-Annika? Całkiem zmarniała biedaczka, posiwiała nawet…
Mijali właśnie „Bajgiel”, gdzie patrol w żółtych tunikach tłumaczył trzonkami halabard grupie furmanów i ludzi gościńca, co znaczy porządek na ziemiach Złotego Kolegium. Drianna wzięła Egga pod ramię i pociągnęła do przodu.
-Chodźmy…. Za dużo tu przyjezdnych, w tym zajeździe…o, tu jest porządny lokal, ale drogi – wskazała na „Szkarłatnego Smoka” – tu zatrzymują się kupcy i goście magów.
Przed odrzwiami karczmy halfling i ogr grali przy stoliczku w kości. Obaj byli przepasani czerwonymi szarfami. Skinęli Driannie głowami, odpowiedziała tym samym.
-Za panienki tu posługiwałam – uśmiechnęłą się do wspomnień - … ale o czym to ja…aha. Dzieci jest dwoje, dziesięcioletni Jurgen i sześcioletnia Helena. Najmłodszą, Ariannę, zabrała choroba jak trzy latka miała. Klaus niedawno awansował, na patrolu, na którym zginął, pierwszy raz występował jako sierżant. Mówił, że jeszcze parę takich misji i czas o kolejne dziecko się starać, a tu taka tragedia. Na napierśnik dla niego się zapożyczyli u młynarza Terpnosa, teraz nie wiadomo, skąd oddać, a Terpnos już nachodził Annikę o zwrot długu.
Mijali plac budowy
-O, a tutaj ze starania kupców Szafrańskiego, Hircyna i Ummericha powstaje świątynia Handricha. Z Wilczej Doliny płynie tu drewno i zboże, a magowie różnych cudeniek potrzebują z Salkalten. Panowie kupcy dobry utarg mają i o większy będą się modlić. Ponoć kapłan z samego Marienburga przybył… może nie będzie tak cięty na magów jak ojciec Seraupfel od Sigmara Budowniczego.
-Już dochodzimy…. Jurgen! Skocz no po matkę, wujek przyjechał!
Dom Lundquistów sprawiał miłe wrażenie dzięki kwiatkom w wąskich oknach. Był to parterowy budynek o stromej strzesze, zbudowany z solidnych bali, obetkniętych mchem. Okiennice i drzwi były z mocnej deski dębowej, narzazano na nich symbole ochronne i powieszono pęki ziół. Przed domkiem rósł mały kwietny ogródek. W otoczonym płotem obejściu ujadał pies, była mała stajnia, obora, wychodek i kilka komórek. Za domkiem rósł sad jabłkowy. W obejściu gdakały kury i pochrumkiwały dwie świnie.
Długo nie trzeba było czekać, jak z pobliskiego pola nadbiegła postać w lada jakiej sukienczynie. Egg widział już twarze naznaczone udręką, wychudłe postaci ludzi zjadanych żalem. Jeżeli Annika też miała koło czterdziestki, to wyglądała z dziesięć lat starzej, a siwizna nie pomagała.
-Egg! A jednak jesteś! – uśmiech zagościł na jej twarzy – Wchodź! Wchodźcie! – poprawiła się, spoglądając na Driannę. |