Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-03-2024, 20:35   #165
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 37 - 2521.05.04; bkt; popołudnie

Miejsce: pd-zach Ostland; Las Cieni; droga Speck - Wendorf; leśna droga
Czas: 2521.05.04; Angestag; południe - popołudnie
Warunki: - ; na zewnątrz: półmrok, zachmurzenie, łag.wiatr; ziąb (0)



Wszyscy



- Dobra. Thomas i Jurgen idźcie z nimi. - Stefan przychylił się do pomysłu elfa aby najpierw sprawdzić widoczne na poboczu omszałe ruiny. Pozostali czekali w napięciu na to co przyniesie ten zwiad. Wydawało się, że inkwizotrskie oko wwierca im gorącą dziurę w karkach. Ale mimo wszystko jak na razie nie ingerowali w poczynania zwiadowców. Czwórka z nich ostrożnie podeszła pod te ruiny. Mógł to niegdyś być zajazd albo jakaś kapliczka. Trochę nietypowe było to, że zbudowano go z kamieni. W Ostlandzie zarośniętym przez pradawny las lubowano się w drewnie. Jak się jednak okazało teraz były puste. Chociaż poczerniałe ślady dawnych ognisk świadczyły, że czasem ktoś tu obozował. Zmurszałe ściany nadal zapewne chociaż częściowo chroniły przed wiatrem. I chociaż symbolicznie odcinały od tego co mogło kryć się w leśnej głuszy.

Skoro z tej strony nie groziło im żadne niebezpieczeństwo to Kolesnikow przywołał ich z powrotem. I teraz mieli razem sprawdzić tą przesiekę jaka blokowała dalszą drogę. Zapewne nie tylko inkwizytor Munzel podejrzewał, że nie jest to naturalna przeszkoda i nie przypadkiem pojawiła się na rożjeżdżonym kawałku lasu jaki służył za drogę. Z odległości jakiej zaczynali jawiła się ona nieregularna, ciemna masa czegoś. W miarę jak się zbliżali pojawiało się coraz więcej detali. Widać było coraz wyraźniej, że to celowa konstrukcja ze ściętych gałęzi. Kolesnikowa znów podzielił ich na trzy grupy. Tobiasa i jego dwóch kompanów posłał w lewo, Duivela z kuzynką i dwoma innymi w prawo a sam z resztą grupy trzymali się nieco z tyłu idąc mniej więcej naprzeciwko tej przesieki. To dawało szansę, że gdyby za nią krył się przeciwnik to któryś z oddziałów flankujących dostrzeże go zanim centralna grupa się do niej zbliży. No i ta centralna grupa mogłaby wtedy stanowić odwód czy w ataku czy obronie. A grupka łowców czarownic z uwiązanym do siodła Teodebertem z każdym krokiem zostawała gdzieś za ich plecami.

- Stańcie trochę z przodu. - polecił Kolesnikow Stefanowi i jego pomocnikom. Uzbrojeni we włócznie i tarcze mieli iść kilkanaście kroków przed resztą łuczników aby odeprzeć ewentualny atak od czoła. Do bezpośredniego starcia nadawali się lepiej niż uzbrojeni w łuki strzelcy co najwyżej mieli jakieś pałki, topory czy kordy do samoobrony. Ich główną bronią było strzelanie.

Im bardziej zbliżali się do tej przesieki tym bardziej napięcie rosło. Wydawało się to oczywistym miejscem na pułapkę. Gdyby ta zagroda nie była broniona byłoby ją dość łatwo obejść czy rozebrać. Ale wystarczyłby niewielki oddział strzelców aby to mocno utrudnić. Pokonywali ostrożnie krok za krokiem a nic się nie działo.

Dla Stefana nadal wszystko było spokojnie. Nie dostrzegł ani nie usłyszał nic podejrzanego. Chociaż nerwowa atmosfera tych podchodów mu się udzielała. Tobiasowi jaki zachodził lewą flankę zasieki wydawało się w pewnym momencie, że coś dojrzał kątem oka. Jakiś ruch w głębi lasu. Jak tam spojrzał i próbował się zorientować co to może być dostrzegł bujającą się gałąź. Ktoś tam był? Ktoś ją poruszył? Nie był tego pewien. Teraz jak się tam wpatrywał nie dostrzegał tam nikogo.

- Słyszeliście to? Chyba ktoś tam jest. - Kolesnikow zatrzymał swój oddział i wsłuchał się w otaczające ich odgłosy. Wskazał na przesiekę jaka jeszcze była ze trzy tuziny kroków przed jego grupą. Myśliwi też zaczęli nasłuchiwać czy przypadkiem dowódca ma rację czy tylko mu się zdawało.

Duivel ani Tobias co byli w podobnej odległości od niego nie usłyszeli tych cichych słów. Ale widzieli, że jego grupa zatrzymała się i zaczęła się rozglądać i nasłuchiwać. Elf jaki prowadził swoją grupę na prawo od przesieki mógł już zorientować się dlaczego. Jeszcze nie obeszli tej przesieki ale widział już po skosie, że czają się za nią dwie grupki ogarów. Podobnych do tych z jakimi walczyli niedawno. Łącznie było ich może z pół tuzina. Parę mniej lub więcej. Jeżyły sierść i warczały prawie bezgłośnie rwąc się do boju. Aby swymi spragnionymi krwi i mięsa szczękami rwać i szarpać. Jeszcze nie atakowały zapewne czekając aż się imperialni zbliżą jeszcze bardziej do przesieki. Chociaż przy ich prędkości to już teraz mogły dopaść każdej z grup w parę chwil.


---



Regiment



Z psem na grzbiecie jechało się niewygodnie. I elfce i psu było niewygodnie. Psy nie były przystosowane do jazdy konnej i nawet nie miały chwytnych kończyn ani zadu aby się wygodnie trzymać w siodle. A co do tego ledwo żywy pies jaki opadał z sił. Musiała go całą drogę trzymać chociaż jedną ręką aby nie spadł. Co właśnie na dłuższą metę było niewygodne. I nie miała pojęcia jak daleko oddzielili się od regimentu. To trudno było zaplanować na jak szybką jazdę może sobie pozwolić jak nie wiedziała ile przyjdzie jej jechać. Koń mógł pędzić galopem względnie krótki odcinek. Na dłuższych trasach nie miało to sensu. A regiment mógł być za każdym kolejnym zakrętem leśnej drogi. Tylko nie wiadomo na którym. Trzeba było jechać do niego pacierz, dwa, trzy? A może dopiero byli pod samym Speck? Do Speck to nawet konno było pewnie ze 3 albo 4 dzwony jazdy.

Spotkanie z jak się okazało łowcami czarownic nie poszło jej tak gładko jak myślała w pierwszej chwili. Choćby dlatego, że było ich kilku i skutecznie zatarasowali jej swobodną drogę dalej. Śledczy umysł dał o sobie znak do tego co im wykrzyczała.

- Uspokój się kobieto. Powiedz kim jesteś. I o jakich pomiotach Chaosu mówisz. Jeśli masz czyste sumienie nie masz się czego obawiać. Znasz tego człowieka? Mów. - przywódca siedział na karym koniu i wydawał się być ponurym osobnikiem z jakim lepiej nie zadzierać. Ale to też mogła robić aura groźnej sławy jaką się cieszyła ta profesja. Burchald Munzel wyłapał jęki Teodeberta, że ten prosi ją o pomoc i wsparcie jakby ją znał więc od razu o to zapytał. A więzy na nadgarstkach sigmaryty świadczyły, że jest więźniem łowców. Wydawało się, że przesłuchuchują ją wieczność ale chyba jej wyjaśnienia ich zadowoliły na tyle, że puścili ją dalej.

Minęła zbeszczeszczony posąg Sigmara Wędrowca przy jakim wcześniej zostawili złorzeczącego Teodeberta jaki klął Kolesnikowa ile wlezie za pozostawienie pomnika bez pomocy. Teraz nie było przy nim nikogo. I dalej leżał on w błocie na poboczu. Pojechała dalej. W końcu po kolejnym pacierzu albo dwóch natrafiła na dwóch konnych. Jak się zbliżyła bliżej rozpoznała kuce jakich używali Gebirgsjaeger i ich samych. Gdy podjechała jeszcze bliżej pozdrowili ją ciekawi co ją sprowadza. Od nich dowieidziała się, że są czujką frontu regimentu jaki powinien być jeszcze kawałek dalej. I faktycznie po dwóch czy trzech kolejnych zakrętach leśnej drogi ujrzała przód pstrokatej, maszerującej kolumny. Musiała zjechać na pobocze i mijać kolejne oddziały nim gdzieś w centrum nie dojrzała znajomej budy na kołach jaka stanowiła mobilne centrum dowodzenia obu szefowych. Gdy tam dotarła i zdała swoją pośpieszną relację im obu te naradzały się chwilę co z tym wszystkim robić.

Zawołały Alezzię jaka podjechała do nich konno. I swoim magicznym światłem uleczyła pogryzionego psa Wieselów. Chciały wiedzieć jak to wszystko daleko stąd. A z relacji Eponii wyglądało, że około dzownu konnej jazdy. Dla piechociarzy było to więc ze dwa razy tyle. Ale nie dało się tego przyspieszyć. Zdecydowały się więc wysłać grupę konnych Gebirgsjaeger. Oni mieli szansę dotrzeć na miejsce zdarzenia najszybciej. A skoro Eponia już znała drogę to miała ich porowadzić. Uleczona wcześniej przez kuzyna zaraz po walce ze zwierzoludźmi i teraz jeszcze przez Alezzię właściwie w ogóle nie czuła efektu tych ran. Jedynie krwawe zacieki na rękawie świadczyły, że niedawno oberwała. Regiment von Falkenhorst składał się prawie wyłącznie z piechoty. Więc jak szefowe przydzieliły do tej misji ratunkowej z pół tuzina górali na kucach to była z połowa kawalerii jakimi dysponowały. Ale nawet konno znów musiało upłynąć z kilka dzwonów nim dotrą do miejsca rozstania z Duivelem i resztą grupy Kolesnikowa.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem