Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-04-2024, 11:48   #11
Zell
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację

Pojawienie się w miejscu zgromadzenia najemników Evercrest nie było niczym nadzwyczajnym. Kaylie widziała gorsze miejsca, ale lepsze także. Szepty nie zdziwiły ją. Ignorowała osoby jej nie znające, jako że były poza jej zainteresowaniem. Nie spieszyła się, idąc prawie spacerowym krokiem. Oceniała zgromadzonych spod zakrycia przez maskę i odcedzała element niegodny uwagi.

Zatrzymała wzrok na grupie, od której wyszły znane słowa.

- To dość dobra lektura. - odezwała się swoim miękkim tonem bardziej kojarzonym z elfami niż ludzmi, stając bokiem przy półelfie - Autor poprawił błędy z pierwszego wydania w drugim.

Półelf podskoczył słysząc jej głos, nerwowo rozejrzał się wokół poszukując źródła, kiedy ujrzał ubraną w płaszcz postać w masce zbladł i spojrzał na ludzkiego mężczyznę, który zaczął się śmiać.
- No, odpowiedz pani! To się nazywa "rozmowa" w krajach cywilizowanych. - mieszaniec zrobił się czerwony i spojrzał jeszcze raz w stronę zamaskowanej osoby, starał się jednak nie patrzeć na maskę.
- Tak, dziękuję... ma kilka ciekawych pomysłów dotyczących praktycznych zastosowań zaklęć łączonych.
- 342 strona czternasty wers, o ile dobrze pamiętam. Sugerują połączyć powietrze z ogniem nie mówiąc o zagrożeniu dla maga. - sięgnęła do maski i zdjęła ją.
To najwyraźniej uspokoiło półelfa.
- Brzmi ciekawie. Widziałem sugestię rzucenia "Tłuszczu" i zaklęcia ognia, aby go podpalić. To jednak nie działa, więc zastanawiam się ile z jego sugestii to pobożne życzenia.
- Więc zbliżasz się do czasów eksperymentów podczas walki! - następne słowa zostały wypowiedziane teatralnym szeptem - Polecam nauczyć się udawać przypadek. - z rozbawieniem zerknęła na resztę osób.
Krasnolud prychnął.
- Och, to już suczysyn sobie wytrenował. "Nie chciałem trafić cię Ognistą Kulą.", "Stałeś za blisko!", "Nie moja wina, że Gorg wbiegł w hordę goblinów."
- Bo to nie moja wina. - odparł półelf - Nie mam kontroli nad tym zapijaczonym oprychem!
- To może, nie wmawiaj mu, że zaklęcie, które rzucasz oszołomi oponentów, którzy go zaatakują. - odparła elfka.
- Bo oszołomi!
- JEDNEGO! - krzyknęli wszyscy, a Avruil usłyszała ciche zmęczone "...właśnie" wydobywające się gdzieś z okolic głowy pół-orka.
- Broda odrośnie gęsta i silna, skóra w końcu też. Nauka jest tego warta. - odparła - Lepiej teraz sparzyć się niż później, gdy to smok będzie nie gobliny.

- O nie, nie zapatrujemy się na smoka. - zawołał kasztanowłosy - Poza tym nie ma żadnego w okolicy. Jestem Falco, dowodzę tej małej sforze nieudaczników. Jak słyszałaś nasz nieprzytomny kolega to Gorg, mięśnie ekipy. Brodacz to Turgunt, dwa spiczastouche to Velcar i Valira, a nasz drogi "uczeń" sztuk magicznych to Aeron.
- Pewnie ty wiesz - zwróciła się do Falco - Jestem Kaylie Sunfall. Dopiero co przybyłam do tego miasta, choć jest mniejsze niż sądziłam. Mam nadzieję, że jest tutaj na czym zarobić.
- Ano, słyszałem o tobie. - odparł przywódca grupy - Głównie dobre rzeczy. Co do roboty to zawsze się znajdzie. Krasnoludy szukają jakiejś swojej dawno zapomnianej kopalnio-kuźnio-fortecy…
- Karaz Forn. - sprostował krasnolud.
- Właśnie. I potrzebują pomocy, a to pozbyć się koboldów czy goblinów, eskortować grupę ekspedycyjną, czy nawet znaleźć "nie górskie" materiały. Drewno i rośliny alchemiczne. Samo miasto ma też własne problemy. Bandyci, złodzieje, bandyci, szaleni druidzi, bandyci, intrygi polityczne, no i bandyci.
- BANDYCI!? - zawołał pół-ork podnosząc się chwiejnie ze stołu.
- Zabiłeś wszystkich Gorg. Wracaj spać. - zapewnił go elf, Velcar.
- A… no tak. - odparł osiłek, wracając do poprzedniego zajęcia.
- I kto za to płaci w takiej... - ogarnęła dłonią przestrzeń - ... miejscowości?
- Och, nie przesadzaj. Evercrest to nie jakaś zabita dechami wiocha. - Falco odsunął się, aby zrobić rozmówczyni miejsce przy ich stole - Wszelkie roboty dla krasnoludów opłaca klan Helmhammer, mają reprezentanta w tej gildii. Jeżeli wykonujesz coś dla miasta, to albo straż, albo jakiś przydupas Barona. Indywidualni klienci, płacą indywidualnie.
- Faktycznie, aż tak źle tu nie ma. - przysiadła się do stołu - Ale tak dobrze też nie jest. Szanująca się mieścina miałaby zagwarantowany spokój od bandytów. Kim jest ten mości Baron?

- Jazor Sahil. W miarę kompetentny, woli powierzać obowiązki innym i czerpać z przywilejów swego stanowiska. Poprzedni władca tych ziem zniknął bez śladu i powierzono je Jazorowi. - mężczyzna wzruszył ramionami - Historia jakich tysiące.
- Mam nadzieję, że nie jest to miejsce znane z niepłacenia najemnikom?
- Skarbnik jest trochę dusigroszem. Więc, jeżeli z nim będziesz miała do czynienia to może próbować skubnąć z twojej wypłaty.
- Na ostatniej wyprawie Gorg ściął drzewo, abyśmy mogli przeprawić się przez rzekę. I skubaniec potrącił nam 10 sztuk złota za to. - dorzucił Aeron.
- Trzeba więc zawiązywać mocniejsze umowy. Żeby pracodawca nie przerobił na szczegółach, a jeżeli i tak spróbuje - by zapłacił. - odparła - Sama nie raz na początku doświadczałam takich dupków. Później i umowy podważano, ale do tego prawnik wystarczy często. Pracodawcy boją się ich jak ognia.
- A kto się nie boi? - odparł Falco - Staram się, aby umowy były jak najprostsze. Tak, może nas to ugryźć, ale jest mniej miejsca, aby na pewno nas ugryzło.
- Ja mam własnego, to go zawsze mogę napuścić. - zaśmiała się - Szczerze nauczyłam się, żeby nie płakać za nimi tylko gryźć o każdy grosz. Droższe składniki same się nie zapłacą, a jak pracodawca chce być chytry... trzeba go ustawić do pionu. Może się chować za swoim pięknym tytułem, ale nie jest on taką dobrą ochroną przeciw papierologii. A czasem też przed ostrzem i magią.
- Daj namiary, może się przydać. A ostrze i magia nie pomogą, kiedy naśle na ciebie oddział albo dwa. - mężczyzna pokręcił głową.
- Dlatego głównie bierzemy roboty od krasnoludów, lub zwykłych ludzi. Nie to, że bardziej uczciwi czy coś. Nie śmiałbym sugerować, że baron Sahil jest skorumpowany czy coś… - zaczął pół-elf.
- Bogowie brońcie. - zawtórował sarkastycznie Falco.
- Po prostu mniej bawienia się z pośrednikami.
Kaylie zasłoniła usta.

- Evercrest naprawdę zadziwia! Nieskorumpowani szlachcice? - słowa kobiety wręcz ociekały sarkazmem.
- Mamy też pokorne elfy, wyedukowane orki, dwumetrowe krasnoludy, a oficjalnym patronem miasta jest tysiącletni niemowlak.
- Ale nie chcecie smoków szukać. - cmoknęła - Macie coś teraz już załatwionego? - przeszukiwała zawartość ukrytej sakwy pod płaszczem, skąd w końcu wyciągnęła kartkę i smukłe pióro, które wyglądało na droższą zabawkę niż stać było pospolitego najemnika, a sposób jego używania przywodził na myśl wykształconą osobę z wyższych sfer. Nie zwracała uwagi na ten odruch, gdy wręcz kaligrafowała imię prawnika.
- Też jest od chwili w mieście, choć poznaliśmy się wcześniej. Na tyle swój typ, na ile to prawnik może być. - przesunęła kartkę do Falco - Zatrzymaj. Dam znać jak kancelarię otworzy.
- Ambitny widzę.- mężczyzna schował kartkę - Mamy robotę, aby Wywerna upolować. Kradnie ludziom zwierzynę. Nie powinno być trudno, a płacą dobrze.
- Zwykli ludzie, jak mniemam? - schowała pióro pod płaszczem.
- Zrzutkę zrobili. 100 złota za łeb bestii. Staromodne, ale skuteczne, ponoć sam baron dorzucił miedziaka. - Falco się uśmiechnął - Mamy już trop, teraz wystarczy znaleźć leże paskudy.
- Umowa spisana? Wybacz, że tak pytam, ale życie nauczyło na gadanie nikomu nie zawierzać. - uśmiechnęła się gorzko.
Pamiętała jak pierwszy raz straciła dni na rozwiezieniu listów po okolicy. Chrzaniony lordzik nie chciał jej za to nawet miedziaka dać, a i tak umówił się ledwo na dwa złocisze!
- Ciągle pamiętam jak urządzono sobie polowanie na mnie, gdy po zrobionej robocie wróciłam po zapłatę. Nie polecam.
- Bardziej konkurs, kto pierwszy ten lepszy. Nie chodzi o to, aby ubić bestię, ale dostarczyć jej łeb jako dowód. Więc spodziewamy się konkurencji.
- Potrzebujecie kogoś, kto będzie wam tyły obserwował.
- Bez urazy, ale nie do końca się znamy. - odparł Falco - Do tego najpewniej to wszystko zajmie nam z tydzień. Więc, może kiedy indziej.
Kaylie zaśmiała się szczerze.
- Nie ma problemu, bo ja was też nie znam. Półelf może i uroczy - powiedziała słodkim tonem - ale na bycie uroczym nie położę głowy. Mówię tylko, że przyda się wam być ostrożnymi, bo na pewno ktoś was napadnie. - machnęła ręką - Jestem tu od wczoraj, więc nie ogarnęłam miasta, a i już w podróż mi nie śpieszno.
Spojrzała na Aerona.
- Jak z twoim elfickim?
- Ojciec nie spędził ze mną zbyt długo. Mama go wyrzuciła jak miałem jakieś pięć lat. Coś tam podukam. - półelf wzruszył ramionami - Czemu pytasz?
- Szkoda, mam bardzo dobrą lekturę dla ciebie, ale jest po elficku. Traktuje o łączeniu zaklęć z mniejszą szansą obrażeń ubocznych.
- Znajdę pewnie gdzieś słownik... albo wersję we wspólnym. Dzięki za ofertę, ale z tego co słyszałem o tobie, inaczej podchodzimy do magii.
Kaylie uśmiechnęła się bez radości słysząc te słowa.
- Pamiętam podobne słowa. W sumie... kwestia podejścia, magia ta sama. Tylko użycie. - chwilę szukała nim wyjęła książkę zza płaszcza i podała Aeronowi - Możesz tłumaczenia poszukać, ale możliwie go nie ma. Dobrze wiesz, że elficcy magowie nie lubią się dzielić wiedzą z innymi rasami.
- Tak chyba jest z większością tych pompatycznych ras. - Aeron westchnął - Ja nawet nie mogłem się powołać na ojca jeżeli chodzi o jakieś magiczne akademie czy coś, bo jak się okazało był absolutnym beztalenciem magicznym. Po prostu udawał przy pomocy różdżek, zwojów i innych przedmiotów.

