytanie skąd pochodzi, jakby ono dotknęło delikatnego tematu. Niemniej za chwilę się rozluźniła i odparła:
- Chyba najlepiej zrobimy jak zjemy coś słodszego. Oczywiście, że nie odmówię jabłecznika.
Khal w tym czasie już zdążył przeanalizować reakcję… i zanotował który temat jest drażliwy. Nie miał w tym niecnych celów. Niby najlepsze, najciekawsze dyskusje to te które budzą niepokój egzystencjonalny… ale raczej nie personalny niepokój egzystencjonalny.
- Hej, gwiazdeczko - zwrócił się Frey do dziewczyny ich obsługującej. Było to na swój sposób ryzykowne. W kontekście tego jak często umiarkowanie śliczna dziewczyna w takim zawodzie musiała się spotykać z nahalnym, nieraz zbyt dotykalskim podrywem MUSIAŁA być ona wyczulona na takie zwroty, ale naturalny urok i personalna charyzma Khala sprawiały, że brzmiało to… wręcz niewinnie - Waszego jabłecznika byśmy prosili… o ciasto proszę, nie alkohol. Trzy kawałki.. Czy ty również Kaylie zjesz dwa? - zapytał spoglądając szybko na towarzyszkę.
- Nie będę grymasić jeżeli dostanę dwa. - uśmiechnęła się cwano.
- Więc cztery kawałki. Calvadosa tu macie? Świetnie. Dwa proszę. I dzbanek zwykłego, grzecznego soku jabłkowego z dwoma osobnymi kubkami. Dziękuję pięknie - ostatnie słowa były wręcz pięknie wyrecytowane. Tak dźwięczne, że przyjemnie było ich słuchać.

Chwilę potem blat stołu znów wyglądał bogato. Khal zacierał ręce
- Calvados to lokalny trunek jabłkowy. Klasyczny proces… fermentacja, destylacja… smakuje bardzo jabłkowo, trochę jak cydr, ale… inaczej. I raczej mocny. Mocniejszy niż moje preferencje, stąd… - przelał pół kubka trunku do pustego i wypełnił resztę sokiem jabłkowym - To jest moment w sztuce gdy wyśmiewasz moje rozcieńczanie alkoholu - zachęcił Avruil gestem dłoni, uśmiechając się zbójecko. Naigrywał się, ale nie z niej a z konceptu… czy może bardziej ze standardowych tropów humorystycznych.
- Khal... - Kaylie spojrzała mu w oczy - Czy naprawdę chcemy pić, kiedy jest możliwość, że... będziemy potrzebować jasności myśli w rozmowie? - przesunęła bliżej kubek i zalała połowę sokiem.
- Jestem Viktor. Viktor Goodmann. - Poprawił towarzyszkę z najdelikatniejszym naciskiem - Szczególnie w Evercrest. Khal to imię które jeszcze kiedyś będę nosił z dumą… ale to nie ten dzień… i raczej nie to miejsce. - Uśmiechnął się i jego ton znów stał się pogodny i wesoły - Niewielka ilość alkoholu sprzyja procesom twórczym. Jeśli się martwisz to ma on siłę mniej więcej trzech z czterech części czystej. Spróbuj, oceń i podejmij własną decyzję w oparciu o wcześniejsze doświadczenia z alkoholem. Pamiętaj by wciąż poprawkę na trudną podróż. Nie urazisz mnie tym jeśli zrezygnujesz. Ja mam dość znajomości siebie aby wiedzieć, że ta konkretna ilość alkoholu mi nie zaszkodzi. Najwyżej będę się uśmiechał jak głupi, ale robię to i na trzeźwo.
Kaylie nie odpowiedziała, tylko zaczęła pić alkohol z wyraźną przyjemnością.


 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.
Zell jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem