Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy

Sesje RPG - Fantasy Czekają na Ciebie setki zrodzonych w wyobraźni światów. Czy magią, czy też mieczem władasz - nie wahaj się. Wkrocz na ścieżkę przygody, którą przed Tobą podążyły setki bohaterów. I baw się dobrze w Krainie Współczesnej Baśni.


Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 19-03-2024, 11:08   #301
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Elfka kompletnie zignorowała słowa Kej’kerni. Redgardzi mieli więc ułamek sekundy na decyzję, czy osłaniać uczonych w ich odwrocie, czy raczej pomóc Cieniowi i kotu. Ten wybór jednak oboje podjęli już przecież w pierwszej komnacie gdzie uśpili piaskożery. Jeśli drużyna się rozdzielała, nad kierunkiem zaważał już tylko cel zadania.

Yared czuł, że obuchowe bronie powinny być bardziej zgubne dla blaszanych demonów niż redgardzkie, czy nawet dwemerskie ostrza. Ale nie oznaczało to przecież, że ostrza miałyby być nieprzydatne. Pająki zdawały się szybkie i groźne nie przez wzgląd na swoje pancerne kadłuby, a przeciwnie na cienkie mechaniczne odnóża. A ścinanie, łamanie, czy podcinanie tych nie powinno stanowić dla klingi w dobrych rękach kłopotu.

- Po odnóżach pani żono - powiedział do nomadki i pochylony ruszył lekkim biegiem.
On ku zwarciu w jakim znalazł się kot. Pani żona ku demonom depczącym Cieniowi po piętach.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 21-03-2024, 20:49   #302
 
Nanatar's Avatar
 
Reputacja: 1 Nanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputację
Wnętrze Bhtzarku, noc 21/22 Pierwszego Siewu 2E 581.

Nie poprzestały blaszaki na drażnieniu Khajiita, instruowane jakimś starożytnym wrednym zaklęciem dosłownie naskakiwały na Maya i wyprzedzającego go Redgarda. Nic bardziej drażniącego dla Khajjita jak mechaniczna zabawka co atakuje zamiast uciekać, nic ponad kilka blaszanych raków. Gotów był I'ne roznieść je w wióry pazurami. Szczęściem tresowany w mieczu onego używał żeby się od robactwa odgonić, jak pazura długiego, by się nie zbrukać kontaktem.

Nie sposób było wywinąć się wszystkim mechanicznym prześladowcą, kiedy spostrzegł zabójca, że jeden wprost na niego bieży, wszedł w bliski kontakt zasięg skracając, to zaskoczyłoby każdego innego szermierza, ni jak jednak konstrukta. Manewr miał i tę zaletę, że pozwalał do zbicia ataku użyć oprócz klingi szerokiego jelca miecza. Wchodząc w zwarcie I'ne wykręcił przedramiona odwrotnie do zegara.

Nie zważał Khajiit na to czy zniszczy konstrukt, bardziej zależało mu na wytraceniu z równowagi i strąceniu z mostu. Blaszaki były wszak tylko drobną przeszkodą do celu, wrota tylko właśnie wrotami, przejściem dalej za obsesyjnym fetorem. Się uparł się May odnaleźć obce Khajiit, do celu brnął cal po calu, przeszkoda po przeszkodzie. Tak jak obiecał ekspedycję prowadzić. Ucho jedno w tył przekręcone mówiło, że dość za nim zbrojnych. Ni słuchu co prawda po czarownikach, ufał May, że dzięki sztuczkom się skryli oni.

Tak w starcie wszedł szermierz w nierównej walce, acz kroki z tyłu dochodzące zwiastowały rychłą odsiecz.

To będą testy (o zgrozo):
1. inicjatywa k10 jak rozumiem.
2. parowanie: rozumiem, że to duży obiekt, ale w zbijaniu ataku mieczem nie chodzi o twardy blok, a elegancki fechtunek. zbicie właśnie.
3. jak się uda to jeszcze jeden atak (zamieszczę do nich dodatkowe za PS, ale liczę, że pierwsze wystarczą).
4. akcja ruch, to chyba jeszcze dozwolone.
5. palę staminę
6. dwa kolejne ataki. (JW)

 
Nanatar jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 25-03-2024, 19:54   #303
Dział Postapokalipsa
 
Ketharian's Avatar
 
Reputacja: 1 Ketharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputację
Wnętrze Bhtzarku, noc 21/22 Pierwszego Siewu 2E 581

Cień miał duże doświadczenie w walce na krótkie miecze, sztylety i pięści. Na urokliwych placykach i w wąskich uliczkach Kowadła codziennie dochodziło do krwawych konfrontacji pomiędzy rywalizującymi bandami opryszków, złodziejami Gildii bądź uzurpatorami do jej terytorium, buńczucznymi najemnikami i służącymi królowej Czerwonymi Żaglami. Pozornie trzymane w żelaznym uścisku drakońskiego prawa, zaułki stołecznego miasta Złotego Wybrzeża bywały areną zaciętych starć, w których czasami brał udział również sam Nazz.

Lecz walka z ostrzem ukrytym pod połą czarnego płaszcza, z wzrokiem wbitym w postać przyczajonego przeciwnika, w doskonale znanym labiryncie przejść, arkad, schodów i tarasów, w niczym się nie miała do tego, z czym Nazzowi przyszło się zmierzyć na dwemerytowym moście w rozgrzanych cuchnącymi gazami wnętrzach krasnoludzkiej enklawy.

Większość małych mechanicznych stworów rzuciła się na Ine Maya, zapewne sprowokowana widokiem dwemerytowego miecza dzierżonego przez khajiita, a zabranego wcześniej z pryzm porzuconego ekwipunku, w którego wnętrzu zalegały kopczyki popielatego pyłu. Większość, lecz nie wszystkie. Trzy przebierające odnóżami w zawrotnym tempie pająki otoczyły Cienia wyciągając ku Redgardowi ostre jak brzytwa szponiki - a ten skoczył z ugiętych chwilę wcześniej nóg wykręcając swoje ciało na sposób, o który nikt o zdrowych zmysłach nawet by nie podejrzewał ludzkiego ciała. Pokonał mordercze machiny niewiarygodnie zręcznym susem uchodząc przed wszystkimi ich pazurami i nie czekając ani sekundy pognał ku bramie zostawiając za sobą huk i szczęk zderzanego ze sobą metalu.

Nocznica prawdziwie go ukochała tej nocy!




Wnętrze Bhtzarku, noc 21/22 Pierwszego Siewu 2E 581

Spadał w dół, poprzez gorące powietrze przesycone odorem rozgrzanego metalu i gazów ulatniających się z wnętrza podziemnych kopalni. Małe, ale ostre szpony mechanicznych pająków rozdzierały jego ubranie i wbijały się pod skórę wywołując przeraźliwy ból, lecz widok zbliżającego się z zastraszającą szybkością dna kawerny wyparł z umysłu Theodoryana uczucie cierpienia.

Słowa zaklęcia splotły się w spontanicznym odruchu, zmaterializowały się w umyśle czarodzieja dzięki powtarzanym przez długie lata ćwiczeniom. Targnięte nagłym spazmem ciało wykrzywiło się z trzaskiem nadwerężonych stawów, wytrąciło swój szaleńczy pęd, zawisło w powietrzu zablokowane w statycznej pozycji dzięki mocy zaklęcia lewitacji. Uczepione Bretona automatony oderwały się od niego pociągnięte w dół swoim własnym ciężarem, poleciały ku dnu kaldery, by uderzyć w nie po kilku sekundach lotu.

Ich połamane odnóża poleciały na wszystkie strony, prysnęły fragmenty pękniętych kryształów, po posadzce rozlał się wyciekający z rozbitych korpusów alchemiczny olej.

Losu roztrzaskanych towarzyszy nie podzielił jeden wytwór rąk Głębinowych Elfów, przyczepiony do nogi Morayne dzięki głęboko wbitym w mięśnie czarodzieja pazurkom. Zdezorientowany nagłą zmianą pozycji, pająk zastygł na chwilę w bezruchu, ale wiszący w powietrzu ponad piecami atronachów ognia Breton nie wątpił, że stan ów miał lada moment przeminąć.

A konstrukt wspinający się po nodze ofiary w górę - dźgający ją w brzuch, gardło czy oczy metalowymi szpikulcami odnóży - mógł bez najmniejszego trudu zniweczyć koncentrację Theodoryana i przerwać zaklęcie, które zaledwie kilka uderzeń serca wcześniej niechybnie ocaliło mu życie.




Wnętrze Bhtzarku, noc 21/22 Pierwszego Siewu 2E 581

Włączony zdyszaną komendą świetlik ciął przestrzeń schodów próbując nadążyć za zbiegającą w dół Altmerką, z trudem utrzymując poruszającą się ze zdumiewającą szybkością elfkę w poświacie magicznego blasku. Świadoma tego, że automatony Dwemerów ani nie potrzebowały światła do poruszania się w ciemnościach ani nie miały trudności z odnalezieniem w nich ruchliwej ofiary, Minorne nie zamierzała ryzykować skręcenia nogi w odwiecznym mroku podziemi - zamiast tego uciekała po oświetlonych schodach niczym macabeńska gazela, sadząc w dół wielkimi susami i próbując zepchnąć w głąb podświadomości upiorny szczęk uderzających w kamień dwemerytowych pazurków.

Uciekała, dopóki stukot odnóży znienacka nie ucichł, mniej więcej po pokonaniu dwóch trzecich gigantycznej schodowej klatki. Czarodziejka pokonała na wszelki wypadek pięćdziesiąt następnych stopni, zanim nie zatrzymała się w podejrzliwym milczeniu ocierając z czoła i oczu gorący pot. Do jej uszu dobiegał jedynie stłumiony warstwami skał odległy hałas pracującej pradawnej maszynerii, postukiwanie i zgrzyty towarzyszące nieorganicznemu życiu pulsującemu w podziemnej enklawie.

Ścigające ją konstrukty gdzieś zniknęły, w ciemnościach zalegającego poza sferą światła rzucanego przez magicznego świetlika nie rozlegały się żadne dźwięki mogące zdradzać ich bliską obecność. Łamiąca sobie nad tą zagadką głowę Altmerka doszła do wniosku, że zawzięte automatony skręciły po drodze w któreś z mijanych w szaleńczym pędzie pięter, zniknęły w trzewiach sal laboratoryjnych, bibliotek czy pokojów mieszkalnych.

Nie słyszała też żadnych odgłosów mogących wspomóc domniemania na temat losu pozostawionych na moście towarzyszy, ale to akurat Minorne nie dziwiło biorąc pod uwagę mnogość pokonanych przez nią schodów. Korzystając z zesłanej jej przez bogów chwili wytchnienia ruszyła ponownie w dół, bacznie nadstawiając uszu i bacząc na to, by samej nie czynić hałasu, który mógłby swoim wibrującym w podziemiach echem zdradzić jej pozycję. Zaskakujące zniknięcie pościgu nie dawało jej spokoju, chociaż nie mogła wykluczyć powracającej natrętnie myśli, że pająki zadowoliły się odpędzeniem intruza w niższe poziomy Bhtzarku i zwyczajnie zawróciły na most.

Powalone alchemicznym wywarem piaskożery wciąż spały w komnacie, w której pozostawili je mistrzowie mieczy. Altmerka przystanęła obok jednej z oświetlonych jasnym blaskiem świetlika bestii, przesunęła wzrokiem po zrogowaciałych kostnych tarczkach drapieżnika i jego potężnych pazurów sterczących z łap na podobieństwo ogromnych sztyletów. Boki obu zwierząt unosiły się i opadały na przemian w rytmie ospałego oddechu, a smrodliwe gorące powietrze wydostawało się co chwila z cichym sykiem z ich nozdrzy.

Minorne pozwoliła sobie na odrobinę zadowolenia, albowiem miała ku temu powody. Nigdy wcześniej przeznaczenie nie zmusiło ją do równie szaleńczego wysiłku, do pokonania w wyścigu o życie równie wielkiego dystansu, co chwilę temu na wielkich schodach enklawy. Wiedziała doskonale, który z wylotów zbiegających się w komnacie korytarzy wiódł do groty będącej zarazem sekretnym wyjściem z Bhtzarku.

W ciasnej przestrzeni podziemnego kompleksu zrodził się znienacka dźwięk, który swoim dudniącym brzmieniem przeszył myślielfki i który z każdym uderzeniem serca narastał. Przypominał odgłos toczącej się w rurze metalowej kuli i rzutki umysł Minorne z miejsca skojarzyła go z obrazem krasnoludzkiego konstruktu turlającego się we wnętrzu rury tranzytowej.

Nie miała jeszcze pojęcia, z której strony ów hałas dobiegał, ale jednego była pewna.

Pozostało jej niewiele czasu na reakcję.

Moi drodzy, muszę poprosić o jeszcze odrobinę cierpliwości właścicieli Ine Maya oraz Yareda, dopiszę Wasze wątki ASAP!

 
__________________
Królestwo i pół księżniczki za MG gotowego poprowadzić Degenesis!
Ketharian jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 31-03-2024, 21:34   #304
Dział Postapokalipsa
 
Ketharian's Avatar
 
Reputacja: 1 Ketharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputację
Wnętrze Bhtzarku, noc 21/22 Pierwszego Siewu 2E 581

Yared skoczył do przodu z szybkością atakującej piaskowej żmii, ale Kej’kerni i tak zdążyła go wyprzedzić, łowiąc klingą miecza poświatę gorzejących poniżej hutniczych pieców.

Za plecami obojga narastał szczęk i łoskot ciężkich pancerzy orsimerów, ale świat Yareda skurczył się w ułamku chwili, zwęził do iluzorycznego tunelu zamykającego w swoim wylocie cztery mechaniczne stwory i rąbiącego je w zwierzęcej furii cętkowanego wojownika. Podniesiony wiele pięter niżej dwemerytowy miecz ciążył w ręce nomada bardziej od stalowego ostrza, do którego Yared przywykł od lat, ale doświadczenie wprawnego fechmistrza i tym razem go nie zawiodło. Krasnoludzki metal bywał rzadkością w pustynnych krainach Redgardów, ale bynajmniej nie był tamtejszym kowalom i płatnerzom obcy. Yared wiedział, że dwemeryt miał większą gęstość od stali, nawet tej wytapianej przez zbrojmistrzów Wielkiego Króla.

Zdobyczny miecz Yareda doskonale leżał w dłoni i miał nieskazitelnie ostrą klingę, lecz przy wszystkich swoich zaletach natrafił na przeszkodę, której mistrz nie mógł zapobiec - ruchliwe i śmiertelnie niebezpieczne pająki również zbudowano z dwemerytu, z tego samego krasnoludzkiego metalu, co miecz Yareda.

Redgard mógłby przysiąc na cały panteon Yokudy, że po pierwszym ciosie ręka zdrętwiała mu po bark; jakby rąbał rzeźnickim tasakiem odlaną z litego metalu rzeźbę. Siła drzemiąca w mięśniach koczownika sprawiła, że pająk rozpłaszczył się na swoich łapach, ale zaraz podniósł się ponownie odwracając z wściekłym klekotem wewnętrznych mechanizmów w stronę Yareda. Nomad ciął metalową kulę ponownie próbując przerąbać się przez odnóża konstruktu i modląc się w duchu, aby pozornie delikatniejsza klinga miecza nie pękła.

Dwemeryt zazgrzytał na dwemerycie żłobiąc bruzdę w konstrukcji automatona i krzesząc przy tym iskry. Magiczny rubin płonący nadnaturalnym światłem w korpusie pająka pojaśniał jeszcze bardziej, na powierzchni klejnotu pojawiły się małe iskierki czarodziejskiej mocy - i wówczas u boku Yareda wyrósł jeden z orsimerskich braci, ryczący niczym ugodzony włócznią w odbyt minotaur.

Wielki tarsar zasyczał w powietrzu, uderzył elektryzującego się coraz bardziej pająka z boku i wyrzucił impetem uderzenia poza krawędź mostu.

- Khurrwa muttra! - ryknął w swojej barbarzyńskiej mowie ork mijając Yareda w biegu ku następnej ofierze.
 