***

Kaylie nie spieszyło się wracać. Dobrze jej było porozmawiać z grupką, a szczególnie z tym wciąż nieopierzonym magiem, co był w wieku, jak ona zawiązywała pakt z Azazelem. W sumie był to ironiczny zbieg okoliczności... Mogła przeżywać życie jak on bez tego bagażu wprost z Piekieł.
Nie mogła się powstrzymać przed testowaniem dzieciaka, jego wytrzymałości na dwuznaczności, jakich używać się nauczyła jeszcze za młodu... w innym życiu, mniej uporządkowanym i ognistym. W pewnym momencie zaczęła zastanawiać się nad tym co straciła, co porzuciła. Widząc reakcje młodego poczuła ukłucie smutku patrząc na zagubionego półelfa zawstydzonego jej dwuznacznym tekstem. Czuła smutek widząc jak grupa traktuje go jak swojego mimo niesnasek z źle wycelowaną magią. Wiedziała, iż brakuje jej niektórych relacji i młodzieńczego szaleństwa, którym się chwaliła kiedyś. Teraz... czasami czuła się jakby coś w niej umarło.
Wycofała się z zawstydzania mieszańca, którego wręcz spróbowała podnieść na duchu obracając to wszystko w żart. Powiedziała mu, że książka nie jest jej teraz potrzebna i będzie pojawiać się w tym miejscu, a sama zatrzymała się w karczmie, tu chwilę próbowała sobie przypomnieć nazwę, a w końcu podała jak do niej dojść.

Planowała jutro zahaczyć o straż miejską i tam wybadać teren, jednak nim nawet opuściła miejsce zbiorowiska różnej maści najmimord musiała zareagować na natrętną próbę zatrzymania.

- Kicia, już sobie idziesz?
Kaylie z niezadowoleniem uniknęła gładko próby pochwycenia przez młodego człowieka, który wziął ją za świeżynkę w interesie, jednak za chwilę poczuła jak silne ręce jego kolegi chwytają ją w talii i na siłę usadzają sobie na kolanach.
- My też ci możemy poopowiadać coś, kruszynko.
Kobieta po chwili przestała próbować się siłować, jako że to byłoby tylko marnotrawienie energii i czasu. Szczerze nawet nie słuchała gadania tych podlotków, jedynie czekając na odpowiedni moment cierpliwie znosiła dotykanie jej włosów, czy nawet policzka.

Nowi znajomi Kaylie nie pozostali niemi, a gdy trącony półork podchodził do męczących kobietę mężczyzn skupiając ich uwagę na sobie, ta gładko wstała z kolan natręta i wraz z sekundą, gdy jej dłoń dotknęła jego krocza usłyszał słowo, jakie tylko Aeron by od razu poznał. Żałosny wrzask i dźwięk upadku człowieka z krzesła na drewnianą podłogę przyciągnął uwagę zgromadzonych.

Kaylie spojrzała po kumplach nieszczęśnika jaki drżał na ziemi od wyładowania elektrycznego, jakie rozpoczęła na jego męskości.
- Nauczcie się kiedy można ruszać, a kiedy omijać, szczeniaki. - powiedziała do nich swoim miękkim, spokojnym głosem.

Skinęła głową grupie Falco i zakładając ponownie maskę po prostu bez słowa wyszła z budynku.
 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.

Ostatnio edytowane przez Zell : 08-04-2024 o 11:56.
Zell jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem