Wnętrze Bhtzarku, noc 21/22 Pierwszego Siewu 2E 581
Yared skoczył do przodu z szybkością atakującej piaskowej żmii, ale Kej’kerni i tak zdążyła go wyprzedzić, łowiąc klingą miecza poświatę gorzejących poniżej hutniczych pieców.
Za plecami obojga narastał szczęk i łoskot ciężkich pancerzy orsimerów, ale świat Yareda skurczył się w ułamku chwili, zwęził do iluzorycznego tunelu zamykającego w swoim wylocie cztery mechaniczne stwory i rąbiącego je w zwierzęcej furii cętkowanego wojownika. Podniesiony wiele pięter niżej dwemerytowy miecz ciążył w ręce nomada bardziej od stalowego ostrza, do którego Yared przywykł od lat, ale doświadczenie wprawnego fechmistrza i tym razem go nie zawiodło. Krasnoludzki metal bywał rzadkością w pustynnych krainach Redgardów, ale bynajmniej nie był tamtejszym kowalom i płatnerzom obcy. Yared wiedział, że dwemeryt miał większą gęstość od stali, nawet tej wytapianej przez zbrojmistrzów Wielkiego Króla.
Zdobyczny miecz Yareda doskonale leżał w dłoni i miał nieskazitelnie ostrą klingę, lecz przy wszystkich swoich zaletach natrafił na przeszkodę, której mistrz nie mógł zapobiec - ruchliwe i śmiertelnie niebezpieczne pająki również zbudowano z dwemerytu, z tego samego krasnoludzkiego metalu, co miecz Yareda.
Redgard mógłby przysiąc na cały panteon Yokudy, że po pierwszym ciosie ręka zdrętwiała mu po bark; jakby rąbał rzeźnickim tasakiem odlaną z litego metalu rzeźbę. Siła drzemiąca w mięśniach koczownika sprawiła, że pająk rozpłaszczył się na swoich łapach, ale zaraz podniósł się ponownie odwracając z wściekłym klekotem wewnętrznych mechanizmów w stronę Yareda. Nomad ciął metalową kulę ponownie próbując przerąbać się przez odnóża konstruktu i modląc się w duchu, aby pozornie delikatniejsza klinga miecza nie pękła.
Dwemeryt zazgrzytał na dwemerycie żłobiąc bruzdę w konstrukcji automatona i krzesząc przy tym iskry. Magiczny rubin płonący nadnaturalnym światłem w korpusie pająka pojaśniał jeszcze bardziej, na powierzchni klejnotu pojawiły się małe iskierki czarodziejskiej mocy - i wówczas u boku Yareda wyrósł jeden z orsimerskich braci, ryczący niczym ugodzony włócznią w odbyt minotaur.
Wielki tarsar zasyczał w powietrzu, uderzył elektryzującego się coraz bardziej pająka z boku i wyrzucił impetem uderzenia poza krawędź mostu.
- Khurrwa muttra! - ryknął w swojej barbarzyńskiej mowie ork mijając Yareda w biegu ku następnej ofierze.