__________________
Królestwo i pół księżniczki za MG gotowego poprowadzić Degenesis!
Ketharian jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 02-04-2024, 11:19   #305
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację

Pozostawił za sobą mechaniczne pająki, okrzyki walki i zgrzyt metalu. Wytracił pęd. Oddech pustynnej nocy tchnął mu w twarz ciepłem rozgrzanego za dnia piasku. Przystanął przy rozsuwających się ciągle odrzwiach. Skóra promieniowała ciepłem. Pulsowała w rytm rozbieganego serca. Wciągnął powietrze w płuca. Zachłannie. Chcąc oczyścić organizm z miazmatów nekropolii. Gdzieś za nim toczyła się jeszcze walka. Gdzieś przed nim czaił się intruz. Opadł nisko, opierając ciężar ciała na dłoniach i ostrożnie wyjrzał za krawędź.
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)
GreK jest teraz online   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 02-04-2024, 20:06   #306
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
- Młody! - krzyknął Yared w kierunku bramy, za którą znikał Cień - Szukaj zamka do tych wrót!

Korzystając z chwili wytchnienia otrzymanej od Orsimera zmienił postawę na obronną i ruszył w ślad za nim. Tępy ból ramienia przekazał cenne doświadczenie. Siła uderzeń po zderzeniu z bliźniaczą stalą zwracała się częściowo przeciw atakującemu. Niechże więc dwemerskie demony się z nią borykają. Teraz celem były wrota.
- Pani żono! Kocie! Baczcie na swe ataki! Dwemeryt zdradziecko odpowiada! Do wrót! Rychło!
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 06-04-2024, 16:32   #307
Młot na erpegowców
 
Alex Tyler's Avatar
 
Reputacja: 1 Alex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputację


Uciekła, bo jakie inne miała wyjście? Był to efekt czysto pragmatycznej kalkulacji. Redgardzi mylili się. Ruszenie w kierunku mostu nie stanowiło rozwiązania, rzekoma poszukiwaczka skarbów dobrze wiedziała, że tam czaiły się kolejne konstrukty. Pozostała więc droga wstecz. Wcale jej się to nie uśmiechało. Ale musiała podjąć najlepszą decyzję. I to szybko. Tak też się stało.

Jedynie Breton wykazał się rozsądkiem. Szpiegini żałowała, że ostatecznie mu się nie powiodło. Przydałby się jej. Reszta podjęła suboptymalne decyzje, więc tym bardziej czekał ich ten sam smutny los. Lecz nic to. Stanowili zasoby wysoce wymienne, ona natomiast, gdyby zginęła, zniweczyłaby tym samym miesiące przygotowań. A przynajmniej opóźniła i skomplikowała ściśle dopracowane plany przełożonej i jej doradców. Na co zdecydowanie nie mogła pozwolić. Zadanie w Bthzarku miało znaczenie drugorzędne i stanowiło jednie przykrywkę. Jego wykonanie było opcjonalne, ale korzystne. Dlatego miała zamiar je dokończyć, aczkolwiek nie za wszelką cenę.

Po pokonaniu około setki schodów od momentu domniemanego zgubienia pościgu Minorne ze Zmierzchu trafiła na skąpaną w głębokim mroku komnatę, której w ogóle nie mogła sobie przypomnieć. Droga jednak była długa, a nawet będąc ponadprzeciętną przedstawicielką najinteligentniejszej z ras, złotoskóra dziewczyna nie posiadała pamięci ejdetycznej tak jak Morayne. Powodowana ciekawością wpierw przystanęła przed progiem, po czym powoli i ostrożnie zagłębiła się w środek, prowadząc ze sobą światło altmerskiego iluminatora. Po cichu liczyła na sposobność do krótkiego odsapnięcia na jakimś siedzisku. Szybko jednak porzuciła tę nadzieję, gdy znalazła się w praktycznie pustej i doskonale kubicznej komnacie, którą równomiernie przecinały żyły z rzeźbionych dwemerytowych płyt. Ze ścian pomieszczenia zdawało się dobiegać jednostajne buczenie, na środku zaś stał samotny piedestał, w którego wgłębieniu spoczywała poznaczona enigmatycznymi runami kostka. Jej odłączony rdzeń obracał się ruchem precesyjnym, a krawędzie jarzyły intensywną czerwienią, bliską rozpalonemu żelazu. Wbrew pozorom przedmiot nie wydzielał ciepła, więc iluzjonistka pozwoliła sobie ostrożnie go zbadać. Nie przypominał niczego, co do tej pory widziała. Był pojemnikiem, zbiornikiem a może konduktorem magicki? Nie miała zielonego pojęcia. Po dokładnym obejrzeniu konstrukcji, także w poszukiwaniu potencjalnych pułapek, wiedziona nieodpartą pokusą fałszywa poszukiwaczka skarbów wdusiła jedyny widoczny guzik i ujęła w dłonie tajemniczą kostkę. Która to odłączona od piedestału momentalnie złożyła się w całość. Wtedy też rozległo się osobliwe kliknięcie, po którym nastąpił narastający, syczący odgłos wtłaczanego do pomieszczenia gazu. Oko Królowej nie miała nawet czasu przekląć swej głupoty, bowiem momentalnie poczuła, jakby zapadała się pod ziemię. Pociemniało jej przed oczami, a w jej głowie rozległ się ogłuszający dźwięk czegoś w rodzaju rogu, połączony z mechanicznym terkotaniem. Uderzenie serca później podłoga się pod nią rozstąpiła i runęła w bezdenną przepaść.





Nie wiedziała, ile tak spadała. Lecz zdawało jej się to wiecznością. Dudniący odgłos „rogu” nieustannie wybrzmiewał w jej głowie ogłuszającym echem. Aż zupełnie niespodziewanie wrażenie ruchu ustało razem ze świdrującym dźwiękiem, a z ciemności narodziła się światłość. Wzniecając nieprzeliczone miriady barw, konstytuujących oślepiający wielokolorowy miraż. Pełen przenikających, zlewających i skrzących się odcieni, których nawet tak dalece rozwinięty kulturowo i cywilizacyjnie rodzaj jak elfy wysokiego rodu nie zdołał wszystek odkryć i nazwać. Niewiasta nie mogła nawet pojąć, jakże to udziałem jej zwykłych zmysłów mogła stać się taka osobliwość. Wkrótce jednak kolory zlały się, sztuką znaną pośród śmiertelnych być może jedynie summerseckim szklarzom, w doskonałą biel. Perfekcyjną jednię. Miejsce bez konturów i odmiennych punktów. Całkowicie uniemożliwiające orientację i umiejscowienie w przestrzeni. Równie dobrze mogła wciąż spadać, co wisieć w bezruchu. Na pewno nie czuła wokół niczego. Jakby stała pośród doskonałej pustki. Objęła ją zupełna deprywacja sensoryczna. Przynajmniej do czasu, gdy po mrugnięciu oczami, akcie zupełnie odruchowym i zbędnym w tym środowisku oraz momencie, jak za wybudzeniem ujrzała przed sobą jakieś zgromadzenie. Postacie niewzruszone niczym posągi w dwóch rzędach otaczały spoczywającą na unoszącym się postumencie ogromną figurę mosiężnej istoty, na której to widok z niepojętej przyczyny mimowolnie poczuła głęboką odrazę i grozę. Oblicza tamtych zwrócone były w stronę elfki, kompletnie nieruchome. Nie była pewna czy stali, czy może siedzieli. Wszak w tym miejscu nie było punktów odniesienia, ani żadnych stałych poza niezgłębioną i nieskończoną bielą. Poczęła się nawet zastanawiać, czy aby sama nie urzeczywistniła ich myślą. Gdziekolwiek była, jawa zdawała mieszać się ze snem, złudzenie z prawdą. Wszystko jawiło się potencjalnie możliwe. Przyjrzała się uważnie obcym sylwetkom. Nosiły okazałe szaty w obcym jej kroju i masę mosiężnych ozdób. Także na zaplecionych w liczne warkocze brodach. Ich skóra była matowa, w odcieniu jasnego błękitu wchodzącego w purpurowe tony. Rysy mieli niepodważalnie odpowiadające merom. Oczy natomiast ziejące intensywną czernią, głębokie niczym bezdenne sadzawki. Z pewnością nie byli to Dunmerowie. Czyżby to byli… ?


Nagle rozległy się ostre, trzaskające odgłosy podobne do zgrzytania zębami czy pękania skorupek jajek, coś ewidentnie obudziło się w mosiężnej figurze. Dostrzegła ruch w jej odsłoniętej piersi. Coś tam żyło. Tajemnicza forma, będąca skrzyżowaniem nakładających się obrazów. Buzującej maszynerii i wieloznacznych symboli rezonujących z ciałem i umysłem. Powróciła wzrokiem do figur, te zaś zdawały się zupełnie obojętne wobec tego zjawiska. Jakby były martwe.


Po wydającym się nieskończonym głuchym milczeniu, gdy mierzyła się z ich niepokojącymi i niezgłębionymi spojrzeniami, istoty przemówiły kolejno osobliwymi gardłowymi głoskami, wywołując u niej mimowolny dreszcz. Umieszczone na ich kamiennych obliczach wargi zafalowały, niczym sukno na wietrze, wytwarzając obcy tembr. Nie zrozumiała ani słowa. W międzyczasie zorientowała się, że jeden z nich zdawał się przypominać surowy wizerunek umieszczony w skale Gór Ogrzych Zębów, o który zapytała Theodoryana. Teraz tamta chwila zdawała jej się być wspomnieniem z przeszłego życia, fabrykatem umysłu. W końcu mężczyzna z przedstawienia niespodziewanie odezwał się w jej rodzimym Aldmeris, zachowując jednak obcy akcent.
— Profanka — mimo nieskończonej pustki dookoła, obcy głos wibrował i niósł się doskonałym echem niczym w akustycznej komnacie.
— Jak oni wszyscy. Skarlałe odpryski Aniela.
— Potomstwo nasion wielkiego kłamstwa.
— Efemeryczne myślokształty uwite z fikcji.
Przemówili kolejno inni.
— Kim jesteście? Dwemerami? Gdzie się znajduję? Co to za miejsce? — Altmerka wymówiła pytania, które wydały się jej skrajnie naiwne, ale zarazem konieczne w obecnej sytuacji. Czuła się przez to jak głupiec przed trybunałem mędrców.
— Pyta o czas i miejsce. Noumen i fenomen.
— Jedno to. I nic.
— Jesteśmy poza zasięgiem Ziemskich Kości i tyranii tego, którego z rewerencją mienisz Auri-Elem. Nie obejmuje nas umysł Amaranth.
— Poznawszy wszystkie dźwięki, porzuciliśmy Muzykę. Sen nie potrzebuje już swojego Śniącego.
— Przepraszam, ale nie rozumiem… — odparła wielce skonsternowana dziewczyna.
— Możesz być szprychą, możesz piastą, bądź obwodem. Ale nadal jesteś częścią koła. Jeśli uzmysłowisz sobie ten stan, osiągniesz odpowiednią perspektywę. Sumę Zerową, albo Miłość. To byłby pierwszy krok. Na razie jesteś zwykłą profanką.
— Wejrzenie. Tuż przed Końcem Początku. Z jej krwi przeklinając Lorkhana, zechcą obalić Wieżę, sprawią nową kalpę.
— Sprawili.
— Sprawiają.
— Kolejną. Z bezliku.
— Nie ma jednego wejrzenia. Nic nie jest prawdziwe, wszystko jest dozwolone.
— Nie ma i nas.
— Czymże jest to, czego nie ma?
— Skoro nie istniejecie, to jakim cudem z wami rozmawiam? — zdziwiła się zagubiona elfka wysokiego rodu.
— A rozmawiasz?
— Odpowiedzią może być Idea.
— Echo.
— Odbicie.
— Kod.
— Lecz czy idea istnieje naprawdę? — zapytała filozoficznie Oko Królowej.
— Przedmiot nie musi istnieć, by można było o nim mówić.
— Chimera.
— Tak jak cały Aurbis.
— Rozmawiam z waszym wspomnieniem, pogłosem, duszami czy może własnym wyobrażeniem na wasz temat? — drążyła Andrasephona.
— Tym, czym jest dźwięk fletu bez otworów.
— Nic nie istnieje.
— Istnieje nic.
— Prawicie o Sithisie? — wysnuła domysł.
— Pokutnik wielkiego kłamstwa.
— Zaślepiony żądzą kolapsu.
— Dopóki nie osiągniesz Wieży, nie pojmiesz.
— Zaiste słowa wasze umykają memu najśmielszemu pojęciu — przyznała z głębokim żalem Elsinire.
— Natenczas gdyby nawet coś było, to byłoby dla ciebie niepoznawalne.
— Gdyby nawet było poznawalne, to i tak wiedzy o tym nie udałoby ci się przekazać.
— Dlaczego więc tu trafiłam?
— Poza tyranią Auri-Ela nie ma przyczyny, ni skutku. Poza umysłem Śniącego nie ma opozycji.
— Paradoks.
— Iluzja.
— Potencjał.
— Wybór.
— Świadomość.
Ten, który przypominał rzeźbiony wizerunek, wyciągnął powoli ramię i wskazał palcem. Niemal mimowolnie powiodła za nim wzrokiem. I odwróciwszy się, po chwili ujrzała… COŚ. A może to jej ułomne zmysły praktycznie nieuchwytne dlań doznania przekształciły w uproszczony obraz? Niedoskonały przebłysk CZEGOŚ? Wciąż jednak robił on porażające wrażenie. W oślepiająco błękitnym świetle gigantycznej matrycy, przy którym zdawał się blednąć blask Aetheriusa, manifestował się strumień znaków nieznanych jej w najmniejszym stopniu, glifów w niepojętych konfiguracjach i formach, niczym melodia spływających za nieodgadnioną intencją z kontynentalnych rozmiarów ebonowych runicznych płyt. Tworzyły one zupełnie nieznaną jej architekturę, niesamowicie osobliwy ciąg. Którego każdy element zdawał się zawierać w sobie niesłychanie wielkie znaczenie. Być inkaustem kreacji.
— Na początku było Słowo. Słowo było u Bóstwa, i Bóstwem było Słowo — oświadczył niespodziewanie Dwemer o twarzy z rzeźby, coraz bardziej oddalającym się głosem. — Wszystko przez Nie się stało, a bez Niego nic się nie stało, co się stało. W Nim było życie. A Słowo stało się Śniącym i zamieszkało ponad nami. I oglądaliśmy Jego potencjał, choć Aurbis Go nie poznał…
Pod wpływem tego widoku i objawienia przez jej umysł przelała się cała plejada emocji: onieśmielenie, zagubienie, osłupienie, przytłoczenie, mizeria, sromota, strach, rozpacz, groza. Później, gdy sięgnęły one paroksyzmu, w ramach odruchu obronnego poprzez przesyt transfigurowały w głęboką pustkę. Z niej zaś z czasem zaczęło doń napływać… zrozumienie? Cień zrozumienia. A wtedy, ledwie na ułamek chwili dotknąwszy umysłem fundamentalnej prawdy i prymarnej tajemnicy, choć będąc zaledwie na przedsionku uzmysłowienia, Altmerka poczuła, że rozpada się na kawałki. Defragmentuje. Traci swą fakturę, strukturę i formę. Po rozpaczliwym niemym krzyku jej jaźń poczęła się roztapiać w nieskończoności, rozwiewać niczym nędzny pył na wietrze. „Nieznane znaki… Kaprysem nieznanego Kreatora… Niemożliwe…”




Obudziła się nader gwałtownie, zlana potem, nieco roztrzęsiona i oddychając spazmatycznie. Szybko zorientowała się, że leży na kamiennych schodach. W tej samej chwili poczuła ból w strudzonych mięśniach oraz zalegających na twardym, nierównym podłożu plecach oraz członkach. W pobliżu nie było śladu żadnego sześcianu, piedestału, ani tym bardziej enigmatycznego pomieszczenia. Czyżby zasłabła i straciła przytomność powodowana wyczerpującym biegiem? Wizja… była tak niesamowicie przekonująca, wręcz namacalna i klarowna, nie przypominała w niczym snu. A jednak. Czym innym mogła być, jak nie chorym majakiem zmęczonego umysłu? Fantazją zrodzoną w najgłębszych otchłaniach podświadomości. Osobliwym koszmarem. Fikcją.

Po wypiciu mikstury kondycji dziewczyna natychmiast zebrała się do drogi. Wolała dłużej nie mitrężyć, zwłaszcza że nie wiedziała na ile czasu straciła przytomność. Idąc, starała się też nie rozpraszać umysłu zbędnymi deliberacjami na temat niesamowitego wytworu jej imaginacji.

Pokonawszy schody i spędziwszy chwilę pośród śpiących piaskożerów Altmerka poczęła rozważać użycie magicki, by zaprzęgnąć bestie do eksploracji pozostałych odnóg. Na wypadek gdyby droga u góry schodów okazała się niemożliwa do pokonania. Wszak uczeni nie wykluczali alternatywnych dróg do drugiej części Bthzarku. Jednak skromne doświadczenie w manipulacji zwierzętami oraz nieznajomość natury redgardzkich wierzchowców szybko odwiodły ją od tej myśli. Gdy tylko Minorne ze Zmierzchu usłyszała metaliczny odgłos obronnej sfery toczącej się przez osadzony w ścianie tunel, pomknęła raptownie ku schodom. Niedostępnym dla pozbawionego nóg dwemerskiego konstruktu. Tamże skryła się, obserwując z cienia komnatę poniżej. Wiedziała, że animunkulus niechybnie rzuci się na śpiące zwierzęta. Miała jednak pomysł jak podnieść ich zażartość w razie spodziewanej walki.

Rzuty:
  1. Stealth (Base TN: 65) – ukrywanie się;
  2. Stealth (Base TN: 65) – ukrywanie się; ewentualny przerzut.

 

Ostatnio edytowane przez Alex Tyler : 07-04-2024 o 14:42.
Alex Tyler jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 07-04-2024, 19:33   #308
Dział Postapokalipsa
 
Ketharian's Avatar
 
Reputacja: 1 Ketharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputację
Wnętrze Bhtzarku, noc 21/22 Pierwszego Siewu 2E 581

Łoskot przemieszczającego się szybko obiektu narastał z każdym uderzeniem serca i Minorne gotowa była przysiąc, że wibrował wewnątrz kamiennego sklepienia komnaty. Odrywając złociste spojrzenie od obiecującego pozorne bezpieczeństwo korytarza wiodącego do tajemnych drzwi, wysłanniczka Oczu Królowej zawróciła na schody, którymi chwilę wcześniej zbiegła do komnaty.

Metaliczny hałas przetoczył się przez mroczne wnętrze sali oddalając się szybko w głąb korytarza, którym zwiadowcy weszli do Bhtzarku. Jego ton chwilę później uległ znaczącej zmianie, kiedy przeszedł z odgłosu turlania w donośny klang i szczęk, a następnie połączony z niskim sykiem metaliczny warkot, który zaczął się szybko przybliżać.

Niewielkie, aczkolwiek bardzo ruchliwe mechaniczne pająki były niebezpiecznymi adwersarzami, Altmerka nie ważyła się w to wątpić - lecz dwemerski konstrukt, który wjechał do komnaty od strony korytarza wiodącego do groty, był od pająków po stokroć bardziej groźny.

Osadzony na sferycznej podstawie strażnik przypominał swoim kształtem przeraźliwie szczupłego człowieka - bądź elfa - ale wykonano go całkowicie z krasnoludzkiego metalu. Złociste oblicze machiny przypominało maskę rzeźbioną głęboko w ulubionym stopie Głębinowych Elfów, absolutnie nieludzką, ale zdradzającą ogromne podobieństwo do wielkiej metalowej podobizny wiszącej wysoko na ścianie wąwozu wiodącego na płaskowyż przed Bhtzarkiem.

Widząc wielkie obosieczne ostrze tworzące jedną całość z ramieniem strażnika Minorne przypomniała sobie w jednej chwili zwłoki norskiego intruza znalezione za bramą bocznego wejścia. Pocięte z chirurgiczną precyzją ciało ukazało się elfce w myślach w każdym makabrycznym detalu, uświadamiając jej dobitnie, że spogląda właśnie na narzędzie, którym zakończono w tak brutalny sposób żywot Norda.

Oświetlony blaskiem pozostawionego w komnacie świetlika, konstrukt zatrzymał się na chwilę przy wtórze pracującego mechanizmu jezdnego, odwrócił głowę ku pogrążonym w śpiączce piaskożerom, po czym ruszył w ich stronę obracając korpus tak, aby mieczramię uniosło się wysoko w górę.

Alex, jeśli miałaś coś w planach, to jest właśnie moment na działanie!

 
__________________
Królestwo i pół księżniczki za MG gotowego poprowadzić Degenesis!
Ketharian jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 08-04-2024, 04:42   #309
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację


Lot nadszedł nagle i niespodziewanie, pozbawiony znajomego i rzadkiego uczucia wolności, jakie zwykło towarzyszyć Bretonowi przy szybowaniu w powietrzu; z łomotem serca wywołanym nie ekscytacją i upojeniem, a bardziej pierwotnymi bodźcami. Ściągnięty z mostu ciężarem masy wykutej z dwemerytu Morayne poddał się nie tylko nieubłaganemu prawu natury, lecz i wyuczonym przez lata impulsom oraz odruchom. Zadziałał podświadomie, bez większego udziału świadomości uniesionymi dłońmi osłaniając się przed błyskającymi odnóżami, rozrywającymi materiał szat i bladą skórą jednako, roszącymi krwawe krople, ciągnące się zań niby ogon komety. Ignorując palące zadrapania i mrużąc oczy przed chaotycznym światłem altmerskiego iluminatora, który wiernie runął w ślad za nim za krawędź mostu, czarownik sięgnął po swe nadnaturalne talenty, chwycił magikę i nadał jej formę, otulił się opalizującą powłoką. Dźwięk uciekł z gardła Theodoryana, gdy w jedno uderzenie serca wytracił cały pęd - na długo zanim osiągnął wartości graniczne - i pajęczy towarzysze lotu oderwały się od jego ciała, pozbawione przywileju zaklęcia, jakie zawiesiło go w stanie bezważkości.

Chociaż to animunkulusom zawdzięczał masę krwawiących zadrapań, porwane odzienie i bycie ściągniętym z mostu w nader gwałtowny sposób, Morayne nie był w stanie wyzbyć się do końca śladów dziwnego uczucia, gdy zaobserwował jak ośmionożne korpusy to roztrzaskiwały się zupełnie o posadzkę w dole, to zalegały w zniekształconych impetem uderzenia formach. Na tyle, na ile pobieżne zerknięcie w dół pozwoliło mu ocenić, jeden tylko konstrukt przetrwał upadek z mostu - na to Theodoryan miał nie tylko niezbite, lecz i bolesne dowody. Palce zaświerzbiły go, by czym prędzej pozbyć się pająka wczepionego w jego ciało, by sięgnąć po jedno z zaklęć czy krótszych ostrzy i posłać ostatniego agresora na spotkanie z dnem kawerny, lecz wiedział lepiej. Zimna krew i zdrowy rozsądek złożyły się w prędką analizę sytuacji - kłopotliwy kąt, pod jakim musiałby uderzać, pancerz z dwemerytu i przede wszystkim bliskość wczepienia nie zachęcały do tak konwencjonalnych rozwiązań, które mogły wyrządzić więcej szkód jemu niźli pająkowi.

Zaczerpnąwszy głębszy oddech i odsuwając od siebie ból pulsujący na całej długości sylwetki, Theodoryan jednym ruchem przechylił się nagle w tył. Pozornie i na powrót runął w stronę kamiennej posadzki, tylko po to by po chwili wykonać kolejny akrobatyczny manewr, zwrócić twarz z powrotem ku mostowi niemrawo obramowym odległą poświatą aktywnych iluminatorów współpracowników stawiających czoła pajęczej chmarze i wystrzelić w jego stronę. Od dawna niepraktykowane młodzieńczo szaleńcze manewry wracały do niego stopniowo, pomimo okoliczności przywoływały cień uśmiechu na usta i wygładzały ostre linie twarzy. Niegdyś dające mu parę ulotnych chwil radości, teraz mogły pozwolić mu pozbyć się pająka wczepionego w nogę bez sięgania po magię czy oręż.

A przynajmniej taką miał nadzieję.
 
Aro jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 16-04-2024, 14:12   #310
Dział Postapokalipsa
 
Ketharian's Avatar
 
Reputacja: 1 Ketharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputację
Wnętrze Bhtzarku, noc 21/22 Pierwszego Siewu 2E 581

Uniesiony w górę mocą zaklęcia niczym ziarnko piasku niesione podmuchem pustynnego wiatru. Theodoryan Morayne wprawił swoje ciało w ruch obrotowy. Świat zawirował w głowie Bretona, jego tonący w półmroku zarys rozmazał się jeszcze bardziej, a potężna siła odśrodkowa omal nie rozerwała tkanej nieprzerwanie inkantacji zaklęcia.

Ciężki dwemerski konstrukt nie zdołał się utrzymać na ciele bretońskiego czarodzieja, jego pazurki rozcięły jedynie głębiej rany mężczyzny wysuwając się z poranionej kończyny maga. Uwolniony od morderczego balastu, Morayne ustabilizował lot, po czym rzucił się szalonym zwrotem w bok, kiedy tuż obok jego głowy przeleciał kolejny pająk, strącony przez kogoś z mostu.

Przebierając bezradnie odnóżami konstrukt przepadł gdzieś w dole, ciągnąc za sobą warkocz niebieskich iskier wieszczących przeciążenie rezerwuaru energii. Stłumiony huk wybuchającego w locie automatonu zlał się w jedno z przeraźliwym rykiem orsimerskiego wojownika, wibrującym mieszaniną tryumfu i żądzy niszczenia.

Morayne wystrzelił ponad krawędź mostu, obrzucił wzrokiem panoramę konstrukcji, która stała się areną zaciekłej potyczki między grupką mechanicznych pająków i resztą jego kompanów. Miecze połyskiwały w migotliwej poświacie pieców, krzesały snopy iskier na twardych niczym kamień skorupach automatonów - lecz zmagania towarzyszy przykuły uwagę Theodoryana tylko na jedno uderzenie serca, puszczone w niepamięć na widok prawdziwej fali dwemerytowych insektów wdzierających się na most od strony wnętrza masywu.

Ogromna dwuskrzydłowa brama wiodąca na zewnętrzny most stała otworem, ale Breton nie miał złudzeń co do szans drużyny na ucieczkę - mieli zaledwie chwilę na uwolnienie się od zajadłych strażników podziemi, by gnając na złamanie karku ujść przed resztą roju na zewnątrz.

W ciepłą rozgwieżdżoną noc, na most, z którego w dół nie wiodły żadne schody, lecz który w zamian oferował litościwą i szybką śmierć, gdyby któryś z awanturników zdecydował się umknąć w jej objęcia skacząc z mostu w przepaść pomiędzy bliźniaczymi masywami.

Seria dodatkowych rzutów…

 
__________________
Królestwo i pół księżniczki za MG gotowego poprowadzić Degenesis!
Ketharian jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:19.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172